
Wojna z Ukrainą to okres kadrowych rotacji w dowództwie Sił Zbrojnych FR na skalę dotąd nieznaną. Ciągłe zmiany na najważniejszych stanowiskach w rosyjskich siłach zbrojnych nie są tylko skutkiem niezadowolenia Kremla z przebiegu wojny z Ukrainą. Przede wszystkim chodzi o kontrolę nad generalicją i niedopuszczenie, by działania wojenne wywindowały jakiegoś dowódcę do roli wojennego bohatera, który mógłby to przekuć w polityczną popularność.
Kreml znów zmienił generała odpowiedzianego za wojnę z Ukrainą. Nominacja szefa sztabu generalnego gen. Walerija Gierasimowa może być...
zobacz więcej
To właśnie było jednym z powodów, dla których „specjalna operacja wojskowa” nie miała przez kilka miesięcy jednego głównodowodzącego. Oczywiście odgórnie odpowiadali za inwazję minister Siergiej Szojgu i szef Sztabu Generalnego gen. Walerij Gierasimow, ale „w terenie” był już chaos – który odbił się na koordynacji działań (właściwie jej braku) i w efekcie konieczności odwrotu spod Kijowa i zatrzymania ofensywy na południu i w Donbasie oraz obwodzie charkowskim.
Ukrainę zaatakowały cztery zgrupowania: Wschód, Zachód, Centrum, Południe. Każde z innym dowódcą. Już na tym poziomie dowodzenia szybko zaczęło dochodzić do zmian personalnych. Za porażki polecieli gen. Łapin („Centrum”) czy gen. Dwornikow („Południe”). Zresztą ten ostatni był przez pewien czas nieoficjalnym głównodowodzącym do przełomu wiosny i lata. Dopiero na jesieni Kreml zdecydowała się na oficjalne ustanowienie pozycji głównodowodzącego „specjalną operacją wojskową”.
Generał armii Siergiej Surowikin, dowódca Sił Powietrzno-Kosmicznych, który wsławił się kiedyś tak morderczymi nalotami na cele cywilne w Syrii, że zyskał przydomek Generał Armagedon, przetrwał na stanowisku głównodowodzącego wojną niemal dokładnie trzy miesiące (dostał nominację 8 października 2022 r.).
To w tym okresie doszło do całkiem sprawnego odwrotu sił z zachodniego brzegu Dniepru oraz wzmocnienia działań ofensywnych w Donbasie. Również za jego czasów rozpoczęły się regularne ataki rakietowe na infrastrukturę Ukrainy.
11 stycznia 2023 r. resort obrony Federacji Rosyjskiej po raz kolejny zmienił strukturę dowodzenia siłami walczącymi z Ukrainą. Głównodowodzącym „specjalną operacją wojskową” został generał armii Walerij Gierasimow, od ponad dekady szef Sztabu Generalnego. Surowikin pozostał jednak w kierownictwie operacji jako jeden z trzech zastępców Gierasimowa. Dwaj pozostali to generał armii Oleg Saljukow i generał pułkownik Aleksiej Kim.
Oleg Saljukow (67 lat) to dowódca Wojsk Lądowych. Przeszedł w sowieckim wojsku drogę od dowódcy załogi czołgu do dowódcy dywizji artylerii. W 1993 roku brał udział w siłowej rozprawie Borysa Jelcyna z Radą Najwyższą. Potem przez lata pełnił dowódcze funkcje w Dalekowschodnim Okręgu Wojskowym. W latach 2010-2014 zastępca szefa Sztabu Generalnego. Dowódcą Wojsk Lądowych jest od maja 2014 r. Jako jednocześnie dowódca garnizonu moskiewskiego w latach 2014-2022 dowodził wojskowymi defiladami na placu Czerwonym 9 maja.
Zgłoszony przez Putina pomysł gazowej unii z Kazachstanem i Uzbekistanem to nic więcej, jak chęć minimalizacji kosztów sankcji zachodnich i utraty...
zobacz więcej
Gen. Aleksiej Kim (64 lata) jest od niedawna zastępcą szefa Sztabu Generalnego, nieco wcześniej był szefem sztabu głównego i 1. zastępcą dowódcy Wojsk Lądowych. To „afganiec” (służył w Afganistanie od początku sowieckiej inwazji). W czasie wojny domowej w Tadżykistanie na pocz. lat 90. XX w. był w dowództwie sił rosyjskich wspierających rząd w Duszanbe.
Weteran II wojny czeczeńskiej – był szefem sztabu i 1. zastępcą dowódcy zachodniego kierunku Połączonej Grypy Wojsk na Kaukazie Północnym. Od 1999 r. zastępca szefa sztabu 58. Armii w Północnokaukaskim Okręgu Wojskowym. Od 2008 roku na kierowniczych stanowiskach w akademiach wojskowych, choć zaliczył też misję w Syrii jako szef Centrum Rozjemczego.
Oficjalnym powodem zmiany była konieczność zwiększenia koordynacji pomiędzy poszczególnymi rodzajami Sił Zbrojnych FR oraz poprawa jakości logistyki, a także ogólnego dowodzenia i kontroli zgrupowań wojskowych. Ale de facto chodzi oczywiście o niezadowolenie z wyników Surowikina, ale i wagnerowców.
Takie zmiany są rzadkością, a już szczególnie nie trafiają do mediów. Posadę stracił generał nadzorujący służbę w ramach FSB, odpowiedzialną m.in....
zobacz więcej
To już za Gierasimowa padł Sołedar, i to dzięki wejściu do boju regularnych pododdziałów. Zresztą styczniowa zmiana w dowództwie pokazała naiwność komentatorów, którzy od dobrych kilku miesięcy ekscytowali się rzekomo rosnącą rolą wagnerowców w wojnie i rzekomym wzrostem pozycji właściciela tej najemniczej formacji Jewgienija Prigożyna.
Grupa Wagnera nie brała od początku udziału w inwazji. Biorąc pod uwagę kilkuletni konflikt Szojgu z Prigożynem trudno się dziwić, że minister obrony nie chciał, by oczekiwany sukces szybkiej operacji miał być też udziałem „kucharza Putina”. Walki potoczyły się jednak w inny sposób i od kwietnia na froncie byli już też wagnerowcy.
Po odniesieniu kilku taktycznych sukcesów w Donbasie (zajęcie Popasnej czy udział w zdobyciu Siewierodoniecka i Łysyczańska późną wiosną i na początku lata 2022) Prigożyn uznał, że nadarza się wspaniała okazja, by z drugiego szeregu elity rosyjskiej awansować na jedno z najważniejszych stanowisk na nieformalnym dworze Putina.
Przeczytaj też: Wagnerowcy w Afryce. Zarabiają na wojnę z Ukrainą i mordują cywilów
We wrześniu Prigożyn oficjalnie przyznał się, że jest właścicielem Grupy Wagnera, zaczął werbować tysiące więźniów na wojnę, chwalił się zdjęciami z okolic frontu, krytykował generałów i regularne wojsko. Szojgu i generałowie musieli się na to zgodzić, bo na froncie były poważne luki po ciężkich stratach elitarnych formacji na początku inwazji. Na 300 tys. świeżego wojska trzeba było poczekać po ogłoszonej przez Putina mobilizacji. W międzyczasie kilkadziesiąt tysięcy wagnerowców nadawało się idealnie do łatania dziur na froncie.
W ostatnich miesiącach wciąż pojawiają się informacje, że Moskwa może wywołać wojnę rękami naddniestrzańskich separatystów. Tymczasem na...
zobacz więcej
Kilka kolejnych miesięcy to wielka autopromocja Prigożyna, który za punkt honoru przyjął zdobycie Bachmutu siłami jego najemników. Pomóc w tym miał gen. Surowikin, od początku października dowodzący kampanią, podobno dość niezależny od Szojgu i Gierasimowa, z niezależnym dostępem do ucha Putina, chwalony przez Prigożyna i Kadyrowa. Życie zweryfikowało te plany. Bachmut wciąż nie padł, a gdy padł Sołedar, resort obrony przedstawił to jako sukces regularnej armii, nie wspominając Grupy Wagnera. Nic dziwnego, Surowikina już zdążył zastąpić Gierasimow. Prigożyn mógł się wściekać w mediach, ale tak naprawdę na Kremlu zapadła decyzja: wagnerowcy zrobili swoje, mogą odejść. Na front idą właśnie przeszkolone tysiące zmobilizowanych na jesieni żołnierzy, najemnicy nie są już tak potrzebni. Zwłaszcza, że zostali na froncie okrutnie przetrzebieni przez Ukraińców.
Krwawa bitwa o Bachmut wciąż się toczy, ale nawet jeśli Rosjanie w końcu zajmą miasto, to nie będzie to zasługa przypisana wagnerowców, których ostatnio stopniowo na tym odcinku frontu wymieniają wojska powietrznodesantowe. Zadanie najemników, czyli maksymalne zmęczenie i wykrwawienie wroga (kosztem własnych ogromnych strat), zostało wypełnione. Teraz do akcji wchodzi regularna armia.
Częste zmiany na stanowiskach dowódczych w czasie obecnej kampanii przeciwko Ukrainie nie wiążą się wyłącznie z oceną dokonań poszczególnych generałów na froncie. Gdyby tak było, rotacje dotyczyłyby tylko wojny.
Sensacją stała się ucieczka do Estonii Rosjanina, który niedawno ją szpiegował i nawet siedział tam za to w więzieniu. Dziś nieduży bałtycki kraj...
zobacz więcej
A tak nie jest – choć oczywiście w czasie wojny trudno, by zmiany nawet gdzieś w głębi Rosji nie miały jakiegoś odniesienia, choćby pośredniego, do sytuacji na froncie. Co charakterystyczne, mimo spadającej krytyki na Szojgu i Gierasimowa, a nawet swego czasu plotek o ich dymisjach, obaj nadal pełnią swe funkcje. W tym wypadku Putin wydaje się im ufać – a ważniejsze są dla niego nie ich umiejętności wojskowe, a polityczna lojalność.
Na niższych poziomach wojskowej piramidy Rosji jest już dużo bardziej burzliwie, acz należy zwrócić uwagę na jeden element: zazwyczaj zdejmowani ze stanowisk generałowie nie idą w zupełną odstawkę, ale dostają inne stanowiska. Tandem Szojgu-Gierasimow dba o utrzymanie zasobu kadrowego, który stworzył przez ostatnie kilkanaście lat. To niemal wszystko ich ludzie. Liczy się zasada BMW (bierny, mierny, ale wierny) – co widać choćby w uznawanych ze elitę Wojskach Powietrznodesantowych.
W czerwcu 2022 r. stracił stanowisko ich dowódca, po blisko sześciu latach, generał pułkownik Andriej Sierdiukow (na pocieszenie dostał dowodzenie kontyngentem rosyjskim w Syrii). Jego następca, generał pułkownik Michaił Teplinskij, przetrwał tylko pół roku. Uważany za naprawdę dobrego fachowca, miał stracić stanowisko, bo nie zgadzał się z pomysłami Gierasimowa. Oficjalnie tego nie potwierdzono, ale według rosyjskich milblogerów nowym dowódcą „desantników” jest już dotychczasowy szef Akademii Wojskowej Sztabu Generalnego, generał porucznik Oleg Makarewicz. Czyli człowiek Gierasimowa.
Już w czasach zimnej wojny w wykradaniu tajemnic przemysłowych, kradzieży technologii z Zachodu specjalizowali się szpiedzy GRU. Nie zmieniło się...
zobacz więcej
Kadrowa karuzela objęła też dowództwa okręgów wojskowych. Jest ich pięć: Zachodni, Floty Północnej, Centralny, Południowy, Wschodni. A zmian na stanowisku dowódcy było przez 11 miesięcy blisko dziesięć! Rekordzistą jest Zachodni Okręg Wojskowy (ZOW), sąsiadujący z Ukrainą i Białorusią. Generał pułkownik Aleksandr Żurawlew, który dowodził okręgiem od 2018 roku, stracił stanowisko we wrześniu 2022 r. Jego następca generał porucznik Roman Berdnikow dotrwał do grudnia ub.r. Wtedy zastąpił go generał pułkownik Siergiej Kuzowlew. Dosłownie na chwilę, bo jeszcze w tym samym miesiącu zastąpił go generał porucznik Jewgienij Nikiforow, wcześniej szef sztabu Wschodniego Okręgu Wojskowego. Kuzowlew trafił natomiast 23 stycznia br. na stanowisko dowódcy Południowego Okręgu Wojskowego (POW), na miejsce generała armii Aleksandra Dwornikowa, zresztą byłego dowódcy sił na Ukrainie.
Dwornikow popadł w niełaskę po klęskach na froncie w obwodzie charkowskim i Donbasie. Podobnie ofiarą potężnej i brutalnej w formie krytyki ze strony milblogerów, Kadyrowa i Prigożyna padł za nieudolne dowodzenie na froncie, generał pułkownik Aleksandr Łapin. Został wycofany z frontu i stracił sprawowane od 2017 roku stanowisko dowódcy Centralnego Okręgu Wojskowego (listopad 2022).
Wybory parlamentarne na Łotwie pokazały, że mieszkańcy tego kraju popierają twardą politykę wobec Rosji i nie chcą politycznych zmian w dobie...
zobacz więcej
Zastąpił go generał major Aleksandr Lińkow, ale tylko tymczasowo, do czasu znalezienia nowego dowódcy. Może być nim generał porucznik Andriej Mordwiczew, obecnie dowódca 8. Armii. Łapin wylądował zaś już na stanowisku szefa sztabu Wojsk Lądowych.
We Wschodnim Okręgu Wojskowym w ciągu ostatniego roku zdążyło już dojść do trzech zmian na stanowisku dowódcy. Generał pułkownik Aleksandr Czajko pełnił tę funkcję zaledwie od listopada 2021 do początku lipca 2022, gdy został wymieniony na generała pułkownika Giennadija Żidkę. Co ciekawe, Żidko dowodził już WOW (listopad 2018-listopad 2021). Jego druga przygoda z Chabarowskiem, gdzie mieści się dowództwo okręgu, trwała dużo krócej. W październiku 2022 r. nowym dowódcą WOW został generał porucznik Rustam Muradow, który wcześniej dowodził rosyjskim kontyngentem wojskowym w Górskim Karabachu (2020-2021) i był zastępcą dowódcy Południowego Okręgu Wojskowego (2018-2022).
Czym można tłumaczyć wszystkie te zmiany, na dodatek w środku wojny? Tylko brakiem skuteczności na ukraińskim froncie? Oczywiście nie. To raczej pokazuje nieufność Kremla do armii – ale w kontekście politycznym. Dlaczego nie wojskowym? Gdyby faktycznie chodziło o to, że ostatnie pokolenie sowieckich oficerów okazało się nieprzygotowane do prowadzenia nowoczesnej wojny konwencjonalnej, że ich jedyne doświadczenia przed Ukrainą to Afganistan, Czeczenia, Gruzja czy Syria, a więc kampanie w dużej mierze asymetryczne, to już w górę pięłoby się młodsze pokolenie oficerów.
Krwawy atak na ambasadę Azerbejdżanu w Iranie pogorszył już i tak bardzo złe relacje na linii Baku – Teheran. W Iranie rosną obawy przed rosnącą...
zobacz więcej
Tymczasem są zmiany, ale wciąż w tym samej grupie generalskiej. Bo jest to bezpieczne politycznie, ci ludzie priorytetowo traktują lojalność wobec Putina i lojalnych wobec niego Szojgu z Gierasimowem.
Kreml nie chce, żeby któryś z generałów zadomowił się na jakimś stanowisku i miał czas budować popularność i wpływy. Wystarczy wspomnieć stalinowskie czystki w Armii Czerwonej i śmierć na stole operacyjnym marszałka Michaiła Tuchaczewskiego. Chruszczow bał się marszałka Żukowa. Ale i po 1991 roku zdarzały się popularnym rosyjskim wojskowym przykre rzeczy. Nie tylko generałowi Lebiedziowi, który zginął w katastrofie helikoptera będąc gubernatorem Kraju Krasnojarskiego (2002). Cztery lata wcześniej na swej daczy zastrzelony został gen. Lew Rochlin. Winę zrzucono na żonę. Ale w rzeczywistości była to akcja kilerów z FSB, której dyrektorem był wówczas Władimir Putin. Ekipa Jelcyna bała się puczu wojskowego, który miałby rzekomo przeprowadzić popularny generał.
Putin obawia się pojawienia nowego Lebiedzia/Rochlina – wszak czas wojny sprzyja wzrostowi popularności generałów – co nie raz w historii nie tylko Rosji widzieliśmy. Stąd też dążenie do większej polityczno-ideologicznej kontroli nad wojskiem. Nowy szef Głównego Polityczno-Wojskowego Zarządu i wiceminister obrony, czyli mówiąc krótko, naczelny oficer polityczny w rosyjskim wojsku, generał pułkownik Wiktor Goremykin (zastąpił na tym stanowisku wspominanego już generała Żidkę w lipcu 2022) wcześniej był naczelnym kadrowcem sił zbrojnych, jako szef Głównego Zarządu Kadr w latach 2009-2022. I oczywiście był oficerem wojskowego kontrwywiadu, który, jak wiadomo jest domeną nie służb wojskowych, a cywilnej FSB. Tak było w czasach sowieckich, tak jest i teraz.