
Być może były czasy, gdy tytuł „pana z Chobielina” mile łechtał ego Radka Sikorskiego. Ale te czasy bezpowrotnie minęły – określenie „pan z Chobielina” stało się symbolem najgorszych stereotypów dotyczących warcholstwa i prywaty przedrozbiorowych elit Rzeczpospolitej.
Radosław Sikorski, były minister spraw zagranicznych w rządzie PO-PSL jest autorem kontrowersyjnych wypowiedzi, które do swoich celów...
zobacz więcej
Od kilku dni Radosław Sikorski (który wciąż woli być publicznie Radkiem) znajduje się w centrum zainteresowania opinii publicznej w Polsce. Pomimo rozpaczliwych prób Donalda Tuska, liberalnych mediów i mnóstwa polityków i sympatyków Platformy Obywatelskiej, nie udało im się przekierować uwagi z Sikorskiego na Prawo i Sprawiedliwość. Jego skrajnie nieodpowiedzialne słowa na temat „wahania PiS dotyczącego rozbiorów Ukrainy” zrobiły fatalne wrażenie na przytłaczającej większości odbiorców.
Broni go żelazny elektorat Platformy, ale idzie mu to niemrawo. Wszyscy mają poczucie jakiegoś straszliwego, niepotrzebnego głupstwa (zostawmy na boku znacznie poważniejsze oskarżenia o agenturalnym wręcz działaniu polityka Platformy); uprawnione poczucie przekroczenia miary w anty-PiS-owskiej retoryce. Tusk et consortes starali się przekonać osoby postronne, że „nic się nie stało”, ale rzadko kto dał się nabrać – Sikorski po raz drugi dał rosyjskiej propagandzie potężne narzędzie do uderzenia w Polskę. Nie w PiS, nie w Jarosława Kaczyńskiego, nie w rząd Mateusza Morawieckiego – ale właśnie w Polskę.
To nie powinno się zdarzyć w czasach tak niepewnych i niebezpiecznych. Ale się zdarzyło, bo politycy Platformy nie mają już żadnych skrupułów w cynicznej walce przedwyborczej.
Korespondent wojenny, świadek wojny w Afganistanie, zadeklarowany antykomunista – tak najkrócej można byłoby scharakteryzować Radosława...
zobacz więcej
Nie można wykluczyć, że Sikorski niegdyś stał po dobrej stronie historii, pomagając talibom w Afganistanie walczyć z Rosją. Ale to było dawno, dawno temu. Długo przed tym, nim jako minister spraw zagranicznych w rządzie Donalda Tuska zaczął żyrować „polsko-rosyjski reset”. Być może gryzie go nieczyste polityczne sumienie i dlatego swoje niegdysiejsze gesty i rozmowy z ludźmi pokroju Siergieja Ławrowa usiłuje ukryć za zasłoną dymną, czyli dzisiejszymi atakami na PiS. A być może chodzi o coś więcej. Może to właśnie lata spędzone w najbliższym otoczeniu Donalda Tuska uczynił z niego człowieka, który popadł w polityczny samozachwyt. A równocześnie dał się politycznie i ideowo skorumpować najgorszej przywarze w dziejach polskiej polityki, która w pełni rozkwitła w Platformie Obywatelskiej, czyli prywacie. Prywacie, która czasem objawia się w najbardziej drapieżny, bezwzględny i równocześnie głupi sposób.
Wszak to Platforma zbudowała swoją politykę na utożsamieniu interesów Rzeczpospolitej z interesami bogatej wielkomiejskiej elity. Zgodnie z jej interesami i kompleksami patrzyła na miejsce Polski w Europie – a było to spojrzenie pełne kompleksów i uniżoności wobec Berlina i Brukseli. I właśnie dlatego Platforma nie była zdolna nigdy wprowadzić takich programów społecznych jak PiS – bo za mędrców uważała neoliberalnych ekonomistów ze szkoły Leszka Balcerowicza, których ograniczone spojrzenie na gospodarkę skutecznie odbierało szansę na godną płacę i pracę we własnym kraju milionom mniej zamożnych obywateli. Radek Sikorski z jednej strony jest bohaterem tej historii, z drugiej – postacią aż do skrajności, do absurdu ukształtowaną przez najgorsze polityczne cechy Platformy.
Marcin Tulicki w swoim najnowszym materiale filmowym pt. „Pan z Chobielina” pyta o politykę zagraniczną według Radosława Sikorskiego. Sam polityk –...
zobacz więcej
Na płaszczycie międzynarodowej – szczególnie w czasach przedrozbiorowych – prywata magnaterii i szlachty była jedną z najważniejszych przyczyn przedrozbiorowego kryzysu Rzeczpospolitej. Jej skala była oczywiście o wiele większa niż w rozważanym tutaj przypadku. Ale istota zjawiska była bardzo podobna: żeby zaszkodzić własnym rodakom, a równocześnie swoim przeciwnikom, nie dbano o nic, nie przebierano w środkach.
Więcej – dawano wrogom Rzeczpospolitej okazje, argumenty i szanse, by mogli atakować i niszczyć. Liczyło się tylko tyle – żeby doraźnie, krótkowzrocznie, dla własnych, bardzo partykularnych celów zaszkodzić przeciwnikowi. Nie dbano o dobro Polski, nie dbano o rację stanu, byle tylko przeciwnikowi powinęła się noga, byle wyszło na moje. Nakręcono w ten sposób spiralę, która w ciągu stulecia doprowadziła najpierw do nieformalnej, a później formalnej utraty suwerenności. Z najstraszliwszymi tego dla Polski skutkami.
Radosław Sikorski we wpisie na Twitterze sugeruje wysłanie do Mozambiku Samuela Pereiry, redaktora naczelnego portalu tvp.info, który krytycznie...
zobacz więcej
To oczywiście hiperbola. Ale – powtórzmy – zasada jest wciąż identyczna. Mamy do czynienia z tym specyficznym neosarmatyzmem, który – niestety – na nowo czyni z prywaty ukoronowanie politycznej działalności. Zaraz ktoś zakrzyknie, że druga strona wcale nie jest lepsza. Ale to nieprawda. Dziś świat przyznaje Polsce rację i z podziwem (niechętne i wrogie nam państwa – z zazdrością i z nienawiścią) patrzy na działania polskiego rządu. Na jego determinację i sprawność na arenie międzynarodowej. Sprawa niemieckich czołgów dla Ukrainy, traktowana jako znaczna wygrana Polski w międzynarodowej rozgrywce, jest tego znakomitym przykładem.
Tutaj naprawdę nie da się dzielić włosa na czworo, tutaj nawet liberalnym mediom nie pomaga pokrętna anty-PiS-owska retoryka: widać, kto ma rację, kto działa słusznie, kto nie ma się czego wstydzić w międzynarodowym działaniu na rzecz Ukrainy.
Platforma ma niestety nieczyste sumienie w tym względzie. Dobrze o tym wiedzą jej medialne tuby, które musiały znakomitą część własnych materiałów o polityce zagranicznej z czasów Platformy schować do ciemnego kąta. I dlatego co bardziej zdesperowanym, najbardziej zgorzkniałym, tym, co najwięcej chcieliby z własnej politycznej działalności na linii Warszawa-Moskwa zapomnieć, zostaje już to jedno – niczym nieskrępowana, choć i coraz bardziej groteskowa w swych odsłonach prywata. Ale, szczęśliwie, dziś o wiele bardziej razi ona w oczy niż w najbardziej tragicznych momentach z dziejów Rzeczpospolitej.