Wszystko, co trzeba wiedzieć o reprezentacji Niemiec przed mundialem. "A na końcu i tak wygrywają Niemcy"? Chyba nie tym razem. Choć Hansi Flick już w Bayernie pokazał, że potrafi zdziałać cuda, nasi zachodni sąsiedzi tym razem nie należą do głównych faworytów mundialu. Co nie oznacza, że nie są w stanie zajść daleko... O ich szansach pisze Marcin Borzęcki, dziennikarz Viaplay. Bez wątpienia te mistrzostwa świata są dla Niemców ważne. Jak każdy międzynarodowy turniej. Bo po pierwsze - to po prostu od zawsze zespół należący do światowej czołówki, więc wymaga się też od niego gry o czołowe lokaty. Po drugie - kadrowo jest to drużyna mocna, zdolna powalczyć o strefę medalową. Po trzecie - po kompletnie nieudanym mundialu w 2018 roku, po nieudanych mistrzostwach Europy w 2021 roku, w niemieckim narodzie jest głód udanego występu die Mannschaft. Nie jest też jednak tajemnicą, że nadrzędnym celem w najbliższym czasie będzie Euro 2024, które zostanie rozegrane właśnie za Odrą.<br><br> I w wyborach Hansiego Flicka widać poniekąd, że z myślą o tym turnieju budował zespół. Są piłkarze, którzy nie poczuli jeszcze smaku powołania do seniorskiej drużyny albo okazję go poczuć mieli bardzo rzadko (jak Youssoufa Moukoko czy Armel Bella-Kotchap). Nie ma nestorów, którzy nierozłącznie kojarzyli nam się z tym zespołem i nawet ich wysoka forma w tym sezonie nie pomogła im w uzyskaniu biletu do Kataru (jak Mats Hummels). Jest więc świeżo, ciekawie i... dynamicznie.<br><br> Bo właśnie na dynamice chce bazować w swoim zespole Hansi Flick. To widać zarówno w doborze obrońców, jak i skrzydłowych i napastników. Były trener Bayernu tak zresztą część personalnych decyzji argumentował w rozmowach z dziennikarzami po tym, gdy listę szczęśliwców już przedstawił. To ma być definitywne zerwanie z mrocznymi czasami schyłkowej kadencji Joachima Loewa - gdy piłkarze leniwie poruszali się po boisku, zagrywali piłkę po obwodzie, głównie w poziomie, a wszystko było statyczne, usypiające, nudne. Flick chce grać Power-Fussball, który zagwarantuje kibicom wyniki i rozrywkę. Ma być z iskrą, w wysokim tempie i pionowo.<h2>Słowo o trenerze…</h2><br> Hansi Flick to autor jednej z najbardziej zdumiewających karier trenerskich ostatnich lat. Przez lata pracował w cieniu, będąc a to asystentem selekcjonera reprezentacji Niemiec, a to dyrektorem sportowym kadry. Do piłki klubowej zbliżył się, gdy w 2019 roku Niko Kovac zatrudnił go jako swe wsparcie w Bayernie Monachium i już po kilku miesiącach sam przejął zespół po Chorwacie. Minęło kilka miesięcy i Flick miał już w gablocie mistrzostwo Niemiec, krajowy puchar i Ligę Mistrzów. Rok później odszedł jednak skonfliktowany z przełożonymi i wrócił do piłki reprezentacyjnej. Ale już nie jako okrętowy cieśla a jako kapitan statku.<br><br> Największym skarbem Flicka jest doświadczenie i znajomości. Jako człowiek, który przez kilkanaście lat pracował przy drużynie narodowej, wyrobił sobie wyśmienite relacje z wieloma piłkarzami. Przeżył kilkadziesiąt zgrupowań, bywał na wielkich turniejach, ale nie brał na swe barki całej presji za wynik - mógł w spokoju pracować, obserwować, wyciągać wnioski i odbierać kolejne lekcje. Kilka było bolesnych, kilka radosnych, natomiast suma przeżyć sprawia, że w środowisku reprezentacyjnym - gdzie bardziej jest się selekcjonerem niż trenerem - porusza się sprawnie.<br><br> Piłkarze go lubią - i to już duży, a wcale nie tak oczywisty, plus. Z wieloma pielęgnował relacje, pracując przez lata u boku Joachima Loewa. Loew był tym chłodnym, stonowanym i zdystansowanym obserwatorem, Flick cieplejszym, bardziej koleżeńskim, wnikającym w szczegóły taktyczne i dzięki temu budującym swój autorytet sportowy. O piłce też wie bardzo dużo, co udowodnił choćby w Monachium. Misja czeka go jednak niełatwa, bo odbiór drużyny narodowej - po schyłkowej fazie pracy "Jogiego" - nie jest w społeczeństwie najlepszy. W ostatnich latach spadały nie tylko słupki oglądalności telewizyjnej, ale też słupki sympatii. Przed Flickiem więc misja nieco poważniejsza, której nie zamknie się w wygraniu kilku meczów.<h2>Powody do optymizmu</h2><br> Nagromadzenie jakości piłkarskiej w niemieckiej kadrze jest ogromne. Powodem do optymizmu jest dynamika Serge'a Gnabry'ego, refleks Manuela Neuera, precyzja Joshuy Kimmicha czy błyskotliwość Jamala Musiali. I tak można by wymieniać jeszcze długo, bo rzeczywiście Hansi Flick ma w kim wybierać. W szczególności talentem przepełniona jest druga linia, w której selekcjoner można do woli eksperymentować - zestawiać środkowych pomocników w duecie, tercecie, a jeśli będzie miał taki kaprys, to nawet w kwartecie. Może żonglować nazwiskami, by umiejętności zawodników dopasowywać niczym klocki. Pięterko wyżej też wcale nie jest gorzej, na flankach również jest ogień, w obronie nie braknie graczy w wysokiej formie, a między słupkami klasę potwierdzi pewnie jeden z najwybitniejszych, jeśli nie najwybitniejszy, w dziejach.<h2>Co może pójść nie tak?</h2><br> Mimo że umiejętności piłkarzom niemieckim odmówić nie można, to te umiejętności nie rozkładają się proporcjonalnie. W niektórych sektorach boiska poziomu sportowego jest aż nadto, w innych można odczuć pewne deficyty. I ta dysproporcja Hansiego Flicka może martwić najbardziej. Cóż z tego, że w środku pola roi się od gwiazd, które mogą posyłać w pole karne najwspanialsze podania, skoro w szesnastce nie będzie na nie komu czekać? Brak klasowej "dziewiątki" to utrapienie niemieckiej drużyny narodowej od dawna, a w akcie desperacji do Kataru poleciał Niklas Fuellkrug z Werderu Brema - piłkarz solidny, ale na standardy krajowe. W karierze więcej goli strzelił zresztą w 2. Bundeslidze niż w 1. Jest też piekielnie zdolny i młodziutki Youssoufa Moukoko, dla którego to jednak pierwsza styczność z seniorską piłką reprezentacyjną. Problemem są też boki obrony. Dość powiedzieć, że na powrót do reprezentacji Flick próbował desperacko namówić Jonasa Hectora z FC Koeln, ale mu się to nie udało. Na prawej stronie konsekwentnie testował z kolei prawoskrzydłowego Gladbach, czyli Jonasa Hofmanna. I choć ostatecznie jakoś te dziury opiekun drużyny narodowej połatał, to właśnie w tych aspektach może się martwić o utrzymanie właściwego poziomu.<h2>Uwaga, talent!</h2><br> Wybór nie może być inny: Jamal Musiala. To nie jest talent, jaki rodzi się co miesiąc, co rok czy nawet co dwa lata. To talent pokoleniowy. Piłkarz tak zjawiskowy, że w opisywaniu jego gry może braknąć epitetów. Kiedyś o Thomasie Muellerze mówiło się że - z uwagi na patykowatą sylwetkę - nie łapie kontuzji mięśniowych, bo nie ma mięśni. O Musiali można by więc - z przymrużeniem oka - powiedzieć, że nie ma kości. Porusza się w sposób niezwykle gibki, "gumowy". Z gracją i delikatnością jelonka (w końcu pseudonim "Bambi"!) potrafi wyprowadzić rywali w pole na podstawce do piwa i radzi sobie bez problemu w starciach fizycznych, choć budowę ciała ma kruchą. Jest piekielnie zdolny, kreatywny i błyskotliwy - może zagrać na kilku pozycjach, strzela gole, asystuje przy bramkach innych. Podziwianie go sprawia ogromną frajdę.<h2>Dokończ zdanie…</h2><br> <strong>Najlepsze jest to, że…</strong> możesz nigdy nie być powołanym do kadry, większość kariery spędzić w 2. lidze, jeszcze pół roku temu grać na zapleczu Bundesligi, zbliżać się do 30. urodzin i pojechać na mundial. Tak jak Niclas Fuellkrug.<br><br> <strong>Najbardziej w tej reprezentacji lubię...</strong> dynamikę i wymienność pozycji piłkarzy ofensywnych.<br><br> <strong>Trudno się nie ekscytować, gdy…</strong> Jamal Musiala zaczyna taniec z piłką.<h2>Przewidywany skład:</h2><h2>Przewidywania na turniej:</h2><br> Pewna wygrana z Japonią, remis z Hiszpanią, zwycięstwo z Kostaryką. Niemcy wyjdą więc z grupy i dotrą do strefy medalowej. Półfinał jest przy ich obecnych możliwościach w zasięgu.