Raper Mata jest synem profesora prawa, wykładowcy UW i stałego komentatora sądowniczej rzeczywistości w stacji TVN prof. Marcina Matczaka. Ojciec bronił w „Magazynie Wyborczej” wulgarnych utworów syna, co spotkało się z krytyką ze strony publicysty „Tygodnika Powszechnego” Jacka Podsiadły.
Publicysta wskazał, że przeczytał artykuł profesora zatytułowany „Wolę, żeby chłopaki roztrzaskiwali butelki po piwie nad Wisłą, niż głowy rówieśników na wojnie”. W tekście prof. Matczak dokonuje analizy i interpretacji utworu swego syna pod tytułem „Schodki”.
Otóż na schodkach »jest cudownie normalnie, a chłopaki z Batorego nie muszą iść na śmierć. Niech idą na Orlenka i do Kerfa, byleby nie w stronę Pałacu Blanka, tam gdzie Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (...) trafiła w głowę kula snajpera, przez co straciliśmy być może największy nasz talent poetycki«”. „Czyli zdaniem ojca-konstytucjonalisty raper Mata, kupując na Orlenie i łojąc nad rzeką browary, ratuje poetów od śmierci z rąk najeźdźcy. Joł!” – komentuje.
Prof. Matczak tłumaczy syna
„Ponieważ mam pod nosem takie same i tak samo zawłaszczone przez pijaków schodki – tyle że nie nad Wisłą, a nad Odrą – przy lekturze »części wykładowej« rower składak mi się otworzył w piwnicy. Prof. celebr. Matczak pisze bowiem, że »często dochodzi tam do zderzenia młodzieżowej potrzeby bycia głośnym i przynależnej nieco starszym wiekowo grupom potrzeby ciszy«, co powoduje skargi mieszkańców” – zwraca uwagę.
„Tymczasem schodki to »miejsce, gdzie spotykasz się z innymi, śmiejesz się, pijesz, zakochujesz się i patrzysz na wodę albo niebo. (...) Jest to także miejsce, o które walczysz, jeżeli jest zagrożone. Egzystencja warszawskich Schodków była zagrożona przez skargi tych, którzy chcieli je młodym odebrać. O tym, żeby je natychmiast oddali, jest ta piosenka«” – ocenia Podsiadło.
#wieszwiecejPolub nas
W komentarzu wskazał, że twierdzenia prof. Matczaka nie do końca pokrywają się z rzeczywistością. „Że niby to patrzenia w wodę i miłości nam zabraniają, tak? Ale w utworze nie ma mowy o patrzeniu w wodę, jest za to o »stawianiu kloca«. Nie ma nic o zakochiwaniu się, chyba że tajemny związek z zakochaniem ma fraza »Ktoś się z kimś przelizał, ktoś się zrzygał« – podkreślił.
Publicysta odpowiedział Matczakowi, że „głęboko pacyfistyczny” utwór jego syna „jest ohydnym, agresywnym bełkotem beztalencia, któremu się wydaje, że jak użyje wulgaryzmu, to my, jebane stare baby, podkulimy ogony i przeprosimy, że żyjemy”. „W zasadzie nie jest konieczne, aby uczynić zadość jego prośbie i mu, excusez le mot, »dać w mordę«. Wystarczy, że Pan po nim posprząta na schodkach, bo smród straszny i psy sobie łapy na szkłach kaleczą. Tylko proszę się nie wyręczać »Ukrami«, jak synek Pański nazywa w swoim największym przeboju Ukraińców sprzątających apartamenty bogatym Polakom. Wiem, wiem, lepiej nazywać Ukraińców Ukrami, niż ich zabijać” – skomentował.