O katastrofie ekologicznej w czeskiej rzece przypomniał wiceminister sprawiedliwości Michał Woś. Rybacy wyłowili z rzeki Dyja pod Brnem kilkadziesiąt ton martwych ryb – informowała pod koniec lipca czeska agencja prasowa CTK. Według tamtejszych władz masowe śnięcie ryb spowodował brak tlenu. O katastrofie ekologicznej w czeskiej rzece przypomniał na Twitterze wiceminister sprawiedliwości Michał Woś. Pod koniec lipca CTK informowała, że rybacy i służby wyłowiły z rzeki Dyja – najdłuższy prawy dopływ Morawy – w gminie Bulhary kilkadziesiąt ton śniętych ryb. „Szacuje się, że w rzece znajduje się jeszcze kilkadziesiąt ton martwych ryb, które trzeba usunąć z powodu postępującego rozkładu” – podawała agencja. „Skala śmiertelności ryb jest już prawdopodobnie większa niż ta, którą rybacy odnotowali dwa lata temu w rzece Bečva, kiedy doszło do wycieku cyjanku. Wówczas zginęło 40 ton ryb” – czytamy. Lokalne władze wyjaśniły, że z powodu obfitego zakwitu sinic, niskiego stanu wody w rzece i wysokiej temperatury ryby nie miały czym oddychać. „W Dyji żyją ryby roślinożerne, takie jak karp, amur, leszcz i tołpyga, a także drapieżne sumy” – podawano. #wieszwiecejPolub nas Od końca lipca obserwowany był pomór ryb w Odrze na odcinku od Oławy w dół biegu rzeki. 12 sierpnia został wprowadzony zakaz wstępu do wód Odry w województwach zachodniopomorskim, lubuskim i dolnośląskim. Trwa oczyszczanie rzeki z martwych ryb, co jest konieczne, by nie pogłębiły się skutki tej katastrofy ekologicznej. Minister klimatu i środowiska Anna Moskwa poinformowała, że w żadnej z dotychczas zbadanych próbek wody z Odry nie wykryto substancji toksycznych. Zaznaczyła, że wszystkie parametry wody pitnej są prawidłowe i stabilne. Do tej pory strażacy wyłowili z Odry ponad 100 ton śniętych ryb.