
Jarosławowi Gowinowi należy życzyć powrotu do pełni sił. Z politykami można się zgadzać lub nie, popierać ich lub zdecydowanie odrzucać, ale tak po ludzku, jak właściwie każdemu, wypada im życzyć wiele dobrego w życiu prywatnym. Myślę, że Jarosław Gowin na takie zwykłe, ludzkie życzenia zasługuje. Depresja to straszliwa choroba, zmaga się z nią wiele Polek i Polaków; dla nich każdy, kto potrafi się z nią zmagać i wyjść z kryzysu, może być znakiem nadziei.
Jarosław Gowin opuścił już szpital i wraca do zdrowia oraz do politycznej gry. Według doniesień mediów były wicepremier ma zamiar stworzyć koalicję...
zobacz więcej
Politycznie nic jednak nie wskazuje, by Jarosław Gowin miał stać się znów jednym z liderów polskiej sceny politycznej. W czerwcu 2021 roku opublikowałem na łamach portalu tvp.info felieton: „Budka i Gowin. Silni kandydaci na politycznych przegranych 2021”. O ile w przypadku Borysa Budki możemy mówić raczej o tąpnięciu kariery i politycznej roli „kapciowego” u Donalda Tuska, o tyle Jarosław Gowin faktycznie stracił polityczną podmiotowość. I niewiele zmienia jego niedawny głośny wywiad dla jednego z liberalnych mediów, w którym przekonuje, że jest silny jak dotąd.
Rozumiem, że liberalne media wesprą dziś każdego, kogo napędza nienawiść do Jarosława Kaczyńskiego i Prawa i Sprawiedliwości. W przypadku byłego wicepremiera to o wiele za mało. Rzadko korzystam z autocytatów, ale wyjątkowo sobie na to pozwolę. To cytat ze wspomnianego wyżej felietonu: „między jedną a drugą polityczną grą wicepremier Gowin zakiwał się (...). Trzymając się dalej sportowych metafor: za bardzo chciał grać pierwsze skrzypce na boisku, choć niewielu miał swoich zawodników w drużynie”.
To zdumiewa u tak doświadczonego polityka: musiał przecież zdawać sobie sprawę, że konflikt w polskiej polityce jest zbyt gorący i toczy się o zbyt wielką stawkę, by mógł go rozgrywać polityk, któremu własna partia wymknęła się z rąk. To tak, jakby w czasie wyścigu Formuły Jeden ktoś próbować prześcignąć rozpędzone bolidy rozklekotanym maluchem, w którym w dodatku nie wiadomo, kto siedzi za kierownicą, kto trzyma nogę na gazie, kto na sprzęgle, a kto szarpie za biegi.
Jarosław Gowin poinformował, że po chorobie wraca do polityki. „Miałem depresję, na to nałożyło się przepracowanie i brutalny atak PiS. Pokonałem...
zobacz więcej
Wróćmy do Jarosława Gowina. Jako polityk nie ma dziś szans na znaczące politycznie sojusze. W ciągu kilku miesięcy spadł do politycznej drugiej ligi. Nie wątpię, że są ludzie, także politycy, którzy życzą mu dobrze, że prywatnie mu sekundują i chcą by odzyskał pełnię sił. Tyle że musimy zdecydowanie oddzielić człowieka prywatnego od polityka. Ten drugi ma tak mocno obciążoną hipotekę, że każdy sojusz z nim po stronie totalnej opozycji grozi silną niechęcią wyborców. Gowin na listach opozycji to byłaby totalna kpina z elektoratu tejże: nie trzeba robić głębokiego researchu, by przypomnieć sobie, że hejt na tego polityka, gdy znalazł się w tarapatach, płynął po równi i od wyborców Zjednoczonej Prawicy, i od wyborców totalnej opozycji.
Nie przekonuje mnie argument, że Jarosław Gowin, podobnie jak Roman Giertych, dawny koalicjant PiS, ma szansę zrehabilitować się w oczach opozycji. Po pierwsze, Giertychowi więcej niż moment zajęło budowanie nowej pozycji. Dziś tylko twarda ideowa lewica przypomina mu neoendeckie korzenie. Wybielanie go na łamach „Gazety Wyborczej” i TVN też zajęło dłuższą chwilę liberalnym „ministerstwom prawdy”. To nie było tak, że jednego dnia liberałowie wołali „Giertych do wora, wór do jeziora” (tak, tak właśnie wołała „oświecona Polska” w czasach, gdy był ministrem edukacji), a kolejnego entuzjazmowali się każdym jego wpisem na Twitterze, który podobno stanowi obecny adres zamieszkania pana mecenasa. To był dłuższy proces, który wymagał spełnienia mnóstwa warunków, jakich panu Gowinowi spełnić się raczej nigdy nie uda.
Zobacz także: Po wyjściu z rządu ludzie Gowina zmienili zdanie o 180 stopni