USA ostrzegają Chiny przed dostarczaniem Rosji broni. Po inwazji Rosji na Ukrainę wielu się zastanawiało, jak zachowają się Chiny. Pekin do tej pory nie potępił zbrodniczych działań Moskwy i przerzuca odpowiedzialność za „podsycanie” konfliktu na Zachód i szczególnie USA, ale jednak nie wspierał Putina militarnie. Albo przynajmniej nie pojawiły się oficjalne oskarżenia. Wiele wskazuje jednak, że chińscy komuniści chcą bardziej zaangażować się w pomoc Kremlowi. Dlatego wizyty Joego Bidena w Kijowie i Warszawie należy traktować nie tylko jako wysłanie silnego sygnału Rosji, ale również Chinom. Chiny starają się ugrać, ile mogą, na wojnie na Ukrainie. Z jednej strony jest im ona na rękę, gdyż odciąga uwagę Stanów Zjednoczonych od nich samych i ich agresywnych posunięć w basenie Morza Południowochińskiego i wobec Tajwanu, z drugiej – czerpią korzyści, także długofalowe, z osłabiania się Rosji, która coraz bardziej się od nich uzależnia. Minusem dla nich jest jednak to, że Europa znów widzi potrzebę bliskiej współpracy z USA i poważniej niż do tej pory traktuje kwestie bezpieczeństwa. Chiny jako mediatorDlatego Pekin stara się przede wszystkim pokazywać światu jako mediator. Tyle że Chiny nie określiły rosyjskiego ataku na Ukrainę jako inwazji, a także sprzeciwiają się nakładanym przez Zachód sankcjom na Rosję i Białoruś. Krytykują go przy tym za – jak kłamliwie oceniają – podsycanie wojny na Ukrainie. Mówią też o potrzebie rozmów, dialogu i dyplomacji – są to jednak puste słowa w ustach zbrodniczego reżimu, jakim same są.Chiny jako mentor to fikcja. W rzeczywistości stoją one blisko Rosji, wspierają ją politycznie i propagandowo, szerząc kłamstwa szczególnie wobec NATO i USA.Warto pamiętać, że na krótko przed inwazją Xi Jinping spotkał się z Władimirem Putinem w Pekinie i po rozmowach wydane zostało wspólne oświadczenie, w którym podkreślono przyjaźń „bez granic” obu państw. Później obie armie prowadziły razem ćwiczenia wojskowe, a pomiędzy przywódcami doszło jeszcze do kilku spotkań. Ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski też zabiegał o spotkanie z Xi, ale – co znamienne – nie doczekał się go.Czytaj też: Przemówienia Dudy i Bidena w Warszawie, Morawiecki z Leopardami w KijowieRosja chciałaby broni z ChinCzy jednak Chiny dostarczają Rosji broń? Takie pytanie zadawane jest za każdym razem, gdy pojawia się temat postawy tego państwa wobec wojny na Ukrainie. Do tej pory żaden zachodni kraj, w tym przede wszystkim USA, bezpośrednio nie oskarżyły o to Pekinu.Chinom już jednak zarzucano, że dostarczają do Rosji sprzęt o podwójnym zastosowaniu, który może uchodzić za cywilny, ale może też służyć do naprawy samolotów myśliwskich.Teraz jednak Waszyngton stanowczo ostrzega Pekin, że jakakolwiek pomoc Chinom w dostarczaniu Rosji sprzętu wojskowego będzie się „wiązała z realnymi kosztami”.W ostatnim czasie CNN i dziennik „Washington Post” poinformowali, że w ocenie wysokiej rangi przedstawicieli władz USA Chiny poważnie zastanawiają się nad sprzedażą Rosji dronów bojowych, broni i pocisków artyleryjskich, co byłoby złamaniem międzynarodowych sankcji. Miały też zostać opracowane plany dostaw dronów przy wykorzystaniu sfałszowanej dokumentacji przewozowej.Wszystkie tropy prowadzą do ŁukaszenkiPomóc im w tym może… białoruski dyktator Alaksandr Łukaszenka, który planuje w dniach od 28 lutego do 2 marca wizytę w Chinach, podczas której ma spotkać się z Xi i podpisać umowy w sprawie m.in. handlu, inwestycji i wspólnych projektów. Jak ocenia amerykański Instytut Studiów nad Wojną (ISW), możliwe, że Chiny będą chciały wykorzystać umowy z Białorusią do zamaskowania złamania sankcji.Zobacz także: Departament Stanu: Chiny „bardzo wyraźnie” stanęły po stronie RosjiZaniepokojenia sytuacją nie kryją Ukraińcy. Prezydent Wołodymyr Zełenski poinformował, że chciałby się spotkać przywódcą ChRL i powiedział, że robi „wszystko, co jest możliwe, by nie dopuścić do chińskich dostaw broni dla Rosji”. Przychylnie odniósł się przy tym do części postulatów zawartych w chińskich propozycjach pokoju na Ukrainie, co należy uznać za ukłon w stronę Pekinu i zachętę do ustanowienia bezpośrednich relacji.Chiński plan pisany cyrylicąW rzeczywistości chiński plan to nic innego, jak forma realizowania przez Pekin wspomnianej roli mentora. Pekin nie określił Rosji jako państwa odpowiedzialnego za wojnę, wezwał do uregulowania konfliktu, a także, co ciekawe, zaapelował o poszanowanie integralności terytorialnej „wszystkich państw”. To oznacza, że też Ukrainy – a jeśli tak, to pokrywałoby się to z apelem Kijowa, by rozmowy pokojowe z Kremlem zaczęły się od wycofania przez niego wszystkich rosyjskich sił z terytoriów ukraińskich. Oczywiście, Pekin nie sformułuje takiego stanowiska w ten sposób, dlatego zdecydował się na ogólnik.Chiny w swoim planie sprzeciwiły się też użyciu broni jądrowej i groźbom nuklearnym, co można by odczytać jako krytykę pod adresem Rosji, gdyż tylko ona takowe formułowała. Jednak, jak można się domyślić, mamy do czynienia z kolejnym ogólnikiem, chociaż już wcześniej media donosiły, że Pekin był krytycznie nastawiony do takich szantaży formułowanych przez Moskwę.O tym, że mamy do czynienia jedynie z propagandą, świadczy też to, że w dokumencie wezwano do zniesienia „jednostronnych sankcji” wobec Rosji i zaapelowano o „porzucenie zimnowojennego myślenia”, co jest typowym zarzutem stosowanym przez ten kraj wobec Waszyngtonu.Zobacz także: Łukaszenka w Pekinie? Chce pomóc Rosji w obejściu sankcjiBiden kiwa palcemNie ma się więc co dziwić, że chińskie propozycje poparła Rosja. Z kolei prezydent USA powiedział, że nie widział w tym planie niczego, „co wskazywałoby, że jest to coś, co byłoby korzystne dla kogokolwiek poza Rosją”.– Pomysł, że Chiny będą negocjować wynik wojny, która jest całkowicie niesprawiedliwa dla Ukrainy, jest po prostu nieracjonalny – podkreślił Joe Biden.I w tym momencie warto ponownie przywołać historyczne wizyty amerykańskiego prezydenta w Kijowie, a później w Warszawie – w rocznicę rosyjskiej inwazji. Zarówno jego przybycie, jakże symboliczne w tych miejscach i w tym czasie, jak i słowa, które wypowiadał, miały na celu nieść pociechę Ukraińcom, zapewnić ich, że nie zostaną sami, że USA i reszta sojuszników są z nimi i będą aż do zwycięstwa.Jednocześnie była to forma pokazania Putinowi, że jest przegrany, tak jak mu to obiecano, i że nie wystraszył nikogo, a wprost przeciwnie – zjednoczył Europę i świat przeciwko sobie. Z innej perspektywy stanowiła z kolei jasny przekaz także dla Chin, głównego dziś przeciwnika USA, które od początku wojny bacznie przyglądają się ruchom dokonywanym przez Waszyngton.Czytaj też: Putin w reżimowej telewizji wprost straszy NATO. Coraz głośniej mówi się o puczuUSA zdają testTen zaś jednoznacznie pokazuje, że Ukraińcy mogą na niego liczyć, wspiera ich politycznie, humanitarnie i militarnie. Co więcej, Europa dawno nie była tak zjednoczona, a dla wszystkich praktycznie czymś oczywistym jest mocna współpraca transoceaniczna z USA.To zaś oznacza porażkę planów Kremla, który zawsze dążył do sytuacji, gdy Europa jest neutralna w rywalizacji Rosji ze Stanami Zjednoczonymi. Plany te są zbieżne z tym, czego oczekiwał Pekin – który jeszcze niedawno miał nadzieję na jeszcze silniejsze zbliżenie się z Europą, pomijając przy tym USA, a także poprzez to odsuwając je od Starego Kontynentu.To dziś wydaje się nierealne, tym bardziej, że coraz więcej państw, nawet tak małych jak Czechy czy Litwa, potrafi wejść z Chinami w konflikt.Rok wojny na Ukrainie i nieumiejętność osiągnięcia przez rosyjskie siły celów, także tych minimalnych, powinny być dla Pekinu ostrzeżeniem. Chyba że Chiny postanowiły wykorzystać ten moment do tego, by pokazać swoje prawdziwe oblicze.Autor jest dziennikarzem Polskiego Radia