Za kadencji Holendra debiutował między innymi Robert Lewandowski. Latem 2006 roku w piłkarskiej Polsce znów nastał czas rozliczeń. Kadra narodowa wprawdzie po raz drugi z rzędu zakwalifikowała się do mistrzostw świata, ale znów nie potrafiła wyjść z grupy. Powtórzył się scenariusz z Korei – Biało-Czerwoni po raz kolejny zagrali „mecz otwarcia”, „mecz o wszystko” i „mecz o honor”. Po rozczarowującym występie z posadą pożegnał się Paweł Janas, którego zastąpił pierwszy od blisko pół wieku zagraniczny selekcjoner. Decyzja wcale nie należała do oczywistych. Tak naprawdę sprawa ważyła się do samego końca, bo <strong>Michał Listkiewicz</strong> – ówczesny prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej (PZPN) – nie był przekonany do pomysłu zmiany selekcjonera. Długo oczekiwano na raport podsumowujący pracę sztabu, a w mediach powszechnie krytykowano nie tylko wybory personalne, ale także brak zatrudnienia psychologa, na co oprócz Polski nie zdecydowała się wtedy żadna inna reprezentacja. <br /><br /> Ostateczna decyzja zapadła jeszcze przed ostatecznym rozstrzygnięciem mundialu. W gronie ewentualnych następców najczęściej przewijały się nazwiska <strong>Franciszka Smudy</strong> i <strong>Henryka Kasperczaka</strong>. Ten drugi jednak dopiero co związał się z Senegalem, a pierwszy zaledwie kilka tygodni wcześniej podpisał kontrakt z Lechem Poznań. Pomysł zatrudnienia „selekcjonera z zagranicy” wydawał się ciekawy, ale mało realistyczny ze względu na finanse i opór samego <strong>PZPN</strong>. <br /><br /> – Zawsze byłem zwolennikiem polskiej myśli szkoleniowej i polskich trenerów – mówił wówczas <strong>Antoni Piechniczek</strong>. <br><Br> Były selekcjoner jako przewodniczący związkowego wydziału szkolenia był jednym z głównych krytyków raportu przybliżającego kulisy nieudanego mundialu. Choć treści w nim nie brakowało, to skupiono się na podsumowaniu przygotowania kondycyjnego piłkarzy i sprawach medycznych, a nie na kwestiach czysto piłkarskich. <h2>Don Leo w Realu</h2> <br> Zaledwie kilka dni później podczas konferencji prasowej ogłoszono, że Janasa na stanowisku zastąpi Leo Beenhakker. 64-letni wówczas Holender również aktywnie uczestniczył w mundialu jako selekcjoner <strong>Trynidadu i Tobago</strong>. Paradoksalnie jego zespół ugrał podczas tej imprezy jeszcze mniej niż Polska, ale w powszechnej świadomości zostawił o wiele lepsze wrażenie. <br /><br /> W pierwszym meczu piłkarze z niewielkiej wyspy sensacyjnie zatrzymali faworyzowanych Szwedów (0:0). Wynik odbił się szerokim echem, bo piłkarze Beenhakkera całą drugą połowę grali w osłabieniu po czerwonej kartce. Mimo to <strong>Henrik Larsson</strong> i <strong>Zlatan Ibrahimović</strong> – legendarny szwedzki atak – nie potrafił znaleźć drogi do bramki. <br /><br /> W kolejnym występie niewiele zabrakło, a sytuację udałoby się powtórzyć z jeszcze trudniejszym rywalem. Reprezentanci Trynidadu i Tobago dzielnie odpierali ataki Anglików przez ponad 80 minut, ale w końcówce stracili dwa gole i przegrali. W trzecim występie przegrali 0:2 z Paragwajem i ostatecznie wylądowali na ostatnim miejscu w grupie B. Do domu wracali bez choćby jednego strzelonego gola, ale i tak ich występ przyjęto pozytywnie. <br /><br /> <h2>Wrócił do blasku fleszy</h2> <br> Dla Leo Beenhakkera ta przygoda była niespodziewanym powrotem w blask fleszy. W poprzednich latach najczęściej sprawdzał się w zaciszu klubowych gabinetów – jak dyrektor sportowy lub doradca. Jako trener największe sukcesy odnosił w XX wieku. Na głębokie wody wypłynął w <strong>Ajaksie Amsterdam</strong> – jesienią 1979 roku jako trener drużyny młodzieżowej dość nieoczekiwanie dostał możliwość pracy z pierwszym zespołem, który przeżywał poważny kryzys. <br /><br /> Mimo różnych perturbacji poprowadził drużynę do kolejnego mistrzostwa kraju. Zasłynął z odważnego wprowadzania do drużyny zdolnych nastolatków – to u niego debiutowali <strong>Frank Rijkaard</strong> i <strong>Wim Kleft</strong>, późniejsze legendy holenderskiego futbolu. W latach osiemdziesiątych w poszukiwaniu kolejnych wyzwań Beenhakker trafił do Hiszpanii. Z Realem Saragossą większych sukcesów nie odniósł, jednak imponował ofensywnym i bezkompromisowym stylem gry. <div class="facebook-paragraph"><div><span class="wiecej">#wieszwiecej </span><span>Polub nas</span></div><iframe allowtransparency="true" frameborder="0" height="27" scrolling="no" src="https://www.facebook.com/plugins/like.php?href=https%3A%2F%2Fwww.facebook.com%2Ftvp.info&width=450&layout=standard&action=like&show_faces=false&share=false&height=35&appId=825992797416546"></iframe></div> W 1986 roku Holender został trenerem <strong>Realu Madryt</strong>, który dopiero co pierwszy raz po sześciu latach przerwy odzyskał prymat w kraju. W drużynie nie brakowało wielkich nazwisk i trudnych charakterów – z <strong>Hugo Sanchezem</strong> i <strong>Jorge Valdano</strong> na czele. Beenhakker w trzy sezony stworzył kompletną drużynę, która nie tylko wygrywała mecze i trofea, ale też grała futbol atrakcyjny dla oka.Bilans mówi sam za siebie – każdy sezon kończył się mistrzostwem Hiszpanii i półfinałem Pucharu Europy. Ostatni rok Leo był najlepszy pod względem wyników – zespół nie przegrał 34 meczów z rzędu, bijąc klubowy rekord. Kryzys przyszedł jednak na finiszu – przegrana z Celtą (0:2) sprawiła, że Królewscy nie przeszli przez ligowy sezon niepokonani. <br><Br> O wiele bardziej bolało jednak lanie od <strong>Milanu</strong> w rewanżowym półfinale Pucharu Europy. Włoski zespół dowodzony przez <strong>Arrigo Sacchiego</strong> wygrał 5:0, a trzy gole strzelili Holendrzy – <strong>Marco van Basten, Ruud Gullit</strong> i doskonale znany Beenhakkerowi <strong>Frank Rijkaard</strong>. <br /><br /> Niedosyt w walce o najcenniejsze europejskie trofeum ostatecznie przesądził o rozstaniu z trenerem. Został po nim nie tylko rekord meczów bez porażki, ale także pierwszy w historii szpaler, jaki piłkarzom Realu zorganizowali zawodnicy <strong>Barcelony</strong> na swoim stadionie. <br><Br> „Don Leo” – jak zwali go już wówczas dziennikarze – zaliczył miękkie lądowanie w ojczyźnie. Z Ajaksem zdobył kolejne mistrzostwo kraju, a potem w awaryjnych okolicznościach został selekcjonerem reprezentacji. <br><br> <h2>Nieudana przygoda z Oranje</h2> <br> Przymiarki do objęcia najważniejszej posady w kraju robił już wcześniej – w drugiej połowie lat osiemdziesiątych doraźne zastępował chorującego Rinusa Michelsa. Holendrów na mistrzostwa świata w 1990 roku wprowadził jednak Thijs Libregts, ale tuż przed imprezą został zwolniony na wniosek zawodników. – Nie było chemii – ocenił wiele lat później <strong>Ruud Gullit</strong>, jeden z filarów kadry. <br /><br /> Beenhakker objął zespół, który w 1988 roku sięgnął po mistrzostwo Europy i był jednym z mundialowych faworytów. Holendrzy zremisowali jednak wszystkie trzy mecze grupowe, a w 1/8 finału odpadli z RFN.Mecz zapisał się w historii także za sprawą scysji Franka Rijkaarda z <strong>Rudim Voellerem</strong> – obaj dostali czerwone kartki już w pierwszej połowie, a Holender dwukrotnie opluł przeciwnika. Turniejowa klęska przesądziła o rozstaniu z selekcjonerem, którego zastąpił wracający z ostatnią misją <strong>Rinus Michels</strong>. <br /><br /> W kolejnych latach Beenhakker szukał przygód pod różnymi szerokościami geograficznymi. W 1992 roku na kilka miesięcy wrócił do Realu, aby ratować sezon. Jego zespół nie zdobył żadnego trofeum, a jemu podziękowano za pracę. Na moment zaufali mu także szejkowie – wydawało się, że to Holender poprowadzi <strong>Arabię Saudyjską</strong> podczas mundialu w 1994 roku, ale tuż przed imprezą stracił posadę. <br /><br /> W tamtym okresie pracował też w Szwajcarii, Turcji, a nawet w Meksyku. Do poważnej gry wrócił w 1999 roku, gdy prowadzony przez niego <strong>Feyenoord Rotterdam</strong> sięgnął po mistrzostwo Holandii. Znów przejął drużynę w kryzysie, którą potrafił postawić na nogi. Strzegący wtedy bramki Feyenoordu <strong>Jerzy Dudek</strong> wspominał, że szkoleniowiec był dla zawodników przede wszystkim partnerem do rozmów i tym zjednał sobie szatnię. <br /><br /> W 2000 roku Beenhakker nieoczekiwanie zamienił trenerską ławkę w Rotterdamie na dyrektorski gabinet w Amsterdamie. To właśnie jego inicjatywą było powierzenie drużyny niedoświadczonemu <strong>Ronaldowi Koemanowi</strong>. W 2005 roku równie niespodziewanie trenerski obieżyświat przejął kadrę Trynidadu i Tobago. Drużyna po trzech meczach eliminacji do mistrzostw świata miała na koncie zaledwie punkt. <br /><br /> Don Leo zaufał weteranom. Kapitanem zespołu został 35-letni <strong>Dwight Yorke</strong>, który w 1999 roku wygrał z Manchesterem United Ligę Mistrzów. Najważniejsze gole strzelał jednak <strong>Stern John</strong> – inny zawodnik z doświadczeniem w angielskiej Premier League. W ostatniej kolejce piłkarze Beenhakkera nieoczekiwanie pokonali Meksyk (2:1) i zapewnili sobie udział w interkontynentalnym barażu. Tam z kolei w dwumeczu udowodnili wyższość nad Bahrajnem i sensacja stała się faktem – piłkarze z wyspy liczącej nieco ponad milion mieszkańców po raz pierwszy w historii wywalczyli przepustkę na mundial. <br><Br> <h2>Cudowny początek i smutny koniec</h2> <br> Holender obejmował stery reprezentacji Polski z łatką cudotwórcy. Trafił jednak na wyjątkowo trudną grupę w eliminacjach – z faworyzowaną Portugalią, solidną Belgią, nieprzewidywalną Serbią, a także z Finlandią, Kazachstanem, Armenią i Azerbejdżanem. Zaczęło się najgorzej jak mogło – od sensacyjnej porażki (1:3) z Finami w Bydgoszczy.W październiku nikt już jednak o tym nie pamiętał. Dwa gole <strong>Euzebiusza Smolarka</strong> dały sensacyjną wygraną (2:1) nad Portugalią, która kilkanaście tygodni wcześniej grała w półfinale mistrzostw świata. Na boisku działy się cuda – <strong>Grzegorz Bronowicki</strong> wyłączył z gry <strong>Cristiano Ronaldo</strong>, a jeden z najlepszych meczów w narodowych barwach zaliczył wyszydzany <strong>Grzegorz Rasiak</strong>. <BR><BR> Beenhakker miał nosa i nie bał się trudnych decyzji. Gdy podczas wyjazdowego meczu z Kazachstanem nie układała się gra w środku pola, potrafił zdjąć z boiska <strong>Mariusza Lewandowskiego </strong> już w 30. minucie. Czasami miał też po prostu szczęście – jak wtedy, gdy <strong>Jacek Krzynówek</strong> w 90. minucie rewanżowego meczu z Portugalią zdecydował się na strzał z daleka, który po odbiciu się od pleców bramkarza uratował remis 2:2. <BR><BR> Ostatecznie Polacy wygrali najeżoną przeszkodami grupę, a Euzebiusz Smolarek w trakcie eliminacji strzelił więcej goli niż Cristiano Ronaldo. Czar prysnął jednak podczas samego turnieju. Beenahakker nie bał się eksperymentów – powołał do kadry między innymi <strong>Rogera Guerreiro</strong>. Urodzony w Brazylii rozgrywający był jedną z gwiazd <strong>Legii Warszawa</strong>, a polskie obywatelstwo otrzymał w kwietniu 2008 roku. <BR><BR> W składzie znaleźli się również <strong>Tomasz Zahorski</strong> i <strong>Michał Pazdan</strong>. W pierwszym występie Polacy przegrali (0:2) z Niemcami. O wszystkim miało więc zdecydować drugie starcie z Austrią. Polacy objęli prowadzenie po golu Rogera, ale mieli szczęście. W erze weryfikacji wideo (VAR) bramka nie zostałaby uznana, bo piłkarz znajdował się na spalonym. <BR><BR> <h2>Cudu nie było</h2> <Br> Wydawało się, że heroiczne wyczyny <strong>Artura Boruca</strong> między słupkami pozwolą dowieźć zwycięstwo. W samej końcówce Mariusz Lewandowski na oczach sędziego <strong>Howarda Webba</strong> faulował w polu karnym. Boruc skapitulował z jedenastu metrów, a do awansu potrzebny był cud. Do niego jednak nie doszło – Biało-Czerwoni przegrali z Chorwacją i odpadli z turnieju. <BR><BR> Holender mimo to pozostał na stanowisku. Wcześniej w XXI wieku na podobne traktowanie nie mogli liczyć Jerzy Engel i Paweł Janas - poprzednicy, którym również nie udało się wyjść z grupy podczas wielkiego turnieju. Don Leo kontynuował przebudowę kadry, ale ze zmiennym szczęściem. Warto jednak pamiętać, że to za jego kadencji w pierwszej reprezentacji zadebiutował – i to od razu strzelając gola – <strong>Robert Lewandowski</strong>. <br><Br> <img src="https://s.tvp.pl/repository/attachment/4/4/6/446ae7032ad7145311025c27ebb077441541685773263.jpg" width="100%"> <br> Odejście Beenhakkera odbiło się szerokim echem. We wrześniu 2009 roku Polacy w końcówce eliminacji do mistrzostw świata przegrali na wyjeździe 0:3 ze Słowenią. Selekcjonera tuż po meczu przed kamerami zwolnił <strong>Grzegorz Lato</strong> – ówczesny prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej (PZPN). <br /><br /> – Nie zamienię z nim więcej nawet słowa, nie uścisnę dłoni. Jestem pierwszy, który ponosi odpowiedzialność za to, jak grała reprezentacja. Byłem do zwolnienia, ale nie w taki sposób – tłumaczył Holender w rozmowie z „Rzeczpospolitą”. <br /><br /> Napięte relacje trwały od kilku miesięcy. W lutym 2009 roku Beenhakker został dyrektorem technicznym <strong>Feyenoordu Rotterdam</strong>, choć <strong>PZPN</strong> nie wyraził na to zgody. Praca z reprezentacją Polski była ostatnim wyzwaniem w jego szkoleniowej karierze – potem sprawdzał się już wyłącznie jako dyrektor.