Jerzy Jachowicz: W postawie Marcina Kierwńskiego przejawia się typowe spojrzenie polityków PO na media. – Nie rozmawiam z wami. Jesteście funkcjonariuszami PiS. Cały czas kłamiecie – powiedział poseł Platformy Obywatelskiej Marcin Kierwiński reporterce telewizji publicznej, która zapytała go o tzw. aferę „praca za sex” w Gorzowie Wielkopolskim. Stopień arogancji, jaki w pełnej krasie zaprezentował nie byle kto w partii, bo wiceprzewodniczący jej klubu parlamentarnego, w każdym państwie o przeciętnym poziomie demokracji byłby wyeliminowany z debaty publicznej. Niestety, nie u nas. Co jeszcze bardziej przykre, postawa Marcina Kierwińskiego nie jest wyjątkiem w Platformie Obywatelskiej. Przeciwnie, takie zachowanie można w tej formacji politycznej uznać wręcz za modelowe. Szczególnie w sytuacjach, w których dziennikarze zadają jej liderom pytania dotyczące spraw grożących kompromitacją partii, a choćby tylko rzutujących na nią negatywnie.<br/><br/> Politycy Platformy Obywatelskiej mają zaszczepioną przez swoich przywódców alergię na pytania dziennikarzy, którą mogą rzucać cień na – zdaniem jej liderów – nieskazitelny wizerunek partii. <br><br> Jeden z najbardziej przejrzystych powodów, dla których zdobycie władzy przez Platformę Obywatelską jest ważna dla jej funkcjonowania bez przeszkód i niemiłych dla niej niespodzianek, ujawnił – pewnie mimowolnie – w 2020 roku Rafał Trzaskowski w czasie prezydenckiej kampanii. Podczas wiecu wyborczego w Płocku z jego udziałem w roli kandydata na urząd prezydenta RP, dziennikarz z tego miasta – uwaga, przez które płynie Wisła - wykorzystał okazję, by zapytać prezydenta stolicy o awarię warszawskiej oczyszczalni ścieków Czajka. <br><br> – O tym właśnie są te wybory. By nie były zadawane tego typu pytania - odparł Trzaskowski. – Pytania, które nie mają kompletnie nic wspólnego z rzeczywistością – dodał. Większość obecnych na wiecu, która gwizdała i buczała, dając upust niezadowoleniu z pytania dziennikarza, rozumiała Rafała Trzaskowskiego zgodnie z jego intencją. – Po to właśnie są te wybory. Jeśli wygram je, na tego rodzaju pytania nie będzie miejsca.Po pytaniu o Czajkę prezydent Warszawy oskarżył dziennikarza, że jest na usługach PiS. A po chwili zasugerował, że jest on zatrudniony w telewizji publicznej. <br><br> Rok później Rafał Trzaskowski zainicjował akcję likwidacji znienawidzonego przez siebie informacyjno-publicystycznego kanału telewizji publicznej. Przez kilka tygodni politycy i działacze PO zbierali w całej Polsce podpisy pod „obywatelskim” projektem likwidacji TVP INFO. Po jakimś czasie ambitne plany partii rozpłynęły się we mgle i nie słychać, by miano do nich wrócić. Zarazem jednak powrót Donalda Tuska na stałe do polskiej polityki, w wyniku jego osobistej, demonstrowanej często i bez zahamowań negatywnej oceny mediów publicznych, głównie telewizji, zradykalizował sposób traktowania dziennikarzy tych mediów również przez innych polityków Platformy. <br><br> Przytoczona na początku odpowiedź Marcina Kierwińskiego jest tego dość dobitnym potwierdzeniem. Pomijam wątek braku elementarnej kultury bycia wiceprzewodniczącego klubu parlamentarnego i sposobu traktowania kobiety, jaki nie przystoi żadnemu mężczyźnie. Każdy polityk ma prawo odmówić rozmowy z mediami w sytuacji, gdy czuje się zaskoczony lub gdy warunki zewnętrzne uznaje za niesprzyjające merytorycznej odpowiedzi. Rzecz tylko w tym, w jakiej formie to zrobi.Jak sądzę, zachowanie Marcina Kierwińskiego podyktowane było dwoma innymi powodami, nie związanymi już z jego kulturą osobistą. One tym bardziej nie wystawiają mu pochlebnego świadectwa. Jak dość powszechnie wiadomo, Marcin Kierwiński stał się jednym z uczestników wydarzeń kompromitujących jego partię. Prawdopodobnie w części tych wydarzeń ma swój mało budujący udział. I stąd jego nerwowa i obcesowa reakcja na pytanie reporterki. <br><br> Sprawa w ostatnich dniach jest szeroko opisywana w wielu mediach, podam więc tylko kilka rzeczy dotyczących bezpośrednio Marcina Kierwińskiego. Jego koleżanka partyjna, posłanka Krystyna Sibińska – tak przynajmniej sama twierdzi – przekazała Marcinowi Kierwińskiemu ustnie relację pokrzywdzonej kobiety z Gorzowa Wielkopolskiego. Ponoć została ona zwolniona z Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego, gdyż odrzuciła „zaloty” szefa tej placówki, jednoznacznie sugerujące nawiązanie intymnych z nim relacji w zamian za utrzymanie pracy.<br/><br/> Ofiara tych niecodziennych dla niej propozycji przekazała posłance Platformy Obywatelskiej Krystynie Sibińskiej na piśmie szczegóły sprawy, ponieważ Ośrodek podlega miejscowemu samorządowi, zdominowanemu przez członków PO. Posłanka uznała, że może mieć trudności w skontaktowaniu się z Donaldem Tuskiem. Poprosiła więc Marcina Kierwińskiego, aby powiadomił szefa partii o tej kłopotliwej sprawie, ponieważ z racji swojej funkcji i pozycji w partii ma on dostęp do jej przywódcy bez żadnych przeszkód, <br><br> Pierwszą, istotną kwestią jest pytanie – i prawdopodobnie je chciała zadać dziennikarka - czy Marcin Kierwiński powiadomił Donalda Tuska? Każda odpowiedź stanowi dla niego spory kłopot. Jeśli przekazał informacje, zastanawiające staje się to, czemu do tej pory przełożeni dyrektora Ośrodka – m.in. ważna postać PO na tamtym terenie, marszałek województwa lubuskiego Elżbieta Polak – nie podjęli służbowych kroków wobec dyrektora, w celu wyjaśnienia wysuniętych wobec niego przez domniemaną ofiarę oskarżeń.Jeśli zaś nie przekazał informacji o sprawie Donaldowi Tuskowi, stawia go osobiście w dwuznacznym świetle. Czyżby bagatelizował opowieść ofiary? A może kontaktował się z Elżbietą Polak i zaniechał jakichkolwiek działań, bo ta obiecała mu, że zdusi sprawę bez nadawania jej rozgłosu, poprzez naciski na miejscowe media. Co, jak dziś już wiemy, zakończyło się fiaskiem. Może sam zaangażował się, by rozwikłać sprawę działania dyrektora Ośrodka Ruchu Drogowego i pomóc zwolnionej z pracy kobiecie? <br><br> W postawie Marcina Kierwńskiego przejawia się typowe spojrzenie polityków i działaczy Platformy Obywatelskiej na media. Te media, których dziennikarze podnoszą niekorzystne dla wizerunku partii kwestie lub zadają pytania, obnażające ciemne strony działań partii czy wręcz kompromitujące ją sprawy, są po prostu wrogimi mediami. Z ich przedstawicielami się nie rozmawia. Nie odpowiada na żadne pytania. Nawet, gdy pytają, która jest godzina. Dobrze widziane jest okazywanie im lekceważenia, a także pogardy. <br><br> Ten sposób patrzenia na świat mediów można określić „modelem nowoczesnym”. „Prototypem tradycyjnym”, funkcjonującym w Polsce od ponad ćwierćwiecza, przeniesionym z czasów PRL, są próby nacisku na media, aby zmusić je do przemilczania spraw, które demaskują blamaże, przekręty i patologie władzy i jej przedstawicieli na wszystkich szczeblach oraz związanych z nimi partii. W ten sposób – we wspomnianej tu sprawie - potraktowała media marszałek województwa lubuskiego Elżbieta Polak. <br><br> Patrząc na gorzowski przypadek, w którym zmaterializowały się obydwa wymienione modele traktowania mediów, nadchodzą ciekawe czasy – jeśli zgodnie z niedawnym sondażem pracowni Kantar Platforma Obywatelska obejmie w Polsce władzę.