
Nikt chyba nie powie, że mijający rok pod względem politycznym należał do łatwych i przyjemnych. Raczej wszyscy, jak sądzę, zgodzą się, że był ten czas – nie licząc krótkich pauz – jednym pasmem narastających kłopotów. Obejmującym wszystkie partie polityczne, dotykającym większość liderów wszystkich ugrupowań. Włącznie z partią rządzącą. Niektóre z tych kłopotów – i to najczęściej tych najbardziej dotkliwych, jak epidemię COVID-u, galopującą inflację czy wojnę hybrydową na granicy polsko-białoruskiej – ściągnęły na Polskę zdarzenia niezależne od nas. Inne zakłócenia pojawiły się za przyczynami również nie mającymi związku z działaniami polskiej strony. I które by takie opresje usprawiedliwiały. Jak choćby zablokowanie przez KE pieniędzy na Krajowy Plan Odbudowy.
Po burzliwym głosowaniu nad „ustawą futerkową”, które wywołało kryzys wewnątrz koalicji rządzącej, pojawiają się pytania o przyszłość rządu...
zobacz więcej
Ze wszystkimi tymi niedobrymi obciążeniami, zarówno państwo polskie jak i poszczególne partie, ale też wszyscy nasi rodacy, wchodzą w rok 2022. Co komu przyniesie, tego raczej nikt nie jest w stanie przewidzieć. Jedno jest pewne. Ani państwo, ani partie, ani polskie społeczeństwo nie mogą abdykować. Życie będzie toczyć się dalej.
Podstawowe pytanie, jakie powinni sobie wszyscy zadać brzmi: - Co zrobić, aby wyjść z dołka, w jakim znaleźliśmy się w mijającym 2021 roku? Jaką przyjąć regułę działania, aby każdy kolejny dzień, tydzień, miesiąc przybliżał Polskę do pokonania kłopotów i przeciwności?
Wydaje się, że odpowiedź może być tylko jedna. Ulec musi zmniejszeniu natężenie konfliktów i sporów zarówno w świecie polityków jak i między różniącymi się stronami społecznymi, opowiadającymi się za jednym z obozów politycznych, podzielonych z grubsza na dwa antagonistyczne skrzydła. Konserwatywną prawicę, utożsamianą z obecnie rządzącą ekipą oraz niejednorodną opozycję polityczną.
Gdyby wybory parlamentarne odbywały się w najbliższą niedzielę, zdecydowanie wygrałoby je Prawo i Sprawiedliwość – wynika z nowego sondażu Social...
zobacz więcej
Z punktu widzenia zysków i strat poszczególnych partii, można powiedzieć, że obronną ręką wyszła w tym roku jedynie Konfederacja, która mimo różnic wewnętrznych, nie tylko nie straciła poparcia w sondażach, z jakim weszła w 2021 rok, ale minimalnie je powiększyła. Wszystkie pozostałe partie doznały wielorakich strat (Polska 2050) i rozczarowań (PO). Poturbowana została Nowa Lewica pod sam koniec roku odejściem piątki ważnych dla tego ugrupowania polityków. Czy to początek diaspory zapowiadanej przez piątkę pierwszych uciekinierów, okaże się za kilka miesięcy. Uszczuplony nieco w sondażach dorobek ma miejsce w przypadku PiS, dominującej siły politycznej w obozie Zjednoczonej Prawicy.
Partia rządząca z definicji ma zawsze „pod górkę”. W sposób naturalny każde nawet drobne perturbacje, każde nieszczęścia, dotykające ogółu społeczeństwa, zagrażające stabilizacji państwa czy wewnętrznemu porządkowi i spokojowi, wcześniej czy później wpisywane są na listę spraw obciążających konto ekipy stającej u władzy. Decyzje czy podejmowane kroki korzystne dla państwa, wysiłki dla poprawy warunków bytu materialnego społeczeństwa są przez opozycję przemilczane lub marginalizowane.
Eksponowana jest każda sprawa, mogąca być pretekstem do krytyki i ataku. Nie wchodząc w szczegóły oraz pomijając argumenty jednej i drugiej strony, trzeba powiedzieć, że na całym świecie taka jest natura walki politycznej. Można spierać się jedynie o granice kulturowe i prawne toczonych walk.
Rzecz w tym, że w Polsce w mijającym roku, co nie jest żadnym odkryciem, lecz smutną konstatacją, te granice bywały wielokrotnie przekraczane. Stąd w sposób naturalny wraca myśl, już wcześniej zasygnalizowana. Co zrobić, aby przerwać bieg tego szkodliwego procesu podziałów, który chwilami zamienia się w otwartą wojnę między…? No właśnie, – to jest koszmarne, to jest chorobliwe – między Polakami.
Zobacz także: W mijającym roku w polskiej polityce było bardzo gorąco
W najnowszym sondażu poparcia dla partii politycznych, zrealizowanym przez pracownię Social Changes na zlecenie portalu wPolityce.pl, chęć...
zobacz więcej
Wydaje się, że jedyną drogą, od której należy zacząć, będącej warunkiem absolutnie niezbędnym, jest zwykła rozmowa. Zarazem niezwykła, dziś już u nas między zwaśnionymi politykami niemal zapomniana. A z pewnością zbyt rzadko stosowana. Rozmowa bezpośrednia - oko w oko, twarz w twarz. Wymiana opinii, ocen, argumentów, spór, sprzeczka – ale bez pośrednictwa, prosto w oczy. Nie poprzez media, podczas konferencji lub wymianę zdań w mediach społecznościowych.
Zdaję sobie sprawę, że trudno pokonać bariery niechęci, urazów, pretensji, wyniesionych z obopólnych, wcześniejszych doświadczeń. Jednakże inicjatywa rozpoczęcia dialogu należeć musi do rządzących. Nie tylko predestynuje ich do tego zajmowana pozycja. Uprzywilejowana, ale i nakładająca obowiązki. Posiadający władzę mają naturalne do tego narzędzia, środki i merytoryczne uzasadnienie. Prezydent, premier, ministrowie odpowiednich resortów, odpowiedzialnych za przedmiot rozmów.
Nie udaję naiwnego, który nie dostrzega przeszkód w podjęciu inicjatywy zaproszenia do dialogu przez rządzących. Ale to do nich, i tylko do nich należy zrobienie pierwszego kroku.