Przez turystów traktowane jest po macoszemu – a szkoda. To ważne miasto na mapie Kambodży. Liczy ponad 189 tys. mieszkańców i jest chętnie odwiedzane przez turystów chcących zobaczyć słynne ruiny świątyń dawnego Angkoru. Siem Reap jest bramą do tych niezwykłych kompleksów. Pandemia jednak mocno odcisnęła swoje piętno na mieszkańcach Kambodży. Turystów jest mniej, ceny poszły do góry, a miejscowym żyje się jeszcze trudniej. Głośną muzykę słyszę już z daleka. Zwabiona dźwiękami kieruję się na Pub Street – popularną ulicę z pubami, dyskotekami i restauracjami. Po drodze mijam uliczne garkuchnie, kierowców tuk-tuków, budki z pamiątkami. Jestem zaskoczona, bo jest pora lunchu, a turystów jak na lekarstwo.Restauracje świecą pustkami, przy stolikach siedzi zaledwie kilku zagranicznych gości. Ceny w menu za obiad zaczynają się od 5 dolarów. To dużo jak na Kambodżę, która nadal uchodzi za jeden z najbiedniejszych krajów świata. Przykładowo, w popularnym tajskim Chiang Mai na Starym Mieście, lunch w restauracji kosztuje w przeliczeniu średnio 2-3 dolary (od 70 do 120 batów). Podobne ceny można znaleźć w Bangkoku.W uliczkach oddalonych od Pub Street jest taniej. Lunch można zjeść za 3 dolary, a danie kupione w budce u miejscowego - za 2 dolary. Co ważne, w Kambodży można płacić zarówno rielami, jak i amerykańską walutą.– Ceny w Kambodży mocno poszły do góry. Pandemia pogorszyła standard życia. Jest drogo, ceny dla turystów są sztucznie zawyżane, bo to jedyny sposób, by zarobić. Przed pandemią wszystko tu było znacznie tańsze, ale i podróżnych było więcej, więc można było dobrze zarobić. Dziś, jak otrzymam 3 dolary za godzinną wycieczkę z turystami po mieście, to jestem szczęśliwy. A czasem to mój jedyny dzienny zarobek. Ta suma wystarczy na kupno jedzenia, benzyny i drobne opłaty. Wiadomo, że dla miejscowych ceny są inne. Ale i tak wysokie. Mam nadzieję, że turystów będzie więcej – mówi mi Paul, kierowca tuk-tuka.#wieszwiecejPolub nasPaul ma żonę i troje dzieci, które na czas pandemii przeprowadziły się na wieś do jego teścia. Na razie nie zamierzają wracać na stałe do miasta. Z powodu kryzysu wywołanego przez koronawirusa, wielu obywateli Kambodży wyjeżdża do pracy do pobliskiej Tajlandii. Choć wyjazdy były jeszcze przed pandemią.Krwawe rządy, zaminowane terenyPrzejeżdżamy tuk-tukiem wzdłuż rzeki. Miasto jest zaskakująco czyste, nie widać żebrzących dzieci – co jest powszechnym obrazkiem na przykład na północy kraju.– Przed pandemią Siem Reap wyglądało inaczej. Tu, wzdłuż rzeki było wiele slumsów. Ci biedni ludzie byli widoczni w mieście. Po wybuchu pandemii władze miały pretekst, żeby ich przesiedlić. Domki stały blisko siebie, więc było ryzyko rozprzestrzeniania się wirusa. Ludzie musieli wyprowadzić się poza Siem Reap. Dziś zostały pojedyncze domy – mówi Paul.Moją uwagę przyciąga wiele nowych samochodów, które jeżdżą ulicami miasta.– W Kambodży nie ma klasy średniej. Jeszcze 15 lat temu rzadko można było zobaczyć samochód. Teraz ludzie są albo biedni, albo bogaci, choć wiadomo, że tych drugich jest mniej. Dlatego samochody są nowe, bo dopiero od niedawna niektórych na nie stać. Jest duże rozwarstwienie społeczne. Ale Kambodża szybko rozwija się i wierzę, że będzie jeszcze lepiej – opowiada Yen Chanthong, lokalny przewodnik turystyczny.Ruch turystyczny w Kambodży rozkręca się od lat 90. ubiegłego stulecia, ale dopiero od około dwudziestu lat notuje duże wzrosty. Turystyka stanowi jedną z najważniejszych gałęzi gospodarki kraju. Musiało minąć sporo czasu, żeby Kambodża na nowo została postrzegana jako kraj bezpieczny. Jednak pamięć o krwawych rządach Czerwonych Khmerów i ludobójstwie jest nadal żywa. Szacuje się, że zginęło blisko 2 mln osób.– W Europie słyszeliście o Pol Pocie? - pyta mnie Paul. – Oczywiście – odpowiadam. Jest dużo opracowań na temat Czerwonych Khmerów .– To dobrze. Nie można o tym zapomnieć. To nie było tak dawno – mówi ze smutkiem. – Moi dziadkowie i rodzice pamiętają ten straszny czas. Kambodża do dziś odczuwa skutki ich rządów. Mam nadzieję, że już nigdy nic podobnego nam się nie przytrafi – podkreśla Yen Chanthong.W Siem Reap można zobaczyć buddyjską stupę, w której mieszczą się czaszki i kości zamordowanych obywateli Kambodży z czasów Czerwonych Khmerów, a także memoriał poświęcony ofiarom wojny kambodżańsko-wietnamskiej. Jej przyczyną były ataki Czerwonych Khmerów na Wietnam.Z kolei niedaleko miasta znajdują się Muzeum Wojny i Muzeum Min Lądowych. Rozminowanie kraju jest jednym z priorytetów rządu – co we wrześniu 2022 roku podkreślił premier Kambodży Hun Sen. Z danych Urzędu ds. Rozminowywania i Pomocy Ofiarom (CMAA) wynika, że w ciągu pierwszych ośmiu miesięcy ubiegłego roku miny zabiły 40 osób, co oznacza wzrost o jedną piątą w porównaniu do tego samego okresu w 2021 roku. W latach 2018-2020 z min oczyszczono ponad 420 km kwadratowych terytorium kraju. CMAA szacuje, że rozminowanie Kambodży potrwa do 2025 roku. Ly Thuch z Urzędu ds. Rozminowywania i Pomocy Ofiarom podkreśla, że świadomość zagrożeń związanych z minami i edukacja są ważnym elementem zapobiegania tragediom.Zjawiskowe świątynie i prażone robakiW Siem Reap nie odczuwa się atmosfery dużego miasta. Nie ma tu ciągłych odgłosów klaksonów czy chaosu - tak charakterystycznego dla wielu azjatyckich metropolii. Miasto przyciąga podróżnych z całego świata, bo w jego okolicach znajdują się znane na całym świecie zabytki.- Siem Reap jest bardzo dobra bazą wypadową do słynnych pobliskich kompleksów świątyń Angkoru, zwłaszcza Angkor Wat i Angkor Thom, a także do pływających wiosek na jeziorze Tonle Sap. Stąd można wybrać się także na wycieczkę w głąb kraju, na przykład na północ, żeby zobaczyć malownicze ruiny świątyń w dżungli w Koh Ker, czy zrelaksować się nad wodospadem Kulen – przekonuje pracownica Informacji Turystycznej Seng Kanika.Nie ma co ukrywać, że samo miasto Siem Reap jest traktowane przez turystów trochę po macoszemu. A szkoda, bo znajduje się tu wiele interesujących zabytków. Warto wybrać się do Muzeum Narodowego Angkoru i buddyjskich świątyń. Niedaleko rzeki można zobaczyć ruiny niewielkiej Wat Preah Enkosei z X wieku, do której dociera niewielu turystów, za to chętnie odwiedzana jest przez miejscowych. Bogato zdobiona jest świątynia Wat Preah Prom Rath niedaleko Pub Street. Na ścianach można podziwiać kolorowe malowidła opowiadające historię Buddy, a w środku jego złote posągi - w tym siedzącego i śpiącego Buddę. Na terenie kompleksu znajduje się klasztor, biblioteka, mieszkania mnichów, a także dziedziniec z licznymi posągami i łodzią. Pierwsze wzmianki o świątyni pochodzą z XIII wieku.Jeśli ma się więcej czasu to warto zajrzeć też do świątyni Preah Ang Chek Preah Ang Chorm Shrine przy Pałacu Królewskim, a także Wat Damnak – największej pagody w okolicy, która początkowo była pałacem króla Sisowatha. Turystom podoba się również pochodząca z XVIII wieku Wat Bo. Odwiedzający chętnie oglądają interesujące malowidła ścienne i dużą kolekcją posągów Buddy.Siem Reap to także miejscowe przysmaki. Lokalnych specjałów warto spróbować na bazarach, których tu nie brakuje. Można na nich kupić także przyprawy, w tym papryczki chili, pieprz biały i czerwony, owoce morza czy wiele egzotycznych owoców. A dla koneserów szukających nowych kulinarnych smaków, miejscowe garkuchnie oferują smażone robaki – w tym larwy i szarańcze. Palce lizać! Są doskonale doprawione, a miękkie białe mięso rozpływa się w ustach. Podczas mojego pobytu budki z robakami były rozstawione nieopodal królewskiej rezydencji.Przeczytaj też: Kambodża i magia Angkoru