Dla jednych kosmopolityczne Batumi jest kwintesencją kiczu, dla innych – nowoczesności. Jadąc do Batumi, w głowie miałam piosenkę Filipinek. Herbacianych pól niestety nie widziałam, ale miasto mnie pozytywnie zaskoczyło. Dla jednych kosmopolityczne Batumi jest kwintesencją kiczu, dla innych – nowoczesności. Tu świat Zachodu przeplata się z Orientem. Miasto jest jednym z najważniejszych portów Morza Czarnego, stolicą autonomicznej republiki Adżarii i najbardziej luksusowym kurortem w Gruzji. O 9 rano łapiemy marszrutkę (minibus) z Kutaisi do Batumi. Koszt 20 lari za osobę. Oprócz nas jedzie jeszcze dwóch Polaków.Malownicza trasa wiedzie wśród gór i pól. Gdzieniegdzie wolno pasą się krowy, a kierowca co jakiś czas hamuje, żeby nie potrącić swobodnie biegających po drodze świń i bezpańskich psów – tych w Gruzji jest bardzo dużo. Są łagodne, podobno wysterylizowane i zaszczepione. Mają w uszach plastikowe klipsy z numerami. Choć nie mają właścicieli, to widać, że mieszkańcy nie dadzą im zrobić krzywdy.Po drodze dosiada się Gruzin w średnim wieku, który zajmuje miejsce obok mnie. – Jesteś z Polski. Poznałem po urodzie i akcencie. Ja znam Polaków. Wielu przylatuje do Gruzji, a ja sam mieszkałem w Polsce kilka miesięcy, w Ostrołęce – opowiada mężczyzna.Wielu Gruzinów wyjeżdża do pracy za granicę. Ale chętnie wracają, gdy już zarobią pieniądze.– Ja wróciłem, bo sporo udało mi się odłożyć. Mam mieszkanie w Batumi. Sam je wykończyłem – mówi z dumą. – Jak się jest fachowcem, to o pracę za granicą nietrudno – dodaje.– Drogie są mieszkania w Batumi? – pytam, choć spodziewam się odpowiedzi. – Bardzo drogie, to popularny kurort. Takie gruzińskie Las Vegas. Tu zjeżdżają bogaci ludzie. Przykładowo za mieszkanie o powierzchni 100 metrów kwadratowych musisz zapłacić 100 tys. dolarów, a to nie jest jeszcze górna półka. Choć wiem, że w Polsce jest drożej – mówi Gruzin.Kaukascy kochankowie i bimber z fontannyPo ponad dwóch godzinach marszrutka dowozi nas do samego centrum miasta nieopodal portu. Mijamy rybaków, ulicznych sprzedawców pamiątek i turystów. Choć dopiero wysiadłyśmy, to już widać, jak oryginalne jest Batumi. Architektoniczne pomieszanie z poplątaniem. Jak mówi mi Otar, znajomy Gruzin, w Batumi dużo inwestują Turcy. Nie wszystkim to się jednak podoba. – Nie jest to typowe gruzińskie miasto – mówi z przekąsem. Ale zaraz dodaje: Gruzja to otwarty i tolerancyjny kraj. Obok siebie żyje wiele mniejszości narodowych i nie ma konfliktów. A ja z przewodnika dowiaduję się, że tylko w Tbilisi – stolicy kraju – żyje około stu mniejszości.Na nadmorskim deptaku wzrok przyciągają dwie nowoczesne ruchome rzeźby – kobiety i mężczyzny. Mają 7 metrów wysokości. Figury wolno przesuwają się do siebie, na chwilę dotykają i następnie oddalają się od siebie. To zakochana para Ali i Nino (Nina). W Gruzji i Azerbejdżanie ich historię znają wszyscy. Młodzi ludzie są bohaterami książki azerskiego pisarza Kurbana Saida z 1937 r. To opowieść o miłości muzułmańskiego chłopaka do gruzińskiej chrześcijańskiej księżniczki, których rozdziela inwazja Rosjan.Obok Ali i Nino stoi 55-metrowy diabelski młyn z 2005 r. Przy porcie znajduje się stacja popularnej kolejki linowej Agro Cable Car. Można nią dotrzeć na szczyt wzgórza Anuria. Rozpościera się z niego widok na całą okolicę.Plaża w Batumi jest kamienista. Doskonale widać z niej ośnieżone szczyty Małego Kaukazu. Mocno wieje, ale spacerowiczów nie brakuje. Wzdłuż bulwaru można zobaczyć także rzeźby z sercami, przy których turyści chętnie robią sobie zdjęcia, a niedaleko stoi nowoczesna wieża Alfabetu. Ma 130 metrów wysokości i wygląda jak spirala DNA. Pokazuje litery gruzińskiego alfabetu.Nieopodal portu wzrok przyciąga także 25-metrowa wieża Czaczy (Chacha Tower), z zegarem i czterema fontannami otaczającymi budowlę, choć niektóre przewodniki opisują je jako jedną fontannę, jedną instalację. Kilka lat temu można było napić się niej czaczy – gruzińskiego samogonu z winogron.Wzrok przyciąga także futurystyczny budynek. Ma ponad 200 metrów wysokości, a na jego fasadzie umieszczono mały diabelski młyn. W tym oryginalnym wieżowcu miał mieć siedzibę Uniwersytet Technologiczny, aleteraz budynek stoi pusty.Kulturowa mozaikaOddalamy się od portu w kierunku Starego Miasta. Idziemy jedną z najbardziej reprezentacyjnych ulic miasta – Aleją Rustawelego. Mijamy zadbane kamienice, drzewa różane, przytulne kawiarnie i modne restauracje. Przechodzimy przez plac Teatralny, na którym znajduje się fontanna Neptuna z pozłacanym pomnikiem rzymskiego boga i Teatr Dramatyczny. Jego fasada liczy osiem kolumn. Ich końce również są pozłacane.Aleją Rustawelego dochodzimy do Batumi Boulevard, gdzie można zobaczyć bambusowy gaj, podświetlone nocą fontanny, japoński ogród i oryginalny budynek Pałacu Ślubów. Niedaleko znajduje się Park 6 Maja z urokliwym jeziorkiem Nuri Geli. Dużą popularnością cieszy się także tutejsze delfinarium zbudowane nieopodal parku, ale ja nie polecam tego typu atrakcji. Wystarczy poczytać, jak tresowane są w takich miejscach zwierzęta, które powinny żyć na wolności.Odbijamy na lewo i podziwiamy miks architektoniczny batumskich uliczek. Plac Europejski robi na nas wrażenie. Jest otoczonymi pięknymi budynkami i restauracjami. Na jednym z budynków można zobaczyć imponujący zegar astronomiczny. W centralnej części placu stoi pomnik Medei – czarodziejki, kolchidzkiej księżniczki, wnuczki Heliosa – boga słońca w mitologii greckiej. Medea trzyma w dłoni legendarne złote runo. Statua jest symbolem połączenia Gruzji z Europą.Stare Miasto to także kilka ciekawych świątyń różnych religii. Znajdują się tu m.in. synagoga, Apostolski Kościół Ormiański, Centralny Meczet Batumi, meczet Orta Jame, neogotycka katedra Narodzenia NMP z XIX wieku. Dawniej była świątynią katolicką, ale dziś modlą się w niej wierni prawosławni. A przy placu „Piazza” można zobaczyć zbudowaną w drugiej połowie XIX wieku cerkiew św. Mikołaja.Piazza to jedno z moich ulubionych miejsc w Batumi. Architekci wzorowali się na weneckim placu św. Marka. Oczy cieszą eleganckie, zdobione kamienice, fontanna z aniołem i ogromna marmurowa, okrągła mozaika. Podobno jest największa w EuropieKlucząc uliczkami starego Batumi mam wrażenie, że płynnie przechodzę z Gruzji do Włoch i Turcji. W wąskich uliczkach znajduje się wiele tureckich knajpek i sklepów z pamiątkami – prosto ze Stambułu. Gdzieniegdzie można natknąć się także na tajskie i chińskie jedzenie, ale jednak prym wiodą Turcy.Będąc w Batumi, warto zajrzeć także do kilku ciekawych muzeów. Przewodnicy polecają przede wszystkim Muzeum Sztuki Adżarii, Muzeum Archeologiczne Batumi, Muzeum Etnograficzne, Muzeum Religii i Muzeum Techniki Braci Nobel.Nocą Batumi rozbłyska tysiącami kolorowych świateł. Życie tętni na ulicach, w kasynach i nocnych klubach. Latem musi tu być naprawdę tłoczno. My jednak nie skorzystałyśmy z nocnych uciech miasta, bo wczesnym wieczorem komfortowym pociągiem wyjechałyśmy do Tbilisi.Trasa początkowo biegła wzdłuż wybrzeża. Żegnało nas zachodzące nad taflą morza słońce, a w głowie dźwięczał refren piosenki Filipinek … „Batumi, ech, Batumi”… Z pewnością tu jeszcze wrócimy.