Xi Jinping jedynym zwycięzcą wojny na Ukrainie. Ostatni szczyt Szanghajskiej Organizacji Współpracy w Samarkandzie skupił na sobie uwagę świata. Głównym powodem było pierwsze spotkanie Władimira Putina z Xi Jinpingiem od czasu rosyjskiej agresji na Ukrainę. Przebieg rozmów i dyplomatyczne zabiegi wskazują jasno, że między dyktatorami doszło do znaczącego przewartościowania. Teraz górą zdecydowanie jest prezydent Chin, a porażki Kremla na Ukrainie i zachodnie embarga na rosyjskie węglowodory sprawiły, że Putin zapędził się w kozi róg i powoli przeistacza się w chińskiego wasala. Putin i Xi od dawna próbują podważyć międzynarodowy porządek oraz równowagę sił w Europie i Azji. Mają wspólny interes, którym jest złamanie status quo opartego na dominacji Stanów Zjednoczonych oraz Organizacji Narodów Zjednoczonych jako katalizatora zmian geopolitycznych. Dążą do tego realizując swoje agresywne zabiegi dyplomatyczne.Chiny i Rosja mają swoje neoimperialne ambicje i robią wszystko, żeby je zrealizować. Pekinowi marzy się światowa dominacja. Chce przede wszystkim zająć Tajwan, który nazywa „zbuntowaną prowincją” oraz podporządkować sobie basen Morza Południowochińskiego. Do tego dochodzą między innymi zdławienie rozwoju Indii, rozepchanie się łokciami w Kaszmirze czy ekonomiczna inwazja w Europie, Afryce i Ameryce Południowej.Moskwa chce natomiast odbudować mocarstwową pozycję Związku Sowieckiego i zdobyć kontrolę nad państwami będącymi w przeszłości w jej orbicie. Stąd wojny Putina w Czeczenii, inwazja na Gruzję czy na Ukrainę w 2014 roku i obecna. Do tego celem Kremla jest stałe osłabianie państw NATO i Unii Europejskiej, czemu służą różne zabiegi w ramach wojny hybrydowej.Agresja na UkrainęDowody współpracy Pekinu i Moskwy mieliśmy tuż przed rosyjską agresją na Ukrainę. Putin odwiedził Xi przy okazji zimowych igrzysk olimpijskich. Dyktatorzy wydali wówczas oświadczenie z katalogiem tematycznym, w którym położono nacisk na współpracę w zakresie bezpieczeństwa, czyli prób narzucania światu własnego porządku bez oglądania się na społeczność międzynarodową.Warto zwrócić uwagę, że gdy wojna wisiała na włosku, Chiny po raz pierwszy tak mocno otworzyły się dla polityki zagranicznej i bezpieczeństwa Rosji. Wcześniej strony latami potrafiły utrzymywać się na dystans. W lutym zapowiedziano natomiast koordynację w kwestiach strategicznych. Pekin po raz pierwszy też zgłosił jasny sprzeciw wobec dalszego rozszerzania NATO, który nazwano „reliktem zimnej wojny”. Zasugerowano również w zgrabnej formule propagandowej, że Sojusz oraz inne pakty USA, w tym nowy AUKUS dążą do konfrontacji, poprzez podważanie bezpieczeństwa międzynarodowego.Wskazano także, że Chiny „rozumieją oraz wspierają rosyjskie propozycje gwarancji bezpieczeństwa w Europie”, czyli de facto agresję. Zarzucono zaś „zagranicznym siłom” naruszanie bezpieczeństwa w ich sąsiedztwie poprzez inicjowanie „kolorowych rewolucji”. Putin i Xi zadeklarowali również „współpracę bez ograniczeń” i zapewnili o ustanowieniu nowej, światowej „prawdziwej demokracji”. My możemy sobie tylko wyobrazić, jakim piekłem byłaby taka „prawdziwa demokracja”.Można pokusić się o stwierdzenie, że Rosja zaczęła ją budować 24 lutego na Ukrainie, czego – jak doniósł „New York Times” – Chiny miały świadomość wcześniej. Jak ustaliły zachodnie wywiady, chińscy urzędnicy wiedzieli o rosyjskich planach agresji, ale Pekin poprosił o wstrzymanie ich realizacji do czasu zakończenia zimowych igrzysk olimpijskich. Faktycznie agresję rozpoczęto dwa dni po ceremonii zakończenia igrzysk.Przyjaźń bez granicRzecznik chińskiej ambasady w Waszyngtonie w odpowiedzi na pytania „NYT” twierdził, że to „bezpodstawne spekulacje” i celowe obwinianiu Chin, ale wszystko wskazuje na to, że gazeta trafnie przedstawiła mechanizm budowania światowej „prawdziwej demokracji”. Można go uzupełnić o raczej złowieszcze słowa szefa MSZ Chin, który podkreślił, że związki obu krajów są „twarde jak skała” czy deklaracje Putina i Xi, że przyjaźń chińsko-rosyjska „nie ma granic”.Ostatni szczyt Szanghajskiej Organizacji Współpracy w Samarkandzie (oprócz Rosji i Chin jej członkami są Kazachstan, Uzbekistan, Indie, Kirgistan, Pakistan i Tadżykistan – przyp. red.) pokazał jednak, że związki Moskwy i Kremla to skała co najwyżej zerodowana i murszejąca. Między bajki można też włożyć wcześniejszą deklarację Putina i Xi o bezgranicznej przyjaźni. Wspólnota interesów to jedno, ale realizacja własnych celów i wykorzystywanie nadarzającej się okazji to zupełnie co innego. W dyplomacji nie ma sentymentów.W Samarkandzie było to doskonale widać po wzajemnych relacjach Putina i Xi, którzy spotkali się po raz pierwszy po 24 lutego. Chiński prezydent wyraźnie zachowywał dystans. Nie wziął między innymi udziału we wspólnej kolacji uczestników szczytu. Źródło rządowe w Uzbekistanie potwierdziło ten fakt w rozmowie z Agencją Reutera. Według tego źródła Chińczycy uzasadnili nieobecność prezydenta obowiązującymi w chińskiej delegacji zasadami zapobiegania zakażeniu koronawirusem.Zgodnie z zapewnieniami także ryzyko zakażenia miało zdecydować, że Xi nie wziął udziału zdjęciu grupowym, podobnie zresztą jak premier Indii Narendra Modi. Koronawirus to wygodne tłumaczenie, ale wydaje się, że prawda jest inna. Największą paranoję, jeżeli chodzi o COVID-19 ma Putin, który potrafił rozsadzać rozmówców na końcu długiego stołu, byle dalej od niego, w tym prezydenta Francji Emmanuela Macrona.Umizgi PutinaNajwyraźniej działania Xi były subtelnym, ale wyraźnym afrontem wobec rosyjskiego dyktatora. Nie jedynym. W odpowiedzi Putin stosował różne umizgi. Uznał między innymi „zaniepokojenie” Chin wojną w Ukrainie. – Wysoko cenimy zrównoważone stanowisko naszych chińskich przyjaciół, jeśli chodzi o kryzys w Ukrainie. Rozumiemy ich pytania i zaniepokojenie – powiedział do chińskiego przywódcy, co pośrednio możemy odebrać jako przyznanie przez dyktatora, że wojna nie przebiega zgodnie z planem i obnaża słabości Rosji.Putin mówił też, że Rosja wspiera partnera w kwestii Tajwanu. Wątek wrócił po lipcowej wizycie w Tajpej spikerki Izby Reprezentantów w Kongresie USA Nancy Pelosi. Pekin uznał jej podróż za prowokację i odpowiedział kolejnymi agresywnymi działaniami. – Zamierzamy twardo trzymać się zasady „jednych Chin”. Potępiamy prowokacje Stanów Zjednoczonych i ich satelitów w Cieśninie Tajwańskiej – deklarował. #wieszwiecejPolub nasSkrytykował też Stany Zjednoczone za dążenie do „budowy świata jednobiegunowego”. – Próby te przybrały ostatnio brzydki obrót i są całkowicie nie do przyjęcia dla większości krajów na planecie – twierdził dyktator odpowiedzialny za bezprawną napaść na Ukrainę i zbrodnie wojenne oraz rabunki popełniane przez jego zdegenerowanych żołnierzy.Umizgi Putin stosował zresztą jeszcze przed wyjazdem do Uzbekistanu. „Na polu polityki zagranicznej tandem Moskwy i Pekinu odgrywa kluczową rolę w zagwarantowaniu stabilizacji globalnej i regionalnej” – przekazał w oświadczeniu. Zapewniał też, że obydwaj z Xi popierają budowę „sprawiedliwego, demokratycznego i wielobiegunowego ładu światowego, opartego na regułach międzynarodowych i centralnej roli ONZ”. Himalaje obłudy.Xi rugaNiewiele to dało, bo też dać nie mogło. Xi oświadczył w chłodnych słowach, że Chiny są gotowe, by współpracować z Rosją i wziąć na siebie odpowiedzialność światowego mocarstwa. Podkreślił, że Pekin ma możliwość, by odegrać pierwszoplanową rolę, tak by wnieść stabilność i pozytywną energię w świat, w którym pojawia się chaos. Słowa te możemy odczytywać następująco – my jesteśmy numerem jeden i będziemy was wspierać, skoro sobie nie radzicie, ale to my stawiamy warunki.To znaczące przewartościowanie relacji między autokratami i dwoma krajami, które zdają się stanowić największe zagrożenie dla światowego pokoju i porządku. Putin przez wywołanie wojny na Ukrainie, która w dodatku staje się jego klęską, sam skazał się na rolę wasala Xi Jinpinga. Chiński przywódca potrafi wykorzystać nadarzającą się doskonałą okazję, by zbić być może swój największy interes polityczny w globalnej rywalizacji z Waszyngtonem.W ostatnich dekadach rola Chin stale rosła, dzięki potencjałowi gospodarczemu i technologicznemu. Rosja nie potrafiła wykorzystać możliwości, jakie dawał eksport surowców. Zamiast inwestować w gospodarkę Putinowi zamarzyło się zbudowanie imperium opartego na sile militarnej. Jak krótkowzroczna była ta strategia widzimy z perspektywy wojny na Ukrainie. Rosja ze swoją tradycyjną korupcją, rozkradaniem wszelkiego mienia państwowego, mogła stać się co najwyżej kolosem na glinianych nogach i to zresztą osiągnęła.Czytaj więcej w raporcie: Wojna na UkrainieMimo stosowania gróźb i szantażów, Moskwa skazała się na odcięcie od zachodnich rynków. Sankcje, embarga i wykluczenie z globalnych wydarzeń politycznych, kulturalnych i sportowych sprawiły, że Rosji pozostał tylko jeden znaczący sojusznik, w dodatku taki, który sam może i narzuci warunki gry. Chiny mają bowiem solidniejszą i bardziej dynamiczną gospodarkę, gigantyczną przewagę technologiczną oraz większą globalną siłę polityczną niż sojusznik.Teoretycznie kraje te są naturalnymi partnerami gospodarczymi. Rosja ma zasoby naturalne, ale potrzebuje technologii i inwestycji. Chiny mają technologię i zasoby finansowe, ale potrzebują surowców. Niewielkim atutem Rosji jest broń, którą sprzedaje ChRL. W ostatnich latach jest to zresztą znaczący wzrost. Równowagi już jednak być nie może, gdyż Putin ma nóż na gardle, a takiemu partnerowi łatwiej jest narzucić swoją wolę.Ta zależność będzie się pogłębiała w kolejnych latach, wzmacniając potencjał Chin oraz zwiększając podporządkowanie Rosji. Wygląda na to, że Chiny zawładną rosyjską gospodarką, przejmując większą część handlu partnera. ChRL ze swoim niezaspokojonym apetytem na surowce stanie się podstawowym rynkiem dla eksportu sojusznika, zaś odcięci od zachodnich produktów rosyjscy konsumenci będą skazani na chińskie towary.Putin nie ma wyboru. Doskonale wie, że od dopływu renminbi zależy jego reżim. Doskonale wie to też Xi. Zdaje sobie sprawę, że Rosja jest nie tylko skazana na współpracę gospodarczą Chin, a więc podporządkowanie się dominacji ekonomicznej Pekinu, ale także będzie musiała w związku z tym ślepo wspierać ChRL na arenie międzynarodowej.Dotyczy to nie tylko reprezentowania interesu sojusznika podczas przepychanek w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, ale Rosja będzie także musiała ograniczać relacje z krajami, z którymi Chiny mają na pieńku, a więc przede wszystkim z Indiami. W zasadzie upadek rządów Putina byłby kłopotliwy dla Pekinu i sprzeczny z jego interesami. Agresywna Rosja, grająca na osłabianie Zachodu to korzyść dla Chin, natomiast nowa władza na Kremlu, jeszcze o prozachodnim nastawieniu byłaby geopolitycznym wyzwaniem.Na dwa frontyJeżeli chodzi o Ukrainę – cezurę w najnowszej historii świata – Pekin już wcześniej pokazał, że będzie grał na dwie strony, żeby nie zaogniać konfliktu z Zachodem, ale też będzie wspierał agresora. W rozmowach z Kijowem zapewniono o poparciu dla suwerenności i integralności terytorialnej Ukrainy. Podkreślano konieczność szybkiego zakończenia wojny. W rozmowach z Moskwą obiecywano natomiast, że bliskie stosunki pozostaną niezakłócone. Chiny krytykowały też zachodnie sankcje i twierdziły, że to ekspansja NATO zaogniła sytuację w regionie.Stanowiska przewidywalne, ale też pociągające konkretne działania. Przynajmniej na razie Pekin przestrzega sankcji nałożonych na Rosję – wiele firm z Kraju Środka zamroziło swoje interesy w Rosji lub wręcz zawiesiło działalność, nie chcąc narazić się na zachodnie sankcje. Nie oznacza to oczywiście, że Pekin nie skorzystał z okazji, żeby zwiększyć obroty handlowe z Rosją.Po odcięciu od zachodnich towarów rosyjscy konsumenci i przedsiębiorstwa są skazani na chińskie zamienniki. Od początku agresji na Ukrainę import z Chin do Rosji wzrósł o 5,2 procent do 36,3 miliarda dolarów i należy oczekiwać, że będzie dalej rósł. Przede wszystkim jednak po 24 lutego Chiny znacząco zwiększyły zakupy rosyjskich węglowodorów, a w zasadzie tylko tam Kreml mógł przekierować dostawy.Po 24 lutego rosyjski eksport do Chin wzrósł aż o 48,8 procent do 61,45 miliarda dolarów. Jest to efekt nie tylko wzrostu cen surowców – przede wszystkim ropy naftowej i gazu ziemnego – co jest bezpośrednim skutkiem wojny, ale też znacznie większego wolumenu dostaw. Wobec potrzeb finansowych Rosji oraz wspomnianego apetytu Chin na energię należy oczekiwać, że handel ten będzie się zwiększał.Juan wyprzedza euroDochodzi przy tym jeszcze jeden istotny element zwiększający zależność Rosji od Chin. Większa część handlu będzie prowadzona w renminbi i ta waluta – choć nie do końca wymienialna – stanie drugą walutą w Rosji. Magazyn „Foreign Affairs” zwraca uwagę, że już teraz juany wyprzedziły handel w euro na moskiewskiej giełdzie. To także stawia Pekin w lepszej sytuacji i z pewnością reżim Xi skorzysta z tej sposobności już w najbliższej przyszłości.W toczących się obecnie negocjacjach dotyczących nowego gazociągu, który połączy pola gazowe Syberii Zachodniej z ChRL, Pekin będzie mógł wymusić korzystną dla siebie formułę cenową. Dodatkowo importer będzie chciał uczynić renminbi walutą kontraktu i wymusić prawo kupna dowolnej ilości surowca ponad minimum przepustowości rurociągu. Putin nie ma wyboru i będzie musiał przystać na warunki, które wcześniej byłyby nie do pomyślenia. Jest to zresztą bardzo interesujący zwrot, jeszcze do niedawna Gazprom stosował szantaż gazowy, wymuszał niekorzystne umowy, a teraz sam musi oddać inicjatywę. Xi Jinping ma interes w tym, żeby utrzymał się przyjazny reżim na Kremlu, ale już nie ma interesu w tym, żeby wzmacniał on swoją pozycję na świecie. Będzie stosował instrumenty, przede wszystkim ekonomiczne, wspierając Rosję jako kraj destabilizujący Unię Europejską i NATO, a jednocześnie popierający mocarstwowe zamiary Chin. Równocześnie będzie robić wszystko, żeby nie dopuścić, by „bezgraniczny przyjaciel” w przyszłości próbował się usamodzielnić.Zresztą Putin pola manewru praktycznie już nie ma. Mosty łączące z Zachodem został popalone najpierw w 2014 roku, a teraz ostatecznie 24 lutego. Indie, z którymi Rosja ma podpisany sojusz obronny, jeszcze długo, a najpewniej nigdy nie będą stanowić kandydata na strategicznego partnera równego Zachodowi czy Chinom. Zresztą Pekin może mieć wkrótce dość sił, by wymusić na Moskwie zerwanie więzów z Delhi, z którymi toczy własny konflikt.Prezent dla ChinChRL jest na najlepszej drodze do zapewnienia sobie dogodnych warunków w zakupie rosyjskich surowców oraz źródła większego zbytu własnych produktów i technologii. Pozwoli to nie tylko dać nowy impuls dla rozwoju własnej gospodarki, ale przede wszystkim podporządkować sobie skłóconą z Zachodem Rosję. Takiego prezentu Xi Jinping z pewnością nie spodziewał się, gdy dowiedział się o planach rosyjskiej napaści na Ukrainę.Jedyny mankament w kalkulacjach Pekinu to spowolnienie gospodarcze, które może nawet mieć poważne konsekwencje dla chińskiej gospodarki. Tego akurat gensek nie potrzebuje, choć może założyć, że Waszyngton w obliczu nadciągającej recesji wstrzyma się od wojny handlowej z Chinami, a to może dać wolną rękę do dalszych kroków agresywnych choćby wobec Tajwanu. Korzyści przeważają straty.Konsekwencje wojny za naszą wschodnią granicą wykraczają daleko poza nowe warunki polityczne w Europie czy inflację i spowolnienie gospodarcze, z którymi zmaga się cały świat. To także znaczący zwrot w układzie sił. Wojownicza Rosja, próbująca narzucać innym krajom swoją wolę i stosująca bandyckie metody sama traci na rzecz Chin pełną autonomię, jeżeli chodzi o działania geopolityczne.Tocząca się rozgrywka jest bardzo niebezpieczna dla świata. Wprawdzie słabnie jeden agresor – skompromitowana i wyczerpana agresją na Ukrainę Federacja Rosyjska. Z drugiej strony jeszcze bardziej wzmocniła się pozycja Chińskiej Republiki Ludowej i będzie miała stałą tendencję zwyżkową, mając zaplecze w postaci rosyjskich węglowodorów i wasala na Kremla. Z tej perspektywy należy stwierdzić, że obecnie jedynym zwycięzcą wojny na Ukrainie jest Xi Jinping.