Ukraina walczy już od 300 dni o swoją niepodległość. Chociaż słowo „Zeitenwende” – tłumaczone jako punkt zwrotny, przełom czasów – zostało wybrane słowem roku w Niemczech, to, użyte przez Olafa Scholza w kontekście obietnicy zmiany polityki Berlina wobec Moskwy – pozostało puste. Zamiast poważnego potraktowania pomocy Ukrainie, Olaf Scholz znów puszcza oczko do Kremla, mówiąc że po zakończeniu wojny współpraca z Rosją znów będzie możliwa. Niedoczekanie twoje, panie kanclerzu! Terminu „Zeitenwende”, który został wybrany przez Towarzystwo Języka Niemieckiego (GfdS) słowem roku 2022 w Niemczech, użył Olaf Scholz kilka dni po ataku Rosji na Ukrainą. To wtedy, 28 lutego, cała polityka zagraniczna naszych zachodnich sąsiadów wobec zarówno Moskwy, jak i Kijowa, a także szerzej, całej Europy Środkowo-Wschodniej, legła w gruzach. W ciągu ostatnich miesięcy wielu tamtejszych polityków z różną siłą biło się w piersi, przyznając, że w stosunku do Rosji byli krótkowzroczni, naiwni, dali się zwieść czy myśleli egoistycznie. Oczywiście, byli też tacy, jak choćby była kanclerz Angela Merkel – kształtująca niemiecką politykę wobec Wschodu przez ostatnie lata – którzy nie mają sobie nic do zarzucenia. Olaf Scholz też nie lubi słuchać głosów krytyki. Też nie lubi przyznawać się do błędów. Często milczy, udaje, że sprawa go nie dotyczy, innym razem kończy sprawę na niejasnych obietnicach. Obietnicach, z których większość pozostała niezrealizowana. Nadzieja na reorientację Niemiecki szef rządu mówiąc o „punkcie zwrotnym” w relacjach z Rosją dawał nadzieję na reorientację Berlina w stosunku do Moskwy – zerwanie zależności, wzięcie pod uwagę doświadczeń Ukrainy i obaw krajów Europy Środkowo-Wschodniej. W końcu Niemcy tyle razy powtarzały, że są naszym ambasadorem, że rozumieją nasze doświadczenia, że chcą pomóc. Gdy jednak przyszła chwila próby, to okazało się, że to właśnie Niemcy są najsłabszym ogniwem zachodniego sojuszu, wspierającego walczących o przetrwanie Ukraińców. Rzeczywistość okazała się całkowicie inna. Mimo deklaracji pomocy – i politycznej, i humanitarnej, i militarnej, a także słów potępienia pod adresem Putina – Niemcy są dalekie od tego, by zrealizować swoje zobowiązania. 300 dni walk na Ukrainie, wszystkie zbrodnie popełnione tam przez najeźdźców, zbrodnicze plany Kremla wobec mieszkańców tego kraju, chęć wywołania kryzysu humanitarnego, grożenie użyciem broni nuklearnej czy też uszkodzenia elektrowni atomowych – nie są dla Berlina wystarczające, by Zeitenwende wcielić w życie.Aż strach pomyśleć, co takiego jeszcze okupanci mogliby zrobić Ukraińcom, by w końcu Niemcy zrozumieli czym jest dzisiaj Rosja. Scholz puszcza oczko do Kremla Po 300 dniach walk na Ukrainie, gdy obrońcy nie tylko wyparli przeciwnika z dużej części swoich terytoriów, ale też coraz lepiej odpierają ataki rakietowe i dronów – kanclerz Scholz mówi o tym, że po zakończeniu wojny współpraca z Rosją będzie znowu możliwa i ważne jest, aby przygotować się na ten czas. Nie zająknął się przy tym nawet o tym, że Rosja – tak, ale bez Putina, po tym, jak winni zbrodni zostaną ukarani, „ruski mir” skończy w śmietniku historii, tam gdzie jego miejsce, a reparacje zostaną Ukrainie wypłacone. Znamienne jest też to, gdzie i do kogo to powiedział. A mianowicie doszło do tego w trakcie przemówienia z okazji 70-lecia Komisji Wschodniej Niemieckiej Gospodarki (Ost-Ausschuss der Deutschen Wirtschaft) – ta zaś odegrała dużą rolę w tworzeniu „socjaldemokratycznej polityki rosyjskiej”, w której królowała doktryna - „zmiany poprzez handel”. Niemcy żywią się iluzją Komentując jego słowa portal niemieckiego tygodnika „Focus” ocenił, że doktryna ta nigdy nie zadziałała i była jedynie iluzją i tak naprawdę służyła do tego, by robić „potężne interesy” ze Związkiem Sowieckim. Zaznaczono tak, że również polityka zbrojeniowa Scholza – to że jest gotowy przesłać działa przeciwlotnicze i Gepardy, a już nie Leopardy i Mardery – wpisuje się w politykę „uchylonych drzwi Scholza wobec Rosji".Kanclerz trzyma się takiej postawy mimo tego, że jest w tej sprawie naciskany m.in. przez koalicjantów z FDP i Zielonych. Czytaj także: Merkel idzie w zaparte w kwestii Rosji„Focus” zwraca przy tym uwagę, że chociaż Niemcy skromnie pomagają Ukrainie w walce z najeźdźcą, to liczą na jak największy udział swoich firm w odbudowie tego kraju, co było widać chociażby przy okazji organizowanej przez prezydenta Francji Emmanuela Macrona konferencji darczyńców. Pisząc o niej niemiecki tygodnik podkreślił, że jego inicjatywa „może być rozumiana jako podwójnie egoistyczna: koszty rosyjskiego bombardowania mają być uspołecznione przez międzynarodową konferencję darczyńców, natomiast zyski z późniejszej odbudowy zostaną sprywatyzowane, a dokładniej: znacjonalizowane". Apele Ukraińców W tym samym czasie Ukraina wciąż liczy na to, że Niemcy zaczną realizować swoje zobowiązania. Nowy ambasador tego kraju Ołeksij Makiejew w rozmowie z „Welt am Sonntag” podkreśla, że Berlin obiecał Kijowowi więcej broni i amunicji. Zaznaczył przy tym, że ukraińska armia pilnie potrzebuje dodatkowych systemów obrony powietrznej, haubic samobieżnych, pocisków przeciwlotniczych Gepard i amunicjiOlaf Scholz – pomimo krytyki swojej polityki wobec Ukrainy – nadal uważa, że tylko on wie, jak zakończyć walki i osiągnąć pokój. Jest nim nie większe, przede wszystkim militarne wsparcie Ukrainy, ale liczenie na wynegocjowanie rozejmu z Putinem, poprzez prowadzenie z nim rozmów. Putin jednak – jak przekonują eksperci – nie jest zainteresowany trwałym pokojem, chce jedynie czasu na uzupełnienie swoich sił. Jego cel pozostaje wciąż ten sam – zniszczenie Ukrainy.Scholz wie jednak swoje i przekonuje w wywiadzie dla gazety „Sueddeutsche Zeitung”, że „jeśli nie będziemy rozmawiać z Rosją, to stanie się jeszcze mniej prawdopodobne, że ona zakończy wojnę”. Podkreślił on przy tym, że Putin musi „zakończyć wojnę, wycofać wojska i w ten sposób stworzyć możliwość wzajemnego porozumienia”. Czy niemiecki kanclerze naprawdę myśli, że swoimi rozmowami telefonicznymi przekona władcę Kremla do wycofania jego sił ze wszystkich ukraińskich terytoriów? Szczerze? Czy naprawdę nie słyszy, w jaki sposób Putina nadal wypowiada się o Ukrainie i Ukraińcach? Nie widzi, jaki jest cel rosyjskich nalotów na cele cywilne w tym systemy energetyczne? W jakim celu kupuje kolejne irańskie rakiety i drony? A może jednak tematy ich rozmów dotyczą też innych spraw? Częściowo jedynie związanych z Ukrainą? W takim wypadku, rzeczywiście, Putin – ja relacjonuje Scholz „nie krzyczy po drugiej stronie telefonu”, a rozmowy są „zawsze grzeczne”. Biedaarmia Gdy przywołujemy w pamięci „punkt zwrotny” Scholza wobec Rosji – należy też brać uwagę, że kanclerz obiecał Niemcom, że rząd w Berlinie zmieni podejście do armii i zainwestuje w nią ogromne środki. Jak się jednak okazuje, czas mija, a zmian jak nie widać, tak nie widać. Przed kilkoma dniami dziennik „Sueddeutsche Zeitung” (SZ) dotarł do poufnego dokumentu, w którym ministerstwo obrony potwierdziło brak gotowości operacyjnej wojsk, a stan Bundeswehry jest tak zły, że jest jej ciężko wywiązywać się nawet ze zobowiązań międzynarodowych w tym wobec NATO. #wieszwiecejPolub nasBrak jest nie tylko okrętów, dział artyleryjskich czy systemów przeciwlotniczych, ale także nowoczesnej techniki radiowej. Problemy widoczne są także w wyposażeniu, kadrze i poziomie szkolenia. Sprzęt, który Niemcy wysyłają Ukrainie nie jest uzupełniany, jak to ma miejsce choćby w przypadku haubic samobieżnych.To zaś powoduje, że zaangażowanie Niemiec na wschodniej flance NATO jest coraz słabsze i mniej pewne. A przyszłość zapowiada się coraz gorzej. Jak ocenia „SZ”, z powodu braku uzbrojenia Niemcy będą na Litwę wysyłać siły artyleryjskie tylko czasowo, jeśli zaś chodzi o rozstawione na Słowacji przeciwlotnicze systemy Patriot, to muszą zostać on sprowadzone do Niemiec do końca przyszłego roku w celu modernizacji. Sytuacja w marynarce jest tak zła, że prawdopodobne jest, iż za kilka miesięcy nasi zachodni sąsiedzi nie wyślą żadnego okrętu w ramach misji ONZ u wybrzeży Libanu. Stary sprzęt nie jest zaś w stanie zabezpieczyć niemiecką przestrzeń powietrzną. Sytuacja ta może ulec zmienia. Optymistyczny scenariusz jest taki, że rzeczywiście dzięki funduszowi specjalnemu w wysokości 100 mld euro oblicze Bundeswehry bardzo się zmieni. Niemcy chcą zakupić 35 amerykańskich myśliwców F-35, na co ma pójść jedna dziesiąta z wyżej wymienionego funduszu. Zmian ma być więcej. Jeśli do nich dojdzie, to będzie to dobra informacja dla wszystkich członków NATO, gdyż Niemcy, będąc najsilniejszą gospodarką w Europie, a także jednym z największych producentów broni na świecie, powinny brać na siebie o wiele większą odpowiedzialność za bezpieczeństwo Europy niż do tej pory. Liczy na to Ukraina, liczy też nasz region. Petar PetrovićAutor jest dziennikarzem Polskiego Radia