
Wydaje się, że pół roku wojny na Ukrainie wciąż niewiele nauczyły Berlin i Paryż o tym, na jakim etapie historycznym znajduje się Moskwa. Dla tych dwóch stolic, które uważają się za europejskich liderów, mających prawo do pouczania innych i narzucania swojej wizji rozwoju, wciąż nie dotarło, że 24 lutego Władimir Putin postanowił w pełni zdjąć maskę i ujawnić wszem i wobec swoje zbrodnicze oblicze.
Trwa nagonka środowisk liberalno-lewicowych na podręcznik „Historia i teraźniejszość” autorstwa prof. Wojciecha Roszkowskiego. Jej celem jest...
zobacz więcej
Jeśli ocenialibyśmy postawę Niemiec i Francji wobec wojny na Ukrainie tylko na podstawie deklaracji ich przywódców, to można by pomyśleć, że wszystko wygląda tak jak trzeba. Najsilniejsze europejskie państwa robią wszystko, by walcząca o przetrwanie Ukraina odparła atak Rosji. Słowa a czyny to jednak dwa zupełnie inne światy – w szczególności, gdy przyjrzymy się sześciu miesiącom wstydu i hańby – które mają za sobą Niemcy.
Spójrzmy jednak najpierw, jak pięknie brzmią słowa. Otóż w niedzielnym wywiadzie dla dziennika „Bild” szefowa niemieckiego MSZ Annalena Baerbock, współprzewodnicząca Zielonych, zapewnia, że jej kraj będzie wspierał Ukrainę militarnie i finansowo, tak długo jak trzeba będzie, chociaż zdaje sobie sprawę, że wojna może trwać latami. Podkreśla ona również, że Ukraina „broni także naszej wolności" i że zawieszenie broni jest możliwe wtedy, gdy Putin „zaprzestanie bombardowań niewinnych ludzi i wycofa swoje czołgi".
Mówiła przy tym, że wszystkie europejskie kraje doświadczają skutków wojny energetycznej Rosji i podkreśliła, że „dzielenie Europy jest elementem działań wojennych Putina”. Powiedziała także, że kłamstwem było mówienie, że rosyjski gaz jest tani, gdyż opłatą za niego było też „bezpieczeństwo i niezależność”. Skrytykowała przy tym niedawną propozycję Wolfganga Kubickiego, wiceprzewodniczącego współrządzącej Niemcami partii FDP, który opowiedział się za otwarciem Nord Stream 2.
Nierozwiązany konflikt między Serbią a Kosowem powoduje, że wciąż dochodzi między nimi do napięć, z których każde grozi przywołaniem demonów sprzed...
zobacz więcej
I, tu można by postawić kropkę, pochwalić zapewnienia, powiedzieć: „Niemcy, dobra postawa, brawo”. Tyle, że musimy zdawać sobie sprawę, że są to po pierwsze – słowa, które, jak mogliśmy zobaczyć przez ostatnie sześć miesięcy, bardzo rzadko zmieniają się w czyny, po drugie zaś, wypowiedziała je szefowa dyplomacji, a jak pokazał czas wojny na Ukrainie, nie jest ona numerem jeden w Niemczech, jeśli chodzi o kwestie polityki energetycznej
Decyzje podejmuje tam kanclerz Olaf Scholz, którego popularność leci na łeb na szyję, co jednak nie wpływa na zmianę przez niego sposobu prowadzenia polityki.
Z sondażu tygodnika „Spiegel” wynika, że jedynie 13 procent ankietowanych uważa go za najbardziej odpowiedniego kanclerza, co stawia go na trzecim miejscu, wraz z liderem chadeckiej, opozycyjnej CSU Markusem Soederem. 23 procent pytanych uważa, że miejsce to powinien zajmować wicekanclerz i minister gospodarki Robert Habeck. Drugie miejsce zajmuje, cieszący się 17 procentowym poparciem lider CDU Friedrich Merz.
Nie tylko jednak Scholz przez pół roku zrobił naprawdę niewiele dla Ukrainy – jego rząd grał na czas w sprawie dostaw broni, a gdy już ją przesyłał, to często była ona wadliwa, czy brakowało do niej amunicji, ale również był hamulcowym podczas dyskusji o kolejnych sankcjach. Szef niemieckiego rządu wciąż upiera się przy wizji „dialogu” z Moskwą – do którego w mniej lub bardziej zawoalowany sposób namawia Kijów. Namawia, czy też naciska – tego dowiemy się kiedyś od strony ukraińskiej.
Ukraina miała paść w kilka dni: szybka akcja, atak z wielu stron. Porwanie władz i ustanowienie marionetkowego rządu podległego Kremlowi, żeby...
zobacz więcej
W SPD jest jednak wielu polityków, którzy namawiają do ofensywy dyplomatycznej na rzecz szybkiego zakończenia wojny na Ukrainie. Tygodnik „Spiegel” dotarł do apelu zatytułowanego „Broń musi zamilknąć!”, którego autorzy wzywają do nowej próby „globalnej polityki odprężenia”.
Podkreślają w nim, że, co prawda, poprawa stosunków z Rosją w erze rządów Putina nie jest możliwa, ale już teraz „należy, na podstawie uznania realiów, które się nie podobają, z rządem rosyjskim znaleźć modus vivendi, który wyklucza dalszą eskalację wojny” i zaznaczają, że w końcu będzie musiało dojść do „porozumienia między Ukrainą a Rosją”.
Co więcej, wśród potencjalnych mediatorów postulują oni, by znalazły się Chiny. Ostrzegają oni także przed dostarczaniem ciężkiego sprzętu wojennego na Ukrainę i wyrażają swoje obawy przed niebezpieczeństwem wybuchu wojny nuklearnej.
Szokujące? Szokujące. Ale przecież nie jest to jednostkowy wybryk u naszych zachodnich sąsiadów. Większość postulatów, które miałyby w jakiejś formie wesprzeć totalitarny reżim Putina pochodziła od naszych zachodnich sąsiadów. Wciąż padają propozycje, by jednak zwrócić się o pomoc w rozmowach do Angeli Merkel, czy nawet Gerharda Schrödera.
Propozycje płynące z Niemiec znajdują, niestety, często zrozumienie we Francji, gdzie również postulaty „porozumienia” się z Kremlem mają duże poparcie.
Jest to zrozumiałe, biorąc choćby pod uwagę postawę obu krajów w formacie normandzkim, który miał doprowadzić do rozstrzygnięcia wojny w Donbasie i kwestii przynależności państwowej Krymu. Co rozstrzygnął? W czym pomógł? Chyba Putinowi – który był pewien, że może sobie pogrywać z tymi państwami, a co za tym idzie i z całą Europą, jak mu się podoba.
Kreml nie przewidział, że Ukraińcy będą z taką zaciekłością bronić swojej ojczyzny i zadawać tak wielkie straty rosyjskiej armii. Sytuacja ta w...
zobacz więcej
Co prawda prezydent Emmanuel Macron wysłał z okazji 31. rocznicy uzyskania niepodległości przez Ukrainę do Kijowa wiadomość wideo z „przesłaniem przyjaźni i nadziei w imieniu wszystkich Francuzów" i podkreślał, że „obrona suwerenności i niepodległości Ukrainy to obrona stabilności naszego świata”, ale trzeba pamiętać, że wcześniej jednoznacznie naciskał na Kijów, by ten przystąpił do negocjacji.
Negocjacji – które, a nie można mieć do tego pewność – oznaczałyby zmuszenie Ukrainy do oddania okupowanych obecnie przez Rosję części kraju. A co by to przyniosło
Pokój? Czy ktoś byłby w stanie zaufać Putinowi? Wolne żarty.
„Ruski mir” tylko dzięki takiemu „pokojowi” uległby wzmocnieniu. Kreml urósł by w siłę, gdyż „sprzedałby” swojemu społeczeństwu ten „pokój” jako sukces. Potwierdzenie, że droga, którą Putin obrał jest słuszna.
A po jakim czasie Moskwa znów uderzyłaby na Ukrainę? Zaraz po tym, jak umocniłaby swoje siły? Natychmiast. Berlin i Paryż wciąż zdają się nie rozumieć, że celem Putina naprawdę jest zniszczenie tego kraju.
Po tym, jak nie udało się Kremlowi ustanowić tam podległych sobie władz, postanowił je zniszczyć.
Widzimy co dzieje się na ziemiach okupowanych przez Rosja, jak są tam traktowani mieszkańcy, którzy pozostali. W jak nieludzkich warunkach przychodzi im żyć. Widzimy, jak w głąb Rosji uprowadzani są cywile, w tym setki tysięcy dzieci. Jak zmusza się do rekrutacji.
Totalna opozycja i jej zaplecze medialno-celebryckie jest gotowe uwiarygadniać każdą rosyjską dezinformację, byleby tylko uderzyć w PiS. Pomimo...
zobacz więcej
Widzimy, że Putin, w celu osiągnięcia swoich celów nie tylko chce poprzez energetykę wywrzeć wpływ na Europę, ale także wystraszyć ją wizją wybuchu wojny nuklearnej, czy też zniszczenia, bądź uszkodzenia elektrowni atomowej.
W tym samym czasie – jak podała agencja informacyjna Bloomberg - Francja i Niemcy są przeciwne wprowadzeniu całkowitego zakazu wydawania wiz unijnych obywatelom rosyjskim. Stanowisko to zostało przekazane w liście do ministrów spraw zagranicznych państw Unii Europejskiej.
Tacy to właśnie sojusznicy. Na pół gwizdka. Ale czego można spodziewać się po państwach, które od lat budowały swój dobrobyt, a przy tym pozycję w Europie na zacieśnianiu relacji z Rosją, a także z Chinami, przymykając przy tym oko zbrodniczą naturę tamtejszych systemów władzy.
Zobaczymy – w tym kontekście – czyj głos przeważy. Za wprowadzeniem zakazu opowiadają się bowiem m.in. Polska, kraje bałtyckie, Czechy, Finlandia i Dania.
Taka postawa Berlina to jednak kolejny przykład na kompletne niezrozumienie zarówno natury Rosji, jak i przyczyn i celów wojny na Ukrainie.
To jednak ma swoje konsekwencje. Reputacja Niemiec bardzo osłabła – kluczowym momentem była nie tylko rosyjska inwazja, ale także uporczywa chęć wybudowania NS2. Bez liczenia się z tym, że taka polityka osłabi europejskie bezpieczeństwo.
Niezdecydowanie Niemiec wobec wsparcia dla Ukrainy już teraz spowodowało, że wschodnioeuropejskie państwa NATO, które często zaopatrywały się w broń z tego kraju, zamawiają ją teraz z USA i Korei Południowej.
Rosja szantażuje Europę zakręceniem kurka z gazem, a najgorzej na tym wychodzą Niemcy, najbardziej uzależnieni od dostaw ze Wschodu. Gazprom...
zobacz więcej
Gazeta "Welt am Sonntag" zwraca przy tym uwagę na potężne zbrojenia Polski i to, jak mocno wspiera uzbrojeniem Ukrainę. „Dla Waszyngtonu kraj ten prawdopodobnie stanie się kluczowym partnerem w polityce bezpieczeństwa" – ocenia gazeta.
Niemcy tymczasem nie potrafią się nawet wywiązać wobec Polski ze swojego zobowiązania dotyczących czołgów Leopard, które nasz kraj miał otrzymać od Berlina w zamian za przekazanie maszyn T-72 Ukrainie.
– Odpowiedziałem wprost mojej odpowiedniczce Christine Lambrecht, że jesteśmy zainteresowani przynajmniej batalionem czołgów, czyli w wydaniu zachodnioeuropejskim, to są 44 maszyny. Oferta, którą nam złożono w postaci do 20 czołgów, a pierwsze egzemplarze miałyby trafić do nas dopiero w przyszłym roku, nie spełnia naszych oczekiwań i niewiele daje – tłumaczy szef MON Mariusz Błaszczak.
Nie dziwią w tym kontekście jego gorzkie słowa pod adresem Niemiec. Szef MON ocenił bowiem, że „polityka niemiecka jest nastawiona na robienie interesów z Rosją i niewątpliwie jest polityką, która nie daje nam gwarancji, że możemy czuć się bezpieczni”.
To pokazuje, że Niemcy, a także wspierająca ich na arenie międzynarodowej Francja, nie mogą być postrzegane jako sojusznicy, ale co najwyżej sojusznicy na pół gwizdka, tacy, którym trzeba bez przerwy przypominać o ich obowiązkach.
* * *
Petar Petrović
Autor jest dziennikarzem Polskiego Radia