Żaden rząd po 1989 r. nie miał tak bardzo „pod górkę”. Polacy coraz bardziej doceniają konkretne odpowiedzi rządu na wyzwania, z którymi mierzy się Polska i Europa. Kolejne sondaże (US, IBRIS, CBOS i SC) pokazują trwałą tendencję wzrostu poparcia dla Zjednoczonej Prawicy. A przecież żaden rząd po 1989 r. nie miał tak bardzo „pod górkę”, a wszystkie traciły popularność, szukając rozwiązań dużo mniej skomplikowanych problemów. Symboliczna synchronizacja: kiedy rakiety uderzyły na Przewodów, zabijając dwóch Polaków, Donald Tusk błaznował na Tik-Toku, atakując prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego i szefa NBP prof. Adama Glapińskiego. Nie był to wcale pierwszy przypadek braku wyczucia czasu Tuska i jego sztabowców. Wojna na Ukrainie trwa od lutego i kto jak kto, ale były premier i przewodniczący Rady Europejskiej akurat powinien zdawać sobie sprawę z zagrożenia dla Polski i Europy.Tymczasem Tusk nie tylko nie wystawił nosa za południowo-wschodnią granicę Polski, ale wręcz udaje, że wojny tam nie ma. A jeśli nawet jest, to nie ma żadnych konsekwencji dla Polski. Putinflacja i kryzys energetyczny to według Tuska wyłączna wina rządu Mateusza Morawieckiego i prezesa NBP Adama Glapińskiego. I nie przeszkadza mu w głoszeniu takich tez fakt, że putinflacja dopadła wszystkie kraje Unii Europejskiej, a jej poziom w Polsce nie należy wcale do najwyższych. To kolejny dowód, jak nisko cenią inteligencję swoich wyborców sztabowcy PO. Liderzy PO odmawiają kompetencji ekipie rządzącej, która wprowadziła Polskę w latach 2016-19 na ścieżkę rekordowo szybkiego wzrostu gospodarczego i poprawy stopy życiowej Polaków. Na przeszkodzie dalszym sukcesom stanęła pandemia COVID-19, czynnik globalny i całkowicie niepodlegający woli rządu. Warto przypomnieć, że na rok 2020 premier Mateusz Morawiecki po raz pierwszy w historii zaplanował budżet zrównoważony, czyli taki, w którym wydatki równały się dochodom. Nie udało się, bo rząd PiS podjął akcję ratowania jednocześnie życia Polaków i polskiej gospodarki, a to musiało kosztować. Za to jedno i drugie się powiodło: koszty społeczne pandemii udało się znacznie ograniczyć, zapobiegając trwałej recesji i wzrostowi bezrobocia do poziomu kilkunastu procent, jakiego doświadczyły bardziej zamożne Włochy czy Hiszpania.#wieszwiecejPolub nasDrugi rok „covidowy”, czyli 2021, to już błyskawiczny powrót na ścieżkę wzrostu gospodarczego, na której Polska wyprzedziła wszystkie kraje UE. Zarówno polityka gospodarcza rządu Morawieckiego, jak i polityka monetarna Glapińskiego sprawdziły się i gdyby nie zbrodniczy atak Rosji na Ukrainę, ten rok kończylibyśmy w zupełnie innych nastrojach z rekordowym wzrostem PKB i inflacją na poziomie 4-5 proc.Nie można jednak powiedzieć, żeby duet Morawiecki-Glapiński w którymkolwiek momencie zawiódł czy popełnił błędy. Mimo dokuczliwej, ale zwalniającej inflacji recesja wciąż nam nie grozi, bezrobocie jest rekordowo niskie (także na tle Europy), a rynek ciągle potrzebuje rąk do pracy, mimo napływu setek tysięcy uchodźców z Ukrainy. Morawiecki nie mówi, że nie ma guzików do tego, by obniżać ceny, co usłyszeliśmy swego czasu od Donalda Tuska, który znajdował się wówczas w daleko lepszym położeniu. I premier guziki te ciągle naciska, co doceniają szczególnie mniej zarabiający. W żadnym momencie rząd Prawa i Sprawiedliwości nie wycofał się na liberalne platformerskie pozycje: „Nic nie możemy, to nie nasza wina, musicie sobie jakoś poradzić”. Wakacje kredytowe, tarcza antyinflacyjna, pomoc dla przedsiębiorstw, dodatki energetyczne dla gospodarstw domowych, mrożenie cen zamiast mrożenia domów, wreszcie zorganizowanie dystrybucji węgla – rząd jest ciągle hiperaktywny wobec powstających wyzwań, które niestety mnożą się w tempie niepożądanym. Poza zagrożeniem problemami ekonomicznymi na pierwszy plan wysunęły się kwestie bezpieczeństwa. Trwająca już od 2016 r. modernizacja sił zbrojnych nabrała ogromnego przyśpieszenia i rozmachu. Portal Politico stwierdził ostatnio, że Polska jest wschodzącym mocarstwem i już teraz ma prawdopodobnie najlepszą armię w Europie, a będzie ona jeszcze silniejsza. Ta świadomość siły według Politico pozwoliła zachować stalowe nerwy polskich przywódcom podczas badania incydentu w Przewodowie. Politico twierdzi, że sąsiedzi Polski jeszcze nie zauważyli tego znaczącego umocnienia się naszych sił zbrojnych w latach rządów PiS, poza Stanami Zjednoczonymi, które widzą w Polsce swojego głównego partnera na kontynencie. W tym twierdzeniu magazyn niezupełnie ma rację. Zmianę w Polsce dostrzeżono także wyraźnie na Kremlu i nie jest przypadkiem, że ambasador Federacji Rosyjskiej stawił się karnie w środku nocy w MSZ, by wysłuchać co ma mu do powiedzenia minister Zbigniew Rau. Mimo tak wielu wydatków rząd nie drenuje kieszeni obywateli, tylko obniża podatki. Skala tych obniżek jest największa w historii – jeśli połączymy redukcję podatku dochodowego (PIT) do 12 proc., powiększenie kwoty wolnej od podatku do 30 tys. zł rocznie i wreszcie obniżki VAT na żywność, energię i paliwa. Te ostatnie niestety skończą się wraz z ostatnim dniem grudnia, co jest efektem działania Komisji Europejskiej. To kolejny raz, kiedy członkostwo w Unii Europejskiej zamiast nas wzbogacać, znowu nas ogałaca. Na szczęście rząd już zapowiada inne narzędzia ochronne dla budżetów domowych i małych firm, które zostaną wprowadzone od 1 stycznia 2023 r. Jeśli jedne „guziki do obniżania cen” przestają działać, premier Mateusz Morawiecki włącza inne. Jak w tym niezwykle trudnym czasie pomaga rządowi opozycja? Generalnie nie pomaga wcale, a wręcz szkodzi. Jak inaczej bowiem oceniać bagatelizowanie problemu bezpieczeństwa podczas hybrydowego ataku Białorusi na polskie granice w ubiegłym roku? Jak mówić o brutalnej krytyce obrony granicy i budowy (błyskawicznej) najdłuższej zapory granicznej w Europie? Jak oceniać zwracanie się nie tylko przeciwko rządzącym, ale także hejt wobec wojska, policji, Straży Granicznej? Wreszcie czym, jeśli nie celowym działaniem na szkodę Polski jest zabieganie (skuteczne!) w Unii Europejskiej o zablokowanie środków z Krajowego Planu Odbudowy?Żaden (poza ukraińskim) rząd europejski nie ma tylu problemów do rozwiązania naraz i opozycji, która działa w sposób dający się zdefiniować jako zdrada stanu. Polacy mogą porównać choćby postępowanie byłego premiera Włoch Mateo Renzziego, który po wygranej włoskiej prawicy bronił własnego kraju, mówiąc że „nie ma ryzyka, iż wraz z dojściem Giorgii Meloni do władzy wróci faszyzm”. Na coś takiego nigdy nie byłoby stać Donalda Tuska, który ostatnio polityków Prawa i Sprawiedliwości nazwał „talibami”. Mówi się, że dobro wraca. Nie trzeba dodawać, że zło również. Nowe sondaże pokazujące wzrost zaufania do rządu Prawa i Sprawiedliwości to proces, który zapewne okaże się trwałą tendencją. Niesłychanie trudny test rządzenia Polską w tak skomplikowanych okolicznościach politycy PiS zdają bowiem bardzo dobrze i bez większych potknięć. Najlepszą recenzją nie są same sondaże, ale generalny spokój Polaków, którzy nie czują się szczególnie zagrożeni ani inflacją, ani bezpośrednią rosyjską agresją. A to wszystko w czasie, kiedy Platforma Obywatelska i potężne wspierające ją koncerny medialne dąży do tego, by taką panikę w społeczeństwie zasiać. Druga największa polityczna siła w naszym kraju nawet w dramatycznych momentach jak tragedia w Przewodowie nie potrafi powstrzymać się od szkodliwej aktywności na dłużej niż kilka godzin. Wola i potrzeba atakowania rządu nie przeszkadza politykom PO w sięganiu po antypolskie narracje Kremla, a nawet po antysemickie wrzutki. Jedyne, czym wydają się dysponować w PO to hejt i ogólna krytyka, w której nie potrafią nawet dokładnie ustalić, czego się czepiają. Jednego dnia jest to brak węgla, drugiego – jego nadmiar. Izabela Leszczyna, była wiceminister finansów w rządzie Tuska mówi, że pieniędzy na rynku jest za dużo. Jej szef w tym samym czasie twierdzi, że wszystkim na wszystko brakuje. Przy takim bezmiarze niekompetencji i niezborności nic dziwnego, że poparcie dla PO będzie spadać i być może już w lutym przyszłego roku wróci do poziomu z czasów przewodniczącego Borysa Budki.