W poniedziałek utracony podczas II wojny światowej obraz trafił do Muzeum Narodowego we Wrocławiu. Odzyskiwanie dzieł sztuki jest wyrazem interesu narodowego. Wspólnota narodowa, która nie dba o swoją rację stanu, jest wspólnotą słabą – powiedział w wywiadzie dla „Gazety Wrocławskiej” minister kultury prof. Piotr Gliński. W poniedziałek utracony podczas II wojny światowej obraz z warsztatu Lucasa Cranacha starszego „Opłakiwanie Chrystusa” trafił do Muzeum Narodowego we Wrocławiu. Dzieło to znalazło się na powrót w polskich zbiorach dzięki działaniom restytucyjnym Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz pracy wrocławskich muzealników. Obraz wrócił do macierzystej kolekcji po niemal 80 latach. Jeszcze do niedawna znajdował się na liście polskich strat wojennych. Dzięki badaniom proweniencyjnym zidentyfikowano je w zbiorach Muzeum Narodowego w Sztokholmie. Wicepremier w „Gazecie Wrocławskiej” podkreślił, że państwo polskie ma obowiązek dbać o tożsamość Wrocławia i Dolnego Śląska. „Musimy też dbać o instytucje, które tu funkcjonują. W szerszym kontekście odzyskiwanie dzieł sztuki jest wyrazem interesu narodowego. Wspólnota narodowa, która nie dba o swoją rację stanu, jest wspólnotą słabą. My się na tę słabość nie godzimy, bo każda wspólnota ma obowiązek dbać o swoje zasoby, potencjał rozwojowy, które daje jej odrębna tożsamość, także kulturowa” – mówił prof. Gliński. #wieszwiecejPolub nas W tym kontekście minister kultury podkreślił, że „Europa nie jest narodem, ale wspaniałym pomysłem na to, by włączone w Unię narody żyły lepiej dzięki wolności przemieszczania się, handlu czy właśnie wymiany kulturowej”.„Ale w tym wszystkim musimy zaakceptować fakt, że najważniejsza jest nasza własna tożsamość i kultura, której powinniśmy bronić. I w takim kontekście powinniśmy też rozumieć nasze działania na rzecz restytucji dzieł sztuki” – mówił. Pytany, na czym bazują pracownicy Departamentu Restytucji Dóbr Kultury, szef resortu kultury wskazał na dwie bazy danych. „Główna, która od lat prowadzona jest w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, dotyczy strat wojennych, obejmuje ponad 64 tys. rekordów, zawiera m.in. około 17 tys. zdjęć i rysunków utraconych obiektów, w tym także opisy zaginionych dzieł sztuki. Istnieje także druga baza danych, do której wpisanych jest ponad 11 tys. dzieł określonych jako skradzione i nielegalnie wywiezione. Te zazwyczaj zniknęły już w późniejszym okresie” – mówił. Gliński zwrócił przy tym uwagę, że w okresie PRL wiele dzieł z kolekcji muzealnych wypożyczanych było instytucjom publicznym. Zobacz także: Obraz Wyczółkowskiego odzyskany „One często już nie wracały, gdzieś »znikały« (...) Oczywiście i dziś dzieła bywają wypożyczane, ale w oparciu o funkcjonujące prawo, które zobowiązuje na przykład do ubezpieczenia wypożyczanego eksponatu. W okresie PRL-u, a zwłaszcza w czasach stalinizmu, panowało jednak bezhołowie. Mówię o tym nie bez przyczyny, gdyż niedawno mieliśmy tego przykład. Na jednej z aukcji znalazł się obraz Stanisława Masłowskiego »Gryka«, który został wypożyczony do zarządu głównego Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, skąd nigdy nie wrócił. Jak zresztą wiele innych” – mówił prof. Gliński. .@PiotrGlinski w #OCoChodzi: Dwa lata trwał proces restytucji, i to tylko dwa lata, a nie dłużej, dlatego że strona szwedzka podeszła do tego bardzo sensownie, w sposób właściwy #wieszwięcej pic.twitter.com/GmBOM8GtzZ— tvp.info ���� (@tvp_info) January 31, 2022 Jego zdaniem można przypuszczać, że cześć z tych dzieł jest „na ścianach mieszkań dawnych notabli PRL lub ich potomków”. „Przy tej okazji apeluję o czystą, ludzką uczciwość i o to, by obecne pokolenia sprawdziły, czy nie odziedziczyły kradzionych eksponatów, będących własnością polskiego narodu, nas wszystkich” – mówił. Szef resortu kultury mówiąc o powojennych losach odzyskanego dzieła Cranacha wskazał, że obraz został przewieziony przez Niemców do magazynu w Kamieńcu Ząbkowickim. „W lutym 1946 r. magazyn odwiedziła PRL-owska komisja rewindykacyjna i już nie zastała obrazu, podobnie zresztą jak stu innych, które ukradziono, najprawdopodobniej tuż przed przyjazdem urzędników. Ktoś musiał się zorientować, że obrazy zostaną zabezpieczone czy przekazane do muzeum i jest to ostatnia okazja, by je zabrać” – mówił. Dodał, że trudno powiedzieć, kto dokonał kradzieży. Jak wskazał wicepremier, później obraz pojawił się prawdopodobnie na polskim czarnym rynku.„Wtedy w tę historię wkracza postać szwedzkiego inżyniera, dyrektora przedwojennego przedstawicielstwa firmy Ericsson w Polsce. Przed wojną ów inżynier dość długo mieszkał w naszym kraju, a podczas wojny współpracował z polskim ruchem oporu. Potem wyjechał, lecz nie na długo” – mówił prof. Gliński. Jak dodał minister kultury i dziedzictwa narodowego, szwedzki inżynier „wrócił do Polski i zmarł w Warszawie w latach 60. Jego rodzina twierdzi jednak, że obraz z warsztatu Cranacha ktoś mu dał »na przechowanie«. Najpewniej spadkobiercy inżyniera przekazali dzieło na aukcję w Szwecji w 1970 r. Został wówczas zakupiony przez muzeum sztokholmskie”. Obraz w szwedzkim muzeum zidentyfikowali specjaliści z Muzeum Narodowego we Wrocławiu. Informację przekazali w 2019 r. specjalistom z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, którzy uruchomili proces restytucyjny.