Witalij Kliczko kończy 54 lata. 19 lipca Ukraińcy mogli mieć kilka powodów do świętowania. Oleksandr Usyk broni mistrzowskich pasów w starciu z Danielem Dubois. Wcześniej 54 świeczki na torcie zdmuchnie inna pięściarska legenda z tego kraju – Witalij Kliczko. Dziś mer broniącego się przed Rosją Kijowa. 24 lutego, kilka godzin po ataku rosyjskich wojsk na Ukrainę, Witalij Kliczko opublikował w sieci krótkie nagranie. Wyprostowany, dumny, wziął kilka głębokich oddechów, po czym zwrócił się do rodaków z przejmującym apelem. Patrząc prosto w kamerę przekonywał, że sobie poradzą. Że to czas, w którym muszą pokazać siłę i jedność. Później, już po angielsku, przemawiał do ludzi na całym świecie: – W tej wojnie nie będzie zwycięzców i pokonanych. (…) Wspierajcie nas. Dziękuję. U boku, jak niemal zawsze, stał jego pięć lat młodszy brat – Władimir. Komentujący z uznaniem wypowiadali się o odwadze i harcie ducha byłych mistrzów świata. Wielu nie mogło się nadziwić: dlaczego, jak wiele innych gwiazd sportu, muzyki czy filmu, nie ukrywają się teraz w jednej z ogromnych posesji w Niemczech czy Stanach Zjednoczonych? „Siedzą w Kijowie, ryzykują życie, choć mogli leżeć wygodnie na plaży w Miami“ – zauważono. Mogli, ale przecież nie tego nauczył ich ojciec.Papierowe łódkiWładimir Rodionowicz Kliczko kochał Związek Radziecki. Wierzył w armię i dyscyplinę. Wierzył, że prędzej czy później Amerykanie zaatakują jego wspaniały kraj, a on musi zrobić wszystko, by się na to przygotować. Synów szkolił od małego. – Gdy miałem 12 lat, wiedziałem już jak strzelać z karabinu. Biegaliśmy po okopach z granatami w ręku, wysłuchując wykładów na temat strategii wojennej. Chłopcy z Kalifornii, którym o tym opowiadałem, robili tylko wielkie oczy. Oni w tym wieku jeździli do Disneylandu oglądać Myszkę Miki – wspominał młodszy z braci. Senior był dumnym produktem radzieckiej armii. Twardy, wierny, oddany, szybko dorobił się rangi generała. Nic dziwnego, że to jemu – jako jednemu z pierwszych – powierzono misję tuszowania tragedii w Czarnobylu. Kliczkowie mieszkali wtedy w bazie pod Kijowem, nieco ponad 100 kilometrów od miejsca awarii. Zjeżdżały tam samochody i pojazdy wojskowe, które co wieczór skrupulatnie oczyszczano z radioaktywnego pyłu. – Woda, której używali do płukania ich, tworzyła wielkie kałuże. Puszczaliśmy w nich papierowe łódki, bawiąc się w najlepsze. Nikt nie wiedział, z czym tak naprawdę mamy do czynienia i jak poważne jest zagrożenie – opowiadali bracia.Mieli wtedy 10 i 15 lat. Władimir, jak wszystkie dzieci z okolicznych szkół, został niedługo później ewakuowany i przewieziony na południe Ukrainy, w okolice Morza Azowskiego. Witalij został z tatą. – Wielu kolegów ojca zmarło kilka miesięcy później. On był silny. Wytrzymał ponad 20 lat. Lekarze nie mieli wątpliwości, że to z powodu powikłań po Czarnobylu. Nie mogłem tego zrozumieć. Nigdy nie płakałem tak, jak po jego śmierci.Kliczkowie zawsze oddająMama, nauczycielka, dbała o właściwą edukację (obaj bracia zrobili doktoraty na Uniwersytecie Kijowskim, płynnie posługują się czterema językami). Ojciec kształtował charakter. Gdy mały Witalij, utykając, po raz pierwszy wrócił ze szkoły z podbitym okiem i zakrwawionym nosem, w domu nie zaznał pocieszenia. – Kliczkowie zawsze oddają – usłyszał. – Jeśli dajesz się lać, sam jesteś sobie winny. Mężczyzna musi podejmować wyzwanie. Dwa razy nie trzeba było powtarzać. Treningi bokserskie rozpoczął w wieku 13 lat. Spodobało mu się, jak łatwo radzi sobie z rówieśnikami. Nieliczne siniaki skutecznie ukrywał przed mamą, której marzyło się, by synowie zrobili wielkie kariery naukowe. Gdy raz przyłapała Witalija z guzem, tłumaczył jej, że… zasnął nad szachownicą i uderzył głową o kant stołu. Pomimo pierwszych małych sukcesów, wcale nie wyobrażał sobie jednak życia na ringu. Wolał zostać pilotem lub astronautą. Po przeprowadzce do Kijowa, w 1985 roku, do pojedynków na pięści dołożył karate – choć wschodnie sztuki walki były w ZSRR zakazane, w tamtejszych piwnicach gromadziły się tłumy. Trener nie miał większego pojęcia co robi: puszczał dzieciakom filmy z Bruce’em Lee, wykrzykiwał coś po chińsku, wykonując przy tym dziwne ruchy. W stęchłych, prowizorycznych salkach wykuwał się jednak charakter przyszłego mistrza. Znów był najlepszy.W międzyczasie, od wybuchu reaktora w Czarnobylu aż po rozpad Związku Radzieckiego, w domu Kliczków doszło do poważnych przewartościowań. Ojciec-idealista, który wpajał synom miłość do kraju, strasząc przy tym „złą i brudną Ameryką“, szukał powodów upadku „idealnego państwa“. Witalij ostatecznie przejrzał na oczy w 1988 roku. Miał 17 lat, dostał właśnie powołanie do juniorskiej reprezentacji narodowej w kick-boxingu (trzecia sztuka walki, którą się zainteresował), a w nagrodę czekała go wyprawa do Stanów. – Byłem w szoku. Przez całe życie uczono mnie, że Amerykanie to źli, agresywni ludzie. Że wszyscy wszędzie do siebie strzelają, a gdy widzą Rosjan, biorą ich do niewoli – wspominał w rozmowie z Davy’m Rothbartem. – Nie mogłem zrozumieć, dlaczego każdy jest tak miły. Znacznie bardziej niż w domu! Czułem się jak dziecko w amoku. Najbardziej zaskoczyła mnie… liczba serów. U nas, w Kijowie, był tylko jeden rodzaj sera – nazywaliśmy go „serem“. Gdy wszedłem do amerykańskiego sklepu, zobaczyłem kilkadziesiąt różnych odmian. Szczęka mi opadła. W czasach, w których Rosjanom łatwiej było dostać się na Księżyc niż do Ameryki, starszy z braci Kliczków wrócił do domu oświecony. Bratu przywiózł wyśnioną butelkę coca-coli, ale i znacznie więcej: marzenie. I plan.Pierwsza miłośćTuż po rozpadzie Związku Radzieckiego, na ulice Kijowa wtargnęła bieda. Wiele wykształconych osób zdecydowało się wyjechać z kraju. – Gospodarka była na kolanach. Zły system upadł, ale zapomniano o jakimkolwiek zastępstwie. Nie było praw i zasad, piętrzyły się problemy – wspomina Kliczko. – Wielu sportowców porzuciło treningi. Ci, którzy nie wyjechali, współpracowali z mafią lub drobnymi przestępcami. Nierzadko sami się nimi stawali.Wobec załamania finansowania sportu przez państwo, również Witalij musiał szukać zajęcia „na ulicy“. Jak przekonuje: nigdy nikogo nie skrzywdził, nie współpracował też z mafią. Zwerbowany przez przyjaciela, został ochroniarzem pewnej ważnej figury – miał stać, nie odzywać się i robić groźne miny podczas tzw. spotkań biznesowych.W biografii obu pięściarzy, Leo Linder opisuje związki Kliczki z niejakim Wiktorem Rybałko, ps. Rybka, uznawanym swego czasu za jednego z ośmiu ojców chrzestnych Kijowa. Informator pisarza, były pracownik Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, przekonuje, że „Rybka“ szybko dostrzegł sportowy potencjał braci. Z akt wynika, że został ich pierwszym promotorem – opłacał wyposażenie, trenerów, wyjazdy na obozy i udział w zawodach. W zamian, rzecz jasna, rościł sobie prawa do części ewentualnych wpływów z sukcesów.To „Rybka“ miał odwieść Kliczków od podpisania kontraktu z Donem Kingiem. Słynny amerykański promotor zaprosił braci do swojej willi w 1996 roku, jeszcze gdy byli „tylko“ cenionymi amatorami. – Wylewał mnóstwo miodu na nasze uszy. Opowiadał piękne historie, w pewnym momencie usiadł nawet przy pianinie i zaczął grać. Byliśmy zachwyceni jego talentem! Po chwili zobaczyłem jednak, że pedały instrumentu się ruszają, choć King nawet ich nie dotykał… – wspominał Witalij. – Już wcześniej nie byliśmy przekonani do współpracy. Po tej sytuacji zrozumieliśmy, że nie chcemy mieć do czynienia z kimś takim.Nieoficjalne źródła donoszą jednak, że anegdotka z pianinem to tylko sympatyczna pożywka dla mediów. Don King miał zażądać dla siebie zbyt wielkiego kawałka tortu, co nie odpowiadało „Rybce“. Zabrał więc braci do Niemiec, gdzie promotorzy okazali się zdecydowanie mniej pazerni. Tak Kliczkowie trafili do grupy Uniwersum. Reszta poszła szybko.Kilka miesięcy później, w listopadzie 1996 roku, bracia zadebiutowali na zawodowych ringach. Obaj wygrali przez nokaut. Witalij, który pojawił się między linami jako pierwszy, pokonał Tony’ego Bradhama. Władimir, znany na świecie jako świeżo upieczony mistrz olimpijski z Atlanty, wygrał z Fabianem Mezą. – Ten dzień był jak pierwsza miłość, którą pamięta się do końca życia – mówił po walce. – Spróbowałem krwi. W takich momentach człowiek dowiaduje się, do czego jest zdolny.Bokserska kariera obu braci to pasmo sukcesów. Nie minęły trzy lata, gdy Witalij został mistrzem świata kategorii WBO. 26 pierwszych walk w karierze, stoczonych między 1996 a 1999 rokiem, wygrał przez nokaut. Przegrał tylko dwa razy: z Chrisem Byrdem i Lennoxem Lewisem. W obu walkach prowadził na punkty, obie zostały przerwane przez kontuzje.O ile nikt nie ma wątpliwości, że Ukrainiec był od Byrda wyraźnie lepszy (niedługo później skutecznie pomścił go zresztą młodszy brat; sam Witalij walkę przerwał z powodu poważnej kontuzji barku), o tyle starcie z Brytyjczykiem do dziś budzi uzasadnione kontrowersje. Kliczko prowadził na punkty u wszystkich sędziów (58-56), nim lekarz ringowy zdecydował o przerwaniu walki między szóstą a siódma rundą. Wszystko przez poważne rozcięcie w okolicach lewego oka Ukraińca. Choć chciał walczyć, choć walki pragnęła też publiczność w Los Angeles, która werdykt (wygrana Lewisa przez TKO) „nagrodziła“ gromkim buczeniem, krew lała się strumieniami, a na ranę założono kilkadziesiąt szwów. Doktor Paul Wallace nie miał innego wyjścia.Zwolennicy Witalija przypominają, że o walce z Lewisem dowiedział się zaledwie kilkanaście dni wcześniej – Brytyjczyk miał mierzyć się z Kirkiem Johnsonem, ale ten doznał kontuzji. Ukrainiec został wezwany jako atrakcyjne zastępstwo. „Skoro po dwóch tygodniach był od niego lepszy, co by się stało, gdyby przepracował cały okres przygotowawczy?“ – pytają retorycznie kibice Ukraińca.Co ciekawe, podobnego argumentu używają… fani Lennoxa Lewisa. Wielki mistrz wyszedł do walki w Staples Center mocno ociężały, daleki od najwyższej formy. Wszystko dlatego – przekonują zwolennicy Brytyjczyka – że z Johnsonem miał wygrać „na jednej nodze“, niespecjalnie przemęczając się w trakcie przygotowań. 38-latek, świadomy wieku i ograniczeń, oszczędzał siły na wiosnę, kiedy to – po wygranej z Johnsonem – miał stoczyć bój z Kliczką. Sam Kliczko z kolei był w świetnej dyspozycji, bo na tej samej gali miał pierwotnie mierzyć się z niepokonanym Cedrikiem Boswellem.Najlepszym rozwiązaniem wszelkich sporów byłby oczywiście rewanż, do którego jednak nigdy nie doszło. Sztab Kliczki przez lata zarzucał Lewisowi tchórzostwo, on sam zasłaniał się sporymi rozbieżnościami w oczekiwaniach finansowych. Wielką rolę w całej sprawie miała odgrywać też żona Brytyjczyka, która zagroziła, że jeśli kiedykolwiek jeszcze mąż wyjdzie do ringu, natychmiast go porzuci. Bała się, że Lewis skończy jak wielu schorowanych poprzedników, na czele z Muhammadem Alim, który walczył długo po latach świetności. Walka z Witalijem była ostatnią w jego karierze. Ukrainiec stoczył ich jeszcze trzynaście – wszystkie wygrał. Wraz z Władimirem, dominowali na światowych ringach w latach 2004-2011. Chcąc dochować obietnicy złożonej matce, pomimo wielomilionowych ofert, nigdy nie stanęli do braterskiego pojedynku. – W pewnym momencie porzuciliśmy nawet wspólne sparingi. To nie były przyjacielskie przepychanki. Lalo się dużo krwi, mama nie mogła tego znieść – tłumaczyli.Brudna graOdkąd w 1988 roku Witalij Kliczko po raz pierwszy poznał smak Ameryki, za życiowy cel postawił sobie, by wszyscy Ukraińcy czuli się częścią zachodniego, „lepszego“ świata. Korzystając z ogromnej popularności, jeszcze w trakcie kariery zaangażował się w politykę. Kiedy Wiktor Janukowycz tłumił powstanie na Majdanie, Kliczkowie wraz z protestującymi ścierali się z Berkutem (specjalną jednostką ukraińskiej policji na usługach ówczesnego prezydenta).Niedługo później Witalij został głównym doradcą Wiktora Juszczenki, a w 2006 i 2010 roku startował w wyborach na mera Kijowa. Po dwóch nieudanych próbach, swego dopiął w roku 2014, wygrywając ze sporą przewagą (57 proc.). Zapowiadał szumnie „nową jakość“ w nękanej problemami ukraińskiej polityce. Przekonywał, że nie robi tego dla pieniędzy – na ringach całego świata zarobił przecież prawie 100 milionów dolarów. Że dobro kraju przedkłada nad własne szczęście. Od początku dążył do integracji Ukrainy z Unią Europejską. Marzył, by jego kraj wstąpił do NATO. Walczył z wszechobecną korupcją, zapowiedział uporządkowanie systemu prawnego i zlikwidowanie wszelkich patologii. – W przeciwieństwie do boksu, polityka to brudna gra, pozbawiona zasad. Zdecydowanie bardziej przypomina MMA, zwłaszcza w tak młodej demokracji jak nasza – zauważył. – Mamy wielki potencjał, jesteśmy drugim największym narodem w Europie, ale od dwóch dekad, odkąd odzyskaliśmy niepodległość, zalewa nas korupcja. Miałem szczęście, bo mogłem podróżować, zwiedzać świat i zyskać nową perspektywę. Chcę wykorzystać tę wiedzę do kierowania krajem – dodał.I choć nie wszystko układało się po jego myśli, choć systematycznie tracił zaufanie wśród Ukraińców, to gdy ojczyzna potrzebowała go najbardziej – stanął na wysokości zadania. Nie ukrywa się w gabinetach. Nie szuka drogi ucieczki. Chwycił za broń i dzień po dniu, wraz z bratem, kieruje obroną stolicy. Niemal codziennie publikuje rozmaite nagrania, na których zagrzewa rodaków do boju, pociesza i podnosi na duchu. Jak przed kilkoma dniami, gdy z szerokim uśmiechem ogłosił, że „życie toczy się dalej“, pozując wśród… 82 noworodków w jednym z kijowskich Szpitali.Nic sobie nie robił z rewelacji „The Times”. Brytyjski dziennik donosił, że bracia Kliczko mieli (mają?) znajdować się na „czarnej liście” Kremla – grupie 24 osób, na których zlecenie otrzymali rozmaici najemnicy. Niestraszny mu ani Putin, ani reszta Rosjan. – Boję się tylko żony – przekonuje.