Zapowiedź prac programowych PSL i Polski 2050 oraz porozumienie ugrupowań lewicowych przybliżają start opozycji w trzech blokach, nie jednym. Wygląda na to, że wreszcie doczekaliśmy się pierwszych jaskółek jednoczenia się opozycji. Zapowiedź wspólnych prac programowych Polskiego Stronnictwa Ludowego i Polski 2050, a także porozumienie ugrupowań lewicowych w sprawie wspólnego startu w wyborach do Sejmu przybliżają start w trzech, nie w jednym bloku partii tzw. opozycji demokratycznej. Nie do końca podoba się to największej partii opozycyjnej, Platformie Obywatelskiej i części jej sympatyków w mediach społecznościowych i tradycyjnych. Niezadowolenie to przekłada się czasem na mało demokratyczne reakcje. Tak naprawdę jednak to, co dzieje się w ostatnich dniach nie zaskakuje, jeśli przypomnieć sobie o zapomnianym dziś trochę haśle „Koalicja 276”. Pod takim hasłem, na kilka miesięcy przed powrotem Donalda Tuska do krajowej polityki, Rafał Trzaskowski i Borys Budka, wówczas kierujący Platformą i zmagający się z permanentnym kryzysem własnego przywództwa, ogłosili początek szerokiej współpracy sił opozycji. Choć późniejsze działania Tuska często uznawane były za dość brutalną próbę zdobycia potwierdzenia dominującej pozycji Platformy jako głównej siły opozycji, a jej szefa jako lidera całego obozu politycznego, to jego dwaj młodsi koledzy już wcześniej wyznaczyli ten kierunek i sposób działania. Przypomnijmy – „Koalicja 276” służyć miała stworzeniu w przyszłym parlamencie wspólnego frontu, zdolnego nie tylko do rządzenia, lecz również przełamywania prezydenckiego weta. Problem w tym, że panowie Budka i Trzaskowski ogłosili ten plan samodzielnie i bez żadnych konsultacji, równocześnie zachowując się tak, jakby przedstawiali fakt już dokonany. Bardziej niż w słowach, widać było to w identyfikacji graficznej wydarzenia, w której użyto logotypów partii politycznych, które PO chciałaby widzieć w tej koalicji, lecz bez pytania tych partii o zgodę. Co więcej, logotyp akcji został zaprojektowany w barwach partyjnych Platformy. Zamiast chęci współpracy pokazano więc arogancję i przedmiotowe traktowanie potencjalnych partnerów, odtąd będące znakiem rozpoznawczym sympatyków tej partii w sieci w rozmowach z koalicjantami. Coś, co później Szymon Hołownia nazwał "przemocowymi zalotami". Czytaj także: Bez szans na wspólną listę opozycji? Szykuje się „egzotyczna” układanka, bez POMinęło trochę czasu, do kraju wrócił Donald Tusk, przybliżył się też termin wyborów. A my, razem z działaczami opozycji poza Platformą widzimy i słyszymy wciąż to samo, tylko nawet bardziej. Tak, jak kilka dni temu, gdy rozpoczęła się nagonka na Szymona Hołownię, czy nawet w ostatnich trzech dniach, gdy PSL obrywał za intensyfikację relacji z Polską 2050, a politycy Lewicy włączyli się w krytykę zachowania Radosława Sikorskiego. Sikorski całej opozycji problemy sprawia nie od wczoraj, jednak Platforma wciąż tego nie widzi, nie widzą też tego jej najbardziej zaangażowani sympatycy. Warto pod tym kątem przejrzeć komentarze na takich twitterowych profilach, jak choćby oko.press czy Andrzej Rysuje, gdzie niedaleko jest już do zarzutów o zdradę i przejście na stronę śmiertelnego wroga. Nic dziwnego, że politycy Platformy stoją za Sikorskim murem, sponsorowane przez reżim odwiedziny zestawiając choćby z udziałem w polskiej, państwowej delegacji na Białoruś sprzed kilku lat. Inne stronnictwa widzą tu jednak problem. Odcinając się od Sikorskiego, chcą zabezpieczyć się przed dzieleniem go z Platformą (oczywiście nie znaczy to, że ostre deklaracje, choćby wspomnianego już Zandberga nie są przy tym szczere), zarazem jednak narażają się na atak ze strony jej fanów.Sprawa Sikorskiego jest rozwojowa, podobnie, jak sytuacja na scenie politycznej. Po wspomnianym już ogłoszeniu porozumienia ludowców z ludźmi Szymona Hołowni, spora część wyborców Platformy zaczęła pisać, że tym pierwszym, drugim zresztą też, życzy spadnięcia poniżej progu wyborczego. Tu nie liczy się matematyka, która dałaby w tej sytuacji wygraną PiS, tu ważne są emocje. Zakaz atakowania polityków PO jest zasadą niepisaną, lecz obowiązującą w wielu mediach i w wielu internetowych bańkach. Wielu marzy się rozszerzenie tego prawa na cały, a przynajmniej cały opozycyjny internet, tyle, że reszta opozycji nie ma w tym żadnego interesu. Reakcja na deklaracje PSL i Polski 2050 pokazują, że po stronie najbardziej totalnej opozycji pojawia się, formułowany już wprost, postulat programowego braku programu. „Dzisiaj panowie W. Kosiniak-Kamysz i Dz. Hołownia ogłosili, że wspólnie... przygotują »listę spraw do załatwienia« - pisze na Twitterze Sławomir Neumann. - Panowie, po starej znajomości pomogę. Lista spraw do załatwienia: 1. PiS. Jeśli tego nie załatwimy, to o reszcie będziecie mogli tylko pogadać.” Komentarze są zaskakująco rozsądne, pochodzą na ogół od jeszcze chcących rozmawiać sympatyków obu partii, ale nie brak i takich, w których domniemany elektorat Neumanna obraża obu liderów, czasem w najgorszych słowach, a czasem tylko zapisując ich do PiS czy Rodziny Radia Maryja. Tu dodajmy jeszcze, że Kosiniak-Kamysz ostatnio nieźle oberwał od liberalnej lewicy za deklarację, że gdyby miał przeprowadzić aborcję, odwołałby się do klauzuli sumienia - a i Hołowni co chwilę dostaje się za niewystarczający entuzjazm dla aborcji, zwłaszcza tej na żądanie. Postulat braku programu jeszcze przed Neumannem zgłosił Leszek Miller, pisząc: „Dziś znów poza hasłem odsunąć PiS od władzy, usłyszałem, że trzeba mieć oryginalną ofertę (składnia oryginalna - KK). Tymczasem nie ma rzeczy istotniejszej niż pozbycie się PiS. Na szczegóły przyjdzie czas po wyborach.” Podobnie zdają się myśleć ci działacze, którzy tylko z powodu porozumienia, niebędącego nawet deklaracją wspólnego startu, a jedynie powołania grupy ekspertów, opuszczają Szymona Hołownię. Tak, jak posłanka Hanna Gill-Piątek, która w ten sposób już drugi raz zmienia barwy polityczne w swojej pierwszej kadencji parlamentarnej.#wieszwiecejPolub nasWszystko to pokazuje, że mniejsze partie opozycji znalazły się w swego rodzaju pułapce. Oparcie programu na krytyce PiS skazuje je na współpracę i, być może, współrządzenie z Platformą. Jednak zachowanie PO i jej sympatyków pokazują, że kosztem takiej koalicji będzie całkowite podporządkowanie, zakaz krytyki i stopniowa utrata własnej podmiotowości, słowem los Nowoczesnej. Gdy Dorota Spyrka z Razem napisała na Twitterze, że liczy na wynik partii opozycyjnych na tyle dobry, by osłabić w kolejnym rządzie pozycję PO, co przecież racjonalne z punktu widzenia każdego, kto PO nie współtworzy, przeczytać mogła o sobie, od posłanki RP zresztą, że jest „durna i bezczelna”. Ciekawie zapowiada się ta przyszła współpraca. Zastanawiam się, czy wszyscy politycy i liderzy partii opozycyjnych gotowi są na tę ofiarę.