Mazowieckie „pezety” zabrały Mirosławowi K. ps. Miron status świadka koronnego. Świadek koronny Mirosław K. ps. Miron został w kwietniu 2020 r. ujęty przez stołecznych kryminalnych podczas próby włamania do bankomatu w okolicach Warszawy. Policjanci ujęli też dwóch jego kompanów. – Chciałbym skorzystać z nadzwyczajnego złagodzenia kary określonego w art. 60 par. 3 i 4 kk, a w zamian ujawnię całą swą działalność przestępczą i osoby biorące udział w procederze przestępczym – to były pierwsze słowa, jakie usłyszał śledczy z Prokuratury Rejonowej w Piasecznie, od mężczyzny, zatrzymanego kilka godzin wcześniej podczas próby wysadzenia bankomatu. <br><br>„Sześćdziesiątką” (nazwa od wspomnianego wcześniej art. 60 kk, nazywa się przestępców, którzy w zamian za obszerne wyjaśnienia i pogrążanie kompanów, mogą liczyć na znaczne złagodzenie kary. Instytucja ta określana jest także mianem „małego świadka koronnego”, ponieważ skruszony może zostać objęty ochroną, ale nie może liczyć na całkowitą bezkarność za swoje przestępstwa. Chęć zastania „sześćdziesiątką” to nic dziwnego, po każdej większej realizacji policyjnej, znajduje się przynajmniej jedna osoba, która nie zamierza tracić życia za kratami. Tyle tylko, że w tym przypadku deklarację taką składał świadek koronny. Na niewiele ta „skrucha” się zdała, bo prokurator uznał, że K. winien spędzić jakiś czas za kratami. <div class="facebook-paragraph"><div><span class="wiecej">#wieszwiecej</span><span>Polub nas</span></div><iframe allowtransparency="true" frameborder="0" height="27" scrolling="no" src="https://www.facebook.com/plugins/like.php?href=https%3A%2F%2Fwww.facebook.com%2Ftvp.info&width=450&layout=standard&action=like&show_faces=false&share=false&height=35&appId=825992797416546"></iframe></div> Mirosław K., wpadł w zasadzkę urządzoną w kwietniu 2020 r. przez kryminalnych z komendy stołecznej, którzy szukali sprawców wysadzania bankomatów w okolicach Warszawy. Dla policjantów udział „Mirona” w ekipie „rozbiórkowej”, nie był zaskoczeniem. Od kilku lat nazwisko K. pojawiało się przy tego typu sprawach. Tym razem wcześniej ustalili, że szykuje się do kolejnej roboty i dzięki dobrej pracy operacyjnej schwytali go na gorącym uczynku.<h2> Koronny ostrzelany przez policję </h2> <br>Stróże prawa mieli z „koronnym” do czynienia także w związku z innymi jego wybrykami. Mirosław K. jest prawdopodobnie pierwszym polskim świadkiem koronnym, do którego strzelała policja, a nie zdradzeni dawni kamraci. I to w dodatku dwa razy. <br><br>Pierwszy raz miał miejsce w czerwcu 2009 r. „Miron” ze swoim przybocznym Rafałem T. ps. Tołdi (też „skruszonym, ale tylko jako „sześćdziesiątka”, bez przywilejów „koronnego”), zatankowali audi A4 na jednej z warszawskich stacji paliw i odjechali bez płacenia. Po jakimś czasie namierzył ich jeden z patroli. Gdy funkcjonariusze chcieli zatrzymać złodziei paliwa, ci zaczęli uciekać. Gonitwę przez całe miasto zakończyło przestrzelenie opon auta uciekinierów. <br><br>Kolejny raz „Miron” i „Tołdi” zostali ostrzelani w sierpniu 2010 roku. Policjanci chcieli zatrzymać na warszawskim Zaciszu złodziei mitsubishi, które trafiło do lokalnej dziupli. Auto skradziono miesiąc wcześniej. Na miejscy pojawiło się dwóch mężczyzn w audi A4. Na widok funkcjonariuszy zaczęli uciekać i prawie przejechali policjantkę. Mundurowi otworzyli ogień. Kilka kul trafiło w samochód. Zatrzymali pasażera samochodu – „Mirona”. Kierowca, którym był „Tołdi” uciekł, ale wpadł niedługo później. <br><br> „Skruszeni”, nie ograniczali się jednak tylko do kradzieży samochodów czy paliwa. W grudniu 2009 r. zatrzymano ich za znacznie poważniejsze przestępstwo: uprowadzenie i wywiezienie do lasu młodego mieszkańca stołecznej Pragi. Grozili mu „wsadzeniem na wózek inwalidzki”, jeżeli nie odda im 50 tys. zł. Potem jak zwykle zatrzymanie oraz areszt.<h2> Upodobał sobie bankomaty </h2> <br>– Przez następne dziesięć lat „Mironowi” uzbierało się w sumie 11 postępowań prowadzonych przez śledczych z całej Polski. Absolutny rekord. Dla zwykłego zawodowego przestępcy to byłby niezły wynik, a w tym przypadku mówimy o świadku koronnym. <br><br>Zanim został zatrzymany przez stołecznych kryminalnych, K. uznał, że koniec z „głupotami” i pora się zabrać za przestępstwa przynoszące większy dochód. Jako że przestępstwa gospodarcze były dlań zbyt skomplikowane, a napady z bronią w ręku mogą się skończyć dwucyfrowym wyrokiem, postanowił okradać bankomaty. <br><br>Portalowi tvp.info udało się ustalić, że do 2019 r. Mirosław K. usłyszał w prokuraturach w kilku województwach kilkanaście zarzutów związanych głównie z okradaniem bankomatów.<h2>Jeden z wielu</h2> <br>W listopadzie 2017 roku „Miron” został zatrzymany przez policjantów z Biłgoraja i Lublina. Podczas akcji próbował uciekać samochodem, ale został zablokowany i musiał skapitulować. Według policjantów i śledczych z Prokuratury Okręgowej w Zamościu był zamieszany w próbę okradzenia dwóch bankomatów w maju 2017 roku w Biłgoraju. Wówczas to sprawcy włamali się do jednego ze sklepów. Udało im się wymontować sejf z jednej maszyny, w którym było ponad 300 tysięcy złotych. Złodzieje wybili dziurę w ścianie sklepu i próbowali włamać się do drugiego bankomatu. Nie udało im się jednak sforsować zabezpieczeń, w dodatku włączył się alarm. <br><br>Ustalenie sprawców zajęło śledczym kilka miesięcy. Wpadło trzech złodziei, a jeden z nich wskazał miejsce przy brzegu Sanu, gdzie wyrzucili opróżniony sejf. <br><br>Wobec Mirosława K. zapadło już kilka wyroków skazujących. Nie są one jednak prawomocne.<h2> Odpowie za 63 przestępstwa z przeszłości</h2> <br>Śledczy z warszawskich „pezetów” od kilku lat mieli za sprawą „swojego” podopiecznego poważany ból głowy. W końcu zdecydowali, że zarzuty, które Mirosław K. usłyszał w latach 2017-2020 dadzą wystarczającą podstawę do wszczęcia procedury zabrania gangsterowi statusu świadka koronnego. <br><br>Jak ustalił portal tvp.info doszło do tego przed kilkoma miesiącami, ale wszystko co dotyczy świadka koronnego jest objęte tajemnicą. Gangster nie odwołał się od tej decyzji. Dla „Mirona” oznacza to jedno: bardzo poważne kłopoty. Zgodnie z prawem, prokurator podejmie teraz zawieszone postępowanie przeciwko K. Dla „Mirona” to konieczność z wytłumaczenia się przed sądem z 63 zarzucanych mu czynów. A trzeba przyznać, że to dość poważne przestępstwa m.in. co najmniej dwa porwania. Za pierwszym razem wolność zakładnika miała kosztować milion marek, rodzina innej ofiary zapłaciła ok. 300 tys. zł. <br><br>Ta ostatnia sprawa o mało nie skończyła się śmiercią zakładnika. Grzegorz Ż został porwany sprzed swego domu w drugiej połowie lat 90. Kiedy wysiadł z samochodu, podbiegło do niego dwóch drabów w kominiarkach. Obezwładnili go, skuli kajdankami, a na głowę założyli płócienny worek. Potem Ż. trzymany był w domku letniskowym. Musiał napisać oświadczenie dla rodziny, które bandyci nagrali, a później puszczali rodzinie. <br><br>Kiedy porwany spróbował uciec, został niemal skatowany. Doznał m.in. poważnego złamania nogi. Część porywaczy była skłonna go zabić, ale przeważyła chęć zgarnięcia okupu. Mężczyzna odzyskał wolność, po zapłaceniu żądanej sumy. <br><br>Do tego dochodzą pobicia, handel narkotykami, napady na innych przestępców czy rabunek dwóch ciężarówek, w których były słodycze i kawa warte 500 tys. zł.<h2>Napad na przepustce</h2> <br>O charakterze „Mirona” i jego przestępczej duszy może świadczyć jeden z epizodów w jego barwnym życiu. Chodzi o zdarzenie z listopada 2005 r. Wówczas to Mirosław K. formalnie odsiadywał kilkunastoletni wyrok za udział w uprowadzeniu 17-letniego Kamila W., syna właściciela ubojni cieląt pod Wyszkowem (za jego uwolnienie bandyci domagali się miliona dolarów). <br><br>Ale tego dnia był na przepustce okolicznościowej i nie zamierzał marnować czasu na wolności. Skontaktował się, jak twierdził, z Grzegorzem G. ps. Gęba (liczącą się postacią w „Markach”) i Arturem W. ps. Rajtuz i zdecydowali o obrabowaniu Andrzeja M., właściciela kantoru z Niska. <br><br>Akcja przeprowadzona 23 listopada, nie poszła tak sprawnie, jak założyli nasi bohaterowie. Owszem udało się zabrać torbę z ok. 100 tys. zł, ale w czasie szarpaniny z napastnikami, napadnięty ściągnął kominiarkę z głowy „Mirona”. Został za to pobity przez napastników. <br><br>Dzień po napadzie Mirosław K. stawił się w zakładzie karnym, w związku z końcem przepustki. W następnym roku wywalczył już status świadka koronnego. Ale jak się szybko okazało, nie zmienił swoich przyzwyczajeń.<h2>Grupa markowska i „Mutanci”</h2> <br>Nie ma wątpliwości, że zarówno Mirosław K. jak i Rafał T. przyczynili się w dużej mierze do zatrzymań członków grupy z Marek i grupy „Mutantów”. Na jaw wyszły też kulisy kilku porwań, napadów i zabójstwa. <br><br>Gang markowski to jedna z najgroźniejszych zorganizowanych grup przestępczych w Polsce. Powstała w 1992 roku w Ząbkach i Markach. Bandyci byli początkowo luźno związani z gangiem braci N. - Henrykiem „Dziadem” i Wiesławem „Wariatem”. Pod koniec lat 90, gdy Andrzej Cz. odsiadywał kolejny wyrok, w grupie doszło do nieporozumień związanych z przywództwem. Szefem chciał być „Gilek”, przeciw któremu zbuntowali się „młodzi” skupieni wokół Jerzego B. ps. „Mutant”. Secesjoniści stworzyli własną grupę, która najpierw doprowadziła do wyeliminowania „Kikira”. <br><br> „Mutanci” stali też za zabójstwem podkom. Mirosław Żaka w podwarszawskich Parolach w marcu 2003 r. Przekonywali później, jakoby nie wiedzieli, że atakują policjantów. Myśleli, że to „przebierańcy” z innej grupy. <br><br>Podczas akcji zatrzymania głównych postaci grupy w 2003 r., w podwarszawskiej Magdalence zginęło dwóch antyterrorystów, a 16 zostało rannych. „żołnierze”. <br><br>Trzon grupy markowskiej został rozbity podczas akcji przeprowadzonej 11 grudnia 2007 roku. Za kraty trafili wszyscy liderzy bandy i najważniejsi jej żołnierze.<h2>Cenny, ale …</h2> <br>Walcząc o koronę „Miron” opowiadał m.in. o głośnym zabójstwie Andrzeja Cz. ps. Kikir, zastrzelonego w szpitalu przy ul. Szaserów. Śledczym bardzo zależało na rozliczeniu zleceniodawców zamachu. <br><br> W 2008 r. na podstawie zeznań „Mirona” śledczy przedstawili Markowi K. „Mułowi” zarzuty współudziału w podżeganiu do zabójstwa Andrzej Cz. ps. Kikir, szef gangu z podwarszawskich Marek. Po raz pierwszy gangsterzy próbowali zastrzelić „Kikira” 24 września 2000 r. na trasie Warszawa - Wyszków. BMW bossa została ostrzelane m.in. z kałasznikowa. Ranny „Kikir” trafił do szpitala przy ul. Szaserów. Do lecznicy kilkakrotnie jeździli, wedle skruszonego, Jerzy B. ps. Mutant i „Alik”, płatny zabójca z Ukrainy. Zamierzali dobić rannego, ale nie było okazji. „Miron” opowiadał, że w akcie desperacji buntownicy chcieli wrzucić granaty do Sali, w której leżał boss, albo podłożyć mu bombę. <br><br>Poirytowany „Alik” miał w końcu powiedzieć, że sam dokona egzekucji, ale chce za nią 100 tys. zł. Na zapłatę dla kilera miało się zrzucić kilku gangsterów, w tym „Muł”. 20 października 2000 r. Andrzej Cz. ps. Kikir, został zastrzelony w szpitalu przy ul. Szaserów. Zabójca oddał do niego siedem strzałów. Niedługo potem pochodzący z Ukrainy kiler, również dokonał żywota zamordowany przez gangsterów z „Mokotowa”. <br><br>W maju 2018 r. Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił wszystkich oskarżonych w sprawie zamachu na „Kikira”. Uznał, że same zeznania skruszonych to za mało do skazania podsądnych.