70 lat temu ppor. Franciszek Jarecki, nie chcąc żyć w sowieckim upodleniu, uprowadził myśliwiec i uciekł na wyspę Bornholm. Rosyjski imperializm ma wiele obliczy – to umiarkowanie represyjny carat, zbrodniczy komunizm czy obecnie agresywny putinizm. Łączy je opór ludzi niegodzących się na zniewolenie. To choćby nasi powstańcy z czasów zaborów, Żołnierze Wyklęci, Ukraińcy broniący dziś swojej ojczyzny, ale też jednostki decydujące się na ucieczkę z Polski. Niechcące żyć w upodleniu. Jak ppor. Franciszek Jarecki, który uprowadził myśliwiec i uciekł na wyspę Bornholm. Mija właśnie 70 lat od jego brawurowej i zakończonej sukcesem ucieczki, choć leciał bez mapy i z tropiącymi go sowieckimi myśliwcami. Od początku funkcjonowania reżimu komunistycznego w Polsce, szczególnie w okresie stalinizmu, wiele osób planowało i podejmowało ucieczkę ku wolności. Nie chcieli biedy, upodlenia, braku perspektyw. Wyrwanie się nie tylko z kraju, ale i zza żelaznej kurtyny było jednak niezwykle trudne i niebezpieczne. Polska była izolowana, ograniczono możliwość poruszania się, panowała totalna inwigilacja. Największe możliwości mieli artyści i sportowcy, których władze wysyłały w celach propagandowych, a którzy nierzadko korzystali z okazji i zostawali na wolności. Pewne pole manewru mieli też piloci. Pokonanie kilkuset kilometrów dzielących PRL od Danii było w zasięgu, choć również było śmiertelnie niebezpieczne, ale wielu podejmowało to ryzyko. Piloci wybierają wolność Piloci uciekali na różne sposoby, głównie samolotami wojskowymi, jak mjr pil. Tadeusz Siewierski, dowódca 3 Eskadry 3 Pułku Lotnictwa Myśliwskiego z Krakowa, który w lipcu 1946 roku przedarł się do amerykańskiej strefy okupacyjnej w Niemczech myśliwcem Jak-9P. W marcu 1949 roku pochodzący z ZSRS por. mar. pil. Arkadiusz Korobczyński z Samodzielnej Eskadry Lotniczej Marynarki Wojennej uciekł na samolocie szturmowym Ił-2m3 na szwedzką Gotlandię. Uciekali też piloci cywilni. W 1948 roku na duńskiej wyspie Bornholm wylądował Piper L-4 z Aeroklubu Gdańskiego. Prowadził go bliżej nieznany pilot o nazwisku Siadak, a na pokładzie było dwoje członków jego rodziny – żona i kuzyn. W 1950 roku do Szwecji na szkolnym Po-2 polecieli w jednym kierunku bracia Tomir i Przemysław Bałutowie z Aeroklubu Gdańskiego, studenci Politechniki Gdańskiej. Taką samą maszynę wybrali też w 1951 roku Henryk Kwiatkowski i Roman Romanowicz, którzy uciekli z lotniska aeroklubu w Aleksandrowicach pod Bielskiem do RFN. Jerzy Drożyński poleciał natomiast z Kobylnicy pod Poznaniem do Szwecji przedwojennym sportowym RWD-13. Do tego dochodziły uprowadzenia samolotów pasażerskich, ale to temat na inną opowieść.Nie wszystkie ucieczki zakończyły się powodzeniem. 7 sierpnia 1952 roku około godz. 15 samolotem Jak-9 ppor. pil. Edward Pytko wykonał lot z lotniska w Izbicku na Opolszczyźnie na południe, przez terytorium Czechosłowacji. Celem był Berlin Zachodni. Po przekroczeniu granicy podjęto za nim pościg. Pytko był zmuszony do kluczenia w chmurach i gdy zaczęło mu się kończyć paliwo, musiał lądować na najbliższym lotnisku. Kara śmierci Maszynę posadził w austriackim Wiener Neustadt, wówczas leżącym w strefie okupacyjnej kontrolowanej przez Sowietów. Do strefy amerykańskiej i wolności zabrakło mu zaledwie dwóch minut. Po zatrzymaniu został odstawiony do Polski. Odbył się szybki proces i już 18 sierpnia Sąd Wojsk Lotniczych pod przewodnictwem mjr. Aleksandra Filiksa skazał go na podstawie art. 90 Kodeksu karnego Wojska Polskiego na karę śmierci. W celi śmierci osławionego więzienia przy ulicy Rakowieckiej na warszawskim Mokotowie zachował się godnie. – Próbowałem, pech, nie udało się – trzeba płacić – powiedział osadzonemu z nim ppłk. Zygmuntowi Jankemu „Walterowi”, w czasie II wojny światowej komendantowi Okręgu Śląskiego Armii Krajowej. Janke dożył wolnej Polski. Pytko został stracony 29 sierpnia 1952 roku. Jego szczątki pochowane w Kwaterze na Łączce na warszawskich Powązkach Wojskowych zidentyfikowano dopiero w 2015 roku. Więcej szczęścia miał ppor. Franciszek Jarecki, który również zmagał się z pościgiem. Jego ucieczka była jedną z najbardziej brawurowych w historii PRL. Urodził się 7 września 1931 roku w Gdowie pod Wieliczką. Od początku zapowiadał się na bardzo dobrego pilota. W 1946 roku zapisał się na kurs szybowcowy, a cztery lata później wstąpił do dęblińskiej Szkoły Orląt, którą ukończył jako prymus. Za znakomite wyniki w nauce otrzymał nawet podziękowanie od prezydenta Bolesława Bieruta. W 1952 roku został przeniesiony do 31 pułku myśliwskiego na Bemowie, a w listopadzie tego samego roku do 28 pułku myśliwskiego w Redzikowie. Latał tam na nowoczesnych myśliwcach MiG-15 produkcji sowieckiej oraz budowanych w Polsce na licencji odpowiednikach MiG-ów – LiM-1 i LiM-2. W tym czasie planował już ucieczkę z kraju sprawiedliwości społecznej.Rodzina w USA Jarecki wiedział, że PRL nie jest dla niego. Przypuszczalnie bał się, że jego marzenia o lataniu zostaną przerwane, gdy śledczy odkryją, że jego matka prowadzi sklep w Bytomiu – spekulacja, element niepewny – oraz – o zgrozo! – ma rodzinę w Stanach Zjednoczonych, co zataił w życiorysie. Zapisał się do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, żeby odwrócić uwagę od siebie, i przygotowywał do ucieczki. Realizacja planów była dla niego o tyle łatwiejsza, że nie miał żony ani dzieci, choć to akurat sprawiało, że był podejrzany w oczach śledczych i kontrwywiad robił pod niego podchody. Cel – wyspę Bornholm – wybrał w lutym 1953 roku po tym, jak podsłuchał rozmowę radiową na temat rzekomo znajdującej się tam amerykańskiej bazy lotnictwa myśliwskiego. Przeszkody się piętrzyły, jedną z największych był brak map, a bez nich nie można wytyczyć trasy. Jarecki wykorzystał więc propagandowy rysunek ze „Sztandaru Młodych”. Wyposażony w prowizoryczną mapę i pistolet, na wypadek gdyby trzeba było popełnić samobójstwo, 5 marca 1953 roku o godz. 6.55 rano Jarecki wystartował z lotniska Słupsk-Redzikowo. Dzień był wyjątkowy, tego dnia wieczorem zmarł sowiecki dyktator i zbrodniarz Józef Stalin.#wieszwiecejPolub nas Młodemu podporucznikowi wyznaczono próbny lot nowym samolotem MiG-15 z numerem 3046/346. Myśliwce te były dopiero dostarczone z ZSRS, ich osiągi czy konstrukcja były pilnie strzeżoną tajemnicą. Amerykanie marzyli, żeby zdobyć egzemplarz maszyny z biura konstrukcyjnego Artioma Mikojana i Michaiła Guriewicza i poznać jego możliwości. CIA zaplanowała nawet operację wykradzenia go, w ramach której polscy piloci kpt. pil. Ludwik Martel, mjr pil. Józef Jeka oraz mjr pil. Stefan Janus mieli zostać zrzuceni na teren PRL, by porwać najnowszy wówczas sowiecki odrzutowiec i wrócić na terytorium NATO. Operację odwołano, bo MiG niespodziewanie sam wpadł im w ręce. Jarecki, zapewne nieświadomy znaczenia dla Amerykanów jego ucieczki, poleciał w swój pierwszy samodzielny ćwiczebny lot w nowej jednostce w towarzystwie instruktora por. pil. Józefa Caputy, który leciał drugim MiG-iem. W pewnym momencie młody pilot gwałtownie nabrał wysokości, ukrył w chmurach i obrał kurs na północ.Alarm Manewr miał zmylić instruktora i zdecydowanie się powiódł. Jarecki zaraz zanurkował i zszedł na wysokość 200 m, na której był niewidoczny dla sowieckiej stacji radarowej. Do tego odrzucił dodatkowe zbiorniki paliwa, by pozbawić maszynę dodatkowego oporu. Caputa od razu zgłosił zaginięcie Jareckiego. Wszczęto alarm. Początkowo obrona powietrzna myślała, że 22-latek rozbił się w morzu, ale dostrzeżone dodatkowe zbiorniki paliwa nie pozostawiały wątpliwości, że doszło do próby ucieczki. Natychmiast poderwano kolejne myśliwce i ruszono w pościg. 22-latek przezornie ustawił radio na częstotliwość alarmową i dokładnie wiedział, gdzie znajdują się tropiące go samoloty. – Siedząc w kabinie, przeładowałem pistolet. Popatrzyłem na lufę i na zegarek, i dotarło do mnie, że za kilka minut ten pistolet mogę użyć przeciwko sobie – opowiadał w wywiadzie dla Radia Wolna Europa. – Wyobrażałem sobie, że to będzie trudne. W lotnictwie decyzja musi być jednak jedna i prawidłowa. I tak, i tak można zginąć – przyznał. Cztery sowieckie MiG-i 15 przez siedem minut tropiły Jareckiego. Piloci przerwali pościg, gdy wiedzieli już, że uciekinier znalazł się w duńskiej przestrzeni powietrznej, jej nie odważyli się przekroczyć. 22-latek był bezpieczny, jeżeli chodzi o pościg, ale została jeszcze kwestia lądowania na Bornholmie. Lotnisko w miejscowości Rønne w niczym nie przypominało „bazy amerykańskiego lotnictwa myśliwskiego”, którą oczami wyobraźni widział Jarecki. Zamiast świateł i oznaczeń – krótki pas startowy i na klepisku. Pilot rozważał nawet podjęcie próby lotu do Kopenhagi, jednak ze względu na małą ilość paliwa zdecydował się wylądować w Rønne. Żeby posadzić maszynę musiał przelecieć nad ogrodzeniem i szybko wytracić prędkość na tyle, żeby zatrzymać się na skraju pasa. – Już przy samym dojściu do lotniska zauważam w ostatniej chwili, że tam jest parkan z drutu kolczastego. Poderwałem szybko samolot, dodałem trochę obrotów, przeskoczyłem przez parkan. Zrobiłem to tak, że oddalałem drążek i brałem na siebie, żeby go zniżyć, żeby tylko siąść na samym skraju lotniska, bo ono strasznie małe było – wspominał.– Tam nie było żadnego samolotu, żadnych wyłożonych znaków, z której strony należy lądować. To wyglądało jak aeroklub lub jakieś szybowisko – relacjonował Jarecki. Po wylądowaniu zaskoczonym Duńczykom zaczął tłumaczyć swoje położenie, używając słów „kamerad” (sojusznik), „communism kaput” (śmierć komunizmowi) oraz „asylum” (azyl). Duńczycy, mimo członkostwa w NATO, byli w trudnym położeniu. Moskwa już wcześniej straszyła rząd w Kopenhadze, że rozlokowanie samolotów Sojuszu w Danii zostanie odebrane jako działanie wrogie wobec bloku wschodniego. Choć PRL domagał się zwrotu samolotu – pilota już nie – Duńczycy zagrali na zwłokę. Już 6 marca, dzień po lądowaniu, na Bornholm przyleciała delegacja brytyjskich i amerykańskich specjalistów i zabrała MiG-a do fabryki lotniczej w duńskim mieście Værløse. Zdobyczny myśliwiec został rozmontowany na części i dokładnie przebadany. Dowódcy Sojuszu musieli ustalić, dlaczego góruje nad ich sprzętem, co widać wyszło podczas wojny w Korei. Myśliwiec Jareckiego nie został jednak sprawdzony w powietrzu, gdyż obawiano, że cenny egzemplarz mógłby się przypadkowo rozbić. Prace zakończono 15 marca, a 19 marca podpisano umowę ze stroną Polską w sprawie zwrotu samolotu. Wrócił do Polski ze śladami gipsowych odlewów. Medal od Andersa Sam Jarecki trafił do Monachium, gdzie Jan Nowak-Jeziorański przeprowadził z nim długi wywiad dla Radia Wolna Europa, cytowany powyżej. 13 marca pilot poprosił natomiast rząd Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej o azyl polityczny. W Londynie kilka razy gościł u gen. dyw. Władysława Andersa, który odznaczył go Krzyżem Zasługi z Mieczami. W końcu wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie był traktowany jak gwiazda. Udzielał wywiadów, odwiedził Hollywood, gdzie poznał wiele filmowych gwiazd, m.in. Clarka Gable'a i Ronalda Reagana. Przyjął go sam prezydent Dwight Eisenhower i wręczył mu nagrodę w wysokości 50 tys. dol. oraz przyznał amerykańskie obywatelstwo.To dużo, ale trzeba pamiętać, ale Jarecki miał do przekazania dużą wiedzę dotyczącą możliwości technicznych samolotu MiG-15 czy polskiego lotnictwa, podległego w praktyce Sowietom. O znaczeniu jego dramatycznej ucieczki świadczy fakt, że kombinezon, w którym poleciał po wolność, znajduje się na wystawie w National Air and Space Museum w Waszyngtonie. Do Polski Jarecki nie mógł wrócić. W ojczyźnie – choć kraj rządzony przez wyznawców zbrodniczej ideologii nie był w praktyce jego ojczyzną – skazano go bowiem na śmierć. Do Polski zawitał dopiero w 2005 roku. Komuniści przypuszczalnie próbowali go także zlikwidować za oceanem za zdradę. W 1961 roku samochód, którym jechał, został ostrzelany przez nieznanych sprawców, ale on sam z zamachu wyszedł bez szwanku. Więzienie dla matki Zemszczono się natomiast na jego matce Walerii, którą wsadzono na trzy lata do więzienia. Dopiero pod koniec życia władze pozwoliły jej wyjechać do Kanady, skąd udała się do USA i po latach rozłąki połączyła z synem. Za kraty trafił także instruktor Jareckiego, niefortunny por. Caputa, a z sił powietrznych wyrzucono kolegów pilota z jednostki. Władze uznały, że nie dopełnili obowiązków, bo powinni się kontrolować i na siebie donosić. Tak działał komunizm. Wkrótce sława Jareckiego minęła. On sam ukończył studia na Uniwersytecie Kalifornijskim, potem Alliance College, gdzie zdobył stopień doktora nauk technicznych. Pracował m.in. jako przedstawiciel handlowy. W 1968 roku założył firmę Jarecki Valves, produkującą części do rakiet wykorzystywanych w amerykańskim programie kosmicznym. Smykałkę do interesów miał i został zamożnym człowiekiem. Dwukrotnie się ożenił i doczekał szóstki dzieci. Zmarł w Erie w stanie Pensylwania 24 października 2010 roku. W jego ślady poszli inni piloci wojskowi, którzy nie chcieli żyć w państwie totalitarnym. Pierwszy był już 20 maja 1953 roku por. pil. Zdzisław Jaźwiński, który także uprowadził MiG-a-15 i wylądował na Bornholmie. On również zamieszkał w USA, a w Radiu Wolna Europa udzielał wskazówek, jak uciec z PRL-u drogą powietrzną. Jego ucieczka oznaczała jednak gehennę dla rodziny, która została w PRL. W Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych, który obchodziliśmy 1 marca, składaliśmy hołd żołnierzom walczącym z komunistycznym reżimem o wolną i niepodległą Polskę. Powinniśmy zachować w pamięci wszystkich, którzy nie godzili się na życie w kraju będącym satelitą imperialnej Rosji i odważyli się uciec, także pilotów Jareckiego, Jaźwińskiego i wielu innych. Ten sam duch oporu wobec zbrodniczych zakusów Kremla żyje obecnie w sercach Ukraińców.