
Każde głosowanie, gdy w tle jest Rosja, przynosi ciekawe wnioski i niepokojące obserwacje. Czasem też – ciekawe obserwacje i niepokojące wnioski. Tak jest wtedy, gdy Bundestag głosuje w sprawie przekazania Ukrainie poważniejszej, niż dotąd broni, czy gdy Kongres USA chce uderzyć w finanse rosyjskich oligarchów. Polska polityka, poza kilkoma postaciami, chciałaby zapewne jawić się przy innych krajach jako wzór jednolitej i konsekwentnej postawy, ale cóż, nasze archiwa też pełne są dziwnych wypowiedzi i zaskakujących i kompromitujących głosowań.
Sprzeciw Olafa Scholza wobec embarga na rosyjskie surowce energetyczne i dostaw broni ciężkiej sprawia, że na Kremlu jest on wciąż postrzegany jako...
zobacz więcej
Oczywiście każdy może powiedzieć, że z wiekiem stajemy się mądrzejsi, nabieramy wiedzy i doświadczenia, dlatego też zmieniamy zdanie i dziś nie powtórzylibyśmy przynajmniej niektórych dawnych błędów. Prawda ta dotyczy też polityków. Tyle tylko, że czasem trudno przyjmować takie tłumaczenia, gdy tak naprawdę zewnętrzne okoliczności wcale się nie zmieniły, co najwyżej, nabrały ostrości. I tak jest w przypadku Rosji. Posłanka Lewicy Małgorzata Prokop-Paczkowska tłumaczyła kilka dni temu w studiu TVP Info, że kilka lat temu Europa miała rację, prezentując inne, niż dziś, podejście do Putina, ponieważ rosyjski przywódca zasługiwał wówczas na szansę, jak każdy. Tyle, że nie każdy ma na sumieniu krwawą i okrutną wojnę w Czeczenii, mordowanie przeciwników politycznych czy prowokacje, w wyniku których giną zwykli obywatele jego kraju, o banałach w stylu fałszowania wyborów czy cenzurowania mediów nawet nie wspominając. Co więcej, choć nasze media długo przekonywały nas, że tak naprawdę wszyscy zazdrościmy Putinowi męskiej siły i kondycji, nie każdy z nas marzyłby o przywołanych wyżej czynach.
A więc ocena Putina, a co za tym idzie, Rosji, kilka czy kilkanaście lat temu powinna być taka sama, jak dziś i polityczny spór wygrywają tutaj ci, którzy nie zmienili zdania. Co robią przegrani? Zamiast przeprosić i wspólnie podjąć politykę, co do której, w teorii zgadzają się wszyscy, atakują. I tak, jak kiedyś oskarżali PiS o fanatyczna antyrosyjskość, dziś widzą w nich sojuszników, może nawet partnerów, Moskwy. Sobie przypisując wszelkie zasługi i przekonując, jak wiele zrobili dla niezależności i bezpieczeństwa kraju. Platforma Obywatelska kolportuje na przykład kilkupunktową infografikę, gdzie wymienia inwestycje, mające przysłużyć się naszej energetycznej samodzielności. Owszem, PO nie zablokowało budowy gazoportu, tak, jak zrobiło to choćby z tarczą antyrakietową (ku zadowoleni wierzącym wówczas w reset relacji z Rosją Amerykanów), jednak swoje zasługi przedstawia dość selektywnie, pomijając zupełnie umowę gazową. W pierwotnej wersji tak szkodliwą i uzależniającą nasz kraj od Rosji, że interweniować musiała sama Unia Europejska. Dziś PSL, w którym po kilku latach przerwy, znów coraz większą role odgrywa odpowiedzialny za tamten kontrakt Waldemar Pawlak, próbuje rozliczać i pouczać rządzących. Osoby, którym dobra pamięć nie pozwala słuchać tego w spokoju, ludowcy, tracąc wszelki umiar, porównują z gnębiącą Witosa sanacją i prześladującymi Mikołajczyka stalinowcami. Dziwne, że nie pada jeszcze porównanie z niszczącą życie Romana Bartoszcze esbecją, ale może tłumaczy to fakt, że to właśnie poprzez brutalne odebranie mu władzy w partii przetrwało i rozwinęło się kilka ważnych dla niej karier.
Zobacz także: Wojna na Ukrainie. A gdyby Polską w 2022 roku rządził Tusk?
W swoim ostatnim tekście postawiłem tezę, że nie było w III RP bardziej proputinowskiego premiera niż Donald Tusk i prezydenta niż Bronisław...
zobacz więcejTyle że nie trzeba sięgać do tak dalekich historii. Gazowego uzależnienia od Rosji Waldemar Pawlak bronił publicznie jeszcze wtedy, gdy amerykańskie służby uprzedzały Ukraińców o jednoznacznych ruchach putinowskiej armii. Sensowność uniezależniającego nas od rosyjskich dostaw gazociągu Baltic Pipe, Pawlak kwestionował choćby w styczniu tego roku w rozmowie z „Rzeczpospolitą”. I, o czym przekonaliśmy się w czwartek, kwestionuje nadal, uważając, że wystarczy nam tzw. rewers, czyli odbiór gazu (najczęściej rosyjskiego) z Europy Zachodniej. A przecież rurociąg, łączący nas z Norwegią, budować planował jeszcze rząd AWS, lecz kontrakt zerwał Leszek Miller, rządzący z ramienia SLD, w koalicji z tym samym PSL, choć już z Jarosławem Kalinowskim, który zastąpił w partii Pawlaka. Można zrozumieć, że polityk nie chce lub nie potrafi przyznać się do błędu. Co jednak kierowało Klaudią Jachirą, gdy 2021 rok żegnała pytaniem, dlaczego polski rząd nie ma długoterminowego kontraktu z Rosją na dostawy gazu. Tweet, już wtedy niezręczny, dziś jest zmorą i przekleństwem posłanki, a ile warte są kontrakty z Rosjanami widzimy na bieżąco, gdy nie otrzymujemy opłaconego już gazu. Szczęśliwie dzieje się to w momencie, gdy gotowe były już właściwie zapasy i alternatywy.
W ostatnich tygodniach oczy naszego społeczeństwa zwrócone są na wschód. Niestety poza dramatem wojny na Ukrainie równie złe wydarzenia dzieją się...
zobacz więcej
Temat Ukrainy w niemieckiej polityce zajmuje bardzo ważne miejsce również dlatego, że dla najsilniejszej partii opozycyjnej, czyli chadecji, stanowi on klucz do ewentualnego zastąpienia socjaldemokratów w rządzie. Już po wyborach, choć elektorat pokazał CDU-CSU czerwoną kartkę, partia ta prowadziła równolegle z SPD negocjacje z niezbędnymi do stworzenia większości liberałami i zielonymi, ci jednak finalnie zdecydowali się na współpracę ze zwycięzcami wyborów. Jednak obie te partie niezadowolone są bardzo z polityki kanclerza Scholza wobec Ukrainy. Co więcej, to właśnie na SPD spada dziś całe odium, związane z niemieckimi błędami wobec Rosji, bo choć i chadecja ma dużo na sumieniu, po wyborach zmieniło się jej kierownictwo, a Friedrich Merz, który zastąpił Angelę Merkel, zawsze był nie tylko jej konkurentem, ale i krytykiem. To pozwala działać mu niejako z czystą kartą. Aby obraz był pełny dodajmy, że gdy trwała dyskusja o dozbrojeniu Ukrainy, socjaldemokratycznego szefa rządu nie było na sali.
Co ciekawe, w Ameryce, gdzie przyjęto właśnie kolejne ważne rozwiązania w celu pomocy Ukrainie, przeciw są, jak w Niemczech, najbardziej skrajne odłamy. Tyle, że ponieważ mamy tam do czynienia z systemem dwupartyjnym, zamiast AfD mamy tam republikański alt-right , a zamiast Linke – skrajną lewicę Demokratów z Aleksandrą Ociasio-Cortez na czele. Polityk, która nie tak dawno jednych zachwyciła, a innych zaszokowała drogą balowa suknią z napisem „Tax the rich” (opodatkować bogatych), głosowała przeciw sankcjom dla rosyjskich oligarchów. Obie wymienione grupy były lubiane w Polsce, więc też obie dostarczają dziś rozczarowań odpowiednio naszej lewicy i prawicy. Na szczęście i w Niemczech, i w Stanach, główny nurt zmierza w innym kierunku i Ukraina otrzymuje już należną pomoc zza oceanu, wreszcie ma też szanse na bardziej zauważalne wsparcie z Niemiec.