
Dwie szybkie, efektowne akcje i dwie bramki - Holendrzy pokazali Polakom, jak należy grać w piłkę. Kolejna porażka (0:2) na Stadionie Narodowym martwi; jeszcze bardziej martwi fakt, że po dziewięciu miesiącach pracy Czesława Michniewicza wciąż nie potrafimy skutecznie się bronić.
Kolejna wielka impreza bez reprezentacji Rosji. Z powodu sankcji po ataku na Ukrainę tamtejszy związek został zawieszony w prawach członkowskich...
zobacz więcej
Michniewicz przychodził jako ten, który potrafił dokonywać cudów z reprezentacją do lat 21, który w Warszawie z Legią radził sobie z Leicester czy Napoli. Nasza kadra narodowa, globalny średniak, potrzebuje tego samego: solidnej, a nawet bardzo solidnej defensywy, wielkiej dyscypliny i wykorzystywania nielicznych szans z przodu. W czwartkowy wieczór na PGE Narodowym Holendrzy obnażyli wszystkie nasze mankamenty. Z tyłu: panika. Glik, Bednarek i Kiwior stworzyli trzyosobowy blok defensywny, ale bardziej niż ścianę przypominał szwajcarski ser. Jedno, dwa podania, wyjścia na boki szybkich skrzydłowych rywali i cała defensywna koncepcja rozsypywała się jak domek z kart. Holendrzy przycisnęli dwa-trzy razy, włączyli wyższy bieg i... wystarczyło. Strzelili na początku pierwszej połowy, strzelili też w drugiej, i to akurat w momencie, gdy wydawało się, że prędzej będzie 1:1 niż 0:2...
Takie akcje chcielibyśmy oglądać w wykonaniu Polaków 🥹 Po 20 minutach jesteśmy niestety dosyć biernym obserwatorem poczynań Holendrów... #POLNED #Kadra2022 pic.twitter.com/fAXkq9ScTd
— TVP SPORT (@sport_tvppl) September 22, 2022
Możemy gdybać, co by się stało, gdyby stuprocentową okazję w 53. minucie wykorzystał Arkadiusz Milik. Napastnik Juventusu przypomniał jednak o wszystkich demonach, które towarzyszą jego występom w kadrze: choć Frankowski zagrał mu z prawej strony na nos, idealnie, pod nogę, nasz napastnik z najbliższej odległości strzelił nad poprzeczką.
Polacy nie wyglądali źle, mieli swoje szanse, ale wszystko przychodziło im z wielkim trudem. Nie radził sobie Lewandowski, w środku pola dobre wrażenie sprawiał jedynie aktywny Piotr Zieliński, Frankowski popisał się tylko raz, ale lepsze wrażenie na wahadle robił Nicola Zalewski. Marazm, nijakość, czyli... wszystko to, do czego zdążyła nas, niestety, reprezentacja już przyzwyczaić. Do mundialu niecałe dwa miesiące, a my wciąż nie mamy na siebie pomysłu. Glik ma już swoje lata, Bednarek stracił miejsce w składzie Southampton i grzeje ławę w Aston Villi, a Kiwior dopiero raczkuje w poważnym futbolu. Przed Michniewiczem dużo pracy, ale trudno nie odnieść wrażenia, że to samo pisze się od... lutego, odkąd po raz pierwszy spotkał się z naszymi piłkarzami.
Czy to co najlepsze zostawia na mundial? Oby, bo w takiej formie nie mamy w Katarze czego szukać.