Państwo, które latami pompowało miliardy w Putina i jego zbrodniczy reżim. Na naszych oczach odbywa się jedno z największych oszustw w historii powojennej Europy. Państwo, które umożliwiło Rosji aktualny najazd na Ukrainę, które latami pompowało miliardy w Putina i jego zbrodniczy reżim, które zrobiło wszystko, by Moskwa mogła do maksimum rozszerzyć swoje wpływy w Europie, dziś chce zbić polityczny kapitał na tej wojnie i związanej z nią hekatombie ukraińskiej ludności cywilnej. Mowa oczywiście o Niemczech. Warto więc, w tym kontekście, przyjrzeć się bliżej roli tego państwa w ostatnich miesiącach i spróbować podsumować jego „zasługi” w kontekście wojny w Ukrainie. Udało się. Po miesiącach intensywnej akcji dyplomatycznej, w której jedne z głównych skrzypiec grała Polska, po ciągłych naciskach, Berlin łaskawie zgodził się wysłać Ukrainie czołgi typu Leopard. Warto zauważyć, że dość podobnie „rozegrała” się sprawa z bateriami Patriot. Oczywiście, jak bardzo wiele z niemieckich obietnic, pozostają one nadal w sferze czystych deklaracji. Te zaś, jak pokazała krótka historia tej wojny, nie zawsze się spełniają. Co więcej, tygodnie zwłoki, wymuszone niemieckim sprzeciwem, mogą okazać się kluczowe dla Ukrainy i, to już pewne, będą kosztować życie ukraińskich żołnierzy. Pomoc pomocy nierównaSytuacja z czołgami Leopard wskazuje na ciągła praktykę Berlina, czyli maksymalne granie na zwłokę, wręcz torpedowanie, póki to możliwe, wszystkich bardziej konkretnych działań militarnych, mogących wesprzeć Ukrainę. Na powyższe dictum wiele osób, szczególnie funkcjonariuszy medialnych Platformy Obywatelskiej z okolic GW, Newsweeka, Polityki czy TVNu (o Onecie nie wspominając), żachnie się a następnie będzie stanowczo protestować. Niektórzy, jak „dziennikarze” Gazety Wyborczej, oświadczą, że może i powolne dostawy broni są problemem, ale to nic w porównaniu z tym, co robi PiS, wykorzystując tę wojnę do swojej wewnętrznej polityki, i to najbardziej denerwuje dziś Ukraińców. To nie żart. Dokładnie taki felieton dla GW spłodził niedawno medialny funkcjonariusz PO, Bartosz Wieliński, ja zaś pozwoliłem sobie o nim wspomnieć, by pokazać niebywały stopień i głupoty i zakłamania tych, którzy w Polsce zrobią dziś wszystko, by wybielić Berlin. Niemniej nie każdy posuwa się do aż takich kretynizmów, jak jeden z głównych oszołomów GW. Ci inteligentniejszy zaczną żonglować danymi, pokazywać statystyki niemieckiej pomocy, powoływać się na te, z których wynika, że nie tylko ona istnieje, ale że jest nawet większa niż polska. Czytaj także: „Niech Tusk pokaże stenogramy rozmów z Merkel i Putinem”Warto więc na chwilę przyjrzeć się tej argumentacji i pokazać, czemu jest ona z gruntu rzeczy fałszywa. Po pierwsze, bardzo często do tych danych dołączona jest pomoc „deklarowana”, nie dostarczona. Tymczasem wielokrotnie już Berlin pokazał, że się nie wywiązuje ze swoich obietnic. Po drugie pomoc pomocy nierówna, zaś kwestia jej ekwiwalentu finansowego jest drugorzędna. Pisząc najprościej jak się da- dwa czołgi za dwa miliony przydadzą się bardziej Ukrainie niż tysiące butów dla żołnierzy, nawet jeśli będą one kosztować 4 miliony. Po prostu tych ostatnich Ukraina na ten moment nie potrzebuje. Jest to oczywiście przykład teoretyczny, niemniej adekwatny do rzeczywistości, bowiem sam Kijów regularnie zwraca uwagę na brak dopasowania niemieckich działań pomocowych do kontekstu militarnego tej wojny. Najważniejszy jest czas Przyjrzymy się zresztą dwóm przykładom, pokazującym tę patologię. Okazuje się, że nawet jeśli Niemcy wywiązywały się ze swoich obietnic to okazywały się one "półrealizowalne"- jak w przypadku samobieżnych dział przeciwlotniczych Gepard. Co z tego, że Berlin faktycznie przekazał to uzbrojenie, skoro okazało się, że nie może dostarczyć do niego amunicji, bowiem jej producent, Szwajcaria, odmówiła. Decyzja ta była de facto od początku oczywista, zważywszy na szwajcarską doktrynę neutralności, ciężko uwierzyć, że Niemcy mogły mieć co do tego wątpliwości. Innym przykładem są, w pewnym momencie opiewane medialnie jako „przełom”, PanzerHaubice2000, które nie dość, że okazały się bardzo zawodne, to jeszcze Niemcy nie dostarczyły do nich części zamiennych, co spowodowało ich wyłączenie z działań zbrojnych. Przykłady takie można mnożyć.Podobnie Niemcy wypadają fatalnie, jeśli chodzi o procent PKB, przekazywany na pomoc Ukrainie. Oczywiście nie znaczy to, że niemieckie wsparcie nie istnieje. Jednak, i to jest sprawa najbardziej kluczowa, dla Ukrainy najbardziej liczy się czas. Tymczasem wszystko to wskazuje na to, że Niemy intencjonalnie grają na maksymalne opóźnienie pomocy, robią to właściwie za każdym razem. Owszem, może dostarczą, ale już się nie przyda. Okażą się moralnie czyści a jednocześnie realnie nie pomogą. I Zachód i Rosja szczęśliwi. Czyż nie jest to sytuacja idealna? Warto też zauważyć, że nie tylko w zakresie militarnym Niemcy „dają ciała”. Analogicznie, w kwestiach energetycznych, ich brak solidarności i granie przeciw reszcie Europy zakrawa wręcz o ostentację. Nawet jeśli ich sprzeciw zostaje przezwyciężony, pokazują się wciąż jako hamulcowi. Dokładnie tak było w kwestii unijnego ustalenia pułapu cen gazu. Niemcy zachowywały się wtedy jak najlepszy sojusznik Gazpromu.Berlin oczywiście dobrze wie, że jego, opisywane powyżej, działania nie wyglądają, delikatnie rzecz ujmując, najlepiej. Status „moralnego centrum Europy”, jak lubili o sobie myśleć Niemcy, jest więc zagrożony. Nic więc dziwnego, że, w odpowiedzi na kompromitację związaną z relacjami z Rosją i zaniechaniami w sprawie Ukrainy, wykształcono kilka narracji, mających możliwie neutralizować „straty wizerunkowe”. Zdziecinniała propagandaNa pierwszy plan wysuwa się próba rozszerzenia odpowiedzialności za aktualną sytuację na całość Europy. Co prawda w ten sposób Niemcy nie zmazują swojej winy, niemniej okazuje się, że ilość współwinnych jest na tyle duża, że nie można już mówić o tym, kto jest tym „najgorszym” (warto zauważyć, że w podobny sposób Niemcy, skutecznie, od lat rozgrywają kwestie Drugiej Wojny Światowej a także Zagłady). Narracja ta przybiera różne formy. Czasem akcentuje się odpowiedzialność innych polityków, jeżdżących do Putina i bratających się z nim, tak jakby można było jakkolwiek porównać szkodliwość działań Lepen czy Orbana (niezależnie od tego, jak skandaliczne są ich zachowania i deklaracje) do trwającej dekady polityki wspierania Rosji przez Niemcy. Czasem wskazuje się na winę całej Europy, która od lat bagatelizowała zło, które dzieje się obok niej, nie reagowała a dziś zbiera tego owoce. Przywoływane są więc standardowe „grzechy” Zachodu Kolonializm, rasizm, Irak czy obojętność wobec Syrii.Na niedawnej konferencji (odbywającej się skądinąd w Berlinie) na temat zbrodni rosyjskich na Ukrainie, organizowanej przez Instytut Pileckiego, na której miałem zaszczyt być, jedna z uczestniczek wprost stwierdziła, że odpowiedzialność za aktualne zbrodnie Ukrainy ponoszą nie tylko Niemcy, ale i reszta Unii Europejskiej. Szczególnie zaś Europa Środkowa, bo pokazała, że w kwestii uchodźców nie jest solidarna i nie była gotowa przyjąć tych ludzi. Tego typu narracje są dość typowe dla dzisiejszych prób wybielania Niemiec. Ich cechą konstytutywną jest infantylny, pseudo radykalny, moralny dyskurs, w którym okazuje się, że w tym „złym świecie” nikt nie jest bez winy. W konsekwencji, oczekuje się, żeby, zamiast wskazywać winnych, samemu uderzyć się w piersi, a potem, wspólnie, zacząć patrzeć w przyszłość. Podobny bełkot jest zresztą nam serwowany przez największych sojuszników Niemiec na polskiej scenie publicznej, czyli przez PO. Warto przypomnieć, jak na jednym z swoich ostatnich spotkań Donald Tusk wypowiedział następujące słowa „nazizm nie zaczął się od komór gazowych, (…) zaczęło się od złego słowa (…) Każdy, kto zna trochę historię wojny rosyjsko-ukraińskiej i napaści Rosji na Ukrainę wie, ile słów w mediach publicznych rosyjskich pełnych pogardy, poniżających słów nienawiści padło, zanim do tej wojny doszło”. Uchodźcy i Ukraina, ten sam winny Wypowiedź byłego premiera jest wręcz archetypiczna dla opisywanego wcześniej sposobu myślenia. Zamiast wskazania winnych (tak Holocaustu jak i aktualnej wojny) dostajemy pensjonarską wypowiedź, godną kilkuletniego, maksymalnie kilkunastoletniego, dziecka, której jedynym celem jest pobudzenie emocji, która tylko do nich się odwołuje. Oczywiście słowa byłego premiera Polski można komentować na wiele sposobów. Że nazizm naprawdę nie zaczął się od złego słowa, że to nie „złe słowo” umożliwiło Rosji najazd na Ukrainę tylko niemiecka polityka uzależniania Europy od rosyjskiego gazu i pompowania miliardów w Putina, którą Tusk sam firmował. Najistotniejsze jest jednak tu co innego. Ów niebywały infantylizm (widoczny nawet w doborze słów), który zastępuje analizę i przytaczanie faktów, którego celem jest stworzenie zdziecinniałego obrazu świata, w którym odbiorca nie będzie potrafił rozpoznać elementarnych ciągów przyczynowo- skutkowych. Opisany powyżej dyskurs jest Niemcom konieczny, żeby zgwałcić konkret na rzecz miałkiej, emocjonalnej papki.Okazuje się jednak, że ta infantylizacja debaty jest Berlinowi konieczna nie tylko, żeby móc na nowo przybrać szaty „moralnego strażnika” Europy i odsunąć od siebie oskarżenia. Niemcy dodatkowo w ten sposób dopuszczają się wyjątkowo perwersyjnej manipulacji na opinii publicznej Unii Europejskiej. Okazuje się, że ów histeryczny, infantylny dyskurs staje się, w konsekwencji, argumentem za tym, żeby to Niemcy odgrywały nadal przewodnią rolę w UE, za intensyfikacją działań „integrujących” ten podmiot polityczny, które, w konsekwencji, oddadzą Berlinowi pełnię władzy. Wróćmy na chwilę do przytoczonego tu przykładu z berlińskiej konferencji. Symptomatycznym jest, że kobieta broniąca Niemiec odwołała się do kryzysu uchodźczego, wywołanego przez Merkel. Nieświadomie pokazała tu ciekawą analogię. Tak wtedy jak i dziś mieliśmy do czynienia z, u swojego fundamentu, podobną sytuacją. W obu wypadkach doszło do skrajnego kryzysu, wywołanego nieodpowiedzialną polityką Niemiec, którą następnie Berlin usiłował wykorzystać do implementacji mechanizmów w obszarze UE, które dawałaby mu nieporównywalnie większą władzę. Wtedy zostało to uniemożliwione przez ten straszny „brak solidarności” (inna nazwa na zdrowy rozsądek) państw Europy Środkowo-Wschodniej UE. Dziś Niemcy próbują rozegrać to samo, znowu przykrywając to infantylną, moralną argumentacją. Co by było gdybySłyszymy więc, że czas oto „patrzeć w przyszłość”, zamiast szukać winnych. „Wypracować mechanizmy pozwalające Unii na szybszą reakcję”, „większą skuteczność”, „bardziej spójną politykę zagraniczną”. Atakuje się, szczególnie Polskę, ordynarnym szantażem o treści: rozbijacie naszą wspólnotę, stoicie więc po stronie Putina, chcecie by wygrał i mordował dalej. Warto zauważyć okrutny cynizm Berlina i jego najrozmaitszych popleczników i agentów (także tych polskich). Okazuje, że te wszystkie potworności, których można było uniknąć, gdyby nie kunktatorska polityka Berlina wobec Rosji, Bucza i reszta zbrodni rosyjskich orków, staje się paliwem dla opisywanego powyżej szantażu, dla rozwiązań, które mają doprowadzić do jeszcze większej władzy państwa odpowiedzialnego za tę wojnę. Co więcej, jeśli chodzi o dziś podnoszone propozycje „integracji” Niemcy i ich wspólnicy z Brukseli naprawdę nie proponują niczego nowego. Możemy więc cofnąć się o te kilka miesięcy i zastanowić się, co by było, gdyby wtedy udało im się wprowadzić postulowane rozwiązania. Odpowiedź jest prosta. Ukraina zostałaby zniszczona a czołgi rosyjskie stacjonowałyby pod Lwowem. Po pierwsze dlatego, że Niemcy zdołałyby dużo szybciej przeprowadzić szereg swoich postulatów energetycznych, ze słynnym fit for 55 na czele, które doprowadziłyby tylko do jednego, do naszej absolutnej bezbronności wobec Moskwy jeśli chodzi o kwestie energetyczne. Zresztą Berlin przyznaje to już wprost, pisząc, że został zmuszony do zawieszenia (proszę zwrócić uwagę na język sugerujący czasowość!) prac nad swoimi długofalowymi projektami energetycznymi, bowiem skutkują one daniem Putinowi za dużego wpływu na europejską politykę. Po drugie, patrząc na reakcje najważniejszych, „starych” krajów Unii, państwa naszego regionu (oczywiście najistotniejsza jest tu Polska, niemniej warto odnotować to, jak rozsądnie i godnie zachowało się też wiele innych krajów, zwłaszcza Państwa Bałtyckie) miałaby dużo większą trudność w tak szybkiej i jednoznacznej reakcji pro ukraińskiej, jak ta, z którą mieliśmy do czynienia. Ta cała, niewyobrażalna wręcz pomoc, była możliwa nie dzięki Niemcom. Nie bez Niemiec. Ukrainę uratowano POMIMO działań tego państwa. Niemcy to nie PolskaPatrząc na to, co Berlin zrobił przez ostatnie miesiące, co robi nadal, słowa o „wspólnej”, „sprawnej” i „konsekwentnej” polityce zagranicznej Unii muszą budzić niepokój, o ile nie strach. Żeby odczuć te emocje nie trzeba zresztą patrzeć w przyszłość, starczy spojrzeć na niemiecką politykę względem Chin w ostatnich miesiącach. Wiele wskazuje na to, że w kilku kluczowych obszarach (także związanych z energetyką) Berlin zdecydował się po prostu na wymianę jednego potwora na drugiego. Z tym że, zważywszy na to, w co gra dziś Pekin, będący najważniejszym sojusznikiem Putina, docelowo wychodzi na to samo. Cały problem polega na tym, że ciężko oczekiwać od Niemiec czegoś innego. To państwo nadal działają w tym samym paradygmacie geopolitycznym, co przez ostatnie dekady. Jest on zaś dla nas bardzo groźny. Nie mówię tu tylko o Polsce, ale o całej Europie. Często można odnieść wrażenie, że rozmawiając o Niemczech, przykładamy do nich miarę Polski. Tymczasem są to nieporównywalne (na naszą niekorzyść) organizmy państwowe. Owszem, u nas, jak pokazała Platforma, można w kilka miesięcy przeorientować całość polityki zagranicznej, jak miało to miejsce w 2007. W Niemczech taki zwrot jest niewyobrażalny. To sprawna machina państwowa, która ma jeden cel od dekad. Co więcej, zważywszy, że był on realizowany przez ten czas z tym samym, niezmiennym sojusznikiem, czyli Moskwą, niemieckie instytucje polityczne, czy mowa o partiach, fundacjach czy urzędach, musiały zostać oplecione prawdziwym bluszczem niejasnych powiązań, zależności i układów z Rosją. Kolejni najważniejsi politycy Niemiec, których emerytura polega na służeniu Putinowi, są tego najlepszym przykładem. Nie ukrywajmy, ilość kompromatów, jakie zapewne posiadają służby rosyjskie musi być gigantyczna. Co więcej, mają one teraz dużo większą siłę rażenia, niż kiedyś. Łopatologicznie, dziś wspólna impreza z KGBistami jest bez porównania większym obciążeniem wizerunkowym, niż jeszcze dwa lata temu. Nic więc dziwnego, że wielu czołowych polityków niemieckich nie chce Moskwie podpaść. Jednak nawet abstrahując od kwestii ewentualnych szantaży, jedno jest pewne. Polityka Niemiec względem Rosji nie jest bowiem „wypadkiem przy pracy”, jak chcieliby to przedstawić nam dziś ich najrozmaitsi lokaje. To element konieczny do zrealizowania imperialnej wizji Berlina, czyli jego pełnej dominacji nad Europą kontynentalną. Najmocniej widać to w kwestii energetyki. Ta wojna to tylko „epizod”To właśnie ta przestrzeń pokazuje wyraźnie rzecz absolutnie fundamentalną, jeśli chodzi o zrozumienie polityki Berlina. Otóż Niemcy może zapewnić sobie dominującą pozycję w Unii Europejskiej tylko kooperując z Moskwą. Tak wewnętrznie jak i zewnętrznie. Kluczowe dla Berlina projekty, zapewniające mu pełną dominację w Unii, były związane właśnie z energetyką i wkład Rosji był niezbędny, by mogły zaistnieć. Czy mowa tu o “zielonym ładzie” czy o kolejnych gazociągach. Tylko duopol niemiecko- rosyjski robił z Niemiec podstawowego “dysponenta” energii, kontrolującego jej przepływ i ilość oraz blokującego jej potencjalną dywersyfikację. Koniecznym warunkiem osiągnięcia tego celu była zgoda na radykalne rozszerzenie wpływów Rosji w Europie środkowo-wschodniej oraz, co jest uderzające zwłaszcza w kontekście dzisiejszej wojny, potężne osłabienie pozycji Ukrainy. Stąd konsekwentna, mimo tylu ostrzeżeń ze strony państw Europy Środkowo-Wschodniej, polityka budowy Nordstream2. #wieszwiecejPolub nasKolejnym elementem wpływającym na niemiecko- rosyjską bliskość jest kwestia USA. To, że Biden w pewnym momencie “oddał” Europę Berlinowi nie zmieniło faktu, że Niemcy od dziesięcioleci postrzegają USA jako konkurencję i mają świadomość, że tylko współpracując z Rosją mogą stać się, owszem niewielką ale jednak, przeciwwagą dla wpływów Stanów. Nic więc dziwnego, że dziś, przy pełnej kompromitacji Moskwy, Berlin zaczął z nadzieją patrzeć na Pekin. Raz jeszcze. To wszystko to nie polityka, która trwa kilka lat. Jak pokazały niedawno odtajnione dokumenty z 1991, Niemcy już wtedy były przeciwne niepodległości Ukrainy i państw bałtyckich. Nic dziwnego więc, że są niezdolni do szybkiej zmiany. Zresztą nie chcą tego, bowiem wiedzą, że ich imperialne plany względem Europy mogą być zrealizowane tylko przy Rosji, będącej dla nich realnym partnerem, ergo silnym sojusznikiem. Nie chcę jej tym samym trwale osłabić. Jedną z najbardziej uderzających cech wypowiedzi niemieckich polityków jest więc to, że traktują oni te wojnę tylko jako epizod. Jak mówią sami Niemcy, projekty energetyczne tworzone wspólnie z Rosją nie zostały anulowane, a jedynie „zawieszone”. Teraz z nadzieją wyczekują więc końca tego epizodu, jakim jest dzisiejsza wojna. Nie straćmy tej szansySprawa jest prosta. Te miesiące, być może tygodnie, są kluczowe, żeby zaopatrzyć Ukrainę w sprzęt, który pomoże jej przetrwać kolejną ofensywę rosyjskich orków. W tym kontekście to co robią Niemcy, kolejne próby torpedowania pomocy dla Kijowa, opóźnianie jej.. to po prostu współudział w rosyjskiej agresji. To akceptacja kolejnych Buczy i zbrodni moskiewskiej barbarii. Każdy kolejny tydzień zwłoki, za które odpowiedzialny jest Berlin, to tysiące ukraińskich trupów. Jeśli do tego dorzucimy fakt, że to Niemcy doprowadziły do tej wojny i ją umożliwiły, że nadal działają tak, jakby możliwy był, oczywiście za jakiś czas, powrót do poprzedniego modelu zależności z Rosją (bądź usiłują zastąpić Moskwę Pekinem).. widzimy wyraźnie, jak groźna, zdegenerowana i patologiczna jest polityka tego państwa. Jak niebezpieczna jest dla państw naszego regionu, więcej, dla całej Europy. Tym samym dziś zgoda na ich pomysły federacyjne względem Unii, to śmierć Ukrainy a może i uzależnienie od Rosji całego naszego regionu. Czytaj także: Merkel pośpiesznie wyciszyła telefon. Dzwonek podczas spotkania z PutinemJeśli nie podczas tej wojny, to podczas następnej. Jest w tym wszystkim jeszcze jeden element, na który powinniśmy zwrócić uwagę. Wiele wskazuje na to, że, dzięki mobilizacji wielu państw (szczególnie jednak Anglosasów i Polski), a zwłaszcza dzięki bohaterstwu Ukraińców, stoi przed epokową szansą dla całej Europy, żeby na długi czas, kto wie, czy nie na zawsze, ograniczyć zagrożenie, jakim dla wolnego świata, dla nas, jest Rosja Putina. Naprawdę zadać tej barbarii ciosy, z których może się już nigdy nie podnieść, jako takie samo zagrożenie dla reszty świata. Zjednoczony Zachód mógłby to osiągnąć. Tymczasem dla tej, koniecznej do zwycięstwa nad wschodnią barbarią, solidarności oraz dla szybkości i sprawności decyzji militarnych Zachodu głównym zagrożeniem nie jest wcale Rosja, tylko Berlin. Dlatego, w tym aspekcie, to Niemcy są dziś największym wrogiem wolnej Europy.