Wojsko rosyjskie traci potencjał ofensywny. Jego zasoby się kończą; wystarczą na kolejne 2-3 tygodnie aktywnych działań bojowych – mówi w rozmowie z Radiem Swoboda doradca szefa kancelarii prezydenta Ukrainy Ołeksij Arestowicz. Ocenia, że nie ma obecnie zagrożenia, że stolica – Kijów – zostanie zajęta przez siły rosyjskie. – Mieszkańcy Kijowa będą mogli wrócić do swoich domów już w kwietniu. Taka jest perspektywa wojny Rosji z Ukrainą – twierdzi.
Władze Rosji mogą przygotowywać prowokacje na własnym terytorium. Pozwoliłoby to uzasadnić powszechną mobilizację – podał sztab generalny...
zobacz więcej
Arestowicz pytany, na jakich pozycjach atakują teraz rosyjskie siły okupacyjne i jakie są ich główne cele stwierdził, że wojnę rozpoczęto na kilku oddzielnych obszarach operacyjnych: Kijów, Czernihów, Sumy, Mikołajów i Charków. W jego ocenie z wojskowego punktu widzenia „to po prostu nie ma sensu”, a Rosjanie stosując taką metodę ponoszą uzasadnioną klęskę.
– Obecnie kontynuują działania tylko w kierunku Chersonia i Mikołajowa, gdzie próbują okrążyć nasze wojska, uderzając z Wołnowachy na północy i z Izyum na południu. Oczywiście niszczą Mariupol. I to wszystko. W pozostałych kierunkach ten sam Kijów, ten sam Czernihów, te same Sumy, Charków – one w większości przestawiły się na obronę, na utrzymanie zajętych przez siebie terenów. A w miastach tych toczą się lokalne bitwy o znaczeniu taktycznym, które nie stanowią poważnego zagrożenia – przekazał.
Zaatakują Kijów?
Arestowicz pytany, czy w najbliższym czasie może dojść do podjęcia próby zaatakowania Kijowa, czy ściągają tam wojska i przygotowują kolejną próbę ofensywy odparł: „Zgodnie z logiką wojskową, nigdy nie podejmuje się działań w miejscach, w których nie ma nadziei na sukces. Ciągną tam, gdzie sukces jest nieuchronny. Dla nich jest to Mariupol. I może Mikołajów. Ale nie Kijów... Sądzę, że w najbliższej przyszłości Kijów czekają jedynie uderzenia artyleryjskie i rakietowe – oznajmił.
Przyznał, że jeśli uda się okupantom zdobyć Mariupol, to byłaby to dla Ukrainy poważna porażka, a dla Rosjan znaczny sukces.
– Ale patrząc na to, ile sił zużyli i jak wiele stracili, nawet zajęcie Mariupola byłoby dla nich słabym pocieszeniem. Ale Mariupola też nie zdobędą. Równowaga sił między stronami jest zachowana, a próby jej przejęcia pokazują, że jest ona bezużyteczna. W trzecim dniu były dwa ataki sił lądowych na Mariupol. Wszystkie zostały zniszczone. A to wskazuje, że militarnie nie są w stanie zająć Mariupola. Problem z Mariupolem polega na ludobójstwie miejscowej ludności – powiedział.
Od początku inwazji na Ukrainie zginęło około 14,4 tys. rosyjskich żołnierzy – przekazał w sobotę rano, w 24. dniu wojny, Sztab Generalny Sił...
zobacz więcej
Doradca szefa kancelarii prezydenta Ukrainy mówił też o potencjale wojsk rosyjskich.
Potencjał rosyjskich wojsk
– Od 24 lutego rozmieścili 97 grup taktycznych, czyli ponad 120-130 tys. ludzi, ale są też jednostki tyłowe, czyli w sumie około 200 tys. ludzi. Spośród nich 15 jednostek zostało całkowicie zniszczonych. 18-20 nie nadaje się do użytku. Około 60 (grup taktycznych) działa obecnie, ale są one uwiązane w walkach, a około 10 z nich pozostaje w rezerwie. Są to siły „nieistotne”, biorąc pod uwagę skalę i intensywność działań bojowych. To znaczy, że w rzeczywistości tracą swój potencjał ofensywny. To znaczy, że już idą siłą inercji i myślę, że zostało im 10 dni, może 14 dni, aby w ogóle były zdolne do aktywnych działań bojowych – powiedział.
Arestowicz: Czeka ich impas operacyjny
Według niego później nastąpi to, co nieuniknione – czyli przejście do wojny pozycyjnej. – Wojna będzie toczyła się o skrzyżowania, o małe wioski, o ustawienie pozycji itd. Nawet jeśli uda im się teraz zgromadzić rezerwy, choć mają z tym ogromne problemy w samej Rosji i w Syrii. A oni przeniosą je tutaj, więc te rezerwy nie będą w stanie zasadniczo zmienić sytuacji. Tak więc faktycznie przegrali, a teraz czeka ich impas operacyjny, a następnie przegrana, być może w ciągu 2-3 tygodni – mówi.
Dopytywany przez Radio Swoboda, czy przez te 2-3 tygodnie Ukraina będzie miała wystarczające środki, aby walczyć i utrzymać przynajmniej obecny stan rzeczy wskazał, że posiadają na to wystarczającą ilość zasobów.
– Co więcej, powinniśmy zrozumieć, że z każdym dniem stajemy się coraz potężniejsi, a oni tracą. Ponieważ my jesteśmy na własnym terytorium, a oni na terytorium wroga. Otrzymujemy pomoc z Zachodu, im kończą się zapasy, co widać po ich prośbach o pomoc wojskową do Chin, a nawet Korei Północnej. A czas nie gra na ich korzyść. Możemy nawet nie mówić o sankcjach. Mogą uderzyć pociskami rakietowymi, mają ich pod dostatkiem, wystrzeliwanymi z powietrza pociskami, takimi jak Iskander, i uderzą, może nawet bardziej niż teraz – stwierdził Arestowicz.
NATO musi przejść do bardziej aktywnych działań i odwrócić uwagę Rosji od Ukrainy, np. rozmieszczając znaczne oddziały wojsk wokół Kaliningradu –...
zobacz więcej
Dziennikarz rozgłośni dopytywał też o to, czy na początku kwietnia może nastąpić druga fala ofensywy przeciwko Ukrainie.
– Nie ma czego atakować. Mogą uderzyć rakietami, mają ich mnóstwo, wystrzeliwane z powietrza pociski manewrujące Iskander, i będą uderzać, może nawet bardziej niż teraz. Jednak prawie w ogóle nie wykorzystują swojego lotnictwa, z wyjątkiem Mariupola. Tam jednak zostają zestrzeleni. Pojawia się pytanie, dlaczego Kijów, Charków, Czernihów, Sumy prawie nie są już zbombardowane? Ponieważ (rosyjskie siły) straciły 83 samoloty, wiele wyszkolonych załóg. Na Ukrainie zgromadzono 500 samolotów. Ale używali 120-150, ponieważ mają znacznie mniej wyszkolonych pilotów niż samolotów. A wyobraźmy sobie, że zestrzeliliśmy 83, no, może 85 już dziś ze 150 – to ponad połowa z tych, którzy już są niezdolni do lotu. Reszta jest wyczerpana. Jest to więc ogromny problem. Nawet ten rodzaj wojsk, który mają obecnie, osłabia ich zdolność do działania na Ukrainie – mówił.
Był też pytany, kiedy ludzie będą mogli stopniowo wracać do swoich domów.
Kiedy ludzie będą mogli wrócić do domów?
– Cóż, obecna faza powinna się zakończyć za 2-3 tygodnie. Jest on prawie ukończona w Kijowie, Charkowie, Sumach i Czernihowie. Wtedy mieszkańcy Kijowa na pewno będą mogli wrócić do swoich domów, bo pod Kijowem najprawdopodobniej odeprzemy zagrożenie. Nawet jeśli zbiorą gdzieś jakieś rezerwy i spróbują przejść do ofensywy, wszystko skończy się ich porażką. To już za tydzień lub 10 dni. Koniec jest taki sam – przegrali strategicznie, przegrywają też operacyjnie. Myślę więc, że w połowie lub pod koniec kwietnia ludzie, którzy opuścili Kijów, będą mogli wrócić do domów – stwierdził Arestowicz.
Jak dodaje, wtedy pozostaną dwie możliwości: „albo zawrzemy porozumienie pokojowe i im się upiecze, albo będziemy prowadzić wojnę pozycyjną – będą próbowali utrzymać zajęte obszary”.
Czytaj więcej w raporcie: Rosja napadła na Ukrainę
– Jest to dla nich jeszcze gorsza katastrofa niż ta, która wydarzyła się podczas próby ataku. Ponieważ są na naszej ziemi, gdzie wszyscy ich nienawidzą. Odwiecznym problemem jest wsparcie tylne. Obecnie wybijamy ich tylne konwoje i będziemy wybijać kolejne. Będą stały w miejscu, co oznacza, że będziemy znać dokładne współrzędne. To nie jest łapanie oddziałów poruszających się w terenie. Będziemy trafiać w cele stacjonarne, grupowe, jest to bardzo korzystne – opowiada.
Mówił też, że Ukraina nigdy nie przystanie nie zrezygnuje ze starań, by dołączyć do Paktu Północnoatlantyckiego. – NATO rezygnuje z nas. To jest zupełnie inna sytuacja. Myślę, że oni (Rosja) podjęli ogromny wysiłek, aby zapewnić, że NATO nas nie przyjmie, współpracując z poszczególnymi krajami NATO na zasadzie bilateralnej – komentuje dodając, że ma na myśli Niemcy, prawdopodobnie Węgry i Francję.
źródło:
radio swoboda, portal tvp.info
#wojna
#ukraina
#rosja
#atak
#inwazja