
Tego jeszcze chyba nie było. Rosyjski szpieg, który wpadł w Estonii, został skazany, a potem wymieniony, po kilku latach ucieka do… Estonii. Mówi, że to przez wojnę Rosji z Ukrainą… W każdym razie, to cios w wizerunek GRU. I zachęta dla innych ludzi służb rosyjskich, by uciekali na Zachód, póki czas.
Nie mogąc poradzić sobie na froncie z ukraińską obroną i kontrofensywą, Rosjanie starają się za wszelką cenę złamać morale społeczeństwa Ukrainy....
zobacz więcej
Fakt, że Artem Zinczenko jest na terytorium Estonii i ubiega się o azyl polityczny, został ujawniony dopiero w listopadzie. Wiadomo jednak, że Rosjanin uciekł z Rosji dużo wcześniej, prawdopodobnie we wrześniu. W wywiadzie z największym estońskim dziennikiem „Eesti Päevaleht” 35-latek mówi, że wrócił do kraju, w którym kiedyś żył i który szpiegował, bo jest przeciwny inwazji Rosji na Ukrainę. Dobrze takie tłumaczenie wygląda w mediach. No i to poważny cios wizerunkowy dla reżimu Putina, a szczególnie GRU. Ale jak było naprawdę? Czy estońskie służby miały kontakty po tym, jak wymieniły schwytanego szpiega na swego obywatela? Tego zapewne szybko się nie dowiemy. Ale być może historia Zinczenki coś podpowie?
Wypominanie komuś rodzinnych koneksji, przeszłości, kontaktów zawodowych jest u nas często piętnowane. Mówi się, że to syn nie odpowiada za ojca, wnuk za dziadka itp. Tymczasem Rosjanie rodzinne tradycje potrafią wykorzystać do maksimum. Sprawa Zinczenki jest przykładem idealnym. Jego przypadek pokazuje, jak GRU wykorzystuje tradycje rodzinne i wykorzystuje też byłych sowieckich wojskowych, którzy nadal mieszkają w krajach byłego ZSRS lub są z nimi związani, jako bazę rekrutacyjną dla nowych szpiegów.
GRU zwerbowało Zinczenkę w cywilu. Za to rodzinna tradycja… Jego ojciec Igor służył w wojsku, jego dziadek Albert służył w wojsku, jego pradziadek Grigorij też służył w wojsku: w oddziałach Smierszu podczas II wojny światowej. Rodzina Zinczenki osiadła w Estonii w 1966 roku. Dziadek Albert, oficer sowieckiej armii, trafił tam do jednej z baz. Dostali mieszkanie w Tallinie. Gdy upadł Związek Sowiecki, a Estonia odzyskała niepodległość, podpułkownik Albert Zinczenko był już na emeryturze.
Czytaj także: ABW zatrzymała w Przemyślu rosyjskiego szpiega
Podobnie jak tysiące innych emerytowanych sowieckich oficerów mieszkających w Estonii, dostał szansę ubiegania się o pozwolenie na stały pobyt w Estonii. Albert i jego żona Tamara skorzystali z tej możliwości i już na dobre pozostali w nadbałtyckim kraju. Ich wnuk Artem miał wtedy 5 lat, mieszkał z rodzicami w Rosji. Jego ojciec Igor służył bowiem w rosyjskim wojsku. Artem odwiedzał dziadków w Estonii, gdy był młodszy. Uwielbiał spędzać tam lato.
W ostatnich miesiącach wciąż pojawiają się informacje, że Moskwa może wywołać wojnę rękami naddniestrzańskich separatystów. Tymczasem na...
zobacz więcej
Gdy GRU zgłosiło się do Artema w 2009 roku, jego dziadek już nie żył, a ojciec był od trzech lat na emeryturze. Ale młody Zinczenko postanowił kontynuować rodzinne tradycje, choć w nieco inny sposób.
GRU zwerbowało Zinczenkę – absolwenta studiów wyższych – zaraz po zakończeniu obowiązkowej służby wojskowej. Przeszedł solidne szkolenie wywiadowcze: jak się legendować, jak unikać schwytania, jak przekazywać wrażliwe informacje. Natychmiast po werbunku i przeszkoleniu Zinczenko zaczął odwiedzać Estonię, korzystając z wizy (2009). Wiadomo, że Estonia nie była wcale pierwszym celem w szpiegowskiej karierze Zinczenki. Nie ujawniono jednak, w jakich innych krajach działał. Krótko przed otrzymaniem pierwszych rozkazów Zinczenko wystąpił o pozwolenie na pobyt w Estonii w celu prowadzenia tam biznesu. I takie otrzymał.
Zobacz także: Rosyjski szpieg w dowództwie NATO
Po trzech latach otworzył działalność gospodarczą: jego firma zajmowała się hurtową sprzedażą produktów dla niemowląt na rynek rosyjski. Wraz ze wspólnikiem założyli firmę Dana Investment i rozpoczął projektowanie i produkcję wózków dziecięcych. Prawdziwy biznes zapewniał Zinczence solidną przykrywkę dla jego operacji wywiadowczych. Ponieważ biznes był zorientowany na rynek rosyjski, Rosjanin miał ważny powód, aby często podróżować pomiędzy Tallinem i Sankt Petersburgiem - bez wiz, dzięki pozwoleniu na pobyt. W 2013 roku Zinczenko otrzymał od władz estońskich pozwolenie na pobyt.
Spory rynek zbytu w okolicach St. Petersburga pomógł jego firmie się rozwinąć. W ciągu pierwszych sześciu miesięcy działalności sprzedał do Rosji wózki dziecięce o wartości 90 tys. euro. Szybko zysk wzrósł czterokrotnie. Zinczenko rozwijał biznes. Uruchomił estońskojęzyczny sklep internetowy, otworzył salon sprzedaży w tallińskiej dzielnicy Lasnamäe (rodzaj tallińskiego Ursynowa, ale zamieszkany głównie przez Rosjan), kupił dom w położonym 25 km na zachód od stolicy miasteczku Keila. Ciekawostka: za czasów sowieckiej okupacji na jego obrzeżach stała baza pancernych wojsk ZSRS, nazywana przez mieszkańców Tankipolk. Zinczenko założył w czasie biznesowej aktywności w Estonii rodzinę. Żona też jest obywatelka Rosji. Szybko doczekali się dzieci.
Przez cały okres współpracy z GRU Zinczenko miał kontakt z trzema oficerami. Znał tylko imiona, pod jakimi występowali. KAPO rozpracowało ich tożsamość. Nie chciał za swoje usługi pieniędzy.
Macki siatki rosyjskich szpiegów sięgnęły wywiadu wojskowego, ministerstwa obrony i parlamentu. W ręce Moskwy trafiło dużo tajnych informacji, w...
zobacz więcej
Szpiegował głównie w Tallinie, ale też odwiedzał inne rejony kraju w celu gromadzenia informacji i robienia zdjęć oraz filmów na zlecenie oficera prowadzącego. Zinczenko nie zawsze musiał skradać się wokół obiektów czy robić zdjęcia zza płotu - często po prostu odwiedzał imprezy organizowane w ramach dni otwartych przez estońskie wojsko. Na liście obiektów zainteresowania Zinczenki był garnizon w mieście Paldiski, gdzie stacjonuje elitarny batalion, którego żołnierze brali udział w misjach w Afganistanie i Iraku. Była też powietrzna baza NATO w Ämari, gdzie stacjonują sojusznicze samoloty uczestniczące w misji Baltic Air Policing.
GRU interesowały w równym stopniu obiekty wojskowe i ruchy wojsk, jak i obiekty służące zapewnieniu podstawowych usług: różnego rodzaju węzły komunikacyjne i centra łączności. Celem było określenie rodzaju zastosowanej technologii, dróg dostępu, środków obrony i słabych punktów. - Sporządzał mapy środowisk operacyjnych, które interesowały GRU – mówił rzecznik prasowy KAPO Harrys Puusepp.
Czytaj także: Jednostka GRU, która ma na koncie zamach na Skripala, dalej działa w Europie
Zinczenko był zaskoczony, gdy 9 stycznia 2017 w miejskim autobusie w Tallinie nagle otoczyli go agenci KAPO. 8 maja sąd okręgowy w Harjumaa skazał Zinczenkę z paragrafu 233. kodeksu karnego na 5 lat więzienia, uznając go winnym szpiegostwa. Według prokuratury, Rosjanin od 2013 roku uczestniczył w „operacyjno-taktycznej działalności skierowanej przeciwko bezpieczeństwu Estonii”. Zebrane przez Zinczenkę informacje nie były jednak objęte tajemnicą państwową. Nie podejmował on też prób werbowania współpracowników, na przykład wśród wojskowych.
Zinczenko nie spędził wiele czasu w estońskim więzieniu. Już 10 lutego 2018 roku na przejściu granicznym Koidula, na moście nad rzeką Piusa, Estonia i Rosja dokonały wymiany Zinczenki na Raivo Susiego, estońskiego biznesmena skazanego za szpiegostwo w Rosji.
Szef MSW Estonii Lauri Laanemets poinformował w środę, że strona rosyjska wywiozła w nieznanym kierunku uchodźców z Ukrainy znajdujących się na...
zobacz więcej
Raivo Susi został aresztowany na moskiewskim lotnisku Szeremietiewo 10 lutego 2016 roku, gdy był w drodze do Tadżykistanu. Został oskarżony o szpiegostwo i skazany na 12 lat więzienia. Wiadomo, że był on zaangażowany biznesowo w kilka firm lotniczych. Gdy 11 grudnia 2016 roku w Moskwie uznano Susiego za winnego, jego adwokat obiecał, że odwoła się od wyroku. Ani on, ani jego klient nawet nie rozważali możliwości wymiany. – Nie jestem Kohverem... W tym rzecz. Jestem zwykłym człowiekiem interesu - powiedział na sali sądowej Susi.
Ale rok później, pod koniec grudnia 2017 roku, okoliczności się zmieniły. Władze estońskie doradziły Susiemu, by nie odwoływał się od wyroku rosyjskiego sądu. Jednym z warunków koniecznych do wymiany więźniów było bowiem wejście w życie wyroku. Bez tego prezydent Władimir Putin nie miałby prawnej możliwości ułaskawienia Susiego.
W sobotni poranek, 10 lutego 2018, uśmiechnięty Susi z torbą sportową przeszedł przez most nad rzeką Piusa do czekającego minibusa KaPo. Zastępca szefa KaPo Aleksander Toots i wysoki rangą urzędnik FSB spotkali się na moście kilka minut wcześniej. To było ich drugie takie spotkanie - we wrześniu 2016 roku również na tym moście wymienili Alekseja Dressena na Estona Kohvera. Rosyjskiego szpiega w KAPO na estońskiego oficera kontrwywiadu porwanego przez FSB z granicy i oskarżonego o szpiegostwo.
O ile jednak wieloletni ważny urzędnik KAPO Dressen był dla Rosjan niezwykle ważny jako agent, o tyle wartość Artema Zinczenki, sprowadzonego na most w celu wymiany, była raczej symboliczna. Moskwa z pewnością zainwestowała czas i pieniądze w szkolenie biznesmena, który sprzedawał artykuły dziecięce i od 2013 roku pracował dla GRU, ale był on tylko pionkiem w świecie wywiadu.
– NATO musi bardziej słuchać wschodnich członków, bo to oni mieli rację, ostrzegając przed Rosją, i musi wzmocnić wschodnią flankę, nim będzie za...
zobacz więcej
Wydaje się jednak, że inny powód był ważniejszy. GRU chciało spróbować przynajmniej ustalić, w jaki sposób jego szpieg wpadł. Zinczenko był wtedy 10. skazanym za szpiegostwo dla Rosji w ciągu dziewięciu lat. Ale pierwszym, któremu udowodniono pracę dla wywiadu wojskowego.
Dla Moskwy w tej grze wymiennej ważnie było też coś co innego - pokazać kolegom Zinczenki w Estonii i za granicą, że nie zostaną pozostawieni sami sobie. Choć kara, jaką agent GRU otrzymał za szpiegostwo była stosunkowo łagodna - pięć lat więzienia - to jego powrót do domu miał znaczenie symboliczne.
Według Zinczenki, przed wymianą nie został on przewerbowany przez KaPo. Nie skomentował też szczegółowo tego, co stało się z nim po powrocie do Rosji, zaznaczając, że wkrótce został tam pozostawiony sam sobie i stanął przed „wieloma problemami, by poradzić sobie z rozpoczęciem nowego życia”. Zinczenko dodał, że po jego powrocie tam wiele się zmieniło, a sytuacja pogarszała się z każdym rokiem. „Zobaczyłem rządzący tu reżim ze wszystkimi aspektami totalitaryzmu: - powiedział, dodając, że po 24 lutego zdał sobie sprawę, że nie ma już nic wspólnego z Rosją.
Stu żołnierzy i specjalne jednostki z dronami wysyła do Polski Estonia – poinformował w piątek minister obrony tego kraju kalle Laanet. Tamtejszy...
zobacz więcej
Rosjanin zapewnia, że decyzję o opuszczeniu kraju podjął jeszcze przed dekretem Putina o mobilizacji (21 września). Po powrocie do domu na początku 2018, opowiada dziś Zinczenko, zdał on sobie sprawę, że Rosja zdegenerowała się w „bezwzględną, nostalgiczną i imperialistyczną dyktaturę”. Mówi, że obejrzał filmik Aleksieja Nawalnego i oburzył się na korupcję na wyższych szczeblach władzy. Twierdzi, że wraz z żoną poszedł na wiece poparcia dla Nawalnego po jego aresztowaniu.
Po inwazji Rosji na Ukrainę najpierw do Estonii wyjechały żona i dzieci Zinczenki, potem sprzedał on swoje mieszkanie w St. Petersburgu i podążył w ich ślady – to był prawdopodobnie wrzesień. Od razu nasuwa się pytanie, jakim cudem były szpieg GRU, o którym było głośno kilka lat temu, którego Rosjanie wymienili dając mu wolność, nie był pilnowany przez rosyjskie służby? Zinczenko mówi, że po wybuchu wojny mają one tyle roboty, że nie miały czasu go śledzić.
Dlaczego wybrał kraj, który kiedyś szpiegował i w którym siedział w więzieniu? Twierdzi, że ważnym powodem było to, że gdy został zatrzymany, skazany, więziony w Estonii, bardzo dobrze go traktowano, mimo że był agentem wroga. Zinczenko zapewnia, że estońskie służby specjalne nie pomagały mu w organizacji ucieczki z Rosji.