
Francja i Niemcy chciałyby uchodzić za liderów Europy, którzy wyznaczają cele, snują wizje przyszłości, a także karcą niepokornych. Gdy jednak napotykały realny problem – jakim stała się inwazja Rosji na Ukrainę - oba te kraje wykazały się brakiem zdolności przywódczych i… uzależnieniem od Kremla. Ta świadomość ich boli. Chciałyby już mieć to za sobą. Gdy jednak spojrzymy także dziś na ich postawę, to nadal pozostawia ona wiele do życzenia.
Boris Johnson o kulisach rozmów z Niemcami, Francją i Włochami ws. Ukrainy.
zobacz więcej
Niedawny wywiad byłego premiera Borisa Johnsona dla portugalskiej edycji CNN na pewno nie został dobrze odebrany w kilku stolicach. A konkretnie w trzech: Berlinie, Paryżu i Rzymie. To właśnie je Johnson wywołał do tablicy – gdy mówił o tym, że Europa nie była zjednoczona przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji na Ukrainę 24 lutego w swojej postawie wobec ofiary i napastnika.
Jak relacjonuje Johnson, za zamkniętymi drzwiami Niemcy przekonywały, że jeśli rosyjska agresja nastąpi, „to lepiej, żeby wszystko szybko się skończyło, a Ukraina się poddała”, a Berlin, na poparcie swojej tezy przytaczał „rozsądne powody ekonomiczne” takiej polityki.
Polityki będącej, jak widać, jednym z elementów polityki „dialogu” z Kremlem, z którego Niemcy są tak dumne. I to pomimo tego, że to właśnie taka polityka doprowadziła do rozbestwienia Putina, który sądził, że wystraszy Zachód i Ukraina zostanie pozostawiona sama sobie.
Johnson podkreśla przy tym, że nie mógł poprzeć niemieckiego postulatu, gdyż uważał, że to „katastrofalny sposób patrzenia”.
Francuzi z kolei – według jego relacji - nie wierzyli do końca, że atak rosyjski jest możliwy, a Włosi od razu zapowiedzieli, że nie będą narażać się Rosji, gdyż są od niej w dużym stopniu uzależnieni energetycznie.
I, co prawda, Johnson w dalszej swojej wypowiedzi dla portugalskiej edycji CNN pozytywnie odnosił się do późniejszej i obecnej postawy państw członkowskich Unii, ale mleko się rozlało.
Niemcy i Francja próbują „rozbroić” plan zakładający wprowadzenie zakazu wjazdu do UE dla Rosjan na wizach turystycznych. Przywódcy krajów Europy...
zobacz więcej
Zgodnie z powiedzeniem – uderz w stół, a nożyce się odezwą – na słowa Johnsona zareagował Berlin. Rzecznik niemieckiego rządu Steffen Hebestreit uznał wypowiedź Johnsona za nonsens i przekonywał, że „fakty przemawiają przeciwko tej insynuacji”, gdyż kanclerz Olaf Scholz i cały rząd federalny opowiedzieli się za znacznymi dostawami broni na Ukrainę.
Dlatego gdy słyszy się odpowiedź rzecznika niemieckiego rządu, to ciężko nie wybuchnąć śmiechem. Niemcy i pomoc?
Przecież to Niemcy blokowały dostarczanie broni Ukrainie przez swoje terytorium, utrudniały jej zakup od członków NATO, wykorzystując to, że są członkiem Sojuszu, a Ukraina nie. A gdy już zdecydowały się na jakąś pomoc – to w świetle kamer z dumą przekazywały 5 tysięcy hełmów. Później były nadgryzione przez ząb czasu rakiety Strieła.
Później mieliśmy długie przeciąganie liny – mówienie, że Ukraińcom nie ma sensu wysyłać nowoczesnego sprzętu, gdyż nie nauczą się jego obsługi, że magazyny Bundeswehry są puste i że dostarczanie broni tylko bezsensownie przedłuży coś, co i tak się stanie – zwycięstwo Ukrainy.
Niemcy – jednym słowem – skompromitowały się. Całkowicie. Haniebnie. Teraz zaś za wszelką cenę starają się poprawić swoją reputację.
UE w końcu oficjalnie potwierdziła to, co obserwujemy praktycznie od pierwszych dni inwazji rosyjskiej na Ukrainę. Rosja jest terrorystą,...
zobacz więcej
Na łamach „The Telegraph” dziennikarz Daniel Johnson ocenił, że wojna na Ukrainie „rozbija nasze złudzenia co do niemieckich elit” – i określił je przy tym jako „aroganckie, niekompetentne i skorumpowane”.
„Polityczni i biznesowi liderzy największej europejskiej gospodarki nie tylko nie udzielili Ukraińcom pomocy, której tak rozpaczliwie potrzebują, ale w swoich kontaktach z Rosją zostali zdemaskowani jako w najlepszym razie naiwni – a w najgorszym jako współwinni” – podkreślał Daniel Johnson, a jego słowa wpisują się w powszechne uczucie co do niemieckich władz w Europie.
Także w Niemczech – gdyż i część tamtejszych mediów nie pozostawia suchej nitki zarówno na obecnym rządzie Olafa Scholza, jak i na jego poprzednikach.
Co z tego, że wielu niemieckich polityków przyznało, mniej lub bardziej szczerze, że się myliło co do Rosji i Putina, że powinni słuchać m.in. apeli Polski, że już sama budowa Nord Stream 2 z Kremlem była błędem i wielkim złem wyrządzonym sojusznikom z naszego regionu Europy.
Co z tego, że teraz zapewniają, że wspierają Ukrainę, potępiają Putina i chcą dbać o bezpieczeństwo Starego Kontynentu, skoro nigdy nie wiadomo, czy rzeczywiście coś za tymi słowami pójdzie, czy też pozostaną one jedyne wygłoszonym tekstem podyktowanym przez speców od PR.
Przykład takiego właśnie działania mieliśmy, na co wiele wskazuje, ostatnio w przypadku systemów Patriot, które Niemcy chcieli ofiarować Polsce. Teraz wychodzi na to, że były to jedynie słowa rzucone na wiatr, dla poklasku, złagodzenia odbioru, pokazania, że Niemcy są wrażliwe na tragedię, jaka dotknęła polskich obywateli w Przewodowie.
Jeśli jednak potwierdzą się rewelacje „Die Welt”, że niemiecka minister obrony Christine Lambrecht nie skonsultowała z Luftwaffe propozycji udostępnienia Polsce baterii Patriot – to oznacza, że mamy do czynienia z kolejną kompromitacją władz w Berlinie.
Po dramacie, który rozegrał się w Przewodowie, było oczywiste, że to wyjątkowe wydarzenie wymaga powagi i współdziałania klasy politycznej, a nie...
zobacz więcej
Tak jak kompromitacją są kolejne wstrząsające informacje o stanie Bundeswehry. Wiceszef grupy parlamentarnej opozycyjnej chadecji CDU/CSU Johann Wadephul oskarżył właśnie minister Lambrecht o bezczynność w sprawie zamówień na amunicję, której niemiecka armia posiada na kilka dni walk. Jak się okazuje, urząd kanclerski zorganizował spotkanie z przedstawicielami przemysłu zbrojeniowego, na którym nie było ani kanclerza Scholza, ani minister Lambrecht.
To zaś kolejny dowód na to, że punkt zwrotny w polityce geostrategicznej Niemiec, ogłoszony przez Scholza po inwazji Rosji na Ukrainę, nie jest w żaden sposób realizowany.
Skoro więc władze w Berlinie okłamują własnych rodaków, to nie ma co się dziwić, że nie realizują swoich zobowiązań zarówno wobec Ukrainy, jak i sojuszników z NATO – ich armia w końcu wchodzi w skład sił Sojuszu. Im jest słabsza, tym słabsza jest i ta organizacja.
Scholz wciąż, niestety, podąża drogą wyznaczoną przez jego poprzedniczkę – Angelę Merkel. Co ciekawe, chociaż reprezentują inne barwy polityczne, to żyją w dobrych relacjach, nie krytykują się, a Scholz mówi nawet, że korzysta z jej doświadczenia… w szczególności w relacjach z Kremlem.
Angela Merkel ma się zaś dobrze. A nawet bardzo dobrze. Gdy wielu niemieckich polityków uderzyło się w piersi z powodu postawy Niemiec wobec Rosji, ona wciąż nie dostrzega, by popełniła jakiekolwiek błędy wobec Moskwy, o czym bez skrępowania mówi w rozmowie z tygodnikiem „Der Spiegel”.
Polska przez lata słyszała, że na arenie międzynarodowej musi ustępować mądrzejszym i silniejszym od siebie. W tej retoryce celowały proniemieckie...
zobacz więcej
Merkel w obronie samej siebie brnie tak daleko, że przekonuje, że nie była zaskoczona atakiem Rosji na Ukrainę, gdyż – jak teraz utrzymuje – zdawała sobie od lat, że nastąpiły „sygnały zwrotu w nastrojach Putina”, a pod koniec swojej czwartej kadencji była już „bezsilna” wobec Kremla.
Te słowa są szokujące. W szczególności, że wypowiada je polityk, która do końca, nie zwracając uwagi na jakiekolwiek apele i prośby, realizowała budowę NS2 i przekonywała nawet USA, że dzięki tej inicjatywie będzie można „trzymać w ryzach” Rosję.
Dzisiaj konsekwencje polityki Merkel, a wcześniej i Schroedera, odczuwają Niemcy, którzy z niepokojem patrzą na swoją energetykę, tak uzależnianą przez lata od dostaw ze wschodu. Konsekwencje tego ponosi też Ukraina, nasz region i cała Europa.
Dlatego gdy Boris Johnson mówi, jak było w przeddzień ataku Rosji na Ukrainę – to zapewne tak było. Jego słowa pokrywają się z ówczesną jak i obecną postawą wymienionych przez niego państw. Żadne z nich nie jest liderem pomocy – czy to politycznej, czy humanitarnej, czy wojskowej.
Nie znaczy jednak, że tak musi być – tym bardziej, że wciąż należy intensywnie wspierać Ukrainę w walce z „ruskim mirem”. Panie kanclerzu, każdy ma szansę się wykazać.
Petar Petrović
Autor jest dziennikarzem Polskiego Radia