
Wojna Rosji przeciw Ukrainie, jak każdy kryzys, wiele powiedziała o świecie. Wiele też powiedziała o Unii Europejskiej, która okazała się w znacznej mierze zakładnikiem niemieckich interesów politycznych i gospodarczych.
– Suma kar nałożonych na Polskę za niezastosowanie się do nakazu zawieszenia Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego sięga już ponad 160 mln euro (750...
zobacz więcej
Zacznę od polskiego podwórka. Gdy przyjrzeć się od lutego tego roku politycznym debatom, można odnieść wrażenie, że nigdzie nie ma tylu zwolenników polskiej niezależności od Rosji jak wśród opozycji. Choćby w sprawach energetyki lewicowo-liberalna opozycja ściga się w dobrych radach dla polskiego rządu.
Większość z nich dotyczy tego, że nasz kraj powinien prowadzić odważną i stanowczą politykę energetyczną, że powinna stawiać na dywersyfikację i budować jak najlepsze relacje z państwami bałtyckimi i Skandynawią. Gdyby ktoś nie znał dłużej tych wszystkich wujków i ciotek dobrych rad, mógłby wierzyć w ich dobrą wolę i polityczną przenikliwość. Ale to są w 99 proc. ci sami ludzie, którzy nie tylko lekceważyli sprawy energetyki, ale kompletnie nie przeszkadzało im zamykanie polskich kopalń, w których wydobywa się węgiel i nie tylko bagatelizowali, ale wręcz negowali konieczność dywersyfikacji dostaw surowców energetycznych. Czy to była ślepota, głupota czy coś znaczniej poważnego – obawiam się, że nie dowiemy się tego zbyt szybko.
Nie da się ukryć, że część tych ludzi od lat, jeśli nie od dekad była zblatowana z unijnymi elitami politycznymi. To nie fikcja, to fakt: czasem można odnieść wrażenie, że partie lewicowo-liberalne w III RP stanowiły coś w rodzaju przybudówek najważniejszych zachodnich sił politycznych.
Z reguły myślimy o Niemczech, ale wiele głośnych prywatyzacji z lat 90., każe myśleć o spory wpływach Francuzów. Nie tylko wpływach kapitałowych – dziś nikt już nie ma chyba wątpliwości, jak bardzo wielki kapitał zblatowany jest z wielką polityką. Wojna na Ukrainie również to dobrze pokazała.
– To oczywiste, że wy nie chcecie wychodzić z Unii, ale czy jesteś pewien, że oni was – Polskę – w tej Unii, którą teraz budują, chcą? Przecież w...
zobacz więcej
I tutaj przechodzimy do clou tego felietonu. Dziś nawet liberałowie nie zaprzeczają, że znaczne wpływy Niemiec w Unii Europejskiej od dekad były więcej niż patologiczne. To była swoista polityczna dyktatura w białych rękawiczkach; podziały na równych i równiejszych w praktyce decydowały o tym, kto i w jaki sposób kształtuje największe polityczne i ekonomiczne mechanizmy unijne.
A to wszystko przy zachowaniu mnóstwa koniecznych, „demokratycznych” pozorów: europarlamentarne głosowania, regularne wybory, rozliczne komisje od tego i owego, nawoływania do transparentności, chętne odwoływanie się do narodów Europy, głośne zapewnienia o równości. Ale gra była na tyle wyrafinowana, a znakomita część najważniejszych mechanizmów – tak ustawiona, żeby dało się nabrać, oczywiście z pomocą najbardziej wpływowych środków masowego przekazu, opiniotwórczych lewicowo-liberalnych środowisk, licznych celebrytów, że wszyscy w Unii Europejskiej traktowani są równą. A jeśli czasem karci się niektórych, to wyłącznie dlatego, że egoistycznie stawiają własne partykularne interesy nad dobro unijnej wspólnoty.
Dziś już wiemy, że to wszystko co najmniej guzik prawda. Przede wszystkim Niemcy, w znacznej mierze także Francja pod stołem rozdawali mnóstwo kart i chętnie grali tymi znaczonymi.
Unijną energetykę ustawiano od dekad tak, żeby zarabiały na tym przede wszystkim Niemcy i Rosja. Równocześnie starano się zrujnować polskie górnictwo, obłudnie zapewniając, że nie będzie już z niego najmniejszego pożytku. Polscy liberałowie byli pierwsi do zamykania kopalń, o czym chętnie dziś zapominają. Czy kierowała nimi troska o ekologię? Można się tylko złośliwie zaśmiać, słysząc takie pytanie.
Niemcy pomagają Ukrainie jak nikt inny, a krytyka działań RFN w tej kwestii to „nagonka”, która „służy Putinowi” – uważa publicysta Deutsche Welle...
zobacz więcej
Niestety, najprawdopodobniej znaczna część z nich była mniej lub bardziej świadomymi lobbystami cudzych interesów. Polska racja stanu? W Unii Europejskiej taka kwestia stanowiła nieledwie myślozbrodnię. Liczyło się przede wszystkim to, jaki pomysł na niemiecką / europejską energetykę mają w Berlinie. A tam oszukiwano w sprawach atomu nawet własne społeczeństwo – zatem co miałoby powstrzymywać niemieckich demiurgów energetycznej transformacji przed manipulowaniem europejską i polską opinią publiczną? Tym bardziej, że mieli po temu również medialne narzędzia.
Wojna na Ukrainie jest straszna. Ale jej mimowolną konsekwencją jest to, że wielu ludzi przejrzało na oczy. Albo dostało taką szansę. Dziś żaden wyborca liberalno-lewicowej opozycji nie może już powiedzieć: nie wiedzieliśmy, jak głęboko sięgają niemiecko-rosyjskie machlojki w sprawach polityczno-gospodarczych. Mogą co najwyżej próbować to sobie jakoś zracjonalizować. I część z nich to robi, narażając się na śmieszność i dalszą utratę wiarygodności w oczach zwykłych ludzi.
Zobacz więcej: Na liście nowych sankcji nie ma największego producenta tytanu. W tle Airbus
Pozostaje jeszcze jedno ważne pytanie: czy wojna na Ukrainie zmieni na lepsze Unię Europejską, choć trochę utemperuje obłudną grę pozorów Niemiec i Francji? Nie możemy być w tej sprawie przesadnym optymistami. Dlatego Polska dziś, jutro i pojutrze nie może pozwolić sobie na powrót do władzy liberałów. To byłby także sygnał dla niemieckich elit, w znacznej mierze wrogich polskiej racji stanu, że Polaków i Polki da się otumanić, łatwo oszukać i grać z nimi wciąż w tę samą grę pozorów. Z pomocą wciąż tych samych ludzi.