Do długiej listy miłych rosyjskiej władzy wypowiedzi ważnych polityków Platformy doszły właśnie słowa byłego prezydenta. Odkąd zaczęła się obecna odsłona wojny na Ukrainie, oskarżenie o prorosyjskość stało się chyba najcięższą amunicją w polskiej polityce. Platforma Obywatelska, której polityka w czasie kadencji premierów Donalda Tuska i Ewy Kopacz była wobec Moskwy bardzo uległa, lubuje się w rzucaniu pod adresem PiS oskarżenia o sprzyjanie Moskwie i szukanie w niej inspiracji, a nawet knucie wraz z Kremlem przeciw Ukrainie. Równocześnie do długiej listy miłych rosyjskiej władzy wypowiedzi ważnych polityków Platformy doszły właśnie słowa byłego prezydenta, Bronisława Komorowskiego. Gdy w zeszłym tygodniu rozpętała się burza po wpisie Radosława Sikorskiego, który na Twitterze podziękował Amerykanom za spowodowanie wycieków w gazociągu Nord Stream 1 i Nord Stream 2, przypomniałem swoim czytelnikom o prawyborach w Platformie Obywatelskiej przed wyborami prezydenckimi w 2010 roku. Gdy ze startu zrezygnował, będący najbardziej naturalnym kandydatem, Donald Tusk, w prawyborach zmierzyli się Bronisław Komorowski i Radosław Sikorski. Przez lata to głównie pierwszy z nich, zwycięski w tej konkurencji Komorowski, częściej oskarżany był o niejasne powiązania - jeśli nie bezpośrednio z Moskwą (choć i tu można znaleźć ciekawe historie, jak opowieść Janusza Palikota o polowaniu i biesiadowaniu z ludźmi postsowieckich służb), to z wiernymi Moskwie do końca Wojskowymi Służbami Informacyjnymi. Sikorski też miał jednak swoje na sumieniu, zarówno jako odpowiedzialny za polską dyplomację w czasach PO i zerwanie z wizją Giedroycia na rzecz gry na rzecz Moskwy i Berlina, jak i jako publicysta stawiający tezy o demokratyzacji Rosji, zapraszający ten kraj do Unii Europejskiej i NATO. To wreszcie Sikorski w czasie negocjacji z Ukraińcami w czasie pierwszej intensyfikacji działań wojennych kilka lat temu przedstawiał stanowisko brzmiące bardziej jak groźba wobec naszych sąsiadów niż przyjacielskie, europejskie wsparcie. Wszystko to wraca, gdy co kilka dni lub tygodni byłemu szefowi MSZ i eksmarszałkowi Sejmu przytrafi się jakaś dziwaczna, dyskredytująca Polskę i zbieżna z potrzebami propagandy Kremla wypowiedź. Czytaj także: Rosyjska propaganda cytuje Komorowskiego Tweet o gazociągu był jednak wyjątkowy. Padł w kluczowym momencie i znów, co za przypadek, idealnie wpisał się w propagandę Rosji. Tak bardzo, że to Rosjanin wymachiwał jego wydrukiem na forum ONZ, dziękując polskiemu politykowi za ten donos w formie podziękowań. Od Sikorskiego, choć późno i oszczędnie, odcięli się niektórzy koledzy, skrytykowały go media i część przedstawicieli opozycji, lecz nic więcej się nie stało. W czwartek, jak gdyby nigdy nic, to właśnie on na forum Europarlamentu wzywał do mocniejszego wsparcia dla Ukrainy. Próba wyjścia z twarzą, czy uwiarygodnienia się, którą za chwilę spali kolejna, pozornie zaskakująca wypowiedź? O prawyborach w Platformie, które odbyły się tuż przed dramatycznym, smoleńskim zwrocie w naszej polityce pisałem, by zwrócić uwagę na fakt, jak prorosyjskie były, lub przynajmniej mogły zdawać się być, sympatie obu z kandydatów, a więc i pełne spektrum poglądów w partii, wyrażajace się w tym wyborze. Nie minęło jednak wiele czasu, a po Sikorskim, równie fatalnie głos postanowił zabrać i Bronisław Komorowski. Komorowski stwierdził w rozmowie z Tomaszem Terlikowskim, że „Zełenski pręży mięśnie i już się dostosowuje do tego, że prawdopodobnie Putin tę wojnę przegra, ale jeszcze nie należy dzielić skóry na niedźwiedziu. Niedźwiedź jeszcze żyw i hasa w lesie”. Według bylego prezydenta priorytetem dla Ukraińców powinno być rozpoczęcie rozmów z Rosjanami w celu natychmiastowego wstrzymania działań wojennych.Tymczasem wszyscy wiemy dobrze, że negocjacje, a więc sytuacja, w której dopuszcza się ustępstwa, korzystne są dla strony słabszej, potrzebującej pokoju za wszelką cenę lub czasu na regenerację sił. Ukraina w tej sytuacji mogła być, zwłaszcza w oczach świata, przez pierwszych kilka dni, może tygodni wojny. Dziś, gdy trwa odbijanie kolejnych terenów z rąk Rosjan, a mobilizacja okazuje się być kolejną, być może nawet większą od przebiegu wojny klęską Kremla, to Putin, nie Zełenski potrzebuje choć na chwilę ściągnąć żołnierzy z placu boju. Ten zresztą często okazuje się być zabłoconym polem namiotowym, gdzie zbieranina pijanych meneli czeka, aż ktoś sobie o nich przypomni. A gdy już sobie przypomina, to głównie po to, by powiedzieć im, że mundury i wyżywienie muszą sobie zorganizować i opłacić sami. Zresztą skala szaleństwa Rosji, która wbrew realnej ocenie sytuacji wciąż próbuje grać z pozycji siły, co najlepiej obrazuje oficjalna aneksja terenów, które częściowo nie są już nawet okupowane przez siły rosyjskie, pokazuje, że nie ma za bardzo z kim negocjować. Zresztą - nigdy nie było. #wieszwiecejPolub nasChoć prawybory, a w efekcie i wybory prezydenckie w 2010 roku Bronisław Komorowski wygrał, a Sikorski kilka lat później po aferze taśmowej wypadł z głównego nurtu, dziś to były prezydent znajduje się na marginesie polityki. W zeszłym tygodniu zorganizował jednak spotkanie liderów opozycji, poświęcone bezpieczeństwu państwa. Podczas tej imprezy krytykował rzekomą bezczynność polskich władz w obliczu mających dziś miejsce zagrożeń. Ze spotkania, choć jednym z oklaskiwanych gości był ambasador USA, płynął przekaz bardzo krytyczny wobec dokonanych w tym kraju zakupów broni. Z wypowiedzią o Ukrainie i Zełenskim Komorowski poczekał jeszcze kilka dni. Po co mu to było? Może właśnie antyamerykańskie w istocie wypowiedzi gości spotkania sprzed półtora tygodnia są jakąś podpowiedzią?