
Głośnym echem, nie tylko na Ukrainie i w Polsce, odbiła się sprawa raportu Amnesty International, dotyczącego wojny na Ukrainie. Nawet w Niemczech pojawiły się głosy, że raport ten „odzwierciedla najgorsze narracje rosyjskiej propagandy”.
Amnesty International próbuje „objąć amnestią” kraj będący agresorem i przerzucić odpowiedzialność na ofiarę – oświadczył w czwartek wieczorem...
zobacz więcej
Raport Amnesty International w najlepszy razie można nazwać „symetrystycznym”. W najgorszym – idąc za głosem Sergeja Sumlennego, który oceniał go dla niemieckiego dziennika „Bild” – można go określić mianem spełnionego marzenia rosyjskiej propagandy, która już wykorzystuje fatalny dokument dla swoich celów.
Zdaniem wielu komentatorów zachodni aktywiści, specjaliści od praw człowieka, nie tylko zrównali w swoim sprawozdaniu agresora i jego ofiarę, ale także nie dopełnili ważnych wymogów.
Na przykład nie poczekali wystarczająco długo na odpowiedź strony ukraińskiej. Nie uwzględnili też faktu, że strona ukraińska naprawdę stara oszczędzić się cierpień własnym obywatelom: w obwodzie donieckim na początku sierpnia najpierw ogłoszono dobrowolną, a później przymusową ewakuację. To teren, gdzie toczą się najcięższe walki.
Lewicowa międzynarodowa organizacja pozarządowa Amnesty International opublikowała raport, w którym zarzuca wojsku ukraińskiemu łamanie prawa...
zobacz więcej
Jest jasne, że raport największe emocje budzi na Ukrainie i w Polsce. W piątek głos zabrało Amnesty International Polska, starając się zatrzeć złe wrażenie, jakie wzbudził w naszym kraju raport sygnowany przez naczelne władze tej wpływowej, międzynarodowej, zdecydowanie lewicowej organizacji zajmującej się prawami człowieka.
Czy to się udało? Szczerze wątpię. W swoim oświadczeniu Amnesty International Polska stara się łączyć wodę z ogniem, z jednej strony wskazując na Rosję jako agresora, z drugiej próbując bronić głównych tez raportu.
A te nie są do obrony w świetle realnych działań wojennych na Ukrainie – gdyby Ukraińcy przestrzegali wytycznych Amnesty w sprawie reguł walki, czyli umieszczali jednostki wojskowe jak najdalej od miejskiej infrastruktury, skazaliby się na taktyczne i strategiczne porażki. Wojna byłaby już po prostu przegrana.
Oksana Pokalczuk, szefowa ukraińskiego biura organizacji pozarządowej Amnesty International (AI), poinformowała w piątek o tym, że odchodzi z pracy...
zobacz więcej
Warto poza tym sobie uświadomić jeszcze jedną rzecz: Ukraińcy oczywiście mogliby się wycofywać na całej linii, żeby uniknąć ofiar w ludności cywilnej.
Tylko że trzeba naprawdę nie mieć wyobraźni (a w przypadku AI to naprawdę skandal), żeby zapomnieć o jednej prostej rzeczy: tam, gdzie pojawiają się Rosjanie, tam zaczynają się masowe zbrodnie na ludności cywilnej. Zbrodnie rozbestwionego żołdactwa, systemowo wspierane przez kadrę oficerską, wyższych wojskowych i zapewne samego despotę Rosji.
Nic też dziwnego, że w piątek wieczorem media obiegła informacja, że do dymisji podała się Oksana Pokalczuk, szefowa Amnesty International Ukraina.
W mediach społecznościowych Ukrainka zamieściła przejmujący wpis: „Chodzi o to, że jeśli nie mieszkasz w kraju, do którego wdarli się okupanci i rozrywają go na kawałki, to na pewno nie zrozumiesz, co to znaczy potępić armię obrońców. I nie ma słów w żadnym języku, które mogą to przekazać temu, kto nie odczuł tego bólu”.
I dalej Pokalczuk pisze: „Nawet jeszcze wczoraj miałam naiwną nadzieję, że będę mogła wszystko naprawić. Że przeprowadzimy nawet i 200 narad i wyjaśnimy, dotrzemy [do nich – K. W.], przekażemy nasze zdanie. I ten tekst będzie usunięty, a zamiast niego pojawi się inny. Dzisiaj zdałam sobie sprawę, że do tego nie dojdzie”.
Koniec zimnej wojny przyniósł Zachodowi słuszne poczucie triumfu nad sowiecką Rosją. Niestety, za tym poszło przekonanie, że Europa jest trwale...
zobacz więcej
Była szefowa AI Ukraina świetnie pokazała bardzo ważną różnicę między wschodem a zachodem Europy. Nie chodzi o różnice językowe. Zachód po prostu wciąż nie rozumie tego, jakim zagrożeniem jest Rosja dla narodów z nią sąsiadujących. Raport Amnesty International, choć nie brak tam „przykładów z życia wziętych”, w gruncie rzeczy operuje bardzo abstrakcyjnym językiem zachodniego „prawoczłowiekizmu”.
Ten język świetnie sprawdza się jako zespół abstrakcyjnych nakazów etycznych, szczególnie gdy się siedzi w Londynie, Paryżu, Berlinie wygodnie za biurkiem. I pisze się „piękne i mądre” raporty o tym, jak powinna wyglądać wojna.
Znacznie gorzej wygląda w realnym życiu, szczególnie wówczas, gdy państwo-agresor, które przez dekady robiło z zachodnimi elitami co chciało, napada na swojego słabszego sąsiada. I po kilku dniach i tygodniach, gdy mimo licznych przewag, naprawdę kiepsko sobie radzi, zaczyna najbardziej bandycką wojnę.
Taką, w jaką „grać” najlepiej umie od zawsze: wojnę, w której morduje, terroryzuje i niewoli cywilów, żeby złamać ducha walki ludzi, którzy ośmielają się bronić przed Rosją swojej ojczyzny.
Lewicowa międzynarodowa organizacja pozarządowa Amnesty International opublikowała raport, w którym zarzuca wojsku ukraińskiemu łamanie prawa...
zobacz więcej
Nic dziwnego, że Amnesty International Polska zabrało głos w tej sprawie. Raport macierzystej organizacji to dla nich w tym momencie duży wizerunkowy kłopot. Bo w Polsce nawet część wyborców / wyborczyń lewicy i liberałów ma na tyle dość instynktu samozachowawczego, by zdawać sobie sprawę z potencjalnych groźnych konsekwencji takiego raportu.
Raz, że to narzędzie propagandowe dla Rosji. Dwa, że łatwo sobie wyobrazić, że w sytuacji konfliktu z krajami bałtyckimi czy Polską, Amnesty International nadal produkowałoby takie „symetrystyczne” raporty. A lewak, któremu zaczęłyby spadać na głowę rosyjskie bomby, nie zaczytywałby się wówczas raczej w krytycznych doniesieniach Amnesty International na temat... łamania praw człowieka przez polskie wojska.
Banalna lekcja z tej historii jest prosta: nie możemy bezkrytycznie ufać Zachodowi jako obiektywnemu ekspertowi od praw człowieka.
Koniec historii nie nadszedł, więc także pod tą szerokością geograficzną cena za naiwną wiarę w zachodnie lewicowe organizacje może okazać się kiedyś po prostu za wysoka.