Gęsta, dziewicza dżungla skrywa wiele perełek. Gęsta, dziewicza dżungla skrywa wiele perełek. Do dziś archeolodzy trafiają na ślady okazałych świątyń, które przez wieki były zapomniane. Północ kraju jest rzadko odwiedzana przez turystów, jeszcze nie do końca zbadana, a wiele zabytków pozostaje w cieniu słynnych kompleksów Angkor Wat czy Angkor Thom. W północnej Kambodży – w Koh Ker - zachowało się kilka oryginalnych świątyń z X wieku. Nie są duże i w większości w złym stanie, ale za to można poczuć się jak Indiana Jones. Wrażenie robi świątynia w kształcie piramidy i te porośnięte roślinnością, które oplatają konary drzew. Dojazd do Koh Ker nie jest ani łatwy, ani tani. Nie kursują tam żadne autobusy, a jedynym sposobem, aby dotrzeć do ukrytych w dżungli świątyń, jest samochód, skuter lub tuk-tuk. Stan wielu odcinków dróg pozostawia wiele do życzenia, a podróż z popularnego Siem Reap trwa około 2,5 godziny w jedną stronę. Mimo to, warto podjąć ten wysiłek. Cena – nie ma konkretnej. Lokalne agencje turystyczne oferują wycieczki, ale chętnych nie ma wielu. My w Koh Ker byłyśmy jedynymi turystkami z zagranicy. Oprócz nas kompleks zwiedzało kilkoro obywateli Kambodży, którzy byli zaskoczeni widokiem dwóch Europejek. Z kierowcami można dogadywać się indywidualnie – i trzeba mocno się targować. Za osobę realny koszt waha się od 30 do 50 dolarów, choć ceny wyjściowe są znacznie wyższe. Wstęp na teren kompleksu wynosi 15 dolarów. Sporo – jak na liczbę świątyń i ich stan – ale fundusze trafiają na renowację budowli. Tak przynajmniej mówią miejscowi. Piramida w dżungli, Czarna Dama i zjawiskowe prasaty Dawniej w Koh Ker, na obszarze ponad 80 km², znajdowało się blisko 200 świątyń, pałace, groble i budowle cywilne. Dziś przewodniki podają, że turyści mogą zobaczyć około 20 z nich, ale tak naprawdę w miarę dobrym stanie zachowało się kilka. Nie warto schodzić ze szlaku i przedzierać się przez dżunglę, bo teren nie został jeszcze do końca rozminowany.Koh Ker w X wieku istniało pod nazwą Lingapura, co oznacza „miasto lingamów” i przez 16 lat było stolicą khmerskiego imperium. W świątyniach widoczne były indyjskie wpływy i liczne symbole boga Śiwy. Najważniejszą świątynią jest zjawiskowa 36-metrowa, siedmiopiętrowa piramida w kompleksie Prasat Thom, która prawdopodobnie była główną świątynią państwową. Dawniej budowla była jeszcze większa, mogła liczyć nawet 60 metrów wysokości, bo na samej górze znajdowało się sanktuarium z cztero-metrowym lingamem - symbolem płodności i długowieczności. Dziś można wejść na szczyt piramidy, z której rozpościera się widok na dżunglę. Aby dotrzeć do piramidy, trzeba najpierw przejść przez porośniętą roślinnością bramę Prasat Krahom, która jest ceglaną wieżą. Kiedyś słynęła z posągów lwów, ale niestety nie zachował się ani jeden. Czasem można spotkać się z określeniem, że jest to czerwona świątynia. W kompleksie Prasat Thom znajdują się pozostałości po dwóch pałacach, które były pomieszczeniami do modlitwy i medytacji.Jedziemy zobaczyć Prasat Neang Khmau „Czarną Damę”, ale po drodze zahaczamy o ruiny świątyni Prasat Krachap. Niestety, niewiele z niej zostało i nawet trudno jest sobie wyobrazić, jak wyglądała wcześniej.Po chwili docieramy do samotnie stojącej wieży. Świątynia Prasat Neang Khmau była poświęcona hinduskiemu bogu Śiwie. Została zniszczona przez pożar, stąd jej nazwa „Czarna Dama”, choć czasem można natknąć się na nazwę „Czarna Dziewica”, bo jak głosi jedna z legend, świątynia mogła być domem dla Kali – hinduskiej bogini czasu i śmierci. W świątyni nie ma nikogo. Jest tak cicho, że słyszę swój własny oddech. Tu postanawiamy trochę odpocząć. Jednak spacer w ponad 30. stopniowym upale, palącym słońcu i dużej wilgotności powietrza jest męczący. W środku wieży znajduje się mały ołtarz i unosi się zapach kadzideł.W końcu docieramy do świątyni Prasat Pram, która na mnie zrobiła największe wrażenie – nawet większe niż piramida. Kompleks składa się z pięciu wież – prasatów. Trzy stoją obok siebie w jednym rzędzie. W każdej z wież znajdował się kiedyś lingam. Dwa prasaty przypominają mi obrazy z filmów podróżniczych. Olbrzymie korzenie drzew porastają ruiny, dżungla przywłaszczyła sobie świątynię już na dobre. Nie mogę oderwać od nich wzroku. Delektuję się tym widokiem. Już teraz wiem, że będzie to jedna z moich ulubionych świątyń w Kambodży, zaraz po niesamowitej Ta Prohm i Ta Som – w dawnym królestwie Angkoru.