
Na świecie łącznie oficjalnie zgłoszono około 5 mln zgonów związanych z COVID-19 w ciągu dwóch lat. Szacuje się jednak, że globalna nadwyżka zgonów jest dwukrotnie, a nawet czterokrotnie większa. Prawda jest również taka, że możemy tego nigdy w pełni nie wiedzieć.
Stowarzyszenie laboratoriów medycznych (ALM), do którego należy około 90 procent wszystkich laboratoriów w Niemczech, ogłosiło we wtorek, że w...
zobacz więcej
Liczba zgonów w 2020 r. w Polsce, co opublikowano na stronach stat.gov.pl pod koniec czerwca 2021 r., „przekroczyła o ponad 100 tys. średnioroczną wartość z ostatnich 50 lat (477 tys. do 364 tys.). Współczynnik zgonów na 100 tys. ludności osiągnął najwyższą wartość od 1951 r.
W 2020 r. zmarło 477 335 osób – wzrost liczby zgonów w stosunku do 2019 r. wyniósł prawie 68 tys. Najwyższe natężenie zgonów zanotowano w IV kwartale 2020 r. – zarejestrowano ich o ponad 60 proc. więcej niż w analogicznym okresie roku poprzedniego. Szczególnie krytyczny okazał się 45. tydzień roku (przypadający na dni od 2 do 8 listopada), w którym odnotowano ponad 16 tys. zgonów. Średnia tygodniowa w 2020 r. wyniosła ponad 9 tys., a w 2019 - niespełna 8 tys. zgonów”.
Dowiemy się pewnie, im szybciej, tym lepiej, co wynika z podobnej analizy 2021 r. Na razie Prezes Głównego Urzędu Statystycznego Dominik Rozkrut powiedział, że według wstępnych danych w zeszłym roku zmarło w Polsce aż 519 tys. osób, najgorzej było od 29 marca do 11 kwietnia, czyli podczas wiosennej fali COVID-19.
Na łamach „Nature”’ z 18 stycznia dziennikarz naukowy David Adam zmierzył się z niełatwym, mimo prosto brzmiących powyższych kilku zdań, zadaniem pokazania, jak według danych statystycznych i badań naukowych wygląda realny wpływ na demografię pandemii COVID-19 w krótkim okresie jej trwania. Na dalekosiężne jej skutki i dalsze nieuniknione, jak to po wojnie, straty w ludziach i sprzęcie, będziemy jeszcze czekać z niepewnością.
Czekać na kolejne zgony, długotrwałe inwalidztwa, konsekwencje dla zdrowia psychicznego, zapaść demograficzną, edukacyjną etc. Szacowanie realnych kosztów finansowych dla systemów opieki zdrowotnej i zabezpieczenia społecznego oraz ubezpieczeń medycznych w przyszłości, to osobny jeszcze temat, na którym połamie sobie zęby niejedna sztuczna inteligencja.
Od wtorku ważność unijnych certyfikatów covid (UCC) zostanie skrócona do 270 dni, zarówno tych wydawanych po szczepieniu w schemacie podstawowym,...
zobacz więcej
Warto się zatem moim zdaniem przyjrzeć temu tekstowi, mierzącemu się z szacunkami uzyskanymi za pomocą rożnych metodologii przez ośrodki naukowe, ale i medialne, jak „The Economist”. Dlatego, że w kwestii pandemii żyjemy tak w bańkach informacyjnych i w świecie własnych przesądów i lęków. Nierzadko racjonalizujących nam niełatwą do przyjęcia rzeczywistość, zatem mających charakter ochronny dla naszej psychiki. Co samo w sobie nie byłoby złe, gdyby jednocześnie czasem nie narażało nas i naszych bliskich na chorobę i śmierć. Zawsze jednak jest nadzieja, że zapoznanie się z faktami, a nie faktoidami, zmieni podejście, pozwoli wyjść z bańki informacyjnej, pozwoli uratować życie sobie i innym.
A czas na podsumowania jest dobry, bo pandemia, którą znamy, powoli będzie, przynajmniej w naszej części świata, przechodzić w stan endemii. Wirus będzie sezonowo występował, ludzie rozumni będą się przeciwko zachorowaniu szczepić w opracowanym przez wakcynologów schemacie, leki doustne wczesnoobjawowe (jak mulpinavir i paxlovid) będą powszechniej dostępne i stosowane, wirus będzie mutował w tempie pozwalającym kontrolować jego zmiany i duże ogniska epidemiczne w krajach, gdzie istnieją służby epidemiologiczne na odpowiednim poziomie.
Tyle nadzieje uczonych, choć są obecne w naukowej dyspucie i mniej przetkane nadzieją przewidywania. Np. że do pełnego stanu endemii, gdy SARS-CoV-2 i jego potomkowie staną się „wirusem przeziębieniowym”, będziemy dochodzić przez całą dekadę.
W szpitalach rośnie liczba dzieci z COVID-19. Jak informują media, wariant Omikron, który dominuje już w Polsce, jest łagodniejszy od poprzedniego,...
zobacz więcej
Znany z danych statystycznych dotyczących zgonów na COVID-19 (z lub bez tzw. chorób współistniejących) wynik to fakt, że dokładnie we Wszystkich Świętych odeszła ze świata 5-milionowa osoba, która chorowała zakażona wirusem SARS-CoV-2. Do jego uzyskania w różnych rejonach świata służyły rożne metodologie. Różne definicje kliniczne, różne testy. Kraje raportowały to, co same uznały za prawdziwe lub stosowne.
Pozornie inny, bardziej bezwzględny i wiarygodny charakter mają dane o nadmiernej śmiertelności za okres pandemii w porównaniu z analogicznymi okresami sprzed 2020 r., gdy wirus zaczął zbierać swoje żniwo globalnie. Nie wszędzie na świecie statystyki demograficzne są prowadzone w ten sam sposób, choćby dlatego, że nie wszędzie realnie funkcjonuje system elektronicznej rejestracji mieszkańców czy obywateli, pandemia zaś, jak wszelkie tego typu kryzysy, charakteryzowała się, zwłaszcza w tzw. Drugim czy Trzecim Świecie, np. olbrzymimi migracjami.
Jak zatem możemy przeczytać na łamach „Nature”, ustalenie, „ilu zmarło”, to złożone wyzwanie badawcze. Nie jest to po prostu zliczenie nadmiernej śmiertelności każdego kraju. Demografowie i eksperci od zdrowia publicznego odkryli, że niektóre oficjalne dane w tym zakresie są błędne. A ponad 100 krajów w ogóle nie gromadzi wiarygodnych statystyk dotyczących spodziewanych lub rzeczywistych zgonów lub nie publikuje ich równolegle z odnotowaniem w czasie bieżącym. Wykorzystuje się dziś różne metody szacowania zgonów w takich miejscach, od zdjęć satelitarnych cmentarzy i miejsc masowego pochówku, których w ramach COVID-19 nie brakowało, po ankiety „od drzwi do drzwi” i komputerowe modele uczenia maszynowego – sztuczną inteligencję – które próbują ekstrapolować globalne szacunki na podstawie dostępnych danych.
Szczepionki mRNA nie są produktami nowymi; prace nad stworzeniem tej technologii rozpoczęto 30 lat temu – wskazał w czwartek prezes Urzędu...
zobacz więcej
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) wciąż pracuje nad pierwszym pełnym globalnym oszacowaniem nadmiarowych zgonów za ostatnie dwa lata. Z kolei amerykański Institute for Health Metrics and Evaluation w Seattle w stanie Waszyngton oferuje codzienne aktualizacje własnych wyników modelowania.
Także magazyn „The Economist” zastosował podejście oparte na uczeniu maszynowym, aby oszacować od 12 do 22 mln dodatkowych zgonów — czyli od dwóch do czterech razy więcej niż dotychczas oficjalna liczba ofiar pandemii. Zajął się tematem, bo życie i śmierć obywateli danego kraju ma wartość w pieniądzu i przewidywaniach dotyczących np. ryzyka inwestycji międzynarodowych. Szkoda, że niektórzy miłośnicy wolnego rynku w Polsce są zbyt zacietrzewieni i otumanieni pseudonauką, by to pojąć.
Wszystkie te modele jednak są tym doskonalsze, na im większej liczbie realnych danych bazują. Nikt chyba nie wierzy w takie „garbate aniołki”, aby przyjąć bez zastanowienia, że w czasie pandemii COVID-19 na ową chorobę zakaźną zmarło w zamieszkałych przez półtora miliarda ludzi Chinach mniej niż 5 tys. osób, nieprawdaż? Nawet kłamać trzeba umieć rozumnie.
Jednak i dla Europy problem prowadzonych szacunków jest naukowo trudny do analizy. Demografów np. niepokoi fakt, że do analizy nadmiernych zgonów w Niemczech stosuje się tę samą sztancę co w Indiach, choć struktury wiekowe tych populacji są całkowicie odmienne. Pytają nie bez przyczyny: jak sens ma proste porównywanie śmiertelności teraz i uśrednionej z ostatnich pięciu lat przed pandemią bez patrzenia na wynikłe ze starzenia się niektórych społeczeństw występujące naturalnie zmiany śmiertelności?
Według globalnej platformy wymiany danych o koronawirusach (GISAID), najczęstszy podwariant SARS-CoV-2, wysoce zakaźny Omikron BA.1, stanowił do 25...
zobacz więcej
Jak możemy przeczytać w „Nature”, różnica dla Niemiec jest znacząca. Surowe dane z niemieckiego urzędu statystycznego w zeszłym roku wykazały o 5 proc. więcej zgonów w 2020 r. w porównaniu z 2019 r. Jednak po uwzględnieniu struktury wiekowej ta różnica jest pięć razy mniejsza.
Stosowanej powszechnie metody przenoszenia struktury wiekowej populacji na jej śmiertelność nie ma. To generuje tzw. błąd systematyczny, zatem porównując te szacunki nadmiernych zgonów dla różnych krajów czy nawet kontynentów, możemy realnie porównywać jabłka z pomarańczami. Na podstawie surowych danych z urzędów statystycznych konkretnych krajów próbuje się zatem szacować dziś nadmierną śmiertelność, próbując także uwzględnić liczbę ofiar śmiertelnych związanych z konfliktami zbrojnymi, klęskami żywiołowymi i falami upałów, a nie tylko pandemią.
Tak uzyskane estymacje nadmiernej liczby zgonów znacznie odbiegają od statystyk umieralności z powodu COVID-19 publikowanych przez rządy. Na przykład Rosja zgłosiła ponad 300 tys. zgonów związanych z COVID-19 do końca 2021 r., ale prawdopodobnie w tym czasie przekroczyła 1 mln dodatkowych zgonów.
W przypadku 116 krajów objętych World Mortality Dataset (WMD) oficjalne dane sugerują, że od początku pandemii 4,1 mln zgonów wynikło z COVID-19 – około 10 proc. wszystkich zgonów w tym czasie. Gdy uwzględnić nadmierną śmiertelność, zgony związane z COVID-19 są 1,6 razy większe, co daje około 6,5 mln zgonów (16 proc. całości). I jak to bywa ze średnią, jeśli rozkład jest normalny, co najmniej połowa ma wartości powyżej, a połowa – poniżej tej średniej. WMD brakuje szacunków dotyczących nadmiernej liczby zgonów w ponad 100 krajach, w tym w Chinach, Indiach i wielu w Afryce.
Odkryliśmy nowego koronawirusa – NeoCoV, który jest blisko spokrewniony z wirusem MERS; na razie NeoCoV szerzy się między nietoperzami, ale jeśli...
zobacz więcej
Oczywiście tzw. nadmiarowe zgony obejmują wszystkich: tych, co zmarli na COVID-19, z powodu wypadków komunikacyjnych czy innych niż SARS-CoV-2 czynników zakaźnych, a także zgony pośrednio związane, na przykład zgon osób z rakiem, ponieważ ich badania przesiewowe zostały odwołane z powodu wpływu pandemii na systemy opieki zdrowotnej, osób z zawałem, udarem, niewydolnością nerek, którzy utknęli w wielogodzinnych kolejkach na SOR, którzy nie doczekali się przeszczepu narządu lub zmarli w wyniku niezbędnej im immunosupresji. Bo ludzie dookoła nich wybrali bycie samolubami.
Niektóre kraje, takie jak Nowa Zelandia, miały nawet ujemną nadmierną śmiertelność, ponieważ poniosły niewiele strat związanych z COVID-19 i odnotowały spadek zgonów z powodu grypy. Nie jesteśmy jednak Nową Zelandią. Znajdujemy się raczej geograficznie i pandemicznie na antypodach.
Z kolei model używany przez „The Economist” do śledzenia pandemii COVID-19 wykorzystuje uczenie maszynowe do identyfikacji ponad 100 krajowych wskaźników, które wydają się korelować z nadmierną liczbą zgonów w ponad 80 krajach, w których dostępne są dane. Cechy te obejmują m.in. oficjalne zgony, skalę testów COVID-19 i wyniki badań przeciwciał, ale także szerokość geograficzną, stopień cenzury internetu i liczbę lat, przez które kraj jest demokracją.
W ciągu mijającego tygodnia średnia dzienna liczba zakażeń SARS-CoV-2 wzrosła na świecie do 3,36 mln. To wzrost o osiem procent w porównaniu z...
zobacz więcej
Model ten szacuje np. ok. 5 mln zgonów w Indiach (10 razy więcej niż oficjalna liczba ofiar COVID-19 w tym kraju). Algorytm ten ma jednak szeroki przedział niepewności (wynoszący dla Indii od 1 do 7,5 mln zgonów). Podobne są wyniki z badań próbnych gospodarstw domowych i danych na temat umieralności na szczeblu niższym niż krajowy.
Według tych szacunków w Indiach na COVID-19 mogło umrzeć od 3 do 5 mln osób. Podobnie w przypadku Chin model „The Economist” szacuje prawie 750 tys. zgonów (znacznie ponad 150 razy więcej niż 4600 zgłoszonych w kraju), ale z szerokim przedziałem niepewności wahającym się od 200 tys. do 1,9 mln zgonów.
Według tego modelu nadmiarowa liczba zgonów w najbogatszych krajach świata może być o około jedną trzecią wyższa od oficjalnych danych, ale w krajach najbiedniejszych może być ponad 20 razy wyższa, chociaż te szacunki są niezwykle niepewne. Ogólnie rzecz biorąc, model sugeruje, że kraje o niższych średnich dochodach ucierpiały z powodu śmierci na mieszkańca co najmniej tak samo dotkliwie jak kraje bogate – w przeciwieństwie do obrazu przedstawianego przez oficjalne dane. Dzieje się tak pomimo faktu, że te biedniejsze kraje mają młodszą populację, czyli teoretycznie mniej wrażliwą na śmiertelność związaną z COVID-19.
Oddzielne szacunki globalnych zgonów w czasie rzeczywistym z powodu pandemii są również opracowywane przez Institute for Health Metrics and Evaluation (IHME), niezależne globalne centrum badań nad zdrowiem na Uniwersytecie Waszyngtońskim. Modelowanie IHME mówi, że do tej pory zmarło od 9 do 18 mln ludzi; stara się również przewidzieć, jak ta liczba będzie rosła i jak szybko.
Brytyjski rząd wycofał się z planu wprowadzenia obowiązkowych szczepień przeciw COVID-19 dla pracowników służby zdrowia w Anglii. Minister zdrowia...
zobacz więcej
Jeśli algorytmy „The Economist” (a na skuteczność specjalistów tego pisma rzadko narzekają cCi, co liczą uważnie duże pieniądze) czy IHME i WMD zbliżają nas do prawdy o kosztach pandemii w ludziach, to między bajki należy włożyć opowieści różnych „sekt wolnomyślicieli”. Np. jak to w krajach Trzeciego Świata ludzie nie umierają na COVID-19, bo się leczą cudownym środkiem odrobaczającym, którego nazwy tu nie wymienię, gdyż nie mam zamiaru reklamować tego pseudonaukowego bełkotu.
Prawdziwa liczba zgonów COVID-19 zawsze może być kwestionowana i to nie tylko przez pseudonaukowych bajkopisarzy, ale profesjonalnych demografów. Czy zatem nadmierne zgony stanowią wiarygodny sposób pomiaru ofiar COVID-19? Z mniejszym lub większym sukcesem – bliżej lub dalej prawdy. Wirus zabijał nie tylko tych, których zakażał i którzy najczęściej byli słabsi od normy: starzy, schorowani, cierpiący na otyłość, cukrzycę typu II i inne choroby cywilizacyjne, na immunosupresji. Zabije jeszcze wielu w przyszłości w wyniku powikłań, chronicznych syndromów pokowidowych, także neurologicznych, depresji, obniżenia jakości życia całych społeczeństw, etc. To nie jest koniec tej historii.
Wspomniana wyżej Nowa Zelandia jest ciekawym przykładem. Dziś jest tam niemal 80 proc. populacji zaszczepionej podstawowym schematem przeciw COVID-19 i co czwarty obywatel jest po boosterze. Ciekawym także dlatego, że 60 proc. społeczeństwa zaszczepiło się w szybkiej akcji w sierpniu-październiku 2021.
Nie zauważono żadnej fali zgonów związanej z masowymi szczepieniami. Jak zresztą NIGDZIE na świecie – masowe zgony poszczepienne są tak samo prawdziwe, jak grzybica płuc od noszenia maseczek czy morgelony (Bóg jeden wie, jaka chora wyobraźnia urodziła to dziwo) czy inne nonsensy, którymi część z nas żyła przez ostatnie dwa lata. Czas się obudzić i popatrzeć na liczby, nawet, gdy otoczone są dużym zakresem błędu.
Do dziś nie wiemy, ilu ludzi realnie zabrała hiszpanka czy dżuma Justyniana. Ale… dziś są już metody, by dowiedzieć się z większą pewnością, ilu ludzi zabił COVID-19 i żadne zaklęcia ludzi niezdolnych liczyć na procentach tego nie zmienią.