RAPORT

Pogarda

Najstarszy kalendarz lunarny, czyli czytanie w kropkach i kreskach

Archeologia jest nauką, w której wiele trzeba dedukować z czasem bardzo niewielu śladów (fot. Mohd Samsul Mohd Said/Getty Images)
Archeologia jest nauką, w której wiele trzeba dedukować z czasem bardzo niewielu śladów (fot. Mohd Samsul Mohd Said/Getty Images)

Najnowsze

Popularne

Archeologia jest nauką, w której wiele trzeba dedukować z czasem bardzo niewielu śladów, gdyż ciągłość kulturowa między nami a naszymi przodkami sprzed tysięcy co najmniej kilkakrotnie ulegała rozerwaniu. Im więc głębiej w czas, tym trudniej zrozumieć, do czego służyły jakieś przedmioty znajdowane podczas wykopalisk, odczytać pismo wykorzystane w pradawnych dokumentach czy tym bardziej pojąć, co ukrywa się w jakichś reliefach na megalitach lub malarstwie naskalnym.

Dlaczego małpa jest naga?

„Nic mi tak w życiu nie wyszło, jak włosy” jest powiedzonkiem tyleż znanym, co nie wiązanym z żadną wielką naukową prawdą, a raczej z pewną, często...

zobacz więcej

Nieco ponad 12 tys. lat temu dla naszego euroazjatyckiego świata, na zachód od dzisiejszych Chin, kończyło się stare życie łowców zbieraczy. Wybudowali oni w znajdującym się dziś na pograniczu turecko-syryjskim Göbekli tepe megalityczne rozległe sanktuarium, gdzie T-kształtne stelle pokryte są reliefami. Nie rozumiemy ich, ale jednymi z zaproponowanych sposobów ich wyjaśnienia jest trop archeoastronomiczny. Traktowanie tych obrazów zwierząt jako symboli konstelacji niebieskich. Oczywiście równie dobrze mogą być to totemiczne symbole rodowe ludzi, którzy się spotykali na wspólne obrzędy w tych przedrolniczych czasach, czy opowieści o polowaniach. Nauka nadal nie rozstrzygnęła, jak należy czytać tę symbolikę.  

 

Ci gromadzący się tam łowcy-zbieracze całkiem prawdopodobnie pozostawili swoje ślady w naszych genomach, ale już niekoniecznie w naszej kulturze, wyparci najpierw przez anatolijskich rolników sprzed 8 tys. lat, a następnie Indoeuropejczyków. Stepowych wojowników-koczowników, którzy zawitali 5 tys. lat temu i zapewnili sobie dzięki wojennemu rzemiosłu przewagę tak w zakresie, czyje geny w nas i języki wśród nas dziś dominują, jak i np. w tym, jakie baśnie opowiadamy naszym dzieciom na dobranoc – w sporej części to ich dziedzictwo. Tę swoją indoeuropejską kalkę nakładamy na spotykane inne, odległe geograficznie czy czasowo odkrywane dziś światy, bo jest nam ciężko inaczej funkcjonować. Nawet w nauce. 


Co „wymykało się badaczom”?


Skoro nie rozumiemy reliefów na megalitach sprzed 12 tys. lat, jakże mamy rozumieć w pełni, wraz z zawartą tam symboliką, malarstwo naskalne kilkakrotnie starsze? Jak piszą autorzy najnowszej analizy niefiguratywnych znaków (dosłownie rzecz ujmując – kropek i kresek) obecnych w wielu jaskiniach wśród nieraz niezwykłej piękności obrazów zwierząt łownych, w tym ówczesnej megafauny, „w co najmniej 400 europejskich jaskiniach, takich jak Lascaux, Chauvet i Altamira, grupy Homo sapiens z górnego paleolitu rysowały, malowały i grawerowały niefiguratywne znaki od co najmniej 42 tys. lat i obrazy figuratywne (zwłaszcza zwierzęta) od co najmniej 37 tys. lat. Od ich odkrycia około 150 lat temu cel lub znaczenie europejskich znaków niefiguratywnych z górnego paleolitu wymykało się badaczom”.

Co jest złożone, a co proste, czyli w poszukiwaniu ogniwa pośredniego

Nie ma bardziej mylnie, a powszechnie „rozumianej” teorii naukowej niż teoria ewolucji. Śmiem też twierdzić – nie ma bardziej mylnie przez laików...

zobacz więcej

To wymowne sformułowanie „wymykało się badaczom” padło w opisie analizy przeprowadzonej przez uczonych brytyjskich z Uniwersytetu w Durnham i z University College London – tak archeologa, jak psychologa, a nawet inżyniera. Rzecz opublikowano w „Cambridge Archaeological Journal”. Ta przeciekawa ucieczka do przodu w interdyscyplinarność, która miała zakończyć „wymykanie się uczonym” tematu znaków niefiguratywnych w malarstwie naskalnym, jest coraz częstszym, niezbędnym podejściem archeologii. Znacznie mniej natomiast precedensowe jest zaproszenie do współpracy „niezależnych badaczy”, a prosto rzekłszy amatorów-pasjonatów.  

 

To nie muszą być, niczym w „Vabanku” „szopenfeldziarze z zapałem”. Fanatycy – którzy w konkretnej dziedzinie spokojnie wygraliby „Wielką grę”, a jednocześnie rozumieją metodę naukową (gdzie teoria wyprzedza empirię, ale albo jest przez nią wreszcie potwierdzona, albo jest niewiele warta) i są w stanie podporządkować się jej rygorom – mogą być wielka pomocą. Czasem bowiem, gdy po prostu nie wiemy, jak ugryźć temat, ktoś zdolny do myślenia „poza pudełkiem” okazać się może bardzo pomocny. Takich osób w brytyjskiej analizie było trzy, autor pierwszy i pomysłodawca rozwiązania zagadki Bennett Bacon oraz kolejni – Azadeh Khatiri i James Palmer. 


 Obrazy mówiły...


Podstawa dla tej ciekawej, pochodzącej od amatorów hipotezy to badania opublikowane przez francuskich uczonych w roku 2005. Wykazano tam, że obserwowane kształty ciała oraz szczegóły anatomiczne (sierść, prącia, poroża, agresywność) zwierząt wskazywały na sekwencję ich rutynowych zachowań związanych z następowaniem pór roku. Obrazy mówiły: jest czas rui, czas karmienia młodych, czas przygotowywania się do zimy, stąd np. zagęszczenie futra i zakumulowanie tłuszczu podskórnego. Taki „etologiczny kalendarz” to ważne informacje. Zwłaszcza, gdyby jakoś go związać z innym obserwowalnym kalendarzem – lunarnym lub solarnym. Aby łowcy-zbieracze, którzy odwiedzali, głównie w celach rytualnych, tę bądź ową ozdobioną niczym katedra jaskinię, mogli z niej wyciągnąć jakąś „naukę” – tak jak i my wyciągaliśmy ją, zanim upowszechniło się pismo, z fresków na ścianach świątyń. 

Planety do życia

Realizacja pomysłu szukania życia pozaziemskiego w sposób naukowy i systematyczny ma już 60 lat. Miniony rok zwieńczyło ogłoszenie odkrycia...

zobacz więcej

Także co do niefiguratywnych przedstawień specjaliści zakładali, że są one w jakiś sposób notacyjne, czyli stanowią system znaków komunikatu, który jest przekazywany w sposób stały między nadawcą a odbiorcą i dla obu zrozumiały. W pewnym najprostszym sensie są zatem niczym znaki kodu Morse’a, pismo obrazkowe czy litery. Wspomniani pasjonaci zatem pod okiem brytyjskich uczonych skorzystali z pokaźnej bazy danych obrazów obejmujących europejski górny paleolit. Ogląd oraz analizy cyfrowe doprowadziły ich do przekonania, że trzy najczęściej występujące znaki, czyli linia <|>, kropka <•> i <Y>, funkcjonowały jako jednostki komunikacji. Udało im się wykazać, że „gdy owe znaki znajdują się w ścisłym powiązaniu z obrazami zwierząt, linia <|> i kropka <•> stanowią liczby oznaczające miesiące i tworzą części składowe lokalnego kalendarza fenologicznego/meteorologicznego rozpoczynającego się wiosną i rejestrującego czas od tego momentu w miesiącach księżycowych. Z kolei znak <Y>, ma znaczenie <Rodzić>. W sekwencji znaków oznacza miesiąc porodu.  

 

Innymi słowy to jest opowieść, kiedy jest czas na najlepsze polowanie, a kiedy na najgorsze… Informacja, która łowcom-zbieraczom była bardzo potrzebna, została więc utrwalona dla kolejnych pokoleń i kultur, które „przewalały” się przez te same jaskinie, często nadmalowując i domalowując bądź odświeżając malowidła tak, aby były lepiej widoczne mimo upływu czasu. 

 

Pierwsze pismo Homo sapiens


Nasi odlegli kulturowo przodkowie rejestrowali i przekazywali sezonowe informacje behawioralne na temat określonych gatunków ofiar swoich polowań w odpowiednich regionach geograficznych. „To pierwsze konkretne odczytanie europejskiej komunikacji z górnego paleolitu, pierwszego znanego pisma w historii Homo sapiens – bardzo słusznie podsumowują autorzy. 

Mikrodrapieżnik stary jak świat

Gdy myślimy „drapieżnik”, widzimy kły i pazury, zębiska i szpony. Ewentualnie gigantyczną szczękę zdolną się tak rozdziawić, by połknąć ofiarę w...

zobacz więcej

Nauka zrobiła się krańcowo wyspecjalizowana, dlatego trudno jest dziś wskazać badania, gdzie istotną rolę badawczą odgrywaliby laicy, entuzjaści i amatorzy-samoucy. Może szkoda, zauważmy bowiem, że i Galileusz był rzemieślnikiem i w dużej mierze samoukiem, a jednak to on właśnie stworzył metodę naukową jako taką. Jednocześnie ta krańcowa specjalizacja nauki sprawia, że trzeba szukać specjalistów od bardzo szczegółowej dobrze sprecyzowanej tematyki, aby poradzić sobie ze zrozumieniem obserwowanych wyników. I tych bardzo partykularnych specjalistów, jak archeoastronomowie, po prostu nie ma zbyt wielu.  

 

W jaskiniach wciąż widnieją znaki, które nie zostały jeszcze rozszyfrowane. Może to zwykłe graffitti z gatunku „kocham Aśkę” czy „Legia pany”, a może coś, co będzie jeszcze dobitniej świadczyć o tym, że co jak co, ale niebo to nasi przodkowie obserwowali bardzo wnikliwie. Niekoniecznie wszyscy jak jeden mąż, ale przywódcy czy szamani na pewno. I niekoniecznie dlatego, iż uważali, że może im ono spaść na głowę. Przede wszystkim dlatego, że kryło w sobie mechanizm pomiaru czasu. W życiu zaś ludzkim, nawet w epoce przedrolniczej (utrwalonej dla nas w Göbekli tepe), nie było chyba istotniejszych fenomenów niż czas i związane z nim przemiany dookolnego świata.  

 

Kalendarze są i dziś sprawą poważną. Na przykład przejście z juliańskiego do gregoriańskiego byłoby aktem politycznym najwyższej wagi. Posługujemy się setkami typów rozmaitych kalendarzy: wiszących, stojących i kieszonkowych, biodynamicznych, szkolnych, kościelnych. Przyjmujemy je jako coś oczywistego. Może i słusznie – są tak stare jak malowidła naskalne górnego paleolitu. I zawsze były potrzebne, notowane i przekazywane następnym pokoleniom. Choćby pokolenia owe nie wiedziały już, bo nikt ich tego w szkole nie uczy, jak zrobić te wszystkie niezbędne dla tworzenia kalendarzy obserwacje astronomiczne na tym naszym niebie zaśmieconym światłem elektrycznym, gdzie już niewiele widać. 

Aplikacja mobilna TVP INFO na urządzenia mobilne Aplikacja mobilna TVP INFO na urządzenia mobilne
źródło:
Zobacz więcej