20-letni Nikita zginął ponad 5 tys. km od rodzinnego miasta na Syberii. 20-letni Nikita zginął na Ukrainie, ponad 5 tys. km od rodzinnego miasta na Syberii. Poległego na froncie rosyjskiego żołnierza uroczyście pożegnano w szkole, do której uczęszczał. W materiale dla państwowej telewizji głos zabrał jego ojciec. Internauci zwracają uwagę na zbieżność jego słów z tym, co od miesięcy promuje kremlowska propaganda. Czytaj więcej w raporcie: Wojna na Ukrainie Nikita Burdinski pochodził z Borzji, syberyjskiego miasta położonego w Kraju Zabajkalskim, tuż przy granicy z Mongolią. O jego służbie w rosyjskiej armii wiadomo tyle, że zaciągnął się jako żołnierz kontraktowy kilka miesięcy przed wezwaniem do mobilizacji. „Poszedł w moje ślady” W jego rodzinnym mieście pod koniec stycznia odbyła się uroczystość, w której odznaczono go pośmiertnie medalem. W szkole, do której chodził, odsłonięto pamiątkową tablicę oraz „biurko bohatera” z jego imieniem. Całemu pompatycznemu wydarzeniu towarzyszyły kamery państwowej telewizji. – Oczywiście jestem dumny z mojego syna, że poszedł w moje ślady, by bronić swojej ojczyzny – stwierdził ojciec Nikity w krótkim wywiadzie, który wyemitowała reżimowa telewizja. Medal, nowa Łada i czarny worek W materiale wypowiada się także przedstawiciela lokalnej administracji, która stwierdziła, że mimo „różnych opinii o młodych ludziach ich chłopcy, gdy mają wybór: za lub przeciw, wybierają właściwe decyzje.– Poświęcają swoje życie, kochają swoją ojczyznę, są prawdziwymi obywatelami naszej Rosji i robią wszystko dla naszego zwycięstwa – dodała kobieta. Białoruski kanał Nexta w ironicznym komentarzu zwrócił uwagę na dumę ojca z zabitego 20-latka, bo ten „przywiózł dla rodziny medal i nową Ładę, choć on sam wrócił w czarnej torbie”.„Za jaką ojczyznę umieracie w obcym kraju, klauny?” – podsumowali blogerzy. Zobacz także: Kremlowska propaganda w amoku. Jednej nocy zginęło kilkuset Rosjan, szukają winnych