
W ostatnich miesiącach wciąż pojawiają się informacje, że Moskwa może wywołać wojnę rękami naddniestrzańskich separatystów. Tymczasem na południowych krańcach kraju Rosjanie mają innego „konia trojańskiego”.
Odpowiedzialny w separatystycznych władzach Naddniestrza, prorosyjskiej enklawie na terenie Mołdawii, za sprawy zagraniczne Witalij Ignatiew...
zobacz więcej
Władze Gagauzji, autonomicznego regionu Mołdawii, domagają się pięciu miejsc w 101-osobowym parlamencie mołdawskim. Mandaty dostawaliby kandydaci wybierani w wyborach organizowanych wewnątrz Gagauzji. Wiceprzewodniczący Zgromadzenia Ludowego, czyli parlamentu autonomii, Gheorghe Leiciu zagroził, że w razie odrzucenia żądań zmian w kodeksie wyborczym region „zignoruje wybory prezydenckie i parlamentarne w Mołdawii”. To zaś już pachnie separatyzmem. I bardzo temu kibicują Rosjanie. Wręcz, dolewają oliwy do ognia.
Jest taki obszar w środku Europy, jest taki naród – o których mało kto wie i mówi. Oficjalna nazwa: Autonomiczna Jednostka Terytorialna Gagauzja. Zaledwie pięć procent terytorium Mołdawii. Ale w ważnym miejscu, zwłaszcza z punktu widzenia Moskwy. Nie jest to zwarty obszar, ale cztery enklawy. To tereny, gdzie ponad połowę mieszkańców stanowią Gagauzi, a także te, które w drodze referendum wyraziły chęć dołączenia do Autonomii. Największy jest obszar położony najbardziej na północ, tam leży stolica regionu Komrat i miasto Ceadîr Lunga. Trzecie miasto gagauskie, czyli Vulcăneşti, leży w drugiej pod względem wielkości enklawie, położonej z kolei najbardziej na południe, blisko Dunaju, wciśniętej niemal między Rumunię, Bułgarię i Ukrainę. Między tymi dwiema enklawami leżą dwie inne, dużo mniejsze. Wystarczy powiedzieć, że cała autonomia, to oprócz wspomnianych trzech miast, zaledwie ok. 30 wsi.
Nic dziwnego, że ludność regionu liczy tylko ok. 150 tys., czyli ok. 4 proc. populacji całej Mołdawii. W ponad 80 procentach to Gagauzi. Lud pochodzenia tureckiego, posługujący się turkijskim językiem gagauskim. Ale co ciekawe, prawosławny, a nie muzułmański (co nie zmienia faktu, że Turcja pretenduje do roli protektora Gagauzów, trochę tak, jak w przypadku Tatarów krymskich). Gagauzja ma własną flagę, godło oraz hymn, których na jej terenie używa się wraz z symbolami państwowymi Mołdawii. Obowiązują trzy języki oficjalne: gagauski, mołdawski oraz rosyjski. Najbardziej powszechny jest ten ostatni, najmniej zaś mołdawski. Do 2003 roku władze autonomii miały zagwarantowane prawo do secesji i ogłoszenia niepodległości w określonych warunkach. Ale w obecnej konstytucji mołdawskiej Gagauzja uznana jest za „składową i nieodłączną” część Mołdawii. Władzę ustawodawczą sprawuje Zgromadzenie Ludowe. Wszystkie przyjęte przez nie akty prawne muszą być jednak zgodne zarówno z konstytucją, jak i z ustawą regulującą autonomiczny status Gagauzji. Regionem rządzi komitet wykonawczy na czele z baszkanem, który – podobnie jak parlament – wybierany jest na cztery lata w głosowaniu powszechnym na terenie Gagauzji. Baszkan z urzędu jest członkiem rządu Mołdawii w randze ministra. Ale nie może go odwołać prezydent Mołdawii, lecz tylko Zgromadzenie Ludowe Gagauzji.
Przedstawiciel MSZ Rosji Aleksiej Poliszczuk zagroził w imieniu Kremla władzom Mołdawii możliwością wybuchu konfliktu w separatystycznym...
zobacz więcej
Gagauzja właściwie od początku niepodległości Mołdawii była regionem prorosyjskim. Tak więc i dziś, od 2015 roku, baszkanem jest otwarcie promoskiewska Irina Vlah. Swoją prorosyjskość władze autonomii, jak i większość ludności, wyrażają szczególnie po ataku Rosji na sąsiednią Ukrainę. Gagauzi może i nie rwą się do boju po stronie Moskwy, ale z chęcią widzieliby zwycięstwo rosyjskie. Nie jest też przypadkiem, że właśnie teraz w Gagauzji nasiliły się nastroje antymołdawskie i prorosyjskie. Zgromadzenie Ludowe zakwestionowało na początku maja ustanowiony przez Kiszyniów zakaz noszenia czarno-pomarańczowych wstążek św. Jerzego, uznawanych za element promowania rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Gagauscy parlamentarzyści protestują też przeciwko planom obecnego rządu, który widząc zagrożenie, dąży do likwidacji niektórych praw, którymi region cieszył się do tej pory.
Gagauzi są też oburzeni, że Kiszyniów nie zajął się ich problemami gospodarczymi ani nie rozwiązał problemu braku wody, który szczególnie mocno dotknął ten region. Twierdzą, że Kiszyniów w pierwszej kolejności zajmuje się prozachodnią częścią republiki, a ich regionem w ostatniej kolejności. Gagauzja cierpi na szczególnie głęboką recesję i podobnie jak reszta Mołdawii poważną suszę. Tyle że to najbiedniejszy region Mołdawii uzależniony od finansowego wsparcia z budżetu centralnego. Gospodarka opiera się na rolnictwie, szczególnie na produkcji win.
Polska stara się pomagać Mołdawii w trudnych reformach koniecznych dla dołączenia tego kraju do UE – poprzez wsparcie eksperckie czy finansowe;...
zobacz więcej
31 lipca na ulice Komratu wyszły tłumy Gagauzów. Hasła? Żądania zmiany prozachodniej polityki Kiszyniowa, wezwania do rezygnacji rządu i prezydent Mai Sandu, apele do Moskwy o pomoc. Wśród demonstrantów byli działacze nowej organizacji pod nazwą Gagauz Halk Birlii. Chcą oni, żeby Mołdawia, lub co najmniej Gagauzja, weszła do Euroazjatyckiej Wspólnoty Gospodarczej zdominowanej przez Rosję. Co oczywiście jest postulatem sprzecznym z dążeniem Mołdawii do UE (niedawno Mołdawia uzyskała status kandydata do Unii).
Postulaty Gagauzów natychmiast poparli politycy w Moskwie. Leonid Słucki, lider LDPR (po Żyrinowskim) i szef komitetu stosunków międzynarodowych Dumy, ogłosił, że Kiszyniów zrobi straszny błąd, jeśli nie odpowie pozytywnie na żądania Gagauzów. Słucki stwierdził, że żądania są całkowicie słuszne, a mołdawskie władze muszą uznać, że Rosja „zawsze wspierała naród Gagauzów i robi to również teraz”. Lider LDPR zwrócił również uwagę, że zbyt wielu Mołdawian z podwójnym obywatelstwem rumuńskim zachowuje się tak, jakby mogli ignorować Gagauzów i etnicznych Rosjan w Naddniestrzu. Jeśli jednak pójdą dalej tą drogą i zniszczą ostatnie pozostałości federalizmu w Mołdawii, kraj może się rozpaść, gdy Gagauzi, a następnie mieszkańcy Naddniestrza, będą dążyć do bliższych relacji z Rosją i potencjalnie do własnej państwowości – podkreślił Słucki. A to już brzmi jak groźba rozczłonkowania Mołdawii przez Moskwę.
Ukraina i Mołdawia krajami kandydującymi do Unii Europejskiej. Decyzję podjęli przywódcy 27 krajów członkowskich na szczycie w Brukseli...
zobacz więcej
W ciągu ostatnich 30 lat Moskwa często próbowała wykorzystać chrześcijańskich Turków z Gagauzji w Mołdawii, a także separatystyczne Naddniestrze, jako środek nacisku, aby uniemożliwić lub odwrócić ruchy Kiszyniowa w kierunku dalszej integracji z Rumunią i Europą. Teraz jednak wygląda to szczególnie groźne z racji toczącej się tuż za miedzą wojny. Mołdawianie traktują sytuację poważnie. Były minister obrony Vitalie Marinuța stwierdził, że w obecnej sytuacji Kiszyniów ma się czego obawiać w związku z tzw. planem Primakowa, który zakłada powstanie „Noworosji”, rozciągającej się od Donbasu po mołdawskie Naddniestrze. Takie rosyjskie wysiłki mogą nabrać kształtu w najbliższych tygodniach lub miesiącach.
Rzut oka na mapę tej części Europy pokazuje, że Gagauzja może być ważnym elementem takiego planu. Leży na tyłach najdalej na południowy zachód wysuniętej części obwodu odeskiego. Zarazem jest blisko Dunaju, który wcale nie tak daleko uchodzi do Morza Czarnego. Wreszcie leży na południu Mołdawii i wraz z leżącym na wschodzie Naddniestrzem i kilkoma jawnie prorosyjskimi rejonami na północy może okrążyć obszary kontrolowane przez Kiszyniów. Nie ma co prawda Gagauzja swych sił zbrojnych, ale ma policję. No i położenie… Jeśli Moskwa zacznie aktywnie wspierać secesjonistyczne dążenia Gagauzów, niewielka, ale nie bez znaczenia autonomia, może stać się zagrożeniem dla Kiszyniowa. A w takim wypadku niewielki liczebnie naród, o którym mało kto na Zachodzie wie, mógłby wywołać znacznie większy kryzys.