Liderzy Prawa i Sprawiedliwości od dawna przestrzegali przed zaślepieniem przez ruble w stosunkach z Rosją. Europejskość jest w Polsce przez obóz opozycyjny przeciwstawiana polskości. Europejskość miała oznaczać mądrość, racjonalizm i wyważenie, zaś polskość miała być to głupotą, fanatyzmem i „wymachiwaniem szabelką”. Tylko, że dzisiaj niemal wszyscy już widzą, że to liderzy Zjednoczonej Prawicy powinni dać korepetycje zachodnioeuropejskim przywódcom. I to nie tylko z polityki wschodniej. Przez dekady wyszydzano wszelkie głosy pochodzące ze strony polityków i sympatyków Prawa i Sprawiedliwości, które nie wpisywały się w politykę Berlina i Brukseli. Od nich mieliśmy się uczyć demokracji, tolerancji, humanitaryzmu, a nawet sympatii dla Rosji Putina. Mieliśmy nadrabiać „zacofanie” i „europeizować”.Niestety jest dokładnie odwrotnie. To Europa Zachodnia jest opanowana przez narodowy egoizm, ideologiczne zacietrzewienie i oderwana od rzeczywistości. Natomiast „obóz polski” kierowany od lat przez lidera Zjednoczonej Prawicy Jarosława Kaczyńskiego reprezentuje poglądy wyważone, przemyślane, obejmujące całą Europę i oparte na rzeczywistości a nie jej wyobrażeniach.Przyznała to ostatnio sama przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, której przeszło z trudem przez gardło, ale jednak przeszło, że to Polska (czytaj polscy konserwatyści) mieli rację w sprawach Rosji, a cała Europa myliła się grubo, co do niej. Von der Layen przyznała to nie dlatego, że czuła taką potrzebę, ale wynikało to z konieczności, ponieważ taki pogląd podzielają dzisiaj licznie środowiska polityczne w Europie i USA. Polska „zastępczą Rosją”Tymczasem dla wiodącej prym w Unii Europejskiej Europejskiej Partii Ludowej Polska od lat była „zastępczą Rosją UE”. To w naszym kraju dopatrywano się wszystkich problemów, które faktycznie dotykają putinowską Rosję. Tej jednak nie należało krytykować, bo nie służyło to zachodnioeuropejskim interesom, tym prowadzonym na i pod stołem.W rzeczywistości europejskie elity myliły się we wszystkim, co tworzyło zręby polityki ich krajów oraz Unii Europejskiej w ostatnich latach, a racja była po stronie kontestujących niebezpieczne pomysły liderów Prawa i Sprawiedliwości. Pierwszym bardzo wyraźnym znakiem, że dużo lepsze rozpoznanie Rosji ma tak brutalnie atakowany za zaściankowość i rzekomo wąskie perspektywy prof. Lech Kaczyński. To przemówienie Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Tbilisi z 2009 r. brzmi do dzisiaj w uszach Polaków, Ukraińców, Litwinów, Łotyszy, Estończyków, Czechów, Słowaków i Rumunów. Po wielu latach ignorowania, nazwisko człowieka, który jako pierwszy przewidział atak Federacji Rosyjskiej na Ukrainę, jest wymieniane z należnym mu szacunkiem i podziwem. Jego brat, lider Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński, w sprawie drogi jaką podąża Rosja nigdy nie miał złudzeń. Wszelkich nadziei na pozytywny rozwój wydarzeń były premier pozbył się po tragedii smoleńskiej. Wtedy jednak każde ostrzeżenie przed Rosją nazywane było „oszołomstwem” i „szkodnictwem”. Kiedy w 2010 r. Jarosław Kaczyński ostrzegał przed poważnymi konsekwencjami dwustronnych, głębokich relacji części krajów UE z Rosją – rządząca PO nazywała jego stanowisko „niezgodnym z polską racją stanu”. Ludzie, którzy podzielali poglądy twórcy i lidera Prawa i Sprawiedliwości nazywani byli rusofobami, szaleńcami, głupcami i faszystami. Czy ktoś z europejskich „oświeconych” środowisk jest gotów im dzisiaj przyznać rację.A przecież wizja rozwoju wypadków w Europie braci Kaczyńskich ziściła się co joty. Za tę przenikliwość należą się im pomniki we wszystkich stolicach Europy, na wieczną rzeczy pamiątkę, żeby więcej niezależnych Polaków nie wykpiwać i nie zagłuszać, tylko traktować z powagą ich ostrzeżenia. Nie ma przecież żadnego przypadku w tym, że Polska jako jedyny kraj w Europie okazała się najlepiej przygotowana do odcięcia gazu przez Kreml. Za to Niemcy, które ciągle stawiano nam za niedościgły wzór europejskości, Niemcy które miały ambicję być hubem gazowym dla całej Europy, okazały się całkowicie bezbronne na szantaż gazowy, pozbawione alternatywnych kierunków dostaw.Nawet kalendarz budowy kluczowych inwestycji gazowych jak Baltic Pipe, GIPL, gazociągu na Słowację i rozbudowy gazportu Świnoujściu dzisiaj wygląda tak, jakby uwzględniały już one termin agresji rosyjskiej na Ukrainę. Podobnie Przekop Mierzei Wiślanej został uruchomiony w momencie, kiedy nikt już nie może udawać, że droga przez wody terytorialne Okręgu Kalinigradzkiego jest dla Polaków wygodna, szybka i bezpieczna. Prawo i Sprawiedliwość miało rację nie tylko w sprawach rosyjskich. Inna główna oś konfliktu z Unią Europejską to brak zgody na przymusową relokację migrantów zmierzających do Niemiec w czasie kryzysu migracyjnego w 2015 i 2016 r. O tym, że odróżnić trzeba migrantów od uchodźców i udzielać pomocy tym drugim, a pierwszym oferować pracę, mówili wówczas na arenie krajowej i międzynarodowej prezes PiS Jarosław Kaczyński i ówczesna premier Beata Szydło. Zobacz też: Baltic Pipe połączony z systemami przesyłowymi Polski i DaniiZnów znaleźli się pod pręgierzem, jako rasiści i ksenofobii. To, że takie zjawiska są elementem wojny hybrydowej Europa Zachodnia przyznała dopiero wtedy, kiedy zdecydowana obrona polskiej granicy z Białorusią w 2022 r. przyniosła dowody zaangażowania białoruskich służb i niebywałą agresję rzekomych „uchodźców”, nawet nie próbujących przedostać się do Polski poprzez przejścia graniczne. A i to wymagało wówczas potężnej ofensywy dyplomatycznej prezydenta Andrzeja Dudy i premiera Mateusza Morawieckiego, którzy spotkali się w ciągu kilku tygodni ze wszystkimi liderami państw unijnych, by wytłumaczyć im co się dzieje. I przepowiedzieć, że dalszym ciągiem ataku hybrydowego na Polskę stanie się agresja Federacji Rosyjskiej na Ukrainę.I znów to polscy przywódcy mieli rację, której ciągle nie chciała przyznać im Europa. Owszem, oficjalnie władze UE nie negowały potrzeby ochrony granicy, będącej przecież granicą strefy Schengen, ale jednocześnie odmówiono nam realnego wsparcia finansowego na budowę stałej zapory technicznej. Trudno też powiedzieć, żeby w Europie ktokolwiek poważnie potraktował ostrzeżenia przed wybuchem wojny na Ukrainie. Kontakty dyplomatyczne z Kremlem rozwijały się w najlepsze a budowa Nord Stream 2 była na ukończeniu. A przecież Nord Stream 1 i Nord Stream 2 – ostrzegali przez lata Jarosław Kaczyński, Mateusz Morawiecki i Andrzej Duda – umożliwią w przyszłości pełnoskalową agresję Federacji Rosyjskiej na Ukrainę, która będzie mogła prowadzić działania wojenne zachowując ciągłość dostaw gazu drogą podmorską. Niestety – nikt nie słuchał. Trzeba umieć odróżnić politykę od zwykłych interesów. Tylko dlaczego najwyższą cenę za głuchotę na język polski Europy Zachodniej płacą dzisiaj Ukraińcy?W kwestii samej wojny to Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki namówili premierów Czech i Słowenii, żeby pojechali z nimi do atakowanego Kijowa, dać znać Europie, że nie można postawić już kreski na Ukrainie. Ten wyjazd i cały ogromny wysiłek dyplomatyczny pod przewodnictwem prezydenta Andrzeja Dudy, byłego bliskiego współpracownika śp. prof. Lecha Kaczyńskiego, postawił Europę na nogi, a USA przekonał, że warto Ukrainie pomagać. Gdyby wówczas w Waszyngtonie i Londynie posłuchano Berlina a nie Warszawy, wojna na Ukrainie zapewne już by się zakończyła i to niestety zajęciem większości terytorium tego kraju przez Rosję. A może właśnie teraz, zgodnie z przewidywaniami Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, na Kremlu Władimir Putin wydawałby rozkazy ataku na kraje bałtyckie. To zaś oznaczałoby bezpośrednie zaangażowanie Polski w konflikt zbrojny z Rosją.Także w sprawach polityki klimatycznej Unia Europejska znalazła się w ślepej uliczce, choć ciągle nie potrafi tego przyznać. Szlachetne ideały stanowiły opakowanie dla gazowych interesów Niemiec, które dzisiaj zawaliły się jak domek z kart. I w konsekwencji UE w 2022 i zapewne 2023 będzie się tylko szybko oddalać od swoich chorobliwie ambitnych celów ograniczania emisji. Może wtedy Europejczycy zauważą, że świat jednak nie zginie, jeśli będziemy jeszcze przez jakiś czas korzystać z energetyki węglowej, co od dawna postuluje premier Mateusz Morawiecki. Zapewne zostaną też na nowo uruchomione wyłączone już elektrownie nuklearne. A przecież kiedy szef polskiego rządu, postulował, by to energetyka atomowe stała się głównym zeroemisyjnym źródłem energii dla Europy, Niemcy zapowiadali protesty przeciwko budowie reaktorów jądrowych w Polsce. I znów okaże się, że Polacy od początku mieli rację. Czy pani Ursula von der Leyen będzie miała siłę to przyznać?Historia przyznała rację śp. Prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu, prezesowi PiS Jarosławowi Kaczyńskiemu i premierowi Mateuszowi Morawieckiemu. Skoro nawet szefowa Komisji Europejskiej nie może już zaprzeczać, czas by dalekowzroczność liderów PiS docenili także wszyscy Polacy. I najwyższy czas, by Europa nauczyła się choć trochę mówić i myśleć po polsku. Czyli racjonalnie, odpowiedzialnie, pragmatycznie i przewidująco.