
40 lat temu, 16 grudnia 1981 r., siły bezpieczeństwa na rozkaz junty wojskowej gen. Jaruzelskiego brutalnie stłumiły strajk okupacyjny w kopalni „Wujek”. Od kul milicji zginęło dziewięciu górników. Była to jedna z największych i nie w pełni osądzonych zbrodni stanu wojennego.
Twórcy stanu wojennego, aby utrzymać się przy władzy, zgodzili się na niszczenie Polski, wypowiedzieli wojnę społeczeństwu polskiemu, chcieli...
zobacz więcej
Władze komunistyczne za największe zagrożenie dla skutecznego wprowadzenia stanu wojennego uznawały wybuch masowych protestów. Pierwszym działaniem sił bezpieczeństwa, jeszcze przed formalnym wprowadzeniem stanu wojennego, było więc aresztowanie liderów potencjalnych strajków oraz kierownictwa Solidarności, które mogłoby koordynować akcję sprzeciwu wobec reżimu.
Na dzień wprowadzenia stanu wojennego wybrano niedzielę, by zdecydowana większość wielkich zakładów pracy była pusta. W pierwszych godzinach stanu wojennego wydawało się, że władzom udało się w pełni zrealizować swoje plany.
Tylko 6 proc. Polaków zdecydowanie pozytywnie ocenia postać Wojciecha Jaruzelskiego – wynika z sondażu pracowni Social Changes dla portalu...
zobacz więcej
Po uderzeniu przeprowadzonym z pomocą wozów pancernych i czołgów z fabryk wyrzucano robotników i aresztowano przywódców protestów. Strajkujący najczęściej gromadzili się w jednym miejscu, aby uniknąć podzielenia na małe grupki i stopniowego wyłapania przez milicję.
Zdarzało się, że w przypadku największych zakładów, takich jak Stocznia Gdańska, ataki ponawiano kilka razy, bo siły reżimu nie były dostatecznie liczne. W ten sposób 14 grudnia rozbito strajki w Ursusie i Hucie Warszawa. O 24 godziny dłużej strajkowali robotnicy FSO, którzy zostali spacyfikowani dopiero wieczorem 15 grudnia.
Najdłużej strajkowano w kopalni „Piast” w Bieruniu. Prowadzony 650 m pod ziemią podziemny strajk trwał tam od 14 do 28 grudnia 1981 r.
Masakra w kopalni „Wujek” to dla opozycji niezręczny symbol stanu wojennego. Ciężko go pominąć, a drążyć też nie wypada ze względu na pamięć o gen....
zobacz więcej
We wszystkich spacyfikowanych zakładach i na strajkujących uczelniach używano wyłącznie gazów łzawiących, pałek i ślepej amunicji. Po południu 15 grudnia milicja zaatakowała strajkującą kopalnię „Manifest Lipcowy” (dziś „Zofiówka”) w Jastrzębiu–Zdroju.
Tam po raz pierwszy milicja użyła ostrej amunicji. Rannych zostało czterech górników. Zdaniem badacza dziejów stanu wojennego prof. Andrzeja Paczkowskiego wydarzenia w tej kopalni zniechęciły część załóg innych zakładów do rezygnacji z dalszego protestu lub wzmocniły ich determinację.
Wszyscy, którzy jesteśmy dziećmi tamtej odwagi, chylimy dziś czoła i dziękujemy, że tamta krew wytyczyła drogę do solidarności, wolności, do...
zobacz więcej
Kopalnia została okrążona przez milicję i wojsko. Wokół zebrał się też tłum kobiet, młodzieży i dzieci. Do strajkujących poszli przedstawiciele wojska, by nakłonić ich do poddania się.
Propozycja została odrzucona. Wtedy armatkami wodnymi, przy 16–stopniowym mrozie, zaatakowano ludzi otaczających zakład. Milicjanci obrzucili tłum gazami łzawiącymi i świecami dymnymi.
Przed godz. 11 czołgi sforsowały kopalniany mur, a uzbrojone oddziały ZOMO wkroczyły na teren zakładu. Górnicy byli ostrzeliwani środkami chemicznymi i polewani wodą. W czasie walki ujęli trzech milicjantów, a resztę pacyfikujących zmusili do wycofania.
Senat jednomyślnie podjął uchwałę w 40. rocznicę pacyfikacji kopalni „Wujek”. Izba składa w niej hołd zamordowanym oraz wyraża wdzięczność i...
zobacz więcej
Rannych zostało 41 zomowców, z których 10 wymagało leczenia w szpitalu. Po zakończeniu pacyfikacji doszło do rozmów przedstawicieli obu stron. Górnicy zwolnili ujętych trzech milicjantów, oddali broń i zakończyli strajk.
Historycy przypominają, że pacyfikacja kopalni „Wujek” była manifestacją siły komunistycznych władz, mającą na celu złamanie oporu przeciwko...
zobacz więcej
Według ustaleń specjalnej komisji sejmowej, tzw. komisji Rokity, powołanej w 1990 r. do zbadania zbrodni okresu PRL, tamto śledztwo było prowadzone z naruszeniem prawa. Sprawę wznowiono po upadku komunizmu.
W czerwcu 2008 r. Sąd Apelacyjny w Katowicach skazał prawomocnie byłego dowódcę plutonu specjalnego Romualda Cieślaka na 6 lat więzienia, a 13 jego podwładnym wymierzył karę od 3,5 do 4 lat więzienia. To Cieślak dał sygnał do otwarcia ognia.
Według sądu w sposób niewątpliwy w toku procesu ustalić można było jedynie, że oskarżeni działali wspólnie i że w wyniku działań niektórych z nich, a za wiedzą pozostałych, śmierć ponieśli górnicy. Zmowa milczenia uniemożliwiła wskazanie, kto konkretnie strzelał i zabił lub ranił górników.
B
Osobno był sądzony inny członek plutonu specjalnego, Roman S., który przez lata mieszkał w Niemczech. W maju 2019 r. został zatrzymany w Chorwacji na podstawie Europejskiego Nakazu Aresztowana i wydany przez to państwo stronie polskiej. Rok temu Sąd Okręgowy w Katowicach skazał go na 3,5 roku więzienia. Sąd Apelacyjny w Katowicach kilka miesięcy później utrzymał ten wyrok w mocy.
Ofiarami stanu wojennego byli ci, których bito i rozwożono po więzieniach, a teraz Leszek Miller w Brukseli namawia, aby karano Polskę. Miller,...
zobacz więcej
W latach 90. do Niemiec uciekł także – jeszcze przed przesłuchaniem w prokuraturze – inny były zomowiec, Jan P. Tam uzyskał obywatelstwo RFN. Gdy w 2013 r. wydawano Europejski Nakaz Aresztowania wobec Romana S., IPN wnioskował o podobny nakaz dla Jana P., sąd nie uwzględnił jednak tego wniosku.
Z uzasadnienia wynikało, że – jak ustalił sąd – postanowieniem prokuratury w Dortmundzie z 10 maja 1995 r. umorzono postępowanie przeciwko Janowi P. Strona polska była związana orzeczeniem sądu innego państwa strefy Schengen do uchylenia listu gończego i umorzenia postępowania wobec P. Stało się to we wrześniu 2018 r.