
„Nie do końca rozumiem sens takiego postępowania” – mówi prezydencki minister Paweł Szrot, komentując zapowiedź ponownego złożenia zawetowanej ustawy oświatowej w niezmienionym kształcie, która padła z ust szefa MEN Przemysława Czarnka. Nie wchodząc w szczegóły samej ustawy, nie sposób jednak nie zauważyć, iż dokładnie to samo, choć czasem w dużo ostrzejszy sposób, piszą na Twitterze wyborcy Andrzeja Dudy – i nie kierują tych uwag do ministra edukacji, lecz do głowy państwa właśnie. Prezydent deklaruje, że chce zapewnić Polsce spokój społeczny w trudnym czasie, jest to jednak bardzo ryzykowny argument.
Jak powiedział prezydent, projekt ten nie uzyskał powszechnej akceptacji.
zobacz więcej
Do pana prezydenta przyszło ponoć ponad 130 listów, indywidualnych, organizacyjnych i zbiorowych. To oczywiście ważne, problem w tym, że nie sądzę, by łącznie ich autorzy stanowili grupę 10 milionów osób, tylu zaś, a nawet trochę więcej, miał pan prezydent w ostatnich wyborach. Gdy więc kancelaria głowy państwa ogłasza, iż Andrzej Duda nie potrzebuje społecznych niepokojów, mam wrażenie, że i jego elektorat w drugiej kadencji jest mu potrzebny mniej niż przed wyborami. Wyborami poprzedzonymi kampanią wyborczą, w której Duda bardzo mocno, według wielu, zbyt mocno i ryzykownie, odwoływał się właśnie do kwestii zagrożeń obyczajowych i lewicowej inżynierii społecznej. Po kolejną kadencję szedł więc pod sztandarami obrony rodziny, ryzykując mocne i niesprawiedliwe ataki ze strony drugiej strony sporu politycznego. Co więcej, jest bardzo prawdopodobne, że to właśnie takie ustawienie sporu już nie według osi PO–PiS, a rodzina–genderyzm zmobilizowało zmęczony pandemią i często rozczarowany reżimem sanitarnym elektorat, by pójść i jeszcze raz dać Andrzejowi Dudzie szanse.
Wystarczy przypomnieć przecież, ile emocji wywołała wypowiedź, która padła na spotkaniu z wyborcami w Brzegu latem 2020 roku: „Próbuje się nam, proszę państwa, wmówić, że to ludzie. A to jest po prostu ideologia. Jeżeli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości, czy to jest ideologia, czy nie, to niech sobie zajrzy w karty historii i zobaczy, jak wyglądało na świecie budowanie ruchu LGBT, niech zobaczy, jak wyglądało budowanie tej ideologii, jakie poglądy głosili ci, którzy ją budowali”.
Czytaj także: Spotkanie prezydenta z min. Czarnkiem. „Mamy nadzieję, że wyjaśni wszelkie wątpliwości”
Prezydent tymi słowami naraził się na wielką falę krytyki. O odpowiednią skalę oburzenia zadbały wówczas opozycyjne media i działacze, którzy przypisali Dudzie dużo dalej idące stwierdzenia od faktycznych, zarzucano mu (i zarzuca się do dziś) dehumanizację osób utożsamiających się z LGBT. Prezydent próbował wówczas rzecz odkręcać, również pisząc po angielsku do chętnie cytujących go krytyków i ulegających ich narracji zagranicznych tytułów. „Prawda stała się małą istotą, chowająca się przed o wiele silniejszą Poprawnością” – pisał Andrzej Duda to dziennikarzy Reutersa, „NY Timesa”, Associated Press i „Guardiana”.
Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek powiedział, że jeszcze tydzień temu był zapewniany przez współpracowników Andrzeja Dudy, że są bardzo...
zobacz więcej
Jest prawdą, że wokół ustawy edukacyjnej narosło dużo sporów, a różne jej punkty krytykowało wiele środowisk, z których nie wszystkie były związane z lewicą. Krytyka również nie dotyczyła wyłącznie najgłośniejszych kwestii dostępu do szkół organizacji pozarządowych, w tym tzw. edukatorów seksualnych. Problem leży w tym, że choć prezydent powołuje się właśnie na tę różnorodność źródeł krytyki, poszczególne grupy oponentów miały bardzo zróżnicowaną siłę przebicia ze swoimi zastrzeżeniami, a w konsekwencji wyrażenia oczekiwań wobec prezydenta, a finalnie – satysfakcji, a tak naprawdę pogardliwych kpin wobec autora zablokowanego prawodawstwa.
Głosem sprzeciwu wobec ustawy jest pytanie „I co, Czarnek, łyso ci?” czterech posłanek opozycji. W tej wrzawie nie było już słychać głosu zawiedzionych ustawą rodziców decydujących się na edukację domową, którzy poczuli się zignorowani przez ministerstwo i poszkodowani nowymi przepisami, co zresztą również zostało wykorzystane przez opozycję. A przecież wielu z takich rodziców zabiera dzieci ze szkół właśnie w obawie przez zjawiskami, przed którymi ustawa edukacyjna miała dzieci chronić! Przekaz zdominowany został przez zwolenników bardzo mocno nakierowanej ideologicznie edukacji, świadczonej bez kontroli i wpływu rodziców przez organizacje i podmioty zewnętrzne – na skróty, lecz nie bez powodu sprowadzane do rangi „seksedukatorów”. Jeśli więc minister Przemysław Czarnek zafundował dziecku kąpiel w zbyt zimnej lub zbyt gorącej widzie, prezydent Duda dziecko to z kąpielą po prostu wylał.
Przedstawiciele ministerstwa w mediach informują, że ludzie prezydenta brali udział w pracach nad ustawą. Miało być to gwarancją podpisania jej ostatniej wersji właśnie po tym, gdy Andrzej Duda zastosował weto wobec jej poprzedniczki. Czy więc udział prezydenckich współpracowników był zbyt mały, czy też – jak chcą inni – weto było de facto zemstą za pominięcie Dudy w pracach nad najnowszą ustawą o Sądzie Najwyższym? Tu zresztą wchodzimy na wyższy poziom chaosu, ponieważ w tej ostatniej sprawie prezydent, który rozczarował swych wyborców w sprawie „lex Czarnek”, staje się nadzieją tego samego elektoratu, gdy idzie o ustawę o SN, będąca z kolei dla wielu sympatyków prawicy (a jak widać z komentarzy i części jej posłów, w tym nawet ministra Czarnka) bardzo trudna lub niemożliwa do przełknięcia. To jednak oddzielny temat, który tu wypada tylko zasygnalizować.
Jestem zawiedziony, bo pan prezydent wychwalił tę ustawę w tym przemówieniu, w którym motywował weto – powiedział Interii minister edukacji...
zobacz więcej
Na podpis Andrzeja Dudy pod ustawą edukacyjną wyborcy mieli prawo oczekiwać, mając w pamięci przywołane już wystąpienie z Brzegu, które tak bardzo podniosło temperaturę kampanii wyborczej dwa lata temu. „Nie po to – deklarował wówczas Andrzej Duda – pokolenie moich rodziców przez 40 lat walczyło, by wyrzucić ideologię komunistyczną ze szkół, żeby nie można jej było wciskać dzieciom, żeby nie można było prać mózgów młodzieży i indoktrynować ich, młodych ludzi, dzieci, żołnierzy w wojsku, w organizacjach młodzieżowych, nie po to walczyli, żebyśmy teraz godzili się na to, żeby przyszła inna ideologia, jeszcze bardziej niszcząca dla człowieka, ideologia, która pod frazesami szacunku i tolerancji ukrywa głęboką nietolerancję i eliminację, wykluczenie wszystkich tych, którzy nie chcą jej ulec”.
Prezydent jest znakomitym mówcą wiecowym i patriotycznym, co widać, a raczej słychać, również ostatnio, gdy bierze na siebie ciężar upominania się na arenie międzynarodowej o sprawę Ukrainy. Wyborcy mają jednak prawo czuć się rozczarowani, gdy żar ten ustępuje miejsca obawie o spokój społeczny, a raczej – podpadnięcie najbardziej krzykliwej części opozycji. To nie pierwsze tak bolesne dla prawicowego elektoratu weto.
Co jednak daje rozczarowanie u jednych, nie przekłada się wcale na popularność u drugich. A społeczny spokój? W dniu, w którym prezydent zawetował ustawę, doszło do napaści na senatora Stanisława Karczewskiego. Niepokój generuje, jak widać, sam fakt współistnienia różnych nurtów i poglądów w polityce. Czy idąc dalej w tej walce o pokój, mamy z niej zrezygnować? Wolta w sprawie ustawy oświatowej nie jest satysfakcjonującą dużą część prezydenckich wyborców odpowiedzią na to pytanie.