Klasa polityczna w Polsce składa się z dłużników Jana Pawła II. Cała, być może z wyjątkiem najmłodszych partii na scenie, klasa polityczna w Polsce składa się z dłużników Jana Pawła II. Są partie, które przez lata odwoływały się do dziedzictwa Karola Wojtyły, są takie, które czynią to nadal – i tylko te ostatnie wywiązują się w jakimś stopniu ze swojego moralnego zobowiązania. Ale są też i takie, które wdzięczności nie czują już żadnej, ba! zdziwiłyby się, czytając, że cokolwiek papieżowi zawdzięczają. A przecież gdyby nie jego „od unii lubelskiej do Unii Europejskiej” nie mieliby dziś zapewne swego najważniejszego punktu odniesienia. Wyjęte karty do głosowania są tu niczym odłączone dyski z dawno nieużywanymi zasobami pamięci. Papież zrobił swoje, papież może odejść, chciałoby się napisać, ale dla niektórych właśnie to odejście to za mało, ponieważ dokonało się w chwale i świętości. A to drażni w świecie, w którym nie ma być już punktów stałych, a naszym życiem kierować mają reklamy, mody i dyrektywy. O roli Jana Pawła II w czasie komunizmu napisano już wiele, choć jak się okazuje, wciąż za mało. Zostawiając ten temat trochę starszym ode mnie świadomym czasów i uczestnikom wydarzeń, wspomnę tylko o kilku najważniejszych sprawach. Dla społeczeństwa, wówczas dużo mocniej zaangażowanego w życie Kościoła, jedynej silnej i niezależnej od władzy, a zarazem alternatywnej wobec niej instytucji, wybór Polaka na papieża był wielkim wydarzeniem. Świadomość docenienia, zauważenia Polski, a zarazem zyskania jej orędownika i sojusznika na tronie papieskim zmieniało bardzo wiele. Dziś duża część młodej lewicy próbuje zasługi te lekceważyć, jest jednak faktem, że już sam wybór Karola Wojtyły na papieża dokonał rewolucji w samoświadomości i samopostrzeganiu Polaków. Owszem, komunizm zapewne i tak by upadł pod własnym ciężarem, ale ten upadek byłby trudniejszy, a dla zwykłych ludzi lata 80., zwłaszcza „mała stabilizacja” po stanie wojennym, byłyby czasem jeszcze bardziej pozbawionym nadziei. A przecież poza samym faktem obecności papieża Polaka w światowym ładzie politycznym i moralnym była jeszcze jego myśl, wystąpienia i teksty, kształtujące spojrzenie ówczesnych elit inteligencji i polityków odwołującego się do chrześcijaństwa podziemia. Nie potrzebowali już kościelnego schronienia...Przyszedł jednak rok 1989, a później pierwsza pielgrzymka do wolnej, a przynajmniej uważającej się za wolną Polski. Po raz pierwszy papież zaczął elitom trochę przeszkadzać. Kraj miał się bowiem bezrefleksyjnie cieszyć, może nawet biedniejąc, lecz zyskując coraz więcej swobody, a politycy artyści czy intelektualiści mieli robić swoje i nie potrzebowali już do tego kościelnego schronienia. Czytaj także: Sejm przyjął uchwałę w w sprawie obrony dobrego imienia św. Jana Pawła II Papież tymczasem przyjechał i zamiast pogratulować ostrzegał przed nowymi zagrożeniami i pułapkami wyśnionej wolności. Wszystko rozgrywało się w czasie pierwszych, szokujących dla wielu, konfliktów wcześniej niewyobrażalnych, na linii część społeczeństwa–Kościół. O religię w szkołach, o aborcję, o rolę samego Kościoła w nowej rzeczywistości. A w tej Kościół często dla wielu stał się nagle wrogiem podobnym do komunistów, wystarczy przypomnieć sobie o czym śpiewały popularne kapele rockowe w początkach lat 90., od mainstreamu („Kler nie – Bóg tak”, Róże Europy) do podziemia („Wczoraj Lenin, dzisiaj kler” – Stan Oskarżenia) przed czym przestrzegały niemal wszystkie media poza coraz bardziej oblężoną katolicką niszą. Później jednak sytuacja znów się zmieniła. Gdy do władzy śmiało powróciła dawna postkomuna, wraz z nią nie powrócił oficjalny antyklerykalizm państwa. Choć w tle po cichu lub jawnie wspierano jego najwulgarniejszą odsłonę (Urban), szukano też autoryzacji władzy ze strony Kościoła. Dlatego też Paweł Kukiz mógł śpiewać, że „bolszewicy na mszy w pierwszych rzędach siedzą”, a my z mieszanymi uczuciami oglądaliśmy Aleksandra Kwaśniewskiego w papa mobile. Apogeum tej wymuszonej przyjaźni były miesiące poprzedzające referendum akcesyjne. Władze III RP wiedziały, że bez poparcia Kościoła dla idei integracji z UE wynik referendum nie byłby pewny. Dlatego też Leszek Miller walczył o wartości chrześcijańskie w Unii (co znów później w piosence pod tytułem „Wartości chrześcijańskie” gorzko wyśmiał Kukiz), a Jan Paweł II rysował linię ciągłości „od unii lubelskiej do Unii Europejskiej”. Referendum się udało, lewicą wstrząsnęła afera Rywina, a papież mocno podupadł na zdrowiu, by 2 kwietnia 2005 r. odejść z tego świata. Jak ważny był papież?Po śmierci Jana Pawła II w Polsce zapanowała wyjątkowa atmosfera. Zgody kibiców, piękne słowa polityków, specjalne wydania gazet i serwisów informacyjnych, okolicznościowe pieśni artystów. I stopniowe sprowadzenie „narodowych rekolekcji” do „Barki” i kremówek, co moim zdaniem pomogło w późniejszej modzie na negację wizerunku i roli papieża. Nim jednak do tego doszło, jeszcze przez kilka lat niemal każdy polityk musiał opowiedzieć o tym, jak ważny był dla niego papież. Kto więc chciałby grzebać się, niespecjalnie zresztą głęboko, w archiwach, znajdzie wiele pięknych słów o Janie Pawle II wypowiadanych przez jego dzisiejszych adwersarzy, a jeszcze więcej będzie wzruszających świadectw tych, którzy w czwartek wyjęli karty do głosowania. I ci, którzy są nad nimi, choć nie ma ich w ławach parlamentu.Czytaj także: PiS zapowiada uchwałę ws. obrony dobrego imienia św. Jana Pawła II„Zastanawiałem się, jacy byśmy byli, i czego by nie było, gdyby nie było naszego papieża. Tyle dobra, ile każdy z nas w Polsce od niego dostał, to działa do dziś” – mówił Donald Tusk jako premier, przebywając na uroczystościach beatyfikacyjnych w Wadowicach. 12 lat później przedstawiciele jego ugrupowania gremialnie, z chlubnym wyjątkiem Joanny Fabisiak, podczas sejmowego głosowania nad upominającą się do dobre imię papieża Jana Pawła II uchwałą, wyjmują karty do głosowania. W 2014 r. Szymon Hołownia, jeszcze jako publicysta katolicki, w telewizyjnej dyskusji mówił, że zawsze widział w tym człowieku (Karolu Wojtyle) świętego. Z sześciu posłów Polski 2050 pięcioro nie bierze udziału w głosowaniu, jeden jest przeciwny uchwale. Sam Hołownia mówi w mediach, że papież nie potrafił wznieść się ponad swoje czasy. Karty do głosowania w piasekHołownia swoim czasom, mam wrażenie, zbyt mocno ustąpił na drodze, tak jak kilku innych katolickich publicystów. I kilku chcących odwoływać się do konserwatywnego elektoratu posłów Platformy. Reszta Sejmu dzieli się w sposób mało zaskakujący – papieża bronić chcą PiS i PSL, z mniejszych ugrupowań Konfederacja i trochę pogubione Porozumienie, które w kilku sprawach (ocena Jana Pawła II czy wcześniej Żołnierzy Wyklętych) wciąż nie przyjęło w pełni opozycyjnej wizji świata i historii. Lewica w całości projekt odrzuca, czasem klucząc w uzasadnieniach, czasem nie kryjąc się z przyjęciem najgorszej wersji historii. Oni nie muszą już wsiadać do papa mobile.#wieszwiecejPolub nasCzy ta burza wpłynie na wybory Polaków? Myślę, że jeżeli w ogóle, to nie tak, jak chyba chcieli sprawić to stojący za nią kreatorzy opinii. Najmłodszy i najbardziej podatny na tę propagandę elektorat, przygotowywany na nią latami setkami wyjątkowo plugawych żartów i memów, bardzo często na wybory nie chodzi. Z kolei ci, dla których uderzono w świętość, a zarazem w podstawy duchowe ich całego świata, potrafią się całkiem sprawnie zmobilizować. A gdy do tej mobilizacji dojdzie, kluczowe będą dwa obrazy – sam wynik wczorajszego głosowania (tu zyskują wszyscy, będący „za”), ale i zdjęcie z chwili, gdy odtwarza się posłom wystąpienie Jana Pawła II z polskiego Sejmu, a z ław poselskich wstają już tylko posłowie Prawa i Sprawiedliwości.Czytaj także: Biskupi reagują na doniesienia medialne o papieżu Janie Pawle IINie chcę przeceniać wagi tych zdarzeń, jednak pełni spóźnionych obaw opozycyjni komentatorzy, wściekli, że ruszenie tematu tylko pomoże PiS, mogą mieć dużo racji. Zwłaszcza że Platforma rozgrywa sprawę jak najgorzej, chowając głowy i karty do głosowania w piasek.