Centralny Port Komunikacyjny i inne wielkie inwestycje nie podobają się Platformie Obywatelskiej Wyjątkowo nasilił się w ostatnich dniach sprzeciw Platformy Obywatelskiej przeciwko głównym inwestycjom, prowadzonym przez państwo polskie. Trzeba przy tym zauważyć, że w tej sprawie, jak w mało ostatnio której, PO narzuca ton właściwie całej opozycji. Pokazało to choćby odrzucenie w Senacie ustawy o CPK. Głosowanie, mające w intencji senatorów zablokować lub przynajmniej opóźnić budowę Centralnego Portu Komunikacyjnego poprzedziło kuriozalne wysłuchanie publiczne, podczas którego argumentami przeciw wielkiemu lotnisku była między innymi... czternasta emerytura czy majątek premiera Morawieckiego, o czym na Twitterze pisał odpowiedzialny za inwestycję Marcin Horała. Jeszcze w 2018 roku Rafał Trzaskowski kwestionował sens budowy CPK, jako argumentu używając lotniska w Berlinie. Po czterech latach zmieniło się tyle, że przeciw inwestycji jest cała opozycja i rozgrywana przez mających w tym swój własny interes lobbystów grupy mieszkańców. W inwestycję uderza się na kilka sposobów, z jednej strony atakując rzekomą opieszałość prac, a z drugiej mówiąc coraz częściej o bezdusznych i krzywdzących finansowo wywłaszczeniach. O tym drugim wątku sporo już mogli Państwo na naszym portalu przeczytać. Co do pierwszego – trwają prace nad projektami, pozyskiwanie partnerów, nawiązano współpracę między innymi z największym koreańskim portem lotniczym. O tym, że dużo mniejsze inwestycje związane z komunikacją mają kłopoty, przynajmniej niektórzy politycy Platformy Obywatelskiej powinni wiedzieć dobrze, najlepiej zaś wiedzieć to powinien Rafał Trzaskowski, nie mogący (nie twierdzę, że z wyłącznie własnej winy, ostatnio coś się zresztą wreszcie ruszyło) od lat wybudować w warszawie planowanej linii tramwajowej z Dworca Zachodniego na Wilanów, że o losach linii na Gocław litościwie nie będę pisał. CPK jest za drogie, za wielkie, powstaje zbyt wolno, jest niepotrzebne, jest łąką, za której pilnowanie polityk PiS bierze pieniądze, jest wreszcie symbolem polskiej megalomanii. Niepowstałe lotnisko jest dla opozycji od PO do Lewicy tym wszystkim, nie jest tylko lotniskiem, obliczonym według wskazanego przez The International Air Transport Association prognozowanego zapotrzebowania, nie jest szansą komunikacyjną dla wielu wykluczonych dziś lub traktowanych po macoszemu regionów Polski, nie jest istotnym z punktu widzenia NATO elementem infrastruktury, docenianym przez amerykańskich generałów, nie jest wreszcie potrzebnym i rokującym spore zyski ambitnym projektem z wielkim potencjałem. A przecież wszystkim tym CPK tak naprawdę jest. Czego więc brakuje politykom opozycji, nie potrafiącym tego zobaczyć? Odwagi? Szerokiego spojrzenia? Przyjęcia perspektywy polskiej w miejsce niemieckiej? Jakoś tak się dziwnie składa, że gdy coś się politykom nie podoba, bardzo często na krytykowanym projekcie tracą Niemcy, względnie Rosjanie, a może nawet jedni i drudzy. Bo przecież „jest lotnisko w Berlinie”. Bo przecież można pływać przez Cieśninę Pilawską, za każdym razem opłacając się postsowietom i prosząc ich o zgodę. Przekop przez Mierzeję Wiślaną, który już cieszy nasze oczy na pięknych zdjęciach z lotu ptaka, miał według Donalda Tuska nigdy nie powstać, a według Małgorzaty Kidawy-Błońskiej być wbrew naturze. A przecież to lokalni politycy Platformy kilka lat wcześniej wmurowali nawet tablice ku czci samego pomysłu. Było, minęło, długie pozostawanie w opozycji zmienia optykę. Poza wątkiem rzekomej krzywdy mieszkańców spotkaliśmy się z tym samym, wewnętrznie sprzecznym, zestawem argumentów. Przekop okazał się bowiem z jednej strony kosztowną i nieodwracalną zbrodnią na naturze, a równocześnie czymś małym i niezauważalnym. Gdy staje się już rzeczywistością, zależne od opozycji władze samorządowe i dyrekcje portów robią wiele, by inwestycja nie mogła pełnić swojej roli lub pełniła ją w jak najmniejszym zakresie. W imię czego, a może raczej – kogo? Bo przecież chyba nie tylko o ambicjonalną nawalankę kompetencyjną samorządu z rządem tutaj chodzi. Rosji trudniej jest iść na rękę, choć pewnie wielu chętnie wróciłoby do tradycyjnych relacji bliskiej współpracy pod parasolem Niemiec i Unii. Jednak niemożność zmiany postawy wobec Niemiec w chwili tak wielkiego kryzysu i tamtejszej polityki zagranicznej, i gospodarki, wciąż potrafi zaskakiwać. Choć polityka Berlina, czy raczej kluczowej w tamtejszym układzie władzy SPD wobec Ukrainy to pasmo rozczarowań, zwodzenia i kompromitacji, spora grupa naszych czołowych przedstawicieli opozycji nie jest w stanie wyksztusić z siebie najmniejszej krytyki. Nie zmienia tego nawet fakt, że przecież, w przypadku Platformy, byłoby to w dużym stopniu zbieżne z dzisiejszym stanowiskiem jej partnerów z CDU-CSU. Lojalność wobec kanclerza powyżej lojalności wobec chadecji? To jednak zaskakujące. Politycy tej części opozycji z góry gotowi są nie tylko świecić za Scholza oczami, lecz jeszcze przyznać mu więcej władzy w UE poprzez wsparcie pomysłu odejścia od prawa weta dla państw członkowskim. Tu warto zauważyć, że paradoksalnie najwięcej odwagi w krytyce Scholza i dystansowaniu się od jego polityki w obozie przeciwników rządu ma polska lewica, choć to przecież właśnie ona powiązana jest z kanclerzem Niemiec współpracą w jednej politycznej rodzinie na szczeblu Europy. A może właśnie dlatego? #wieszwiecejPolub nasWarto przypomnieć, że ta przejawiająca się na wielu poziomach uległość wobec Niemiec trwa od lat i co chwila znajduje potwierdzenie w niechętnym podejściu do kolejnych inwestycji (CPK, tunel pod Świną, wcześniej choćby likwidacja polskich stoczni, czy blokowanie budowy autostrady Via Carpatia), lecz zaznacza się też w innych strategicznych dziedzinach. Pamiętajmy, z jaką gorliwością politycy Platformy i Polski 2050 (ci drudzy później się z tego wycofali) chcieli zamykać Turów na rozkaz sędzi De la Puerty, pamiętajmy wreszcie, że po europejskim awansie Donald Tusk zapomniał o proponowanej przez siebie europejskiej solidarności energetycznej – co w tamtym momencie opłacało się Niemcom, lecz dla Polski było fatalne, a dziś płacą za to prawie wszystkie kraje naszej części Europy. Niemcy nawet więcej od nas, lecz czy należy się z tego cieszyć? Z czego wynika ta proniemiecka orientacja? Rzucanie oskarżeń o agenturę czy wyszukiwanie, kto i jakie dostał w swoim czasie granty i nagrody, jest oczywiście pomocne, lecz nie wyczerpuje tematu. Wielu Polaków ma po prostu kompleks Niemiec, bardzo wzmocniony przez lata PRL, gdy komunistycznej szarzyźnie Polski Ludowej można było przeciwstawiać stabilne i szybko bogacące się, a przy tym liberalne Niemcy zachodnie. Tyle, że tamtego kraju już nie ma. Bogactwo stało się dyskusyjne i zagrożone kolejnymi poważnymi kryzysami, brakuje mu gazu, prądu i dwóch milionów rąk do pracy. Liberalizm też nie zawsze jest oczywistym kierunkiem w świecie rosnących wpływów islamu i dobrymi wynikami populistycznej lewicy i radykalnej prawicy w kolejnych wyborach. Trudno jednak wyrwać tę część naszych rodaków z niemieckiego snu, nie obudziły ich nawet strzały na Ukrainie i eksplozje tuż przy naszej granicy. Szkoda, bo te sny mogą kosztować nas przyszłość.