Jest coś, co się opozycji udaje. Jak podsumować wieloletnią działalność liberalnej opozycji? To akcja dezinformacyjna, oparta na próbach nieustannego przekonywania polskiego społeczeństwa, że PiS-owi przez te lata nic dobrego się nie udało. Totalne próby dyskredytowania Prawa i Sprawiedliwości nie zaczęły się ani wczoraj, ani wraz z powrotem Donalda Tuska do polskiej polityki, ani w momencie gdy tekę premiera po Beacie Szydło obejmował Mateusz Morawiecki. Totalne próby oczerniania Prawa i Sprawiedliwości nie zaczęły się nawet w 2015 roku, gdy PiS wygrał wybory parlamentarne, a Andrzej Duda – prezydenckie. Tak naprawdę mamy do czynienia z bardzo długą tradycją, sięgającą jeszcze czasów nienawiści liberalnych środowisk do Porozumienia Centrum. I do czasów, gdy z całych sił niszczono prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Strategia liberalnej opozycji, czyli akcja – dezinformacja, najlepiej sprzedawała się oczywiście przed 2015 rokiem. Ale dziś, wciąż na nowo, próbują nią grać platformerscy politycy, na czele z Donaldem Tuskiem. Trzeba przyznać, że polityczna strategia spod znaku „akcja – dezinformacja” to rzecz, która opozycji naprawdę świetnie wychodzi. Łatwo z jej pomocą osiągnąć tak zwany efekt synergii – wiele drobnych kłamstw, przeinaczeń i manipulacji daje się sprzedawać jednocześnie i z pomocą dużych liberalnych mediów, i za pośrednictwem krótkich wpisów i nagraniach w mediach społecznościowych. Kłamstwo staje się rzekomą prawdą w kilka minut – przez całą zimę oglądaliśmy opozycyjny festiwal kłamstw poświęconych sytuacji na granicy z Białorusią. Zobacz także: Fake news Tuska na stacji Lotosu. „Sianie dezinformacji” Kto budował sobie obraz tamtejszych wydarzeń na podstawie przekazu liberalnych mediów, polityków i aktywistów, ten mógł sądzić, że polscy pogranicznicy i żołnierze dokonują tam nieustannych zbrodni wobec Bogu ducha winnych uchodźców z bliższego i dalszego Wschodu. Do tego swoją cegłę dołożył Donald Tusk, przekonując – gdy było już jasne, że za całą sytuację odpowiada Mińsk i Moskwa – że rządzącym nigdy nie uda się postawić muru na granicy z Białorusią. Tusk działał z premedytacją – dobrze wiedział, że cała narracja liberalnej opozycji dotycząca polskiej polityki wschodniej posypie się zaraz jak domek z kart. I że nie cieszy się zbytnią popularnością wśród Polek i Polaków. Próbował zatem innej taktyki, bardziej zgodnej z realnymi obawami niemałej części polskiego społeczeństwa.Dziś opozycja próbuje z nowymi kartami w swojej starej grze w akcję – dezinformację. Coraz częściej słyszymy, że kolejne wybory zostaną sfałszowane przez PiS. I że opozycja chce się przed tym zabezpieczyć. W rzeczywistości mamy do czynienia z przygotowywaniem gruntu pod nową kampanię dezinformacji, która najprawdopodobniej zostanie z nami aż do kolejnych wyborów. Ze strony Tuska i jego kamaryli oraz innych politycznych partii to działanie czysto propagandowe, nakierowane na wywołanie publicznej histerii i podważenie ewentualnego niekorzystnego dla siebie werdyktu wyborców. Jedno jest przecież pewne: liberalna opozycja bardzo się obawia, że przegra kolejne wybory. Dobrze wie, że realnie istnieje po temu spora szansa. To dlatego z takim cynizmem usiłują wciąż zablokować unijne środki dotyczące Krajowego Planu Odbudowy. Nawet za cenę wstrzymania rozwoju Polski, nawet za cenę gorszego życia zwykłych polskich rodzin zdecydowani są grać przeciw polskiemu rządowi na międzynarodowej arenie. I to także stanowi element akcji – dezinformacji. Przekonują, że zależy im przede wszystkim na Polsce, ale realnie mają do rozegrania zupełnie inne interesy. Dobrze to pokazali w czasach swoich rządów, czasach niepisanej niemiecko-rosyjskiej kontroli nad naszym krajem. A ta sprawa jest dziś jasna (i wstydliwie przemilczana) również dla niemałej części liberalnego elektoratu. Żadnych złudzeń, panie i panowie. Liberalna opozycja musi nieustannie inwestować w akcję – dezinformację, ponieważ tylko taka strategia ma jakikolwiek sens w ich przypadku. Własnymi osiągnięciami nie mogą się pochwalić – czasy Platformy Obywatelskiej to przecież nie tylko dwucyfrowe bezrobocie, niskie płace, zamykanie szkół i posterunków policji, próby wyprzedaży majątku narodowego. #wieszwiecejPolub nas Czasy Platformy Obywatelskiej to największe porażki w naszej polityce wschodniej, za cenę z pozoru dobrosąsiedzkich relacji z Niemcami. Dziś już jest jasne, jaką cenę Polska musiała płacić za „polsko-rosyjski reset”. Wyhamowanie naszego potencjału obronnego i energetycznego służyło przede wszystkim Berlinowi i Moskwie. A zapłacilibyśmy za to wszystko znacznie większą cenę, gdyby Platforma Obywatelska pozostała przy władzy po 2015 roku.Rzecz jasna, opozycja chętnie przekonuje – i to także mocny element akcji – dezinformacji, że walczy o demokrację w Polsce. Ale za sloganami na ten temat niewiele się kryje – pluralizm medialny czasów Donalda Tuska najlepiej widać choćby na filmie „Nasz człowiek w Warszawie” autorstwa Marcina Tulickiego. Ale histeria to najlepsza broń zwolenników akcji – dezinformacji. Dobrze wiedzą, że kłamstwo powtórzone setki razy staje się prawdą – dlatego od lat grają choćby na próby podważenia demokratycznych wyborów. Przegrali ich już trochę od 2015 roku, co samo w sobie stanowi bardzo istotny demokratyczny werdykt. A mimo to nieustannie próbują wmawiać ludziom, że w Polsce panuje niemal autorytarna dyktatura. Przed 24 lutego 2022 roku wydawało się to właściwie śmieszne. Dziś brzmi strasznie – także tego, że wielu nowych rzeczy dowiedzieliśmy się o interesach ich europejskich przyjaciół, oświeconych unijnych liderów, z neototalitarną Rosją. Gdyby ludzie tacy jak Donald Tusk faktycznie troszczyli się o jakość europejskiej demokracji, dawno przestaliby podawać dłoń postaciom w rodzaju Angeli Merkel. Ale to się przecież nie stało. Nie mogło się stać. Jedno możemy być pewni. Opozycyjna gra w akcję - dezinformację wkrótce znów nabierze rumieńców. Bo oni bardzo się boją, że uczciwymi metodami najzwyczajniej na świecie przegrają kolejne wybory.