
Za niepowodzenia w wojnie z Ukrainą ktoś musi zapłacić głową. Kilka tygodni temu głośnie było o czystce w „wywiadzie FSB” i osadzeniu jego szefa w słynnym jeszcze z czasów stalinowskiego terroru śledczym areszcie Lefortowo. Tym większe było zdziwienie, gdy generał Siergiej Biesieda pojawił się na pogrzebie weterana sowieckiego wywiadu. Jednak akt łaski, czy może pokazucha?
Putin zaczął rozprawę z 5. wydziałem Federalnej Służby Bezpieczeństwa, dawnego KGB, która zajmowała się wywiadem dotyczącym Ukrainy – twierdzi...
zobacz więcej
W piątek w Moskwie pochowano z państwowymi honorami wieloletniego oficera wywiadu KGB Nikołaja Leonowa. Na pogrzebie pojawił się nieoczekiwanie generał-pułkownik FSB Siergiej Biesieda. Dlaczego nieoczekiwanie? Bo 11 marca pojawiły się informacje, że został umieszczony w areszcie domowym, a 8 kwietnia, że trafił do Lefortowa, słynnego więzienia FSB, choć pod zmienionym nazwiskiem. Za co? Za katastrofę wywiadowczego przygotowania wojny z Ukrainą. Został jednak podczas uroczystości pogrzebowych Leonowa przedstawiony jako wciąż aktualny szef 5. Służby FSB. Więcej, mógł nawet zabrać głos. Więc pięknie opowiadał o bohaterze sowiecko-rosyjskiego czekistowskiego światka. W swoim wystąpieniu Biesieda opowiedział, że poznał Leonowa pod koniec lat 90. XX w., kiedy pracował na Kubie. Generał nazwał szpiega „swoim nauczycielem” i „prawdziwym patriotą”. Na miejscu byli dziennikarze, ale zabroniono nagrywać uroczystości ani robić zdjęć.
Czyżby doszło na nagłego zwrotu akcji i Biesieda wrócił do łask Putina? Byłoby to bardzo dziwne. Wydaje się, że mieliśmy raczej do czynienia ze swoistą operacją specjalną, desperacką próbą wygaszenia konfliktu między siłami bezpieczeństwa, w warunkach wojennych uznanego za całkowicie niedopuszczalny. Skoro FSB zdecydowała się na taki teatr, skoro trzeba aż było pokazać czekistowskiemu światku, że generał jest żyw i zdrów, że nawet próbowano wmawiać, że nadal kieruje 5. Służbą, to wszystko pokazuje, że nastroje nie są na Łubiance najlepsze. W sumie nic w tym dziwnego, wszak tak radykalne kroki Putina wobec niedawnego faworyta pokazały, że absolutnie nikt nie powinien czuć się pewnie…
W konsekwencji niepowodzeń armii Rosji na Ukrainie odsunięto nie tylko szefa struktury rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB), która...
zobacz więcej
Nie ma co ukrywać, że 5. Służba FSB, swoisty „wywiad zagraniczny Łubianki”, nigdy nie była lubiana przez inne służby specjalne. Wszak cieszyła się przez wiele lat szczególnym zaufaniem Putina. I to jest główne źródło niechęci SWR, czyli tradycyjnego cywilnego wywiadu rosyjskiego. W przypadku Ukrainy doszedł kolejny rywal, czyli wywiad wojskowy (choć zmienił nazwę, wciąż potocznie nazywa się go GRU). Wszak „operacja specjalna” na Ukrainie miała być dla wojska spacerkiem – tak wynikało z analiz rozpoznania politycznego dostarczanych na biurka Putina i innych członków kierownictwa Rosji przez 5. Służbę FSB. Po przeszło dwóch miesiącach wojny z Ukrainą wygląda na to, że to już koniec tej komórki organizacyjnej Łubianki.
Zobacz także: SBU: Specnaz FSB miał ewakuować kuma Putina do Moskw
W Użhorodzie na pograniczu ukraińsko-słowackim został zatrzymany agent rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Organizował on tam grupę...
zobacz więcej
5. Służba nie poczynała sobie zbyt subtelnie w działaniach wywiadowczych. Oficerowie DOI dawali się zauważyć na Białorusi, w Mołdawii czy w Abchazji. Tam szpiegowali, a także próbowali wpływać na lokalną politykę. Jednak jednym z głównych celów DOI zawsze była Ukraina. Na czym polegała w dużej mierze działalność 5. Służby, pokazuje jeden z dokumentów, które wyciekły do sieci w 2010 roku. Był to sfałszowany raport Służby Bezpieczeństwa Ukrainy sugerujący, że Kijów finansował turkmeńską opozycję. DOI przekazał ten raport ukraińskim mediom, a główna rosyjska agencja szpiegowska, SWR, połknęła przynętę i opisała go jako autentyczny w raporcie dla Kremla. Jak widać, dziś SWR i Naryszkin mają za co nie lubić 5. Służby i trudno dziwić się, że ochoczo dostarczają haki na konkurencję.
Póki co, główną ofiarą tej rozgrywki jest sam wieloletni szef „wywiadu FSB”. Generał-pułkownik Siergiej Orestowicz Biesieda pochodzi z Leningradu, podobno ma znakomite relacje z braćmi Rotenbergami. To było jednym z głównych powodów, dla których przez lata należał do nielicznego grona „nietykalnych” czekistów. Biesieda rozpoczął swoją karierę w Zarządzie Operacji Kontrwywiadowczych FSB. Tam awansował na zastępcę Walentina Klimenki, szefa wydziału przeciwdziałania CIA w Moskwie. Od 2004 r. kierował DOI, a w 2009 r. został szefem całej 5. Służby. Podpadł już w 2014 roku, gdy nie udało się uratować Janukowycza. Za fiasko operacji kijowskiej trzeba było kogoś ukarać. W 5. Służbie były czystki, ale Biesiedy nie tknięto. Jednak Ukraina najwyraźniej go prześladuje. Tym razem podpadł na dobre.
Władimir Putin miał zwolnić już ośmiu generałów za niewykonanie zadania zajęcia Kijowa w kilka dni. Służba bezpieczeństwa FSB zapewniała go, że...
zobacz więcej
Wciąż jednak trudno uwierzyć, że za coś takiego Putin miałby wysłać Biesiedę (swego czasu szefa komórki FSB na Kremlu, a więc osobę wybitnie zaufaną) do Lefortowa. Było wiele innych opcji. Można było zwolnić generała ze służby, jak to zrobiono z wiceszefem Gwardii Narodowej gen. Romanem Gawriłowem. Można było przenieść do innej służby, czy w ogóle instytucji. Tak jak kiedyś zyskujący za duże wpływy wiceszef FSB gen. Oleg Syromołotow wylądował w MSZ, na stanowisku zastępcy Ławrowa. Tymczasem Putin wsadził niedawnego bardzo zaufanego człowieka – pod zmienionym nazwiskiem – w Lefortowie, jedynym więzieniu w kraju kontrolowanym przez FSB, w którym wciąż istnieje podziemna piwnica, gdzie stalinowskie NKWD rozstrzeliwało strąconych nagle z piedestału hierarchii partyjnej, czekistowskiej czy wojskowej „wrogów ludu”.
Wydaje się, że jedynym wytłumaczeniem tak ostrej reakcji Putina może być podejrzenie Biesiedy o zdradę na rzecz Amerykanów. Pamiętajmy, że 5. Służba, zgodnie ze swym regulaminem, przede wszystkim odpowiada za relacje FSB z zagranicznymi służbami. Biesieda i jego pracownicy utrzymywali stałe kontakty choćby z CIA czy FBI. Jeszcze przed inwazją na Ukrainę w Moskwie zastanawiano się, skąd zachodnie służby mają tak dobre informacje na temat rosyjskich planów ataku. W takich sytuacjach kreta szuka się oczywiście we własnych szeregach – Biesieda i 5. Służba pasowali idealnie. To oni odpowiadali za kierunek ukraiński, to oni mieli kontakty z amerykańskim wywiadem. Czy trzeba czegoś więcej?
Wszak gdy w 2016 roku Amerykanie zdobyli dowody na ingerencję służb rosyjskich w wybory prezydenckie, niebawem na Łubiance doszło do czystki. Zlikwidowano Centrum Bezpieczeństwa Informacyjnego FSB, a jego kluczowych oficerów, oficjalnie odpowiedzialnych za wymianę informacji z Amerykanami w kwestii zagrożeń w cyberprzestrzeni, wsadzono do Lefortowa pod zarzutem zdrady. Czy to samo czeka Biesiedę?