Legendarna kraina złotego runa i Prometeusza. Legendarna kraina złotego runa i Prometeusza. Z historią sięgającą starożytności. Gruzja - niewielki kraj na pograniczu Europy i Azji nadal pozostaje dziewiczy i nieodkryty. Owiana legendami, wciśnięta pomiędzy majestatyczne góry Kaukaz i Morze Czarne, rozpala wyobraźnię wielu podróżników. Są tu miejsca, w których czas się zatrzymał, ale nawet w małych wioskach na przysłowiowym końcu świata, każdy gość spotka się z ogromną serdecznością i gościnnością. Skarbem Gruzji są średniowieczne monastyry, wielokulturowe miasta, niezwykłe jaskinie i przede wszystkim dzika przyroda. Kutaisi wita nas ulewnym deszczem. Prognozy niestety się sprawdziły. Słońce ma wyjść dopiero za kilka godzin. Na lotnisku zaczepia nas jeden z kierowców. Mamuka ma około sześćdziesięciu lat. Zarabia wożąc turystów, choć taksówkarzem nie jest. Ustalamy cenę i jedziemy do słynnej jaskini Prometeusza. Mamuka opowiada, że odkąd pojawiły się tanie loty z Polski do Gruzji – latem pojawiają się tu tłumy Polaków. Zimą też samoloty nie mogą narzekać na brak obłożenia. – Wino macie? – zagaduje Mamuka. Przecząco kręcę głową. – To wam dam, to prezent ode mnie. Sam je robiłem. Mam tego dużo – mówi z uśmiechem i wręcza mi półlitrową plastikową butelkę wypełnioną trunkiem. – Wino to podstawa. Codziennie je pijemy. Ja sam wczoraj wypiłem dwa litry. To niedużo – szybko dodaje patrząc na moją minę. – Siedziałem z przyjaciółmi i poszło w ciągu trzech godzin.Gruzja uchodzi za kolebkę wina. To najstarszy region winiarski świata. Gruzini są niezwykle dumni z tego faktu. Do produkcji, jak i przechowywania wina, używa się kvevri – tradycyjnych glinianych amfor. I tak od 7 tysięcy lat….– Wino podaje się je nawet małym dzieciom, oczywiście w niewielkich ilościach. Traktujemy je jak lekarstwo – mówi Mamuka.Trasa do jaskini momentami jest dość kręta. Od czasu do czasu drogę zachodzą nam wolno pasące się krowy. – Zobaczcie, jak w Indiach – śmieje się Gruzin. Podziemne skarby GruzjiDojeżdżamy do jaskini Prometeusza. To najdłuższa udostępniona do zwiedzania pieczara w regionie. Zwiedzać ją można tylko z przewodnikiem. Nie jestem fanką tego typu atrakcji, ale ta jaskinia naprawdę robi wrażenie. Niesamowite kształty stalagmitów i stalaktytów mocno oddziałują na wyobraźnię. Nazywana jest podziemnym skarbem Gruzji i nie ma w tym przesady.Jak zaczarowana przyglądam się kształtom, które uformowała natura.W jednej z komnat – Sali Miłości, można podobno wziąć ślub. Trasa ma niecałe półtora kilometra. Jaskinię Prometeusza odkryto w latach 80-tych XX wieku. Jej nazwa nawiązuje do mitycznego Prometeusza, który ukradł ogień bogom i za karę został przykuty do skał Kaukazu. Obszar zachodniej Gruzji to historyczna Kolchida, która w starożytności była kolonią greckiego miasta Milet. Stąd tyle nawiązań do mitologii greckiej. W ostatniej sali odbywa się „lightshow”- pokaz światła i dźwięku. Ściany jaskini mienią się różnymi kolorami. Ale niestety nie trwa to długo. Nasza przewodniczka podkreśla, że warto zobaczyć także Rezerwat Przyrody Sataplia, który słynie nie tylko z jaskiń krasowych, ale także z lasu typu kolchidzkiego i … śladów dinozaurów. Gruzini zapewniają, że są prawdziwe. Latem popularne są także kaniony – zwłaszcza Okatse i Martvili (Gaczedili) – który można podziwiać także z łodzi. Zimą często są zamykane z powodu dużej warstwy śniegu lub – jak w przypadku Martvili – zbyt wysokiego poziomu wody. Nieoczekiwana zmiana planówMamuka podwozi nas do centrum Kutaisi. Załatwia nam marszrutkę (minibus) do stolicy kraju, Tbilisi. Wymieniamy się numerami telefonów. – W razie problemów dzwońcie – mówi nasz sympatyczny znajomy. Podczas naszego pobytu wielu Gruzinów zostawiało nam numer telefonu. Oferowali noclegi, transport, a nawet organizację wycieczek. Droga do Tbilisi jest bardzo malownicza. Złowrogie ośnieżone górskie szczyty zachwycają, ale też na pewno uczą pokory. Stan dróg jest dobry, choć kierowcy nie przestrzegają zasad ruchu drogowego. Często jadą nie swoim pasem, nie przejmując się nadjeżdżającymi z naprzeciwka samochodami. Nagle nasza marszrutka gwałtownie się zatrzymuje. Stoimy w gigantycznym korku. Mijają nas na sygnałach policyjne samochody i pogotowie. Z powodu intensywnych opadów deszczu i śniegu osunęła się skarpa, która uszkodziła drogę. Okazuje się, że trasa będzie nieprzejezdna przez następne dwa dni. Kierowca próbuje przekonać policjanta, by zezwolił na przejazd, ale…. nie ma przecież jak przejechać. Niezrażeni Gruzini, którzy razem z nami podróżują marszrutką, wyciągają piwo i chaczapuri – zapiekany placek z serem. To sztandarowe danie kuchni gruzińskiej.Częstują nim wszystkich pasażerów i kierowcę. Jednak trudno jest się z nimi porozumieć. Po angielsku mówi jedna osoba, reszta włada tylko rosyjskim lub gruzińskim. Do komunikacji używamy aplikacji. Z kierowcą staram się dogadać po rosyjsku, który pamiętam jeszcze ze szkoły. Próbuję ustalić czy możemy pojechać do Tbilisi inną drogą.– Nie ma innej drogi. Przykro mi – mówi mi kierowca. – Nic nie poradzimy, trzeba zawracać.Więc zawracamy. Po drodze mijamy powalone na jezdnię drzewo i karambol. Rezerwuję przez internet nocleg w Kutaisi i od nowa opracowujemy plan wyprawy. Postanawiamy jechać do Batumi i Tbilisi. Do stolicy Gruzji dotrzemy pociągiem z tego czarnomorskiego kurortu. Ale najpierw dokładnie zwiedzimy Kutaisi...Atrakcje Kutaisi Kutaisi nie jest atrakcyjnym miastem w porównaniu do Tbilisi czy Batumi, przez wielu turystów traktowane jest jako baza wypadowa. Ma jednak kilka ciekawych miejsc, które warto zobaczyć. Stare Miasto nie jest duże. Na środku placu Dawida Agmaszenebelego stoi fontanna Kolchidy z pozłacanymi rzeźbami zwierząt. To kopie starożytnych figurek ze złota i brązu odnalezionych przez archeologów na terenie całego kraju. Plac otaczają odnowione kamienice i Państwowy Teatr Dramatyczny im. Lado Meskhishvilego. Wielu znanych gruzińskich artystów i założycieli teatru gruzińskiego zaczynało właśnie w tym teatrze. Wybitnym aktorem i reżyserem był Vladimir (Lado) Alexi-Meskhishvili. Wystawił ponad sto sztuk. Jego imieniem nazwano teatr w Kutaisi w 1940 roku. Niedaleko centralnego placu znajduje się mały park i biały most – czyli kładka łącząca brzegi rzeki z oryginalną rzeźbą chłopca na poręczy. Nieopodal parku można zobaczyć kilka ulic z kamienicami pochodzącymi z XVIII i XIX wieku. To dawna dzielnica królewska. W centrum znajduje się także m.in. synagoga, a w jej pobliżu stoją cerkiew św. Jerzego i katedra Zwiastowania – dawniej katolicka, obecnie prawosławna.Najważniejszym zabytkiem miasta jest pochodząca z XI wieku katedra Bagrata (Bagrati), czyli katedra Zaśnięcia Bogurodzicy z charakterystycznymi niebieskimi kopułami. Jej fundatorem był gruziński władca Bagrat III. Świątynię zbudowano na wzgórzu, z którego rozpościera się widok na miasto. W późniejszych wiekach katedra została zniszczona - najpierw przez Turków osmańskich, a później przez Rosjan. Jej ruiny zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO, ale świątynia po rekonstrukcji została z niej skreślona. Można przeczytać, że renowacja została przeprowadzona wbrew woli UNESCO. Z kolei część źródeł podaje, że wygląd katedry odbiega od oryginału i dlatego budowla została wykreślona. Przechodzimy przez most na rzece Rioni, a następnie wchodzimy po kamiennych schodach. Mijają nas ubrane na czarno starsze kobiety idące na poranną mszę. Wejście do katedry jest bezpłatne. W środku nie ma za dużo do zobaczenia. Wnętrza są surowe i puste. Mimo to, uważam, że i tak warto zobaczyć katedrę. Choć Kutaisi jest jednym z największych miast w Gruzji, to nie sprawia wrażenia dużej metropolii. Liczy około 150 tys. mieszkańców, ale atmosfera jest tu raczej senna i spokojna. Na lokalnym bazarze można kupić gruzińskie specjały, w tym pyszne sery, przyprawy i słodycze – czurczchele.Średniowieczny monastyr GelatiNiedaleko Kutaisi znajduje się średniowieczny monastyr Gelati – a właściwie jest to kompleks klasztorny, którego nie można pominąć podczas wyprawy do zachodniej Gruzji. W 1994 roku został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Można do niego dotrzeć marszrutką, taksówką lub Boltem. My zdecydowałyśmy się na tę ostatnią opcję. Za przejazd w obie strony zapłaciłyśmy 24 lari (ok. 40 zł). Marszrutki są zdecydowanie tańsze. Koszt w jedną stronę - z tego co mówili Gruzini - wynosi 3 lari (ok. 5 zł), ale niestety nie miałyśmy już czasu na nie czekać. Monastyr Gelati znajduje się na wzgórzu. Przekraczając mury kompleksu czułam się, jakbym znalazła się w innym świecie. Słońce oświetlało średniowieczne mury świątyń, pobożni Gruzini modlili się w środku i zapalali świece. Sceneria jak z filmu...Cisza i pustka dookoła. W tym miejscu można naprawdę poczuć ducha dawnych czasów. Kompleks klasztorny powstał w XII wieku z rozkazu króla Dawida IV Budowniczego, który został tu pochowany. Choć część budowli zbudowano w XIII wieku. Kompleks składa się z katedry Narodzenia Najświętszej Marii Panny, cerkwi św. Jerzego, dzwonnicy, cerkwi św. Mikołaja i budynku Akademii Nauk - na której w średniowieczu wykładali najlepsi gruzińscy uczeni. Do dziś w świątyniach przetrwały freski i manuskrypty. Najstarsze pochodzą z XII wieku. W kompleksie prowadzone są prace renowacyjne. Część źródeł podaje, że na terenie Gelati została pochowana w 1213 roku słynna królowa, a właściwie król Tamar - jedna z najważniejszych władczyń nie tylko Gruzji, ale i ówczesnego świata.