Rosja chce, by Niemcy wymusiły na Ukrainie zgodę na „pokój” na warunkach Kremla. Rosja szantażuje Europę zakręceniem kurka z gazem, a najgorzej na tym wychodzą Niemcy, najbardziej uzależnieni od dostaw ze Wschodu. Gazprom wykorzystuje jako pretekst „przerwy konserwacyjne” Nord Stream 1, chociaż wszyscy doskonale zdają sobie sprawę, że chce w ten sposób wymusić zaniechanie wspierania Ukrainy, co równałoby się zaakceptowaniu dyktatu Kremla. Czy gazowy szantaż w końcu ocuci Berlin, który dotąd wciąż miał nadzieję, że jego dwuznaczna polityka wobec Kijowa zyska sympatię Moskwy i jej preferencje? Kolejne komunikaty Gazpromu informujące, że z powodu „przerwy konserwacyjnej” Nord Stream 1 ograniczy dostawy gazu do Europy, to szantaż mający przypomnieć Europejczykom, <b>jak bardzo są uzależnieni od dostaw gazu (około 40 proc. całego importu) i ropy (około 30 proc.) z Rosji. </b><br /><br /> Od dziś wstrzymane mają zostać prace jeszcze jednej turbiny w NS 1, co ma spowodować – jak informował Gazprom - ograniczenie dostaw gazu do Europy Zachodniej do 20 proc. maksymalnej przepustowości tego gazociągu. <br /><br /> Jeśli Niemcy liczyły, że Moskwa nie będzie posługiwać się szantażem energetycznym, którego konsekwencje mogą potężnie uderzyć w ich gospodarkę, to grubo się myliły. Wielu ekspertów właśnie w tej płonnej nadziei widziało źródło fatalnej postawy Berlina wobec dramatu Ukrainy – której wciąż nie dostarcza, pomimo wielu obietnic, nowoczesnego uzbrojenia. <br /><br /> <h2> Kreml już nawet nie udaje </h2><br /> Moskwie jednak taka postawa Niemiec nie wystarczy. Wywoływany przez nią kryzys energetyczny ma spowodować, że z większym zaangażowaniem będą wymuszać na Ukrainie zgodę na „pokój” na warunkach Kremla. <br /><br /> Gdy Berlin liczył, że sprawę załatwi serwisowaną w Kanadzie turbiną i wyłączeniem jej spod sankcji, to rzeczywiście można się było zastanawiać, czy nasi zachodni sąsiedzi kompletnie nie rozumieją sytuacji.<b> Teraz turbina leży gdzieś w Kolonii, gdyż rosyjskie władze nie dostarczyły dokumentów celnych koniecznych do zatwierdzenia jej dalszego transportu. </b><h2> Walka z szantażystą </h2><br /> Tymczasem UE stara się przeciwdziałać rosyjskiemu szantażowi. Ministrowie krajów UE odpowiedzialni za sprawy energii porozumieli się we wtorek <b>w sprawie dobrowolnego ograniczenie popytu na gaz o 15 proc. przed zimą i w okresie zimowym. </b><br /><br /> Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen podkreśliła przy tym, że UE „zapewniła solidne podstawy niezbędnej solidarności między państwami członkowskimi w obliczu szantażu energetycznego ze strony Putina” i zaznaczyła, że ogłoszenie przez Gazprom kolejnego ograniczania dostaw gazu do Europy przez gazociąg Nord Stream<b> 1, bez podania uzasadnionych przyczyn technicznych, „jeszcze bardziej ilustruje niepewność Rosji jako dostawcy energii”. </b><br /><br /> Rychło w czas – chciałoby się powiedzieć – szkoda jednak, że prędzej Putin, zbrodniarz i morderca, jest gotowy zrezygnować z pieniędzy za swój gaz wysyłany Europie, niż ta bogata Europa jest gotowa odciąć się od niego.<h2> Polska jest bezpieczna </h2><br /> Na szczęście sytuacja Polski pod względem bezpieczeństwa energetycznego jest wyjątkowo dobra. <br /><br /> Co prawda rząd w Warszawie zapewnia, że w naszym kraju nie ma ryzyka braku dostaw gazu, ale, jak wyjaśniał rzecznik rządu Piotr Müller, jeśli Gazprom wstrzyma dostawy do Europy, nie można wykluczyć podwyżki cen tego surowca,<b> gdyż wzrosną jego ceny na światowych rynkach. </b><br /><br /> Polska, w porównaniu z Niemcami, które na własne życzenie uzależniły się od dostaw tego surowca z Rosji, ma terminal LNG w Świnoujściu, wybudowała Baltic Pipe i jego uruchomienie spodziewane jest na jesieni i posiada zapełnione magazyny. <br /><br /> <b>A jeszcze niedawno byliśmy całkowicie uzależnieni od kierunku wschodniego</b>. I moglibyśmy być dalej, gdyby w Polsce władzę nie przejęła partia, która z dywersyfikacji uczyniła jeden z głównych punktów programu. <br /><br /> Musimy być jednak świadomi, że problemy z dostawami gazu rosyjskiego do Niemiec mogą się przełożyć na polską gospodarkę - kraj ten będzie zwiększał import węgla, a to będzie oznaczało wzrost jego cen i zwiększenie ryzyka niedoborów.<h2> Zawstydzeni Niemcy </h2><br /> Tymczasem w Niemczech trwa ostra debata dotycząca tego, jak kraj ten poradzi sobie, jeśli Rosja, co bardzo prawdopodobne, całkowicie zakręci kurek. Nie miejmy jednak złudzeń – ta najsilniejsza europejska gospodarka od dawna korzystała z preferencyjnych cen Moskwy – co było formą „zacieśniania” relacji między obu krajami – a w rezultacie pełnienia przez Niemcy roli adwokata Rosji w Europie. Inwazja na Ukrainę pokazała to uzależnienie w pełnej krasie. <br /><br /> Wszyscy pamiętamy, jak Angela Merkel lekceważyła ostrzeżenia formułowane nie tylko przez Polskę i kraje Europy Środowo-Wschodniej, także w kontekście NS2,<b> a apele o opamiętanie poprzedniego amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa niemieccy politycy kwitowali złośliwymi uśmieszkami. </b><br /><br /> Teraz nasi zachodni sąsiedzi ponoszą konsekwencje swoich błędów, egoizmu i paktowania z totalitarnym reżimem. Tyle że ich postawa wpływa na sytuację całej Europy.<h2> Szukanie rozwiązań </h2><br /> - Jesteśmy w poważnej sytuacji. Już czas, żeby wszyscy to zrozumieli - ostrzegł niedawno minister gospodarki Niemiec Robert Habeck (Zieloni) w programie telewizji ARD. <br /><br /> Wśród możliwych scenariuszy na zimę przewidywał, że jeśli dojdzie do niedoborów gazu, to najpierw mogą zostać ograniczone jego dostawy dla przemysłu, a dopiero później dotyczyć będą one prywatnych gospodarstw czy też wrażliwej infrastruktury, jak choćby szpitali. <br /><br /> Jego zdaniem może też dojść do przerwania łańcuchów produkcyjnych w Niemczech i Europie.<b> W tym celu, jak przekonywał, potrzebne jest zmniejszenie zużycia gazu - od 15 do 20 proc. </b><br /><br /> Decyzje trzeba podjąć jak najszybciej, gdyż działania Moskwy spowodowały, że we wtorek wieczorem cena gazu ziemnego w holenderskim hubie TTF skoczyła o 21 proc. – do rekordowych 214 euro za MWh.<h2> Jak trwoga to do… Schroedera? </h2> <br /> Co w takiej sytuacji są gotowe zrobić Niemcy? Mam nadzieję, że rząd w Berlinie nie jest tak zdesperowany, by poprosić byłego kanclerza, przyjaciela Putina Gerharda Schroedera, który wciąż zasiada w rosyjskich spółkach, o bezpośrednią rozmowę z rosyjskim prezydentem w tej sprawie. <br /><br /> Jak ujawniła jego żona, <b>ten skompromitowany polityk przebywał w ostatnich dniach w Moskwie i nie tylko na urlopie, ale prowadzi tam rozmowy na temat polityki energetycznej. </b> Brzmi to jak absurd, ale jednak, biorąc pod uwagę tragiczną politykę zagraniczną prowadzoną przez rząd Olafa Scholza wobec Kijowa i spolegliwą wobec Moskwy – jest to całkiem możliwe. <h2> „Poniżone” Niemcy </h2> <br /> Tymczasem niemiecka prasa nie zostawia suchej nitki na postawie rządu w Berlinie i uzależnienie się od Rosji. Tygodnik „Zeit” ocenia, że „strach, z jakim polityka i biznes w dużej mierze patrzą na Putina i permanentną groźbę zakręcenia gazu, jest sam w sobie żenujący i przygnębiający” i pyta, „czy naprawdę jesteśmy aż tak mali?”. <br /><br /> Z kolei portal RND zaznacza, że obecna sytuacja jest poniżająca, a „władca Kremla nie jest zainteresowany zaprzestaniem gry w kotka i myszkę z Zachodem”. <b>„Potężny gospodarczo kraj uprzemysłowiony, jakim są Niemcy, a przy tym demokracja, uzależnia się od kaprysów despoty. Wpatrujemy się w niego jak królik w węża”</b> - ocenia portal RND. <br /><br /> Jaka będzie reakcja Berlina? Wciąż nie wiadomo, gdyż w związku z ryzykiem niedoboru energii politycy opozycji i współrządzącej FDP starają się przełamać opór Zielonych, którzy wciąż sprzeciwiają się przedłużeniu pracy elektrowni jądrowych. <br /><i><br /> Petar Petrović<br /><br /> Autor jest dziennikarzem Polskiego Radia<br /></i><br />