
Polska, jak wiele państw na świecie, przechodzi trudny czas. Najpierw pandemia, potem wojna tuż za naszą bliska granicą, a do tego wszystkiego skutki gospodarcze tych zjawisk. Stopniowo coraz mocniej odczuwalne przez zwykłych obywateli państwa, a więc – elektorat. Wzrost cen, również bardzo znaczący w przypadku paliw i energii, wreszcie obawa o możliwość ogrzania domów w kolejną zimę. To dobry moment, by opozycja, wykorzystująza swoje prawo do krytyki władz, przedstawiła swoja własną ofertę i przekonała do siebie wyborców, a w efekcie powróciła do władzy. Zastanawiam się jednak, czy w ogóle ma na to ochotę, ponieważ zaprezentowana w ostatnich dniach oferta to raczej kolejne ukłony w stronę najbardziej przekonanych zwolenników, do tego niosąca ze sobą zaostrzenie podziałów wśród tych, którzy po wyborach mogą być zmuszeni do wspólnego rządzenia krajem. Lub kolejnych czterech lat obserwowania rządów Prawa i Sprawiedliwości.
Wojna na Ukrainie wcale nie prowadzi do zawieszenia walki w polskiej polityce. Zamiast konstruktywnie współpracować z rządem opozycja...
zobacz więcej
W ostatnich dniach doszło do kilku rażących przykładów takich działań w wykonaniu polityków różnych partii opozycyjnych, zarówno na arenie polskiej, jak i międzynarodowej. W tym samym czasie po stronie obozu władzy przydarzył się jeden kryzys wizerunkowy (sprawa ministra Cieślaka), który został jednak natychmiast rozwiązany, a przez opozycję – wręcz przegrzany. Nie chcąc wchodzić głębiej w ocenę wydarzenia z Pacanowa, która według mnie jest niemożliwa bez znajomości nagrania rozmowy, jaka miała miejsce na poczcie, chciałbym tylko zauważyć, że domniemana ofiara szykan ze strony ministra głosiła zestaw poglądów, który sprawił, że sama wielokrotnie, choć nie z nazwiska, a jako jedna z grupy, była obrażana i oskarżana o najgorsze możliwe czyny przez swoich dzisiejszych, czy raczej wczorajszych, obrońców. Niezależnie od tego, co się stało, pani Anna na poczcie została, w przeciwieństwie do Michała Cieślaka, którego w ministerstwie już nie ma. Jak już wiemy, resztę prezes PiS pozostawia do weryfikacji wyborcom w 2023 roku. Nie zdziwię się wcale, jeśli ta wypadnie jednak pozytywnie. Opozycja tymczasem z kwiatami i kamerami pielgrzymuje do pocztowych okienek, w sposób klasyczny i po swojemu sprawę przegrzewając.
W czasie pierwszej kadencji Prawa i Sprawiedliwości po stronie opozycji wygrała w pewnym momencie narracja, według której nie należy odbierać świadczeń, przyznanych przez ten rząd, a już na pewno publicznie o tym mówić. Nie była to zresztą kwestia, wokół której cały obóz przeciwników władzy był zjednoczony. Polskie Stronnictwo Ludowe za 500+ głosowało przecież nawet w sejmie, a na podstawie wypowiedzi polityków można założyć, że tak samo zachowałaby się nieobecna w tamtej kadencji w parlamencie Lewica, czy to z ówczesnego SLD, czy też Razem. Bardzo ostro o tym świadczeniu wypowiadali się natomiast początkowo działacze Platformy i Nowoczesnej, trafiając w nastroje swoich wyborców i części celebrytów, lecz już nie – większości społeczeństwa. I być może dlatego finalnie zrezygnowali z krytyki 500+, co ułatwiły im też badania, wskazujące, że świadczenie być może nie wpłynęło na razie na dzietność Polaków, ale nie zachwiało też rynkiem pracy, czego tak bardzo, wręcz karykaturalnie, się obawiali.
Zobacz także: Wyborca zapytał Tuska, dlaczego ukradł pieniądze z OFE
– Nad Polską i Europą zebrały się różne burzowe chmury. To musimy wiedzieć, że fundamentem silnego państwa są i będą rodziny polskie. Dla rządu...
zobacz więcej
Z kolei Szymon Hołownia, polityk, który nie słynie z opanowania, przeraził się ostatnio na antenie Radia Zet, że bardzo wiele pieniędzy, jak to ujął, „przep***ono” na programy socjalne. Choć przyznał, że samo 500+ było dobre, równocześnie skrytykował więc, jeśli tak można nazwać ten medialny incydent, wszystkie programy, które pojawiły się później, a były odpowiedzią na te same i pokrewne potrzeby poszczególnych polskich grup społecznych. Problem w tym, że do zabierania, zwłaszcza w sytuacji kryzysowej, przyzwyczaić się jeszcze łatwiej, niż do dawania. Nietrudno więc wyobrazić sobie sytuację, w której, oczywiście z mocnym uzasadnieniem zaprzyjaźnionych ekspertów, kolejna władza likwiduje lub ogranicza świadczenia tak, jak w swoim czasie zmniejszyła zasiłek pogrzebowy.
W przypadku 500+ jest przecież komu zabierać, można wyobrazić sobie kryterium majątkowe lub powrót do pierwotnej formy świadczenia, ograniczonej tylko do drugiego i następnych dzieci. Twardy elektorat, wierzący wciąż w mit przepijającej pieniądze na dzieci bezrobotnej i niewykształconej patologii będzie zachwycony, gorzej jednak z pozostałymi wyborcami.
Warto dodać, że przywołana już Izabela Leszczyna i tak remedium na wszystkie zmartwienia upatruje w odsunięciu PiS od władzy i nie jest w tym odosobniona. Czy jednak opozycja poza tym jednym postulatem jest choć w minimalnym stopniu spójna? Platforma, co już wiemy, wciąż chciałaby jednej listy na wybory. PSL skłania się ku co najmniej dwóm lub trzem listom, przy czym samo widzi się razem z dawnymi konserwatystami z PO, w tym z Jarosławem Gowinem i wspólnie z Szymonem Hołownią. A raczej, jak mówi wiceszef ludowców Marek Sawicki „z częścią Hołowni”, co brzmi trochę makabrycznie. I chyba mało realnie, bo trudno wyobrazić sobie współpracę z jakimś środowiskiem politycznym poprzez kreowanie czy nawet zakładanie jego podziału.
Donald Tusk zapowiedział pomoc dla rodzin, kredytobiorców i strefy budżetowej. Europoseł PiS Zbigniew Kuźmiuk przypomniał więc, że to za rządów...
zobacz więcej
Wróćmy jednak do Platformy. Siłowe wręcz przeforsowanie kandydatury Hanny Gronkiewicz-Waltz na honorowego obywatela Warszawy pokazuje, że partia ta wraca do roku 2014, a wszelkie późniejsze zmiany narracji miały jedynie taktyczny charakter. Oto bowiem widzimy, że nie stało się nic. Skoro większość mieszkańców stolicy nie ma do PO pretensji, to nie ma się od czego odcinać. Tak, jakby Polska była jedną wielką Warszawą, a raczej Warszawą bogatą, obojętną i bezduszną. Takie działanie to jednak nie tylko idealny prezent dla PiS, ale też kolejny afront wobec potencjalnych sojuszników z lewicy, a przynajmniej jej mniej liberalnej i autentycznie lewicowej części.
Nagroda Miasta Warszawy dla Forum Obywatelskiego Rozwoju Leszka Balcerowicza to już tylko kropka nad "i". Skoro jesteśmy już przy Lewicy, dodajmy na koniec, że o ile część jej działaczy potrafi w trudnych sytuacjach zachować się propaństwowo, o tyle inni całkowicie zafiksowali się na swoich obsesjach. Robert Biedroń atakujący na arenie PE barierę graniczną czy upominający się o ukraińskie osoby trans, które jako urodzeni mężczyźni nie są wypuszczani ze zmilitaryzowanego, napadniętego państwa będzie w najlepszym razie niezrozumiały dla wyborców. O głosowaniach w PE, które zresztą pokazują to pęknięcie środowiska lewicowego, powstaną zapewne oddzielne teksty, tu więc tylko sygnalizuje ten temat.
Opozycja ustami swych prominentnych przedstawicieli powtarza, jak się zdaje, wszystkie błędy, które doprowadziły ją do przegranej w 2015 roku, a przecież nie zdążyła nawet wrócić do władzy. Przed PiS bardzo trudne wybory, jednak nie znaczy to wcale, że opozycja odzyskuje utracone tereny. Na razie są one raczej ziemią niczyją, od której to właśnie politycy PO, Polski 2050, oraz dużej części PSL i Nowej Lewicy odgradzają się znów zaporą wyższą, niż ta, która powstaje na granicy państwa.