RAPORT

Pogarda

O co w istocie toczy się spór Polski z UE?

Prezes Trybunału Konstytucyjnego Julia Przyłębska (fot. PAP/Radek Pietruszka)
Prezes Trybunału Konstytucyjnego Julia Przyłębska (fot. PAP/Radek Pietruszka)

Najnowsze

Popularne

Opozycja mija się z prawdą głosząc, że polski Trybunał Konstytucyjny (TK) uznał Traktat o Unii Europejskiej (TUE) za sprzeczny z konstytucją, co rzekomo oznacza odrzucenie przez Polskę owego traktatu i polexit. Nic takiego nie nastąpiło. TK wskazał bowiem na niezgodność z konstytucją nie samego TUE czy któregokolwiek z jego artykułów, ale wykładni prawa unijnego stosowanej przez Trybunał Sprawiedliwości UE (TSUE).

Historia polexitów opozycji [WIDEO]

Od 2015 roku opozycja straszy, że PiS wyprowadzi Polskę z Unii Europejskiej.

zobacz więcej

W ten sposób Polska na bazie swej konstytucji odmówiła zgody na uznanie prawa TSUE do nadawania polskim sądom krajowym (powszechnym, administracyjnym, wojskowym i Sądowi Najwyższemu) kompetencji do:

a) pomijania w procesie orzekania przepisów Konstytucji RP i do orzekania na podstawie przepisów nieobowiązujących, uchylonych przez Sejm lub uznanych przez TK za niezgodne z konstytucją;

  b) kontroli legalności procedury powołania sędziego, w tym badania zgodności z prawem aktu powołania sędziego przez Prezydenta RP;

  c) kontroli legalności uchwały Krajowej Rady Sądownictwa zawierającej wniosek do prezydenta o powołanie sędziego;

  c) stwierdzania wadliwości procesu nominacji sędziego i w jego efekcie odmowy uznania za sędziego osoby powołanej na urząd sędziowski.

Polska ani żadne inne państwo członkowskie UE nie przekazały Unii kompetencji w zakresie kształtowania sądownictwa i TSUE nie ma prawa podważać konstytucyjnych praw Rzeczypospolitej w tym zakresie.

Kukiz: Straszenie polexitem to paliwo wyborcze [WIDEO]

Kolejne paliwo wyborcze w partii totalnej opozycji – tak Paweł Kukiz (Kukiz'15) skomentował reakcję Donalda Tuska i manifestacje opozycji po wyroku...

zobacz więcej

   Uprawnienia TSUE


  TSUE ma wyłącznie takie kompetencje, które zostały mu nadane w traktatach przyjętych i ratyfikowanych przez państwa członkowskie i tylko w tych obszarach merytorycznych, w których owe państwa, jako gospodarze procesu integracji europejskiej, kompetencje te mu nadały. Ma więc prawo do rozstrzygania spraw dotyczących przestrzegania przez instytucje unijne i państwa członkowskie dorobku prawnego UE.

Wyjaśnijmy - istnieje pewien wspólnotowy dorobek prawny, regulujący różne kwestie w skali całej UE. Te regulacje, jako że zostały przyjęte na poziomie UE i upowszechnione jako prawo wspólnotowe - jednolite dla całej Unii, mają wyższą rangę prawną niż ewentualne ustalenia w konkretnych kwestiach na poziomie poszczególnych państw.

  To logiczne - inaczej żadne prawo wspólnotowe nie mogłoby istnieć, gdy raz przyjęte regulacje za chwilę mogłyby być zmienione przez dowolne państwo w dowolnym kierunku.Tak niczego nie udałoby się na trwale uzgodnić i ustalić. To do orzekania w odniesieniu do tego właśnie prawa wspólnotowego sprowadzają się kompetencje TSUE.

System organizacji sądów w Polsce (i w każdym innym państwie UE) nie jest natomiast prawem wspólnotowym. Jego organizacja należy do wyłącznych kompetencji poszczególnych państw. Jedynie w sytuacji, gdyby istniał identyczny we wszystkich państwach UE system sądownictwa, ustalony w drodze negocjacji i porozumień na szczeblu UE i przyjęty jako część wspólnotowego dorobku prawnego UE, tzw. acquis communautaire, TSUE mógłby się w tej kwestii wypowiadać.

Tarczyński ostro o Tusku. Mówi o postkomunie [WIDEO]

To właśnie przeciw postkomunie opowiadało się PiS, deklarując chęć wstąpienia do UE – powiedział w programie „#Jedziemy” w TVP Info europoseł PiS...

zobacz więcej

Ponieważ tak nie jest i nic nie wskazuje na ujednolicenie systemu prawnego we wszystkich krajach członkowskich, przyjętego jako część prawa europejskiego, TSUE nie ma żadnych kompetencji do wypowiadania się na ten temat, a tym bardziej prawa do podejmowania próby rozstrzygania czegokolwiek w odniesieniu do systemów prawnych krajów członkowskich. Jest to uzurpacja bez żadnych podstaw prawnych.

  W rozumieniu prawnym bowiem system organizacji sądownictwa w krajach członkowskich nie jest częścią prawa europejskiego. TSUE usiłując nadać sądom krajowym w Polsce prawo do oceny np. legalności procedur powoływania sędziego, gdyby działał legalnie siłą rzeczy musiałby nadać takie samo uprawnienie sądom niemieckim, francuskim, duńskim, portugalskim etc. co oczywiście wszędzie zostałoby z oburzeniem odrzucone.

Nie może też zakazać np. przenoszenia sędziego polskiego na inne stanowisko bez jego zgody. By mógł, zakaz taki musiałby istnieć w prawie wspólnotowym, tzn. mieć charakter ogólnounijny i TSUE musiałby uznać, że taka praktyka jest niedopuszczalna także wobec wszystkich innych sędziów w każdym państwie członkowskim UE.

Takich uprawnień Trybunał z Luksemburga jednak nie ma, gdyż państwa członkowskie mu ich nie nadały i polski TK jedynie stwierdził m.in. ten oczywisty fakt.

Manifestacja zwolenników opozycji w Warszawie. Policjant uderzony kamieniem

Po niedzielnych manifestacjach na Starówce podczas przemarszu grupy osób w kierunku ul. Nowogrodzkiej jeden policjant został uderzony kamieniem;...

zobacz więcej

 Wierzchołek góry lodowej


  Wyrok TK, wskazujący na wyższość Konstytucji RP nad decyzjami TSUE, usiłującego w sposób nieumocowany traktatowo nadawać sobie uprawnienia w obszarach niepodległych jego kompetencji i zarządzać systemem sądownictwa w Polsce w sposób sprzeczny z ową konstytucją, jest jedynie kolejną odsłoną znacznie szerszego starcia, będącego przejawem głębszych procesów politycznych, zachodzących w UE, niż tylko te dotykające relacji Polski z liberalno-lewicowym głównym nurtem unijnym. By zrozumieć istotę tego, co się obecnie dzieje, trzeba na całą sytuację spojrzeć z szerokiej perspektywy, uwzględniając historię ostatnich 30 lat.

 Nieustające pogłębianie integracji pod egidą Niemiec i Francji


  Wraz z podpisaniem traktatu z Maastricht (1992) proces integracji europejskiej wszedł w nową erę, przekształcając się z projektu pragmatycznego w projekt ideologiczny, z wypisanym na sztandarze hasłem „coraz ściślejszej unii” (ever closer union), która choć postulowana już w traktacie paryskim z 1957 r., stała się rzeczywistością polityczną dopiero w 1993 r. i odtąd konsekwentnie była realizowana na bazie kolejnych traktatów: amsterdamskiego z 1997 r., nicejskiego z 2001 r., niedoszłego traktatu konstytucyjnego z 2004 r. i lizbońskiego z 2007 r.

  Trudności z ratyfikacją poszczególnych traktatów w drodze referendów i zmuszanie narodów do ponownego głosowania aż do uzyskania „właściwego wyniku” towarzyszyły traktatom z Maastricht (przy ratyfikacji którego powtarzano referendum w Danii), Nicei (dwukrotne referendum w Irlandii) i Lizbony (ponownie Irlandia). W wypadku traktatu konstytucyjnego referenda we Francji i w Holandii dały wynik negatywny, formalnie politycznie „uśmiercając” to porozumienie, choć w istocie doszło do jego reinkarnacji w postaci traktatu lizbońskiego. „Nie” Francuzów nie mogło być bowiem potraktowane tak jak „nie” Duńczyków czy Irlandczyków - jak by powiedział Jean-Claude Juncker: „bo to Francja”. Należało więc zachować pozory jego uszanowania.

„Straszenie Polaków własnymi urojeniami”. Sasin: Polexit to wymysł słabej opozycji

Jesteśmy i będziemy członkami Unii Europejskiej. Polexit to wymysł słabej opozycji, która nie ma żadnych innych pomysłów, jedyne co im pozostaje to...

zobacz więcej

 Zmiana metody – pozatraktatowe poszerzanie kompetencji UE w drodze uzurpacji


  Doświadczenie to przekonało mainstream unijny, że dalsze pogłębianie integracji europejskiej, rozumiane jako przekazywanie suwerenności z państw członkowskich do Brukseli, nie może odbywać się zgodnie z obowiązującym prawem tzn. w drodze zmian traktatowych, gdyż ryzyko ich odrzucenia przez wyborców, graniczy z pewnością.

  Traktat lizboński był więc ostatnim traktatem o UE. Liczy sobie już 14 lat, a tak długa przerwa w przyjmowaniu nowych traktatów (poprzednie - przypomnijmy - przyjmowano w rytmie co 3-4 lata: 1992, 1997, 2001, 2004, 2007) nie wynika z zaniechania przez unijny mainstream zamiaru stałego pogłębiania integracji w ramach UE, lecz z uznania metody traktatowej za nieużyteczną, a nawet za zagrażającą powodzeniu tego projektu. Wybrano zatem metodę politycznego „rozpychania się” instytucji unijnych (Komisji Europejskiej, Parlamentu Europejskiego i TSUE) usiłujących metodą faktów dokonanych uzurpować sobie uprawnienia nie nadane im w traktatach i łamać opór sprzeciwiających się temu państw.

 Budowa sformalizowanego systemu hegemonii mocarstw


  Zmiany wprowadzone do systemu unijnego na mocy traktatu lizbońskiego osłabiły pozycję instytucji UE i mniejszych państw wobec wielkich mocarstw. Prezydencję w UE sprawowaną kolejno przez wszystkie państwa (co tym mniejszym dawało unikalne okazje do wpływania na całokształt polityki unijnej), zamieniono na prezydencję w Radzie UE. Szefowie rządów państw prezydujących i ich ministrowie spraw zagranicznych przestali przewodniczyć odpowiednio Radzie Europejskiej i Radzie UE w formacie ministrów spraw zagranicznych, zastąpieni przez urzędników unijnych, nominowanych w wyniku zakulisowych procedur zdominowanych przez mocarstwa – głównie Niemcy.

Czarnek: Opozycja nie ma żadnego planu na przyszłość, więc straszy

Opozycja nie ma żadnego planu na przyszłość, więc straszy Polaków jakimś polexitem, którego nie ma i być nie może – powiedział w audycji „Sygnały...

zobacz więcej

Jedyny niegdyś najwyższy urzędnik UE – przewodniczący Komisji Europejskiej stał się jednym z trzech - dodano mu szefa unijnej dyplomacji i przewodniczącego Rady Europejskiej. Jego pozycja w stosunku do mocarstw unijnych została zredukowana. System głosowania w Radzie UE, oparty od początku procesu integracji europejskiej na zasadzie przeszacowania państw małych, po to by z ich głosem musiano się liczyć, został zastąpiony systemem proporcjonalnym w stosunku do liczby ludności.

  Zatwierdziło to formalnie, istniejącą dotąd jedynie faktycznie i częściowo amortyzowaną systemem ważenia głosów, przewagę mocarstw nad pozostałymi państwami i umocniło ją. Kryzysy finansów południa strefy euro, kryzys imigracyjny i kryzys covidowy, najsilniej uderzając w południową flankę UE, osłabiły Francję, Włochy i Hiszpanię, a pominąwszy kryzys imigracyjny relatywnie wzmocniły Niemcy. Brexit dodatkowo zachwiał równowagą polityczną w UE, usuwając z gry Wielką Brytanię, hamującą niemieckie i francuskie projekty pogłębionej integracji.

  Przewaga lewicowo-liberalnego mainstreamu w strukturach UE stała się miażdżąca, a dążenie do jak najściślejszej integracji z naruszeniem zasady równości państw nabrało rozmachu. Sytuacja ta zaostrzana rywalizacją o kurczące się w wyniku wyżej wymienionych kryzysów zasoby unijne, pochłaniane przez narastające wyzwania, musiała doprowadzić do starcia. Jego tłem, szczególnie na scenie Parlamentu Europejskiego, jest przy tym starcie ideologiczne unijnego mainstreamu z konserwatywnymi rządami Polski, Węgier i coraz wyraźniej także Słowenii.

Premier Morawiecki: Polexit to fake news

Polexit to fake news. To szkodliwy mit, którym opozycja zastępuje swój brak pomysłu na odpowiednią pozycję Polski w Europie - napisał w niedzielę...

zobacz więcej

 Unijna scena polityczna


  Scena polityczna Unii Europejskiej nie dzieli się na „proeuropejskie siły jej głównego nurtu, nowoczesne, demokratyczne, wyedukowane i patrzące w przyszłość” oraz „wrogich Unii Europejskiej nacjonalistycznych populistów, wstecznych i prymitywnych”. Ten podział rodem z propagandy euroentuzjastów jest nie tylko nieprawdziwy, ale i analitycznie nieużyteczny, gdyż niczego nie objaśnia. (Populiści są po obu stronach barykady, czymże bowiem, jeśli nie populizmem, jest głoszenie autonomii strategicznej UE i jednoczesne protestowanie przeciw wydawaniu 2 proc. PKB na zbrojenia albo szermowanie hasłem swobód europejskich przy jednoczesnym ograniczaniu przy pomocy dyrektywy o pracownikach delegowanych swobody świadczenia usług przez firmy przewozowe ze wschodniej flanki UE).

Unijna scena polityczna nie dzieli się zatem na „mądrych i uczciwych” oraz „głupich i niecnych” lecz na obóz kontynuacji obecnego modelu integracji europejskiej i obóz zmian – czyli reform.

 Ten pierwszy hołduje hasłu nieustającego pogłębiania integracji – w istocie prowadzi do centralizacji UE pod batutą wiodących mocarstw (Niemiec i słabnącej Francji), opartej na łamaniu odrębności mniejszych lub słabszych państw członkowskich i transferze ich suwerenności do brukselskiego centrum. Unia w tym ujęciu staje się asymetryczną federacją, w której mocarstwom dominującym przypada rola kierownicza, a pozostałym podrzędna. Spory w tym obozie poza niemiecko-francuskimi rozbieżnościami w zakresie uwspólnotowienia długów i surowości dyscypliny budżetowej, mają charakter drugorzędny lub pozorny.

  Obóz zmian jest mniej spójny, a jego program dopiero się rodzi. To co można o nim powiedzieć to fakt, że zmierza on do zachowania UE jako związku równoprawnych państw. Chce ograniczenia kompetencji i ambicji instytucji centralnych UE do rozmiarów umożliwiających skuteczne wypełnianie przyjętych przez nie zadań w zakresie w jakim służy to interesom wszystkich państw członkowskich.

„Uzurpatorzy, pseudotrybunał, przebierańcy”. Hejt i straszenie polexitem w przemówieniu Tuska

W niedzielę o godz. 18 na Placu Zamkowym rozpoczął się wiec organizowany przez Donalda Tuska. Szef PO jest zdania, że to „protest przeciwko temu co...

zobacz więcej

Model pierwszy – centralistyczny – prowadzi do reakcji zagrożonych w swej suwerenności narodów i grozi rozsadzeniem UE. Model drugi redukuje napięcie, uzgadnia ambicje UE z jej realnymi możliwościami i otwiera w ten sposób szanse na odrodzenie się społecznego poparcia dla procesu integracji europejskiej, załamującego się w licznych państwach Europy Zachodniej i tracącego popularność także w naszym regionie.

Każda uzurpacja instytucji unijnych (ich działanie poza przypisanymi im w traktatach kompetencjami) wypycha bowiem centrowych eurorealistów na pozycje eurosceptyczne. Szkodzi więc Unii, a nie ją umacnia.

 Wszystkie znane unie, od kalmarskiej (średniowiecznej unii Skandynawów) po Jugosławię, upadały wskutek niepohamowanego dążenia najsilniejszego w nich podmiotu do zdominowania pozostałych i do uniformizacji wszystkiego z lekceważeniem interesów i tradycji poszczególnych części składowych unii.

Nigdzie się to nie udało i nie ma powodu przypuszczać, by udało się tym razem. Koszty upadku unii bywają jednak dramatycznie wysokie i rozsądnie jest zapobiegać takim katastrofom poprzez wyhamowanie ambicji hegemonistycznych i centralistycznych tych, którzy je przejawiają.

„Strefa Starcia”. Orzeczenie TK okazją dla Tuska do straszenia polexitem

Trybunał Konstytucyjny uznał wyższość polskiej konstytucji nad prawem unijnym. Taka sytuacja ma również miejsce choćby w Niemczech czy Francji,...

zobacz więcej

O co toczy się spór? – wnioski


  Istota sporu Polski z obozem rządzącym Unią polega na tym, że mainstream UE chce nieustannego pogłębiania integracji, rozumianego jako transfer suwerenności z państw członkowskich do niewybieralnej i nieodpowiedzialnej przed wyborcami centrali UE, kontrolowanej faktycznie przez Niemcy i w słabnący sposób przez Francję. Zwolennicy mainstreamu unijnego udają przy tym, zupełnie jakby wywodzili się z tradycji moskiewskiej, że bycie opozycją wobec rządzących (unijnego mainstreamu) jest równoznaczne z byciem wrogiem państwa (Unii).

  Tymczasem – jak w każdej demokracji – także w tej unijnej - opozycja wobec rządzących w UE nie oznacza wrogości wobec samej Unii, lecz inny pomysł na naturę procesu integracji. Model pogłębiania integracji w oparciu o coraz to nowe traktaty wyczerpał się. Wszyscy wiedzą, że kolejny traktat zostanie odrzucony przez wyborców.

Jedyną dostępną metodą jest więc rozpychanie się kompetencyjne instytucji UE w sposób pozatraktatowy, czyli niezgodne z prawem uzurpowanie sobie kompetencji traktatami im nie przypisanych i potem wymuszanie ich uznania presją polityczną i finansową. To prosta droga do rozsadzenia UE wskutek buntu narodów. Polska, walcząc przeciw temu procederowi, działa na rzecz ocalenia procesu integracji europejskiej.

Aplikacja mobilna TVP INFO na urządzenia mobilne Aplikacja mobilna TVP INFO na urządzenia mobilne
źródło:
Zobacz więcej