
Kościół świętych Szymona i Heleny w Mińsku („czerwony kościół”) został zamknięty po pożarze z 26 września, który objął około 20 metrów kwadratowych powierzchni. Władze tłumaczą to troską o bezpieczeństwo wiernych. Proboszcz Władysław Zawalniuk przyznaje, że nie może wykonywać swoich obowiązków, w tym odprawiać mszy, a pobliskie terytorium nie jest sprzątane.
W 75 proc. badanych państw świata w ostatnich latach nasiliło się nękanie lub prześladowanie chrześcijan; w Afryce ich sytuacja pogorszyła się we...
zobacz więcej
„Żebym mógł przynosić korzyść parafii, proszę o pozwolenie, abym mógł wykonywać obowiązki sprzątacza terytorium wokół czerwonego kościoła” – apelował.
Biełsat przypomina, że 26 września o godz. 4 rano nieznany sprawca wybił jedno z witrażowych okien w ścianie bocznej świątyni, a w środku wybuchł niewielki pożar. Strażacy z miejsca zapieczętowały obiekt, zakazując wchodzenia do niego nie tylko wiernym, ale też księżom z parafii.
Władze zabroniły korzystania z budynku do czasu całkowitego odrestaurowania i sprawnego działania wszystkich systemów gaśniczych i urządzeń elektrycznych. Nie powiedziano jednak, jak długo to potrwa.
Kościół odegrał ważną rolę podczas protestów po sfałszowanych przez reżim Alaksandra Łukaszenki wyborach w 2020 roku. Odbywały się w nim msze za ofiary milicyjnej przemocy. Przed jego murami modlono się za wolną Białoruś. Niejednokrotnie kryli się w nim uczestnicy protestów.
Władze zareagowały wystawieniem ogromnego rachunku za podatek gruntowy. Od wiernych zażądano wówczas około 166 tysięcy rubli (prawie 350 tys. zł) podatku i amortyzację za użytkowanie budynku. Suma zadłużenia wzrosła, gdyż na parafię nałożono dodatkowo obowiązek zapłaty 13 tys. rubli (25 tys. zł) miesięcznie.