Kreml wykorzystuje dziś „szaleństwa” Białorusi do tego, by naciskać na UE i narzucać jej swoje zasady gry. W każdym momencie może jednak uruchomić inne punkty konfliktogenne w Europie, by skupiać na nich uwagę Zachodu i wywoływać kryzysy. To zaś pozwala Rosji na wchodzenie w rolę rozjemcy i siły gotowej do zapewnienia kontynentowi bezpieczeństwa. Jednym z takich miejsc, w których w ostatnim czasie doszło do znaczącego wzrostu napięcia, jest rozdzierana konfliktami etnicznymi Bośnia i Hercegowina.
Bałkany pozostają terenem intensywnej rywalizacji Kremla z Zachodem. Moskwa stara się za wszelką cenę nie dopuścić do rozszerzenia się NATO i UE o...
zobacz więcej
Atak hybrydowy Białorusi na Polskę i państwa bałtyckie nie został podjęty samodzielnie przez reżim w Mińsku, ale jest w znaczącym stopniu sterowany i wzmacniany przez Kreml. I to właśnie rosyjski reżim czerpie z niego największe profity.
W tym samym czasie gdy na granicę polsko-białoruską władze w Mińsku ściągają kolejnych migrantów i swoje siły, i doprowadzają do kolejnych prowokacji, jesteśmy również świadkami kryzysu energetycznego wywołanego przez Moskwę, która wykorzystuje go do wymuszenia na UE wyjęcia Nord Stream 2 spod prawa unijnego, a także wzrostu ryzyka ataku sił rosyjskich na Ukrainę.
Do prowokacji dochodzi też w kontrolowanym przez prorosyjskich separatystów Donbasie, a na anektowanym Krymie Rosja wciąż wzmacnia swoje siły militarne.
Kreml „rozjemca”
Jej wściekłość w ostatnim czasie wzbudziła
zmiana władzy w Mołdawii na prozachodnią, więc postanowiła uderzyć w nią energetycznie. Pomimo tego, że ostatecznie osiągnięto porozumienie, władze w Kiszyniowie zdają sobie sprawę, że w każdej chwili może zostać „uruchomione” prorosyjskie Naddniestrze.
Tak samo, jak niewiele trzeba, by Rosja wykorzystała Abchazję i Osetię Południową, by nacisnąć w odpowiednim momencie na Gruzję, jeśli zaistniałaby taka potrzeba.
Trzymanie w szachu Tbilisi skutecznie osłabia zbliżanie się tego kraju do Zachodu.
O tym jak łatwo o konflikt pomiędzy Armenią i Azerbejdżanem, przekonaliśmy się w zeszłym roku. Koniec końców Rosja wyszła z tego sporu umocniona politycznie – jako „niezaangażowany” rozjemca – i militarnie,
powiększając swoje wpływy w regionie.
Od ostatnich rozmów przedstawicieli Serbii i Kosowa pod auspicjami Unii Europejskiej upłynęły prawie dwa lata. KE liczy, że niedzielne spotkanie...
zobacz więcej
W ostatnich dniach znów doszło do starć pomiędzy tymi krajami i chociaż osiągnięto rozejm, to dalsze walki, prowokacje, czy nawet operacje na większą skalę, są jak najbardziej prawdopodobne. Dzięki temu Moskwa znów będzie miała możliwość wykazania się jako jedyna siła, która może zapanować nad skłóconymi narodami.
Podtrzymywanie konfliktów na Bałkanach
Swoich wpływów Kreml nie stracił też na Bałkanach. A gdy obserwujemy sytuację w Kosowie, to również tam, co i rusz, dochodzi do spięć, które
grożą przekształceniem się w konflikt o szerokich rozmiarach.
Jak zauważają eksperci, to jednak nie złe relacje Belgradu i Prisztiny są głównym zagrożeniem wybuchu nowego konfliktu w tym rejonie Europy, ale stale pogarszająca się sytuacja w Bośni i Hercegowinie, który to kraj ponownie przechodzi ciężki czas umacniania się wewnętrznych podziałów.
Państwo to, niechętnie przyjęte od samego swojego powstania po wojnie domowej z lat 90. przez bośniackich Serbów i Chorwatów, istnieje w obecnych granicach jedynie na mapie. Oprócz
muzułmanów bośniackich – Boszniaków, zarówno lokalni
Serbowie, jak i Chorwaci, dążą do przyłączenia się do swoich Macierzy, z tym, że ci pierwsi, tworzący jedną z dwóch składowych tego państwa – Republikę Serbską - w swoich celach wykazują o wiele większą determinację i opierają na nich swoją politykę.
Człowiek Kremla w BiH
Jedynym z głównych orędowników tego stanu rzeczy jest
lider RS - Milorad Dodik, który wchodzi w skład trzyosobowego Prezydium BiH. Jest on przy tym wielkim sympatykiem Władimira Putina i nie ukrywa, że oprócz Belgradu, jest mu blisko i do Moskwy i do Mińska, a w dalszej kolejności do Pekinu.
To on rozdaje od dłuższego czasu wszystkie karty w lokalnej społeczności, która czuje się ofiarą niesprawiedliwości, gdyż oskarżana jest o wywołanie wojny domowej i m.in. o dokonanie ludobójstwa w Srebrenicy.
Sytuacja przy granicy rosyjsko-ukraińskiej przypomina tę z 2014 roku, gdy Moskwa wywołała kryzys na Ukrainie i anektowała Krym. Teraz USA...
zobacz więcej
Czuje się też ofiarą, gdyż to głównie jej przedstawiciele stają przed Trybunałem w Hadze, a nazwiska Radovana Karadżicia i Ratko Mladicia są symbolami zbrodni i okrucieństw dokonanych podczas krwawego konfliktu. Dla nich jednak są oni symbolami bohaterskiej walki o zachowanie serbskości na tych terytoriach.
Wojna o symbole
W takiej sytuacji, musiało w końcu dojść do erupcji sporu o symbole. Momentem przełomowym była decyzja wysokiego przedstawiciela dla
Bośni i Hercegowiny (OHR) Valentina Inzko, by wprowadzić do systemu prawnego tego kraju kar za permanentne
podważanie ludobójstwa w Srebrenicy i upamiętanie tychże politycznych i wojskowych przywódców.
To spowodowało ostrą reakcję przedstawicieli Republiki Serbskiej (RS), która pod koniec lipca unieważniła tę ustawę na swoim obszarze, a także wprowadziła własną, która zabraniała „bagatelizowania i wyszydzania” RS, a także ogłosiła
bojkot instytucji federalnych. To zaś doprowadziło do ich paraliżu.
Kolejny już raz do tego lokalnego konfliktu dołączyła Rosja, popierając podważanie przez bośniackich Serbów legalności wyboru nowego wysokiego przedstawiciela dla BiH, którego celem jest nadzorowanie i kontrolowanie procesu wdrażania porozumienia pokojowego z Dayton.
Secesjoniści z Republiki Serbskiej
Jak zwraca uwagę w analizie dla OSW
Marta Szpala, wszystko to dzieje się przed zaplanowanymi na październik 2022 r. wyborami generalnymi. A także w trakcie rozmów dotyczących przeprowadzenia częściowych reform ustrojowych w BiH, w tym przede wszystkim dostosowanie prawa wyborczego do wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ETPC), który orzekł że obecny system dyskryminuje mniejszości etniczne m.in Żydów i Romów, co jest niezgodne z Europejską Konwencją Praw Człowieka.
W Niemczech nie cichną głosy krytyki po poniedziałkowej rozmowie telefonicznej kanclerz Niemiec Angeli Merkel z Alaksandrem Łukaszenką. Zdaniem...
zobacz więcej
Ich przedstawiciele nie mogą bowiem kandydować do Prezydium BiH i wyższej izby parlamentu tego państwa, gdyż jest to zarezerwowane jedynie dla trzech „narodów konstytucyjnych” – Boszniaków, Serbów oraz Chorwatów.
W takim to momencie Milorad Dodik ogłasza, że RS utworzy niezależne od rządu centralnego instytucje, które przejmą kompetencje sił zbrojnych, podatków i sądownictwa. Co więcej, instytucje centralne – agencja antykorupcyjna SIPA, agencja wywiadu oraz wymiar sprawiedliwości i prokuratura – mają nie mieć prawa działać na terytorium RS.
Dodik zagroził przy tym, że jeśli na RS, czy na któregokolwiek z jej polityków, zostaną nałożone sankcje, to ogłosi secesję. Aby wzmocnić ten przekaz władze republiki zorganizowały ćwiczenia sił specjalnych policji RS.
Co prawda Dodik od dłuższego czasu grozi secesją i podważa istnienie BiH, tak że w 2017 został przez USA wciągnęły na listę sankcyjną za działania zagrażające suwerenności i integralności terytorialnej BiH, ale jego obecne ruchy są najbardziej zdecydowanymi i w największym stopniu grożą wybuchem konfliktu.
Niech trwa chaos
RS dąży do wywołania kryzysu i zablokowania zmian systemu rządzenia w kraju, który daje
każdej z grup etnicznych możliwość szachowania się nawzajem, a przy tym podważania wspólnego państwa. Dzięki temu Dodik i jego partia Sojuszu Niezależnych Demokratów umacniają swoją pozycję jako obrońcy interesów Serbów w tym kraju.
Kraj w kształcie serca – tak w folderach biur podróży opisywana jest Bośnia i Hercegowina. Ale to serce wielokrotnie było rozrywane - ostatni raz...
zobacz więcej
To też pasuje władzom Serbii, które, chociaż oficjalnie uznają państwo Bośni i Hercegowiny, to jednak wspierają działania władz w Banja Luce. Aleksandar Vučić i Milorad Dodik mają
też tych samych sojuszników, tyle że serbski prezydent stara się manewrować pomiędzy Rosja i Zachodem, wciąż przekonując, że Serbia dąży do wejścia do UE, a lider bośniackich Serbów patrzy już tylko na Wschód.
To zaś oznacza, że Serbia bardziej zainteresowana jest podtrzymywaniem obecnego stanu rzeczy w BiH niż jednoznacznego poparcia dla secesji RS, gdyż zdaje sobie sprawę, że skonfliktowałoby to ją mocno z Zachodem.
Najpierw BiH, później Kosowo
W rozmowie z Agencją Reutera Wysoki przedstawiciel dla
Bośni i Hercegowiny, niemiecki polityk Christian Schmidt ocenił, że jeśli wieloetniczna BiH zostanie pchnięta ku rozpadowi, będzie to miało nieuchronny wpływ na inne nierozwiązane konflikty w regionie, takie jak ten między Serbią i Kosowem.
Sytuację tę w każdym momencie może wykorzystać
Moskwa, która użyje lokalnego konfliktu do kolejnego uderzenia w Zachód i wywołania chaosu w tej części Europy. Europy, która w ostatnich dziesięcioleciach tak wiele wycierpiała i która wciąż podnosi się po wojennych doświadczeniach.
Petar Petrović
Autor jest dziennikarzem Polskiego Radia
#rosja
#ukraina
#białoruś
#władimir putin
#alaksandr łukaszenka
#unia euroejska
#bośnia i hercegowina
#kosowo
#serbia
#kaukaz