Niemcy i Francja coraz wyraźnie pełnią rolę adwokata Rosji w Europie. Medialne doniesienia o tym, że Emmanuel Macron i Olaf Scholz w końcu odwiedzą Kijów wlewają nadzieję w serca zarówno Ukraińców, jak i ich sojuszników, którzy liczą, że gdy zobaczą oni dowody rosyjskich zbrodni, to z większym niż do tej pory zapałem będą pomagać w walce z inwazją Rosji. I chociaż wiele wskazuje na to, że przywiozą oni ze sobą dobre wieści w związku ze zbliżeniem się Ukrainy do UE, czy obietnice przysyłania broni ciężkiej, to jednak trzeba trzymać rękę na pulsie. Politycy ci mogą chcieć używać metody kija i marchewki podczas poufnych rozmów z Wołodymyrem Zełenskim, by zmusić go do zgodzenia się na „pokój” podyktowany przez Kreml. Na samym początku trzeba uszczegółowić, że do ukraińskiej stolicy, jak podała włoska gazeta „La Stampa”, ma się obok liderów Francji i Niemiec wybrać także premier Włoch Mario Draghi. Wciąż jednak nie wiadomo, kiedy do tego dojdzie. Padały informacje, że najprawdopodobniej będzie to czwartek, inne dotyczyły środy. Chociaż Macron przebywa obecnie w Rumunii, jego administracja niczego nie chce potwierdzić. <br><br> Wcześniej niemiecka gazeta „Bild am Sonntag” informowała, że złożą oni wizytę w ukraińskiej stolicy przed szczytem grupy państw G7, planowanym na 26–28 czerwca. <br><br> Początkowo media spekulowały, że zapewne przywiozą oni ze sobą deklarację w sprawie status kandydata do członkostwa w UE i konkretne obietnice dostaw broni ciężkiej. <br><br> Nie wszystko jednak może wyglądać tak kolorowo. Pamiętajmy, że Macron i Scholz to przywódcy państw, które roszczą sobie od lat prawa do przewodzenia Europie, gdy jednak historia – poprzez inwazję Rosji na Ukrainę 24 lutego – powiedziała "sprawdzam", okazało się, że ich państwa nie znajdują się w gronie tych, które jednoznacznie opowiedziały się przeciwko złu i poparły ofiarę. Dzieje się tak wciąż, chociaż wojna ta trwa już prawie cztery miesiące. <br><br> <h2>Ukraina może wygrać</h2> <br> Gdy Rosji nie udało się w ciągu kilku dni przejąć kontroli nad Ukrainą, gdy okazało się, że Kreml pomylił się w ocenie jej mieszkańców i ich przywódców z Wołodymyrem Zełenskim na czele, gdy jej siły, jak niepyszne, musiały odstąpić Kijów i skoncentrować się na o wiele mniejszej części kraju niż początkowo planowali rosyjscy stratedzy – nie tylko najbardziej zagorzali ukraińscy obrońcy uwierzyli, że mogą tę wojnę wygrać.O możliwości tej mówią dziś eksperci, think thanki, służby wywiadowcze i politycy. <br><br> Aby jednak do tego doszło, potrzebna jest większa pomoc Zachodu. Ostatnio doradca prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego Mychajło Podolak postawił sprawę jasno - aby zakończyć wojnę ukraińska armia potrzebuje: 1000 haubic kalibru 155 mm, 500 czołgów, 300 wyrzutni rakietowych, 2000 transporterów opancerzonych i 1000 dronów. <br><br> <h2>Odwaga jest, broni brak</h2><br/> Ukraińcom nie brakuje hartu ducha, zapału, odwagi – brakuje im broni. I to od Zachodu zależy teraz, czy dostarczy im on jej na czas, czy pozwoli, by krok po kroku, nie licząc się ze stratami własnymi, Rosjanie, wykorzystując swoją przewagę w uzbrojeniu, osiągnęli swoje obecne cele. A są nimi zajęcie pełnych obwodów donieckiego i ługańskiego, a także południowej Ukrainy. <br><br> Dalszy cel – nie łudźmy się – pozostaje ten sam – całkowicie podbicie Ukrainy, a o dalszych nie chcemy nawet myśleć… <br><br> Putin chce ogłosić sukces swojej wizji „ruskiego miru”, a zdając sobie sprawę, że więcej nie osiągnie – przynajmniej obecnie – może być gotowy na wzięcie głębszego oddechu. <br><br> Czy na to właśnie liczą Macron i Scholz – czy mają nadzieję, że Putin, nasyciwszy się krwią Ukraińców i gruzami ich miast, będzie gotowy na czasowe choćby zakończenie walk? Tak, by mogli oni ogłosić, że dali Ukrainie, Europie, światu pokój? A przy tym pomału znosić sankcje i robić z Moskwą business as usual? <div class="facebook-paragraph"><div><span class="wiecej">#wieszwiecej</span><span>Polub nas</span></div><iframe allowtransparency="true" frameborder="0" height="27" scrolling="no" src="https://www.facebook.com/plugins/like.php?href=https%3A%2F%2Fwww.facebook.com%2Ftvp.info&width=450&layout=standard&action=like&show_faces=false&share=false&height=35&appId=825992797416546"></iframe></div><h2>Macron naciska na Zełenskiego</h2> <br> Czy to jest główny cel wielokrotnych i długich rozmów telefonicznych obu polityków z rosyjskim dyktatorem? Czy gdy Macron mówił wcześniej o tym, że nie można „upokarzać” Rosji, miał na myśli, że trzeba respektować jej imperialistyczne ambicje? <br><br> Chciałbym się więc spytać, jakie części swoich terytoriów Francuzi byliby gotowi przekazać potworowi z Kremla? Czy może jednak przyznają, że są gotowi na ustępstwa wobec Moskwy, ale tylko wtedy, gdy nie dotyczy to ich ojczyzny i ich interesów? Tak jak ma to miejsce w przypadku choćby wielkich koncernów, które jak gdyby nigdy nic dalej działają w Rosji. <br><br> W środę w Rumunii Macron powiedział, że „ukraiński prezydent będzie musiał negocjować z Rosją”, a „my, Europejczycy, będziemy przy tym stole”. <br><br> <h2>Za stołem z psychopatą</h2> <br> My, czyli kto, panie prezydencie? Pan i pański niemiecki kolega? Będziecie stać za plecami Zełenskiego, gdy naprzeciwko niego będzie siedział Putin – emanacja II wojennych totalitarnych dyktatorów, człowiek chory z nienawiści? A z nim ukraiński prezydent będzie rozmawiać o tym, ile ziem swojej Ojczyzny gotów jest poświęcić, by Putin zgodził się łaskawie na „pokój”. „Pokój”, który byłby tylko rozejmem, tak długim jak czas potrzebny Rosji do zgromadzenia odpowiednich sił i środków, by znów zaatakować. <br><br> Wolne żarty, już działania Niemiec i Rosji w formacie normandzkim pokazały, że są one gotowe na to, by Ukraina traciła kolejne części swojej suwerenności, byleby ucieszyć rosyjskiego satrapę. <br><br> <h2>Niemcy mają dość</h2> <br> W Niemczech, podobnie jak w wielu innych krajach zachodnich – rośnie społeczne i polityczne zmęczenie wojną, które objawia się obojętnieniem na dramat Ukrainy.Jest to bardzo niebezpieczna tendencja, gdyż bez nacisku oddolnego, a także poprzez media i ekspertów – kraj ten i jego problemy mogą za chwilę zejść na dalszy plan. Jak wtedy wymusić na zachodnich rządach zgody na wysyłanie większych partii nowoczesnego uzbrojenia? <br><br> <h2>Kręcą, wciąż kręcą</h2> <br> Dotyczy to głównie Niemiec – które historycznie są bardzo prorosyjskie i z pogardą, czy lekceważeniem patrzą na państwa Europy Środkowo-Wschodniej, którym chcą patronować. <br><br> Ich postawa wobec wojny na Ukrainie to mieszanina pięknie brzmiących deklaracji, które w żaden sposób nie są realizowane. <br><br> Więc gdy niedawno słyszeliśmy ponowne zapowiedzi kanclerza Scholza, jak to Niemcy do października dostarczą rakietowy system obrony powietrznej IRIS-T, to jednak warto się wstrzymać z gratulacjami, aż rzeczywiście pojawi się on na Ukrainie. <br><br> <h2>Broń jest, ale wciąż nie na Ukrainie</h2> <br> We wtorek z kolei minister obrony RFN Christine Lambrecht poinformowała, że wkrótce zakończy się szkolenie ukraińskich żołnierzy z obsługi haubic Panzerhaubitze 2000. Wtedy, nareszcie, mają one zostać przekazane Ukrainie. Czy tak będzie? Nikt tego nie jest w stanie zagwarantować. <br><br> Tym bardziej, że do tej pory władze w Berlinie nie przekazały ani jednej sztuki broni ciężkiej Ukrainie.Podobnie sprawa wygląda, jak informował "Bild am Sonntag", z kilkoma bojowymi wozami piechoty Marder, które zostały już zmodernizowane i mogą zostać natychmiast wysłane. Kiedy do tego dojdzie? Wciąż nie wiemy. <br><br> Wiemy zaś, że Christine Lambrecht wykazała się niedawno mało spotykaną wśród niemieckich polityków szczerością i przyznała, że to, co Niemcy miały do przekazania Ukrainie z zasobów Bundeswehry, to już do nich trafiło. I więcej nie ma. <br><br> <h2>Scholz chwali się liczbami z sufitu</h2> <br> A jako że w tym samym czasie kanclerz Scholz znów chwalił się, jak to Niemcy mocno wspierają Ukrainę finansowo i militarnie, to wymuszono na tamtejszym resorcie gospodarki i ochrony klimatu podanie informacji o konkretnej sumie. Okazało się, że wartość dostarczonego sprzętu wojskowego i broni to 350 milionów euro. <br><br> To żałośnie niska kwota, zważywszy, że USA od początku wojny przekazały Ukrainie broń i sprzęt o wartości 4,37 mld euro. Jeszcze bardziej żałośnie niska wydaje się ta kwota w porównaniu do tego, jak wiele – i to zarówno pod względem militarnych (1,6 miliarda euro), politycznych i humanitarnym Ukraińcy otrzymali od Polski. <br><br> Reasumując – dobrze by się stało, gdyby Macron i Scholz w końcu udali się do Kijowa, odwiedzili Buczę i inne miejsca zbrodni – ciekawe, czy wtedy również będą mieli czelność mówić o „upokarzaniu” Rosji, czy będą chcieli zmuszać Ukrainę do ustępstw na rzecz zbrodniczego reżimu. <br><br> Petar Petrović <br><br> Autor jest dziennikarzem Polskiego Radia <br><br>