
Na początku magik, przekonany o swej uwodzicielskiej mocy, rozpakował walizkę, zawierająca nienawiść do PiS. To miała być pierwsza śmiertelna dawka emocji, która powali na ziemię rządzących. Pomysł z apokaliptyczną wizją zła, którym od stóp do głów przesiąknięta jest obecna władza – jedynie dla uatrakcyjnienia kolorystyki obrazu zło przeplatane było nieudolnością i głupotą - nie przyniósł oczekiwanych skutków. Nikt się na ten fałsz nie dał nabrać.
Chyba każdy, kto oglądał o godz. 7.30 wywiad Donalda Tuska, dolewał sobie kawy i przecierał oczy myśląc, że nadal śni. Szef PO krytykował politykę...
zobacz więcej
Toteż podczas wrześniowej Konwencji partii były „król Europy” sięgnął do drugiej torby, wydobywając z niej strach przed PiS. Równie silną emocję jak ta pierwsza. I równie fałszywą. Jeszcze bardziej zawodną koncepcję niż ta pierwsza. Strategię straszenia Polexitem. Powtarzaną od kilku lat. Kto ma w to uwierzyć? Czy naprawdę Donald Tusk ma nadzieję, iż uda mu się przekonać Polaków, że Zjednoczona Prawica zamierza dokonać politycznego samobójstwa? Bo tym byłby polexit dla PiS i jego koalicjantów, wobec 80-procentowego poparcia Polaków dla obecności Polski w UE.
Przedziwne jest to zaślepienie Donalda Tuska w wartość polityczną tego argumentu, która praktycznie wynosi zero. Chyba, że lider Platformy zakłada, że jego straszenie ma moc magiczną, a Polacy są tak naiwni, że uwierzą w ukrywaną chęć polexitu przez PiS. Tusk twierdzi, że on nie przypuszcza. On wie. Skąd? Bo ich dobrze zna. Siedzi w ich głowach. Niec się przed nim nie ukryje. Może to nie zaślepienie, tylko konieczność, wynikająca z deficytu atrakcyjnego programu? Aby przesłonić ten brak, Donald Tusk mówi wprost, że nie ma co zawracać sobie głowy programem. Najpierw trzeba dokonać zmiany władzy.
Czy Donald Tusk i Borys Budka wyciągną konsekwencje po słowach Klaudii Jachiry, albo przynajmniej potępią jej haniebne słowa? – pytali przez całą...
zobacz więcej
Tymczasem niewielkie szanse na zmianę władzy w Polsce po mających się odbyć za dwa lata wyborach, dostrzegają już nawet politycy nieprzychylni PiS -owi. Zwracają uwagę na to, że intensywne dwa miesiące działalności politycznej Donalda Tuska nie przyniosły oczekiwanych efektów. Nie powiększają jego elektoratu kosztem odpływu dotychczasowych zwolenników PiS. W wyniku zabiegów Tuska, do Platformy powróciła jedynie część liberalno-lewicowych zwolenników partii, którzy zbłąkani albo zniechęceni słabością przywództwa partii, znaleźli chwilowe pocieszenie w objęciach Szymona Hołowni. Najlepiej czują się jednak na starych śmieciach, w teatrze politycznym, aranżowanym przez starego lidera. A właściwie nie tyle starego, co zużytego, a przede wszystkim zdeprawowanego luksusowymi warunkami 6-ścio letniego pobytu w Brukseli.
To jest właśnie problem Donalda Tuska. Widome tego oznaki przytłaczały jego wystąpienie na sobotniej Konwencji Platformy. Uleciały gdzieś dawna świeżość i błysk. Przepadły bezpowrotnie. Zostały stare tanie grepsy –„ miało być milion mieszkań, zostało mieszkanie za milion” - wyświechtane chwyty, w sztucznej stylistyce bon tonu. Stare jak on sam. –Nieszczerość, która bije z jego nieudolnie odtwarzanej rzekomej improwizacji gestów, mowy ciała. Jedyne co mu zostało to granie na emocjach. Rozpętuje niszczycielskie żywioły – nienawiść i strach – niosące ze sobą straszne koszta dla Polski. Dla wspólnoty narodowej.
Jedyny optymistyczny wątek, jaki mu towarzyszy, to mała szansa spełnienia się jego diabolicznego planu. Nawet przy wsparciu brukselskiego lewacko-liberalnego establishmentu.
To już nie jest ten czarodziej wyciągający królika z kapelusza. Kapelusz podobnie jak sam magik jest w środku pusty. Polacy to widzą i słyszą.